2007-11-03

Kabaret Tuska i trupy cd



Dwa tygodnie temu obiecywali Irlandię, teraz drugi antykorupcyjny Hong Kong. Czy następna będzie Nowa Zelandia czy Wyspy Fidżi? A może do mnie przyjadą do Tuvalu i skopiują tutejsze prawo dotyczące mniejszości :-)?

Czy to możliwe by polityk romansował z dziennikarzem?

Skandal w szeregach szwedzkiego rządu. Co jest powodem? Romans polityka z dziennikarzem. Pani sekretarz stanu w kancelarii premiera została przyłapana jak całuje się z dziennikarzem. jaka była jej reakcja? Podała się do dymisji, natychmiast. Dziennikarz też już nie pracuje.

Co za głupi kraj? Jakie chore standardy! Że niby co? Mogło mieć to wpływ na sposób informowania o rządzie? Romans jednego polityka i jednego dziennikarza? Jakiś układ nieformalny między przedstawicielem rządu a mediami? No co oni poszaleli? U nas to codzienność i jakoś nie wpływa. Wszystkie media są obiektywne. Czy fakt że Jolanta Pieńkowska (TVN) była towarzyszką życia Andrzeja Celińskieg (LiD) miało wpływ na jej obiektywizm i stosunek do lewicowych polityków? Raczej nie;)

No ale na jednym fakcie nie można budować zasady. Lecz...

Jest jeszcze kilka przykładów obiektywności dziennikarzy w świetle romansów z politykami. Ale to już plotki i insynuacje więc nie będę pisał za CKwadratem:

"Sam Boni powiedział, że SB nakryła go u kobiety (a miał wtedy rodzinę, o którą tak się bał, że zgodził się na współpracę). Niektórzy już dwa lata temu pisali, że kobietą tą była TW "Biedronka", zaangażowana specjalnie do tego, aby pozyskać do współpracy Boniego. Według niektórych komentatorów TW "Biedronka" to dziennikarka. Nie będę jednak stawiał kropki nad i.."

A na ostatnią insynuację już zupełnie dowodów nie mam nawet w cytatach innych blogerów ale podobno, może inaczej, czy prawdą jest że Dominika Wielowieyska i Janusz Kaczmarek...? Nie, na pewno nie. Takie rzeczy to tylko w Szwecji.

2007-11-02

Tad9 odpowiada Leskiemu

Poniewaz odpowiedz ta nalezy juz w tej chwili do nieco starszych postow Leskiego wklejamy ja tutaj dla tych co przegapili.
http://krzysztofleski.salon24.pl/44260,index.html#comment_665098



"przepraszam i podtrzymuję (dłuższa odpowiedź dla Autora)


Kluczowa wydaje mi się odpowiedź na pytanie: czym było oświadczenie Boniego (oraz towarzysząca mu reakcja Tuska i innych polityków PO). Moim zdaniem – był to spektakl. Zresztą - sam ma Pan podobne wrażenie. Na pytanie z czym mieliśmy do czynienia odpowiedział Pan: „Tak, to wystąpienie tuż po wizycie u Tuska „pachniało spektaklem”. Ale nigdy takich oskarżeń nie stawiam, gdy nie wiem. Umiem zaś wyobrazić sobie, że tak im wyszło”. Nim przejdę do kwestii spektaklu – uwaga o zasadzie „nie stawiam takich oskarżeń, gdy nie wiem”. Otóż, mam wrażenie, że – trzymając się tej zasady – mordujemy publicystykę. Bo oznacza ona: „nie stawiam żadnych hipotez”. Szczęśliwie sam nie wydaje się Pan być takim rygorystą – weźmy choćby wpis „Mario przegiął na potęgę”, w którym pisał Pan: „organ państwa, CBA, włączył się jawnie i bezpośrednio w kampanię wyborczą” (”by wpłynąć na wynik wyborów”). Czy WIEDZIAŁ Pan o tym, czy też – po prostu – uważał Pan to za OCZYWISTE i nie potrafił sobie wyobrazić, że „tak im wyszło”? Przypuszczam, że to drugie. Ja uważam za oczywiste, że – w przypadku wyznań Boniego – mamy do czynienia ze spektaklem, a prawdopodobieństwo, , że było inaczej oceniam na 1 (nie był to spektakl) do 99 (był). Wobec powyższego wolałem pisać o spektaklu, niż brać pod uwagę ewentualność, którą uważam za (niemal) nieprawdopodobną.

Dobrze, ale jeśli spektakl - to po co? Tu najbardziej prawdopodobna wydaje mi się taka hipoteza: Boni dostał od Tuska propozycję objęcia jakiegoś urzędu (niekoniecznie ministerstwa, ale - znaczącego), panowie wiedzieli, że "jest problem" z przeszłością (i to wiedzieli nie od przedwczoraj), więc - odegrali to, co odegrali i czekali na reakcje. Czekali, podejrzewam, bez specjalnego napięcia - bo reakcję lobby antylustracyjnego można z góry przewidzieć. Wiadomo było, że znajdzie się sporo takich, którzy będą przedstawiać Boniego jako ofiarę (SB), która - do tego - może zostać skrzywdzona po raz drugi dziś - przez odrzucenie, potępienie, itd., itd. Wszystko to działa (na emocje) - jeśli skupimy się na Bonim z lat 80-tych, zapominając o Bonim z lat 90-tych. I w tym kierunku to mniej więcej poszło. Czy można by to nazwać grą na rzecz utrzymania Boniego w obiegu publicznym? Moim zdaniem – tak.

A skoro już założyliśmy, że mamy do czynienia ze spektaklem, możemy zająć się tematem: "spektakl a Pana teksty". No cóż - nadal twierdzę, że Pańskie teksty wpisały się w linię działania lobby antylustracyjnego („wpisanie się w linię” to jeszcze nie „przynależność do frontu” – sam pisząc tu teksty wpisałem się w mnóstwo linii, z którymi niekoniecznie mi po drodze). Linia antylustracyjna - pisałem o tym wyżej - jest prosta: gdy już nie da się zaprzeczyć, że X był uwikłany - robi się z niego męczennika, ofiarę SB. I wychodzi na to, że gdyby ktoś dziś chciał X-a w taki czy owaki sposób "potępić" - to dokłada cegiełkę do męczeństwa X. Kiedyś X-a męczyli SB-cy, dziś - nieludzcy lustratorzy ślepi na uwarunkowania epoki, okoliczności łagodzące, nejednoznaczność sytuacji itd., itd. A przecież X ma potencjał, który może służyć Polsce!

To prawda - pisał Pan, że Boni nie powinien obejmować urzędów. Ale - szczerze mówiąc - przypominało mi to scenę z „Juliusza Cezara” w której Antoniusz zastrzegając bez przerwy, że nie chce podburzać Rzymian przeciw spiskowcom i, że szanuje Brutusa – właśnie podburza... Boni nie powinien obejmować rządowej posady? Ale - właściwie dlaczego nie? Co stoi na przeszkodzie i na jakiej podstawie można orzekać o czymś takim? Bo skoro - nie będąc męczonym przez SB jak Sergiusz Kowalski - nie powinienem oceniać Boniego z lat 80-tych, to na czym mam się oprzeć orzekając czy Boni powinien, czy nie powinien brać urzędu? Chyba tylko na opinii Sergiusza Kowalskiego - jeśli zechce ją przedstawić... No - chyba, że porzucimy lata 80-te i zajmiemy się Bonim z lat 90-tych, ale - to już byłaby inna rozmowa, której Pan nie zaproponował.

Tak więc – podtrzymuję zasadnicze tezy mojego tekstu. Jeśli forma Pana uraziła – przepraszam.


I jeszcze uwaga o „wycieraniu gęby nazwiskiem”, eksponowaniu mojego tekstu na SG, oraz charakteru niektórych komentarzy pod nim - czy można - pisząc o tekście napisanym przez X - nie przywoływać nazwiska X? Można, ale bardziej naturalne wydaje mi się jednak przywołanie. Nie uważam czegoś podobnego za "wycieranie sobie gęby" czyimś nazwiskiem. Jeśli odebrał Pan to inaczej - przepraszam, nie miałem podobnych zamiarów. Przyznaję - brałem pod uwagę pewien "efekt marketingowy" - przywoływanie nazwisk nakręca dyskusję, ale nie wydawało mi się to zabiegiem szczególnie nagannym. Krótko mówiąc - umieszczenia przeze mnie w tytule wpisu Pańskiego nazwiska, nie uważam za coś znacząco różnego od umieszczenia przez Pana - w tytule wpisu - nazwiska Sergiusza Kowalskiego. Wpływu na to, gdzie lądują moje wpisy i jak długo tam są - nie mam. Oczywiście miło mi, gdy lądują na SG i wiszą tam długo. Jeśli chodzi o komentarze pojawiające się pod moimi wpisami - mam na nie wpływ o tyle, że mogę je kasować. Dotąd nie skasowałem żadnego, wychodząc z założenia, że świadczą o autorach (dobrze lub źle). Może trzeba będzie zmienić tą politykę..."

Krótki kurs dyplomacji

- Zaraz moment, to gdzie mam teraz wylądować ? W MSZ ? Świetnie !


- Juuuż leeecęęę......!


- Na kolanach już umiem. Jeszcze tylko kurs czołgania i jestem gotów !
Zdjęcia:AG/PAP

Czy PiS może przejąć rolę informacyjną mediów?

Sądząc z panującej atmosfery i ostatnich wydarzeń wokół Gazety Polskiej jest już pewne, że Partia Miłości zabierze się za zasypywanie podziałów w mediach bez zbędnych skrupułów i białych rękawiczek. Odbędzie się taka walka o atmosferę społecznego dialogu i pojednania, że kamień na kamieniu nie zostanie. Z mediami publicznymi pójdzie najłatwiej - gdy polecą głowy dyrektorów i kierowników redakcji, zwycięży genetyczny serwilizm dziennikarzy. Nawet dziesiątkować nie będzie potrzeby. Z Rzepą też łatwo sobie poradzą. W „imperium medialnym Rydzyka", zajmującym jakieś 2% rynku, nie pokładam żadnych nadziei: ich cytuje tylko Gazeta Wyborcza.

Co to oznacza w praktyce? Ni mniej ni więcej, tylko powrót do nieodległych czasów, gdy możliwe było skuteczne embargo informacyjne. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. No i po co babcię denerwować? Nie można wszak dopuścić, by siły reakcji sypały piasek w tryby maszyny do produkowania Drugiej Irlandii. Widać to już na etapie rozmów koalicyjnych PO i PSL - nawet informacji z „nieoficjalnych źródeł zbliżonych do...", kiedyś tak oczywistych w gazetach dziś nie ma. Tyle wiadomo, co oficjalnie swymi usty Tusk wyemituje. Żadnych plotek, żadnej giełdy. Ciiii, nie przeszkadzać, rząd się tworzy.


Wynik tej walki postu z karnawałem widać więc już jak na dłoni. A tu nawet żadnej Wolnej Europy już nie ma. Całą nadzieję więc pokładam w PiS - silnej i solidnie chronionej konstytucyjnie opozycji parlamentarnej. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by jakakolwiek gazeta (no, może z wyjątkiem Wyborczej - tam jest, jak wiadomo, wszystko możliwe) mogła skwitować choćby konferencję prasową JarKacza w Sejmie tekstem, że ten i coś tam, i owszem mówił, ale ponieważ to jakieś głupoty były, więc nie będą tego nawet cytować. Oczywiście uruchomione zostaną wnet wszelkie będące na podorędziu zagłuszarki i dyżurni reinterpretatorzy faktów, dający do przyswojenia wykształciuchom jedynie słuszną wykładnię informacji, ale casus zamilczenia afery Rywina będzie już nie do powtórzenia. Taką mam przynajmniej nadzieję.

TW Must powraca!

Co za szuja moderuje

Godzina 13.56 na szczycie SG paszkwil na Sakiewicza. Gratuluję. Jeszcze go poopluwajcie bo nie z głównego nurtu jest dziennikarzem. Takiego nie szkoda, no gdyby chociaż w Przekroju pracował, albo był kloszardem który bluzga na prezydenta czy premiera albo chociaż skorumpowaną dawną działaczką lewicową która z frustracji strzela sobie w pierś to doczekałby się laurki i sztabu autorytetów ujmujących się za nim, a tak? Trzeba promować mierny wpis jakiegoś galopującego frustrata, żeby upodlić.

Pamiętajcie, że ten kij ma dwa końce, zacznijmy zamykać dziennikarzy z powodów politycznych to na pewno będzie służyło Polsce.

I trochę mnie niepokoi że towarzysz Leski się nie odezwał w tej sprawie. To już nie gówniarzeria? Nie trolle? No nie, to skurwysyństwo.

PS.

I możecie mnie wywalić, bo ciśnie mi się tytuł moderator-skurwysyn, ale się powstrzymałem.

Kabaret Tuska i trupy cd.

Tusk, Putin, Kościół - jak to się ładnie układa

Donald Tusk chyba nie zauważył, że skończyła sie kampania wyborcza i sięga po elektorat LiD. No chyba, że zauważył i sięga po posłów LiD by mieć tę wymarzoną większość. Bo jak inaczej nazwać jego gotowość zatrudniania w rządzie karłów moralnych, ludzi którzy w PRLu wykazali się tą samą wrażliwością i siłą charakteru co folksdojcze i szabrownicy w czasie wojny. Za karę mają być oni skazani na cztery lata ciężkich robót w skurzanym fotelu pracując w rządzie u boku Tuska. Jak to mówi pewien profesor kojarzony z PO „warto być przyzwoitym...”

O przyzwoitości pamiętają także duchowni, dla których wczorajszy dzień – Wszystkich Świętych, stał się doskonałą okazja dla przypomnieniu wiernym życiorysów świętych godnych naśladowania... stop, zagalopowałem się, o hierarchach Polskiego Kościoła mówię..., oczywiście stal się pretekstem do przypomnienia wiernym jak słusznie wybrali w ostatnich wyborach i że już teraz „najważniejsze jest uznać i uszanować wybór narodu (...), bo 50 % głosujących to nie to samo co 30%”! Po czym abp Nycz , bo to z nim wywiad przeprowadziła telewizja WSI 24, w kolejnym zdaniu robi salto i wyznaje: „Źle się dzieje jeśli Kościół próbuje utożsamiać się z jedną partią”. Myślę, że formacja seminaryjna powinna zamienić dwa lata filozofii na psychologię albo psychiatrię, żeby starym zwyczajem Kościół mógł sam prać własne brudy.

Skoro wciąż przy jedynie słusznej partii jesteśmy, to Donald nadal rozdaje stanowiska zasłużonym. Właśnie podano , że Olechowski będzie szefem Orlenu. Cieszę sie, bo nie bardzo wiedziałem jak przejść z Nycza na Putina...

A skoro przy Putinie jesteśmy, to znów dobra wiadomość dla karłów moralnych i komunistyczno-socjalistycznych aparatczyków w Polsce ale szczególnie w UE. Otóż Wasz Car otwiera Instytut tropiący łamanie praw człowieka w UE! O dwa lata za późno by zrobić porządek z Polakami ale jest jeszcze kilka krajów w Unii które nie potrafią nawet wybrać partii rządzącej i omyłkowo wybrały sobie nacjonalistów, nazistów i skrajną prawicę i którym trzeba pomóc wyzwolić się spod okupacji. I jakoś nie dziwi mnie, że Bruksela poparła wstępnie ten pomysł, zawsze mówiłem, za Bukowskim, że to bolszewicy ubrani w piórka liberałów.

I na koniec dla tych, których to wszystko przeraża, denerwuje, stresuje i boją się o Polskę, krótki poradnik - jak używać wiedźmińskiego miecza;)

Odpracowywanie współpracy z SB w.. rządzie

Michał Boni, wskazywany jako kandydat na ministra pracy w rządzie Donalda Tuska, wyznał, że podpisał w 1985 roku deklarację współpracy z SB. W dokumentach służby występuje jako TW "Znak". Boni oświadczył jednak, że nie traktował współpracy poważnie, a rozmowami z SB nikogo nie naraził na niebezpieczeństwo.. Innymi słowy, tak jak ks. Maliński ewangelizował esbeków, on spotykał się z esbekami.. na małą czarną "w pobliskiej kawiarni".

"- Od 1987 roku wiedzieliśmy, że Boni na nas donosił. Zaczęły wtedy wpadać nasze offsety, czyli tajne drukarnie - powiedział prof. Mirosław Dakowski, który w latach 80. prowadził wraz z Andrzej Urbańskim podziemne wydawnictwo. Michał Boni był tam redaktorem. Później jedna z kobiet z naszego środowiska, o bardzo twardym charakterze, wydusiła z Michała Boni w 1987 roku przyznanie się, że na nas donosił." Według relacji profesora, podziemni drukarze zaczęli szukać ubeckiej wtyczki w swoich szeregach, gdy bezpieka nakryła kolejno kilka "offsetów" na których powstawała bibuła.

Komu wierzyć? Temu, który prawie 20 lat ukrywał fakt współpracy z SB i przyznał się do niej tylko dlatego, że "zmusiła" go do tego ustawa lustracyjna (jeśli objąłby stanowisko ministerialne, zostałby z automatu zlustrowany)? Czy profesorowi, który do żadnych stanowisk państwowych nie aspiruje i który przecież nie ma żadnego interesu w tym, aby kłamać.. Zresztą Boni już raz komedię odstawił - zaraz po przesłaniu do Sejmu listy Milczanowskiego, na której się znalazł, źle się poczuł i ostentacyjnie odwieziono go do szpitala. Grupa lewicowych intelektualistów, z Kuroniem na czele, wystosowała zaraz list w obronie czci Boniego.

Co mówi o Bonim przyszły premier? "Bardzo chciałbym, by odpracował także ten błąd i pomógł" - stwierdził Donald Tusk już po ujawnieniu przez Boniego faktów ze swojej przeszłości. Na państwowym etacie (już raczej nie ministra, lecz doradcy premiera), z naszych podatków. Istna katorga.

Na koniec wątek obyczajowy. Sam Boni powiedział, że SB nakryła go u kobiety (a miał wtedy rodzinę, o którą jak sam mówił tak się bał, że zgodził sie na współpracę). Niektórzy już dwa lata temu pisali, że kobietą tą była TW "Biedronka", zaangażowana specjalnie do tego, aby pozyskać do współpracy Boniego. Według niektórych komentatorów TW "Biedronka" to dziennikarka. Nie będę jednak stawiał kropki nad i..

Spór o agenta Leski contra Tad

Generalnie to agentów się nie broni bo to agenci i TW, chyba że agenci to nasi koledzy to wtedy chciałoby się im wierzyć ale ci którzy ich nie znają przestają mieć moralne prawo do tego żeby ich oceniać bo niewiedzą jak sami by postąpili i nie jest to wcale bronienie układu czy agentury.
Jakoś tak. Też nic z tego nie rozumiem ale to się nazywa ponoć relatywizm

Wybitni zmarli wg Onet- B. Blida


W tym roku pożegnaliśmy wiele wybitnych osób. Rok 2007 zostanie zapewne zapamiętany jako rok śmierci Ryszarda Kapuścińskiego, Luciano Pavarottiego, Michelangelo Antonioniego i Ingmara Bergmana - podaje portal Onet należący do grupy ITI.
Jednak do listy wybitnych zmarłych dopisuje jeszcze ... Barbarę Blidę, niech się ludziom koduje, że była wśród wybitnych i autorytetów. Proponuję dopisać jeszcze zmarłego niedawno Dziada, taki sam autorytet jak ona, może nawet wybitniejszy w pewnych dziedzinach.

2007-11-01

Zapomniany klimacik

aa-aa

lo-kt Jest rok 1990. Sluzba Bezpieczenstwa zostaje oficjalnie zlikwidowana. Jak korzysta z okazji do ukrycia niechlubnej przeszlosci jej konfident Michal Boni? Logika podpowiada, ze najbezpieczniejszym rozwiazaniem sprzyjajacym utrzymaniu tajemnicy jest zejscie ze swiecznika, usuniecie sie w cien, zajecie sie produkcja pieczatek, handlem dywanami czy tez importem spirytusu Royal. Ci ktorzy sie wczesniej domyslali jego szczurzej profesji i inni zawistnicy powinni dac spokoj wlascicielowi punktu kserograficznego. Strach stac w swietle jupiterow, tu beda sprawdzac i grzebac w przeszlosci. I tu staje sie rzecz bardzo dziwna, Michal Boni pcha sie coraz wyzej na swiecznik. Podsekretarz stanu, nastepnie minister. Gdziez sie podzial strach przed ujawnieniem zdrady ze wszawej przeszlosci? Kto rozwial ten strach? Kto przyszedl do Boniego i powiedzial: "Sluchaj stary, czym ty sie przejmujesz? Nie ty jeden jestes w takiej sytuacji. Wiekszosc z tych, ktorzy juz sa w rzadzie jest tak czy inaczej umoczona. Takiej szansy jak teraz nie bedziesz mial juz nigdy. Sa tacy, ktorzy sie skutecznie zatroszcza by prawda z tamtych lat nigdy na wierzch nie wyszla." Komu Boni zaufal? Kto przyszedl do Boniego? Oficer prowadzacy? Kiszczak? Czy moze ktos z komisji badajacej esbeckie archiwa?

Wszystkich Świętych...

...a nie jakieś tam Halloween...

Esbecy i TW ujawnijcie się. Są wolne miejsca w rządzie Tuska!



- Od 1987 roku wiedzieliśmy, że Boni na nas donosił. Zaczęły wtedy wpadać nasze offsety, czyli tajne drukarnie - powiedział serwisowi tvn24.pl prof. Mirosław Dakowski, który w latach 80. prowadził wraz z Andrzej Urbańskim (obecnie szefem TVP) podziemne wydawnictwo. Michał Boni był tam redaktorem.
- Ja współpracowałem na szczęście tylko z Andrzejem Urbańskim i dzięki temu Michał na mnie nie mógł donosić. Natomiast później "ostra szefowa" mikroregionu, w którym pracował Boni, przyznała, że wydusiła zeznanie, że Boni na nas donosił - powiedział Dakowski.

Stwierdził również, że środowisko pisma "Wola" od 1987 roku wiedziało, że "Michał sypie". Stało się tak, ponieważ po wielu wpadkach działacze podziemni zaczęli sprawdzać, skąd może pochodzić przeciek. Wówczas, według relacji Dakowskiego, Boni przyznał się do donoszenia. - Po odcięciu się od niego wpadki nadal się zdarzały, więc być może donosił jeszcze ktoś, wydaje mi się jednak, że ich ilość zmalała - dodał w rozmowie dla tvn24.pl. Boni, wymieniany jako kandydat na ministra pracy, wyznał, że w 1985 roku, pod groźbą szantażu, podpisał deklarację współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Opowiadał, że pod koniec sierpnia 1985 r. do mieszkania jego przyszłej żony w związku z jej działalnością opozycyjną weszła Służba Bezpieczeństwa. On sam szantażowany, poddany presji związanej z zagrożeniem, "że trzyletnia dziewczynka trafi do milicyjnej izby dziecka" podpisał dokumenty. - Ponieważ byłem w innym formalnym związku, będę narażony na plotki i informację o zdradzie małżeńskiej, po rozwiezieniu nas w różne miejsca, przy szantażu podjąłem decyzję, bojąc się, podpisania deklaracji współpracy z SB - mówił Boni.

Jak powiedział, SB nagabywała go od końca 1987 roku, przez cały 1988 do początku 1989 r. Zapewnił, że ani razu nikogo nie naraził na żadne niebezpieczeństwo.

W czyim imieniu mówi Frasyniuk: ,,Ludzie Solidarności wiedzieli...''?

SPOLECZENSTWO DEBILI

zilustrowane sondazem


faktem jest, ze sondaz zamieszczono na WSI24 wiec w wiarygodnosc nalezaloby watpic... gdyby nie wyniki ostatnich wyborow.

2007-10-31

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina ...

Oto mamy nową jakość w polityce po wygranej PO. Od dziś nie wolno mówić o obsadzaniu stołków swoimi tylko o pomocy w odpracowaniu błędów.

Na największych grzeszników czekają posady prezesów PKN Orlen i KGHM Polska Miedź. Casting już się zaczął.

Z wiarygodnych źródeł wiem, że pensjonariusze zakładów penitencjarnych masowo zaczęli pisać do premiera Tuska podania o przyjęcie do pracy ...

Transformacja ustrojowa z jajami w szufladzie (pełnej teczek)


Powiem krótko: mało mnie obchodzi, czy Boni szkodził kolegom swoją współpracą z SB. Niech to sobie wyjasniają między sobą przy kielichu albo na ubitej ziemi. Nie mieszam się do cudzych problemów osobistych.

Natomiast bardzo mnie obchodzi, jak się transformowało ustrój gospodarczy państwa po '89 z jajami ściśniętymi szufladą pełną esbeckich teczek.

Red. Pacewicz okazuje brak społecznego zaufania


“Zwyciężyliśmy” obwieszcza redaktor Pacewicz na łamach http://www.gazetawyborcza.pl/1,76498,4617728.html ale niech nas nie zwiedzie łagodny uśmiech zadowolenia na obliczu ViceNadredaktora (nie podejrzewamy Go przecież o jakiś płochy tryumfalizm, gdzieżby!). Zza inteligenckich okularów bowiem patrzy na nas Troska. Troska i Rozczarowanie.

Jakaż to ciemna chmura zaćmiewa blask bijący z wysokiego, bo sięgającego pleców, czoła Redaktora w obliczu glorii? Czyż wiedzeni słusznym i spontanicznym gniewem na barykady wzniesione z urn wyborczych, nie obroniliśmy Demokracji?

Obroniliśmy, ale jakoś tak bez przekonania. Bez odpowiednio utrwalonej świadomości ideowo-politycznej obroniliśmy. Jesteśmy jako ten lew z piosenki Kaczmarka: już wykonujemy polecenia tresera, ale jeszcze z niedostateczną ochotą. Jeszcze nie pokochaliśmy tresera. A zwłaszcza nie pokochaliśmy tresury.

Powiedzmy sobie szczerze: społeczeństwo nie dojrzało do Pacewicza. I Pacewicz zdaje sobie z tego sprawę. Wszak jeszcze tydzień przed wyborami, gotowi byliśmy, jak wskazywały sondaże, wybrać kaczofaszystostalinistów! Istnieje więc obawa, że znów będziemy gotowi błąd swój powtórzyć. Czy takiemu społeczeństwu można zaufać? Skądże. I Pacewicz nie ufa.

Tylko jak tu w takich warunkach budować Drugą Irlandię? “Większości ludzi można ufać, prawda? Może i prawda, ale nie w Polsce. Tak uważa tylko 11 proc. rodaków (co dziewiąty), i to także jest ostatnie miejsce w UE. Przed nami - choć niewiele - katolickie południe oraz postkomuna. Obywatelska Skandynawia - powyżej 50 proc.

Warto rzucić okiem na Grecję - 15 proc. ufnych, i Irlandię - 46 proc. Wielu specjalistów twierdzi, że właśnie ta różnica zdecydowała, że pierwszy z tych krajów zmarnował, a drugi wspaniale wykorzystał integrację z UE.”


A tu śmiertelna choroba braku zaufania, jak się okazuje, nie wybiera. I Ty, Redaktorze Pacewicz padłeś jej ofiarą? Koniec świata! I co teraz?

To już nie jest kabaret. To jest żalosne panie Tusk

- Chciałbym, żeby Michał Boni odpracował swój błąd i pomógł mi w rządzie - tak kandydat na premiera Donald Tusk skomentował dzisiejsze wyznanie Boniego o podpisaniu deklaracji współpracy z SB w 1985 r.

Tusk podkreślił, że zawsze cenił wiedzę Boniego i w tej kwestii zdania nie zmienił. - To publiczne oświadczenie, to nie jest warunek awansu, a wręcz przeciwnie - raczej kończy karierę. Jeśli proponowałem Michałowi Boniemu współpracę, to dlatego, że cenię jego doświadczenie - mówił Donald Tusk.


LiD i Geremek rządzi MSZ



Czy pan Schnepf będzie ambasadorem Polski w Argentynie? Mógłby znowu polować na Jana Kobylańskiego zgodnie z wytycznymi GW.

13 Grudzień POwraca - Sakiewicz i Hejke do aresztu!


Warszawski sąd wydał absolutnie bezprecedensową decyzję o zatrzymaniu na 48 godzin Tomasza Sakiewicza – redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” oraz jego zastępczyni Katarzyny Hejke. Zgodnie z nakazem sądu spędzić mają oni w areszcie... 13 grudnia.

Przeciwko Hejke
i Sakiewiczowi toczy się sprawa karna z prywatnego oskarżenia, wytoczona im przez TVN. Chodzi o publikację „WSI na wizji”, w której „Gazeta Polska” napisała, że Milan Subotić z TVN współpracował z wojskowymi służbami z czasów PRL oraz – po 1989 r. – z WSI.

Prawdziwości informacji
o współpracy z czasów PRL dowiodły niezbicie dokumenty. Z kolei fakt, że Subotić współpracował z WSI, potwierdziły informacje zawarte w raporcie o WSI. Mimo to TVN wniosła przeciwko dziennikarzom „Gazety Polskiej” sprawę karną. Oskarża ich o znieważenie z art. 212 kk.

Na wczorajszą rozprawę przed Sądem Rejonowym dla miasta stołecznego Warszawy Tomasz Sakiewicz nie stawił się, ponieważ przebywa zagranicą – usprawiedliwienie tej treści przedstawił jego adwokat. Natomiast do Katarzyny Hejke informacja
o dacie i godzinie rozprawy w ogóle nie dotarła.

Mimo to sąd – błędnie
i skandalicznie - zastosował art. 382 kpk, mówiący o możliwości zatrzymania osoby, która nie stawiła się na rozprawę bez usprawiedliwienia. Dodatkowo, kuriozalnie, wyznaczył termin 48 godzin przed rozprawą jako właściwy do zatrzymania obojga dziennikarzy.

„Gazeta Polska” wielokrotnie krytykowała
w swych publikacjach zarówno Platformę Obywatelską, która właśnie doszła do władzy, jak i patologiczne układy rządzące polskim sądownictwem (ostatnio w artykule „Sędziowska Camorra” z 09.10.2007.). Tym większe oburzenie musi budzić skandaliczna decyzja warszawskiego sądu, która musi być odebrana jako próba zamknięcia ust „Gazecie Polskiej”. Towarzyszy jej nasilająca się fala dziwnych wezwań na procesy i przesłuchania.

Do rangi symbolu urasta fakt, że kierownictwo „Gazety Polskiej” spędzić ma
w areszcie 13 grudnia (dzień później odbyć ma się rozprawa). Fakt ten każe zastanowić się, czy wypowiedzi o nowym 13 grudnia po odsunięciu od władzy zwolenników IV RP, były faktycznie bezpodstawne.

O sprawie poinformujemy jeszcze dziś Rzecznika Praw Obywatelskich oraz polskie
i międzynarodowe organizacje dziennikarskie, a także zajmujące się obroną praw człowieka.

Proszę wysłać tę informację do wszystkich znanych Wam instytucji, mediów, do przyjaciół i znajomych. Musimy tę sprawę nagłośnić. Podaję na początek adres:

Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich
Aleja Solidarności 77
00 - 090 Warszawa
telefon (+ 48 22) 55 17 700
fax. (+ 48 22) 827 64 53
e-mail rzecznik@rpo.gov.pl
Wymieniajmy się adresami, telefonami.

Proszę dzwonić do Rzecznika, jutro powinniśmy "zablokować" jego telefon.
Następne adresy:

Biuro Stowarzyszenia Amnesty International
ul. Piękna 66a, lokal 2, I piętro
00-672 Warszawa
tel/fax: (22) 827-60-00
e-mail: amnesty@amnesty.org.pl

Helsińska Fundacja Praw Człowieka
ul. Zgoda 11, 00-018 Warszawa
tel.: (48 22) 828 10 08
828 69 96
556 44 40
fax: (48 22) 556 44 50
e-mail: hfhr@hfhrpol.waw.pl

autor: Ryszard Kapuściński

Wpis pochodzi ze strony Klub Gazety Polskiej

MO przesłuchuje Donalda Tuska.

Monika Olejnik przesłuchiwała dzisiaj Donalda Tuska. Widać było, jak ją wkurzył. Instrukcja była jasna, miała Monika być spokojna i miła, ale nie wytrzymała. Zaczęła mu paskudnie dogryzać. Czym Monikę można wkurzyć? Cholera wie.
Tym razem nie wytrzymała, gdy pokazało się, że Duc Donald posługuje się rozumem bezmyślnie. Jest zaprogramowany. Kilka możliwie najkrótszych i łatwych do zapamiętania stereotypów. Jeden z nich jest chyba doskonale wszystkim znany:
- PiS w czasie swoich rządów nie zrobił nic. Kropka. Ten stereotyp ma drugi wariant:
- Jeśli nawet PiS coś zrobił, trzeba to natychmiast przerwać, bo jest nic nie warte.

To jest oczywisty i użyteczny do celów propagandy trik, wtłaczający publiczności przekonanie, że rzeczywiście nic. Dwa lata zmarnowane. Ale gdy chodzi o Mistrzostwa Europy w 2012 roku, to już naprawdę czasu jest mało. A Tusk, jak zdarta płyta, powtarzał w czasie przesłuchania:
- Trzeba "przerwać to, by uratować Mistrzostwa Europy 2012.
Monika wkurzyła się, gdy zorientowała się nagle, że dla Donka ten tekst, to nie trik.
On w to wierzy.
Dobrze, bufetowa jest wyjątkową kretynką, wszystko widzi osobno i po paru latach pracy w banku (NBP) może nie być jeszcze zorientowana, że prace przygotowawcze i uzgodnienia, które są potrzebne do złożenia u Wojewody wniosku o decyzję lokalizacyjną, to kawał konkretnej i niestety niewidocznej roboty, bez której nic nie można osiągnąć. Kto dowodził kiedyś przygotowaniem inwestycji, to wie jaki to czasochłonny koszmar. I ta idiotka twierdzi, że skoro dopiero coś takiego się dzieje, to znaczy, że PiS jeszcze nie zrobił nic i dlatego można się przymierzać do dowolnej lokalizacji. Ot, głupia. Gada o Służewcu, o którym cała Polska wie, że jest perłą w koronie wszystkich przekrętów w Warszawie.
Monika Olejnik zapewne świetnie rozumie chytry plan uskutecznienia spekulacji gruntami na Służewcu. Wymarzony przekręt wszystkich warszawskich chachmętów.
Ale wywalić taką robotę na śmieci, tylko dlatego, że Donald naprawdę wierzy w propagandowe numery Platformy?
Jak on w te gówniane gadki wierzy, to kim u cholery w tej cholernej loży wisielców jest?
Chyba nie szefem. Szef takie jazdy powinien ustawiać, a nie nabierać się na nie.
To jasne. Jeśli nie Tusk, to kto u diabła to ustawia?
No i Monika, córka ratownika, nie wytrzymała i ujawniła, że rozmawiała z tuskowym doradcą, który zrobił szefowi bryk. Zeszyt strategicznych gadek.
Tusk te gadki ryje na pamięć i posuwa jak z bakelitowej płyty.
A na deser, Monika pokazała Tuskowi, co doradcy radzą mu z oczami robić, aby nie wyglądał jak gauleiter. Tusk uśmiechnął się ładnie i zrobił rybę.
Kto tam w tej cholernej obywatelskiej sitwie rządzi?
Jeśli rząd, pod lipnym przywództwem Tuska, rzeczywiście przerwie tę robotę, "aby ją uratować", to ją spieprzy i zmarnuje, a na ratowanie wtedy już naprawdę nie będzie czasu.
To zwykły idiotyzm, widoczny nawet w przedszkolach.
Nie dziw, że Monikę Olejnik szlag trafia, w końcu nie po to przez dwa lata rżnie głupa, by nieoczekiwanie na głupa wyjść.

2007-10-30

Słodko/Gorzko

Ponieważ ochota publikowania w salonie24 u mnie (obecnie)...żadna,
zapraszam ewentualnie TU:

http://junona-szeptem.blogspot.com/2007/10/sodkogorzko.html

Pozdrawiam Listę obecności :)
Trwajcie...

Goniec - Wtorek - 30.10.2007 Toronto - Canada

Kopie dwoch artykulow z polonijnej gazety "Goniec"  http://www.goniec.net/

Niemiła niespodzianka

Joanna Wasilewska
Mississauga

W ostatnią sobotę odbyły się w Polskim Konsulacie na Lakeshore w Toronto wybory do Sejmu i Senatu RP. Wszystkich, którzy przyszli oddać swój głos, sądząc, że odbędzie się to szybko i sprawnie tak jak w czasie poprzednich wyborów, czekała niemiła niespodzianka.
Okazało się, że w Toronto liczba zainteresowanych wyborami była znacznie większa niż dwa lata temu. Od rana kolejka do głosowania ciągnęła się ulicą Lakeshore spory kawałek od konsulatu. Średni czas oczekiwania wynosił około dwóch godzin. Niektórzy z braku czasu musieli zrezygnować z głosowania, inni po godzinie stania decydowali się na przyjście w późniejszych godzinach. Byli i tacy, którzy przychodzili po kilka razy z nadzieją, że trafią na moment, kiedy korek się rozładuje. Najbardziej zawiedli się ci, którzy postanowili zagłosować pod sam wieczór.
Przed ósmą wieczorem, wyznaczoną jako godzina zamknięcia lokalu wyborczego, napięcie zaczęło wzrastać, tym bardziej że wśród oczekujących kręcił się pan, informując, że o ósmej zamkną bramę konsulatu i zagłosować nie będzie można. Zdenerwowanych ludzi uspokajał konsul Konowrocki, który chodząc wzdłuż kolejki, przepraszał za opóźnienia i zapewniał, że wszyscy, którzy przyszli przed ósmą, będą mogli zagłosować. Około pół do dziewiątej zaproszono wszystkich na teren konsulatu i zamknięto bramę.
Długie oczekiwanie sprzyjało nawiązywaniu rozmów. Jeden z wyborców wyjął harmonijkę ustną i próbował umilać innym czas oczekiwania. Inny pan, przedstawiając się z imienia i nazwiska, informował, że jest agitatorem, i namawiał do głosowania na PiS. U części zwolenników PiS-u wzbudziło to aplauz, u części kolejki zgorszenie, że naruszana jest cisza wyborcza i powaga aktu głosowania. Wielu ludzi wyrażało głośno niezadowolenie z organizacji wyborów, tym bardziej że część osób czuła się poszkodowana, bo głosujący z nazwiskami na literę od P do Z wchodzili bez kolejki.
W momencie głosowania wyjaśniła się przyczyna opóźnień. Powołana przez konsula komisja wyborcza pracowała bardzo sprawnie, sprawdzanie danych i wydawanie kart odbywało się błyskawicznie. Problemem okazała się za mała liczba kabin do głosowania. Znalezienie właściwej listy wyborczej w książeczce z kandydatami do Sejmu wymagało trochę czasu (notabene w Polsce kandydaci umieszczeni byli na jednym dużym podstemplowanym arkuszu, a w Toronto arkusz ten pocięto i zszyto w formie książeczki). Ostatni głosujący nie chcieli już czekać i rezygnowali z tajności głosowania, skreślając nazwiska na ścianie lub na kolanie.
Z danych przedstawionych przez komisję wyborczą wynika, że około 700 osób, które wcześniej zgłosiły swoje nazwiska do spisu wyborców, nie przyszło głosować. Być może przyczyniły się do tego perturbacje organizacyjne. Możemy się jedynie pocieszać, że w Irlandii było gorzej.



PO wygrała na kompleksach

Andrzej Kumor
Mississauga


Piszę ciężkim piórem, kibicowałem PiS-owi, ponieważ formacja ta zmieniła standardy polskiej polityki, zaczęła dekonstruować republikę kolesiów, uderzyła w układ i pozwalała mieć nadzieję na zdetronizowanie polskiej oligarchii, a tym samym odkorkowanie energii narodu.
Po raz pierwszy też ktoś robił politykę zagraniczną bez kompleksów i zaściankowości; bez oglądania się na to, czy w Paryżu ładnie o nas mówią, czy Berlin jest z nas zadowolony.
Można Kaczyńskim wytknąć sporo grzechów, jedno jest pewne, że pokazali, iż są politykami - ludźmi, którzy nie tylko potrafią gadać - jak większość prawicowego folkloru w rodzaju JKM, ale również działać - zbudować partię kadrową i sięgnąć po władzę. Jak na polskie warunki, fakt, że coś takiego zrobili ludzie spoza układu, to spore osiągnięcie.
Czego zabrakło?
- Przede wszystkim nowoczesnego, pozytywnego opakowania, pokazującego dodatnie strony niepodległej Polski i ignorującego przeciwników na zasadzie pieski szczekają, "my idziemy ku świetlanej przyszłości".
We współczesnym świecie opakowanie wiele robi - wystarczy posłuchać opinii o takiej - powiedzmy - prezydentowej Kwaśniewskiej i innych odrobionych kobietach wokółpartyjnych. Czasy, kiedy można było polegać na samym przesłaniu, dawno minęły, dzisiaj trzeba zadbać, aby prawda się sprzedała.
Po drugie, mimo całkiem słusznych prac, nad uratowaniem polskiej wizji przeszłości, rząd Kaczyńskiego zaniedbał zwykłego Polaka, który chce się bogacić we własnym kraju, a nie może tego robić, bo ma związane przepisami ręce i pół nogi. Kaczyńscy - w rzeczy samej bardzo podejrzliwie podchodzący do puszczenia rynku na żywioł, nie zlikwidowali urzędniczej biurokracji blokującej polskiemu dorobkiewiczowi dojście do mamony.
Trzecia rzecz to nieodwzajemniona miłość do USA. Stawiało to pod znakiem zapytania deklarowaną troskę o polski interes w bojach z Europą. Nikt bowiem do końca nie wytłumaczył, dlaczego polskie wojska mają tkwić w Iraku i co dobrego wynika dla Polski z afgańskiej misji ekspedycyjnej. Wiem, że to nie Kaczyńscy wysłali tam żołnierzy, ale jednak ich amerykańskie kontakty naznaczone były dziwną miękkością, gdy porównać jej do stosunków z Niemcami.
A tymczasem politycy Waszyngtonu jak jeden mąż deklarowali poparcie dla wielomiliardowych roszczeń żydowskich wobec Polski. Czyli: wobec roszczeń ziomkostw rząd był twardy i żądał od Berlina jasnych deklaracji, zaś w przypadku amerykańskim nie. Tej niekonsekwencji, nigdy nie wytłumaczono.
Wynik polskich wyborów to nie katastrofa - ot, koniec jakiegoś etapu. Oczywiście, postkomunistyczne mordy bardzo się ucieszyły, bo nikt im nie będzie już odbierał krociowych emerytur czy straszył dekomunizacją.
Smutne też, że w Polsce nadal obowiązuje prowincjonalna zaściankowość, przez co działają stwierdzenia, o tym jak to Europa nas teraz będzie lubić. Jak to wiele razy podkreślałem na tych łamach, Zachód nie ma nas "lubić", lecz ma szanować nasze interesy. Za przeproszeniem, guzik mnie obchodzi, czy Polska jest lubiana w Berlinie, czy nielubiana, ważne jest, czy zarabiają Niemcy czy Polacy, czy bogacą się Niemcy czy Polacy, i ważne, aby nikt Polakom z góry nie perswadował, jak mają żyć i co robić.
Na tej nucie propaganda PiS-u niestety nie pojechała. A można było, bo nic tak nie działa, jak uświadomienie osobom podszytym poczuciem bycia gorszym, że w rzeczy samej PO jedzie na ich kompleksach jak na koniku. Zabrakło mi w propagandzie PiS-u wykreowania wizerunku nowoczesnego Polaka - narodowca, człowieka obytego, oczytanego, świadomego własnej wielowiekowej wysokiej kultury.
Niepodległość to możliwość decydowania o sobie. Tymczasem traktat konstytucyjny został podpisany i Polska chwilę po rzekomym zrzuceniu czerwonych kajdan, ponownie zzuła część suwerenności. Tym razem dobrowolnie, bez wojny i bez rozbiorów.
Mimo to, jeśli ktoś krytykuje politykę zagraniczną Warszawy, to warto też pokazać, że w okresie "kaczyzmu" była ona podobna w swej stanowczości i obronie "swego" do polityki Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Po raz pierwszy - wbrew tyradom Bartoszewskiego i jemu podobnych dyplomatołków, Polska przestała się nadstawiać do poklepywania, a zaczęła zajmować pozycję międzynarodową należną 40-milionowemu narodowi osiadłemu w samym sercu kontynentu.
Z doświadczenia 20 lat mieszkania poza Polską mogę śmiało powiedzieć, że w dyplomacji nie liczy się, czy ktoś jest gładki, obyty, mówi płynnie językami i trzyma małą łyżeczkę tak jak należy - liczy się to, czy broni swoich ludzi - w tym wypadku 40-milionowego narodu, który wielu Niemców, Francuzów czy Włochów widzi najchętniej w roli gawiedzi do pasania kóz.
PO, partia ludzi plastelinowych, owinęła się w cukierkowe opakowanie, zdobywając głosy nie tych sfrustrowanych - jak dawniej PiS - lecz tych, co "chcieliby normalnie". Niestety, udało się im.
PiS się przeliczył, ponieważ pozwolił sobie przyprawić gębę. Bezpośrednią odpowiedzialność za to ponosi Jarosław Kaczyński. W normalnej sytuacji po przegranych wyborach lider ugrupowania podaje się do dymisji. Jednak jeśli wyjąć Kaczyńskiego, to co z PiS-u zostanie?

Specjaliści z PO - Zdrojewski radzieckim człowiekiem pracy


Polecam wpis na blogu Pana Romualda Szeremietiewa na temat specjalisty od wszystkiego Posła Bogdana Zdrojewskiego, który w dwa lata zdobył odpowiednie kwalifikacje by być i ministrem kultury i ministrem obrony narodowej. Zdolnych ludzi ma Platforma. Jak zauważył właściciel bloga awansują jak radzieccy ludzie pracy - „maja familia Tarapuńko, mnie partia z milicji posłała w artisty”

(...) oto ostatnio Zdrojewski, zaskoczył mnie. Udzielił wywiadu gazecie „Fakt” (cytat za gazetą „Dziennik” z 27 października br.

Pytają go, a on odpowiada: ""Jest pan typowany na ministra obrony lub ministra kultury w nowym rządzie. Te dwa resorty bardzo się od siebie różnią..."" "Bardzo się cieszę z tej rozpiętości. Pracowałem na nią ostatnie 3-4 lata. Zależało mi na tym, aby wyjść z wąskiego, choć ważnego pola samorządowego, i widzę, że zostało to dostrzeżone. Najpierw niezwykle intensywnie zajmowałem się kulturą, a przez ostatnie dwa lata obroną narodową. Decyzja oczywiście należy do Donalda Tuska." Pan Zdrojewski uważa, że może objąć stanowiska wymagające tak różnych kwalifikacji jak resort kultury i resort obrony. Twierdzi, że zdobył niezbędne kwalifikacje zarówno do kierowania wojskiem jak i artystami. Na stronie internetowej pana posła czytamy o jego wykształceniu i pracy zanim został prezydentem Wrocławia: Policealne Studium Ekonomiczne - technik ekonomiki i organizacji przedsiębiorstw 1977-1979. Technikum Fotograficzne (nie ukończone: początek studiów) 1978-1979. Uniwersytet Wrocławski - mgr Filozofii 1979-1983 i mgr Kulturoznawstwa 1982-1985. Ukończone Studium Kształcenia i Doskonalenia Pedagogicznego Nauczycieli Akademickich 1986. Studia doktoranckie na Uniwersytecie Wrocławskim 1989-1990 I o pracy związanej z kulturą: Spółdzielnia Mieszkaniowa "Metalowiec" instruktor fotografii i instruktor ds. społ. 1986-1988. Pracownik naukowy w Katedrze Socjologii i Polityki Społecznej Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu 1983 – 1990. Pracownik naukowy Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego 1989 – 1995. Od 1995 roku urlopowany. ::Kwalifikacje posła Zdrojewskiego w dziedzinie obrony nie wyglądają tak dobrze jak w przypadku kultury. Ukończony w 1995 r Kurs Obrony Cywilnej (zarządzanie kryzysowe) w Akademii Obrony Narodowej i przewodniczenie przez dwa lata (2005-2007) sejmowej komisji obrony. W czasie PRL siedziałem w więzieniu w Barczewie. W bibliotece więziennej były książki pamiętające czasy stalinowskie. Z upodobaniem wybieraliśmy takie publikacje zawierające perełki sowieckiego humoru mimo woli. Czytaliśmy je na głos w celi pokładając się ze śmiechu. Przypomina mi się fragment dzieła poświęconego awansowi społecznemu „radzieckich ludzi pracy”. Wypowiadał się w nim w ten sposób jeden osobnik: „maja familia Tarapuńko, mnie partia z milicji posłała w artisty”.

Pamiętajmy o ofiarach i zbrodniach komunizmu. Miejsca kaźni Polaków - blisko 500 obiektów

W 1989 roku Polakom ogłoszono w telewizji, że właśnie zakończył sie komunizm.

Ile prawdy było w tym oświadczeniu? Każdy z uważnych obserwatorów przemian zachodzących w III RP wie dobrze, że nie jest to prawdą. Instytut Pamięci Narodowej, powołany z dużym opóźnieniem i wciąż atakowany przez lewicę dokumentuje zbrodnie komunistów na narodzie polskim.

Dzisiaj wywiad z Januszem Kurtyką i kolejna informacja o zniszczeniu wystawy "Twarze bezpieki".

Niewygodna prawda

Już drugi raz w ciągu kilku ostatnich dni zniszczona została wystawa IPN w Tarnobrzegu pt. "Twarze rzeszowskiej bezpieki". W nocy z niedzieli na poniedziałek nieznani sprawcy zdewastowali osiem fotogramów z biogramami ubeków i esbeków. Kilka dni temu zniszczono trzy pierwsze tablice.

Wystawa została zorganizowana na wprost dawnej katowni komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa. Ekspozycja podsumowuje dotychczasowe badania historyków z IPN dotyczące funkcjonowania komunistycznego aparatu bezpieczeństwa w Polsce południowo-wschodniej w latach 1944-1989 i jak widać - mimo upływu lat - wciąż znajdują się ludzie, którym odkrywanie prawdy o czasach minionych się nie podoba.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20071030&id=po54.txt

sumienie narodu ...'wybranego'

Kurtyka: Pamiętajmy o ofiarach i zbrodniach komunizmu

W ramach programu "Śladami zbrodni" badamy w pierwszym rzędzie miejsca kaźni Polaków - blisko 500 obiektów b. siedzib powiatowych i wojewódzkich urzędów bezpieczeństwa, więzienia i areszty, obozy oraz placówki NKWD. Czy nie zasługują na zyskanie rangi zabytków? - pisze w "Fakcie" Janusz Kurtyka, prezes IPN.

Niech miejsca te zostaną na powrót odkryte dla lokalnych społeczności jako miejsca pamięci o zbrodniach, tych konkretnych, najtrwalszych, związanych z losami bliskich, niech staną się dla owych społeczności trwałymi - materialnymi dowodami - punktami odniesienia w toczącej się ogólnospołecznej dyskusji o istocie władzy komunistycznej w Polsce.




Zbrodnie popełnione przez polskich komunistów, przy znaczącym wsparciu sowieckiego aparatu bezpieczeństwa zdają się być już szczegółowo opisane i upublicznione. Jest to jednak obraz pozorny i powierzchowny. Mechanizmy powstawania owych zbrodni, a przede wszystkim ich skala nie jest dokładnie przebadana, a wiedza na ich temat ogranicza się nadal do wąskiego kręgu, historyków i rodzin bezpośrednio dotkniętych traumą tragicznych w skutkach represji.

Od momentu ujawnienia w latach 1955-56 cząstki prawdy o owych zbrodniach władze komunistyczne skutecznie dbały o maksymalne jej zafałszowanie. W ten oto sposób zostało ukute i ugruntowane w odbiorze społecznym określenie "zbrodnie stalinowskie", a także przekonanie o winie za owe zbrodnie ograniczające się wyłącznie do pewnej grupy funkcjonariuszy resortu.


Zdjęcie wykonane przez UB we wsi Malinówka. Ciała mjr. Antoniego Żubryda "Zucha" i jego żony Janiny, zastrzelonych przez agenta UB Jerzego Vaulina.

Owa przedziwna pewność kierownictwa PZPR i MSW sprawowania wiecznej roli kierowniczej w Polsce spowodowała, iż porzucone i zapomniane przez ową władzę ślady zbrodni dotrwały w sporym procencie do roku 1989 r., dając unikalną wprost szansę na pełne odkrycie prawdy o tym zbrodniczym systemie.

Wtedy na ścianach wielu katowni bezpieki z inicjatywy środowisk kombatanckich zaczęły się wprawdzie pojawiać tablice pamiątkowe informujące o ofiarach, jednak prawie nigdzie działaniom tym nie towarzyszyły akcje zmierzające do zachowania istniejących w ich murach pamiątek, nie mówiąc już o tworzeniu z nich placówek muzealnych.

W efekcie w latach 90. zniszczeniu bezpowrotnemu uległa większość substancji zabytkowej istniejącej jeszcze w katowniach komunistycznej bezpieki. Dotyczyło to zarówno terenu, jak i miejsc najbardziej znanych, wręcz symbolicznych, których ranga - z uwagi chociażby na skalę zbrodni - nie odbiegała od powszechnie uznawanej i niekwestionowanej pozycji - np. Pawiaka, czy siedziby gestapo przy al. Szucha.

Henryk Flame, Zabójstwo Bartka w gospodzie w Zabrzegu koło Czechowic-Dziedzic

Henryk Flame, Zabójstwo Bartka w gospodzie w Zabrzegu koło Czechowic-Dziedzico

W ten oto sposób bezpowrotnie stracono istniejące jeszcze ślady w areszcie śledczym przy ulicy Rakowieckiej – miejscu, w którym mordowano dowódców podziemia niepodległościowego, w sumie ponad tysiąc osób. Pięć lat temu - o czym warto wspomnieć - nieodnowione pozostawało nadal przejście podziemne do tzw. Pałacu Cudów, wraz z kotłownią, w której najprawdopodobniej wykonywano wyroki śmierci. W ramach kompleksowego remontu zniknęły ostatnie pozostałości poprzedniej funkcji Pałacu.

http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=209&ShowArticleId=65786

Warto przeczytać cały artykuł. Szef IPN ukazuje nam w nim politykę poprzednich rządów III RP sprzyjającą zacieraniu śladów zbrodni.

Zadaje retoryczne pytanie:

Czy pamięć o tych sprawach ma wygasnąć razem ze śmiercią ostatnich świadków? Czy pozostać ma jedynie na kartach książek - jako coraz mniej realny abstrakt? Czy rację historyczną mamy przyznać katom?

Kabaret Tuska i trupy (8)

2007-10-29

Grzeszki Polaków

Edelman mówi w Dzienniku: „Kaczyńscy jedynie udawali, że dbają o społeczeństwo - w rzeczywistości chcieli tylko centralizować swoją władzę i wypominać Polakom ich grzeszki sprzed 50 lat. Nie powinniśmy się jednak oglądać za siebie i rozliczać przeszłości, tylko postawić na to, co będzie jutro.”

Jakie grzeszki Kaczyńscy wyciągali Polakom? Czy jeżeli IPN w swojej publikacji napisze, że autorytet moralny Gazety Wyborczej Zygmunt Bauman współpracował z NKWD a następnie z UB, to jest to wyciąganie grzeszków Polakom przez Kaczyńskich? Czy jeżeli dziennikarze dotrą do informacji i ją ujawnią, że inny autorytet Gazety Wyborczej ksiądz Czajkowski przez jedno ćwierćwiecze współpracował z SB, a przez następne ćwierć wieku ukrywał ten fakt uchodząc jednocześnie za autorytet Gazety Wyborczej, to jest to wyciąganie grzeszków Polakom przez tychże Kaczyńskich? A ujawnienie współpracy z SB olbrzymiego autorytetu moralnego Andrzeja Szczypiorskiego jest wypominaniem grzeszków Polakom? A czy nie przemilczanie faktu służenia reżimowi komunistycznemu żyjących i nieżyjących autorytetów poczynając na Kołakowskim przez Janion, Konwickiego, a kończąc na Miłoszu, Brandysie jest wyciąganiem grzeszków Polakom? Należy wyciągać grzeszki zbiorowe, czy grzeszki indywidualne? Jeżeli zgodzimy się, że nie należy wyciągać grzeszków indywidualnych, to czy z największej moralnej kreatury nie można uczynić autorytetu moralnego?

Ponieważ mam dziwne wrażenie, że Edelmanowi się odmieniło wpisuję do wyszukiwarki „Edelman Polacy Jedwabne” i rzeczywiście …. wypisuję kilka cytatów.

rekontra

Kabaret Tuska i trupy (7)

TUSK Development czyli każdy orze jak może!

„...a w Grójcu zamiast jabłkami,
Tusk handluje mieszkaniami...”



Każdy orze jak może. To powiedzenie ma w Polsce długa tradycję i do dziś jest jednym z najpopularniejszych określeń zaradności i przedsiębiorczości. Szczególnie ochoczo podejmują sens hasła, kręgi liberalne. Z takiego to założenia wychodzą też „platformerskie” VIP-y. Prócz działalności społeczneo-politycznej wynikającej z mandatu publicznego, zajmują się własnymi wielkimi interesami i małymi interesikami.

W minioną sobotę, na skutek czystego zbiegu okoliczności, w drodze powrotnej do Stolicy, zawitałem do miejscowości Grójec. Niewtajemniczonym napiszę, że jest średniej wielkości miasto w centralnej Polsce i stolica „zagłębia jabłkowego” .
Wraz z małżonką trafiliśmy tam z uwagi na potrzebę zakupu niektórych produktów (bojąc się, że zanim dojedziemy do Warszawy nasz sklep będzie już zamknięty). W poszukiwaniu spożywczego dyskontu przemierzaliśmy z wolna ulice miasta. Najprawdopodobniej to „Palec Boży” czy „Ręka Opatrzności” skierowała mnie w kierunku pięknie odnowionego kompleksu budynków niskiej zabudowy. Na jednym z nich widniał piękny, nowiutki i bijący po oczach banner-szyld TUSK Development Sp. z o.o.

W pierwszej chwili wzrok mój, przebiegł po szyldzie zupełnie łagodnie. Po gorącym okresie wyborczym pozostająca ciągle na słupach, budynkach cała masa znanych nazwisk i promiennych twarzy, nie budzi już żadnych emocji. Po chwili jednak wzrok powrotnie powrócił na szyld. Uwagę moją przykuły dwa Gryfy Pomorskie dzielnie stojące po obu stronach banneru. Czyżby aż taki zbieg okoliczności? Nazwisko Tusk obok symbolu rodzinnego regionu, przyszłego premiera?
W tym miejscu przypomniało mi się przytoczone na wstępie powiedzenie „Każdy orze jak może”. Czyżby możliwości i ambicje biznesowe przewodniczącego Tuska nie sięgały daleko i kończyły się na grójeckiej agencji sprzedaży mieszkań? Tusk nigdy nie wydawał się człowiekiem o wielkich możliwościach i talentach. W jego politycznym życiu zawsze ktoś go na finiszu wyprzedzał, nawet partyjni podwładni dochodzili do stanowisk premierów, wicepremierów i ministrów. Dziś w polityce osiągnął szczyt możliwości. Zupełnym przypadkiem znalazł się w takim miejscu, w którym nigdy znaleźć się nie powinien. Nie dorósł.
Wobec tego, zakładając nawet, że prezentowana agencja TUSK Development Sp. z o.o. nie ma z Panem Donaldem Tuskiem nic wspólnego – stanowić może symbol granicy możliwości i kresu zaradności „superDonka”. On i tak wyżej nie powinien podskakiwać.


***

„Każdy orze jak może”. To hasło przewodnie polskich liberałów spod znaku „PO” szczególnie jaskrawie rzuca się w oczy, w przypadku niezwykle zaradnych prominentnych działaczy partii.
Ani z nich wybitni „oracze” ani możliwości nie posiadają wielkich.
Ale starają się i to na oczach całego społeczeństwa.
Pan Waldy Dzikowski, będąc jeszcze wójtem podpoznańskiego Tarnowa Podgórnego, „orał” i to za darmo we własnej chałupie rękami firmy, która wygrała przetarg w jego gminie. Już drugą kadencję nie będzie można mu uchylić immunitetu (przy tym wyjaśnić całej sprawy), bo koledzy partyjni stoją za „oraczem” murem.
Panowie Marcin Rosół i Piotr Wawrzynowicz „wyorali” sporą kwotę pieniędzy z kasy PO i słuch o całej „orce” zaginął.
Pani Beata Sawicka „orała i orała”, aż wyorała „kwotę z wdzięczności” za pomoc przy zakupie działki na Helu. Próbowała też wspólnie z „Macherem” Ewą Kopacz coś „zaorać” przy prywatyzacji szpitali.
Pan Grzegorz Schetyna „orze” już nie pierwszy rok przy gruntach WKS Śląsk Wrocław.
Poseł Bronisław Komorowski „orał” kanały pod podsłuchy w biurze Sejmowej Komisji Obrony.
Posłanka Julia Pitera „wyorała” sobie mieszkanie za 1 zł.

Na zakończenie jeszcze link do ciekawego materiału pióra Andrzeja Rogińskiego dotyczącego „działalności” prominentnej posłanki Platformy Obywatelskiej - Julii Pitery http://www.poludnie.com.pl/060112_03.html

Yarrok

Niebezpieczne mity poprawności politycznej.

Profesor Władysław Bartoszewski w swoim słynnym wykładzie, wygłoszonym na Uniwersytecie Warszawskim, powiedział, że Polska jest po raz pierwszy w swojej historii suwerennym krajem, pomiędzy przyjaciółmi. Wykład ten zawiera sporo różnych zwodniczych poglądów, niekiedy bardzo kontrowersyjnych. Zawiera też kilka bardzo poważnych propagandowych oszustw. Jednemu z nich, najmniej widocznemu, chciałbym poświęcić chwilę uwagi. Władysław Bartoszewski milcząco zakłada, powołując się na ideę Roberta Schumana, że Unia Europejska powstała jako środek zaradczy na europejskie wojowanie i zlikwidowała wszelkie europejskie konflikty. Europa jest więc politycznym rajem, bezkonfliktową krainą powszechnej szczęśliwości. Nie będę teraz odnosił się do żadnej konkretnej tezy tego wykładu. Zrobię to w najbliższym czasie. O jednym jestem przekonany. Jest to jeden z najbardziej szkodliwych i nieprawdziwych wykładów politycznych w czasie ostatnich pięćdziesięciu lat. (...)

Zajmę się tylko tą jedną kwestią. Kwestią owej powszechnej szczęśliwości i przekonania o tym, że konflikt jest czymś złym, musi być więc eliminowany jako taki.
Mowa o konsensusach, wspólnotowym myśleniu, nie jest nawet klajstrowaniem problemu. Jest fundamentalnym błędem, obrażającym wręcz prawa fizyki. Jest to także najcelniejsza
definicja politycznej różnicy pomiędzy środowiskiem PO (Platformy Obywatelskiej), a środowiskiem PiS. Dalej proszę czytać tutaj.

2007-10-28

Sposób na "odzyskanie Polski"

W trakcie kampanii wyborczej zostaliśmy mile zaskoczeni głosem Adama Michnika, który po aferze Rywina zabiera głos w sprawach najwyższej wagi i wsłuchujemy się z najwyższa uwaga, co tez nam chce przekazać.

Ten uznawany przez szerokie kręgi inteligencji autorytet wołał do wyborców:

Czas odzyskać Polskę

Michnik: czas odzyskać Polskę


"Gazeta Wyborcza":


Polityka polska przeobraziła się w odrażający spektakl niegodziwości. Stało się tak za sprawą Jarosława Kaczyńskiego i jego partii - zwącej się, jak na ironię - Prawo i Sprawiedliwość.

Oto jesteśmy świadkami bezprecedensowego upartyjnienia prokuratury i mediów publicznych, a także zdumiewających ataków na niezawisłe sądy, oskarżane o "imposybilizm". Tworzy się prokuratorskie specgrupy ręcznie sterowane przez pisowskiego ministra sprawiedliwości.


Polska warta jest obrony i wspólnej troski. Przez dwa lata patrzyliśmy - sparaliżowani niczym królik przez węża - na proces stopniowej konfiskaty państwa polskiego przez Jarosława Kaczyńskiego i jego sojuszników. Teraz nadszedł moment by odzyskać Polskę.

http://wiadomosci.onet.pl/wybory2007/1623530,news.html

Koncern Agora wespół z PO, która napisała "Raport o mediach" dzielnie czuwa nad morale dziennikarzy, którzy mogli ulec szantażowi, przekupieniu lub zwykłemu zaślepieniu.

Jak PO chce "odzyskac Polske ", już wiemy. Z zadowoleniem przyjmujemy kolejne pomysły ogłaszane przez wybitnych fachowców, desygnowanych do tworzenia nowego rządu.

Koncern Agora również ruszył dziarsko do wsparcia tego zbożnego celu, wychwytując "zatrute ziarno", które mąci ogólna radość i nadzieję.

Usiłuje im przeszkodzić w tym znany mąciciel i oszołom, redaktor niszowej gazety, która nie wiedziec czemu, wciąż ukazuje sie w kioskach.

Ludzie Michnika w TVP

"Gazeta Wyborcza" z 19 listopada zaatakowała TVP za obsadzanie "Wiadomości" dziennikarzami, którzy współpracowali z "Gazetą Polską"
Sądząc po tonie artykułu – obecność w telewizji publicznej współpracowników "GP" to skandal niemieszczący się niezależnym redaktorom "Wyborczej" w głowach. O tym, że to ludzie Adama Michnika przez długie lata nadawali ton publicystyce i informacji w TVP, dziennikarze "GW" nie wspomnieli ani słowem.
Przyczyną wyjątkowego oburzenia "Wyborczej" jest troje współpracowników "GP", którzy pełnić będą w TVP rolę researcherów (dokumentalistów) – a więc Filip Rdesiński, Karolina Wichowska i Urszula Radziszewska – oraz Piotr Czyszkowski z programu "Misja specjalna". Jak można wywnioskować z tekstu w "GW" – zatrudnienie wymienionych osób to wzmocnienie PiS-owskiej propagandy w mediach publicznych oraz zamach na obiektywizm i pluralizm telewizji. Na usta samo ciśnie się więc pytanie: jeśli troje współpracowników "Gazety Polskiej" może dokonać tak wielkiego dzieła dezinformacji, to jakie możliwości wpływu na orientację polityczną TVP miała "Gazeta Wyborcza", która od samego początku umieszczała tam swoich najważniejszych ludzi?
I ten niewdzięcznik opisuje piękną kartę , jaka zapisało środowisko GW w publicznych mediach.
TV Wybiórcza

Przypomnijmy, że od połowy lat 90. aż do czasu afery Rywina obowiązywała w telewizji publicznej niepisana umowa, dotycząca podziału stanowisk w telewizji między SLD a centrolewicowym środowiskiem Unii Wolności, "Gazety Wyborczej" i "Polityki". Podział był prosty: programy informacyjne przejęli postkomuniści i ich marionetki (np. Sławomir Jeneralski – prezenter "Wiadomości", były agent służb PRL, potem poseł SLD), natomiast publicystyka i audycje kulturalne trafiły w ręce "demokratów" z Agory.

I tak: w latach 1994–1997 Jarosław Kurski (dziennikarz "GW" od 1992 r., obecnie zastępca redaktora naczelnego) prowadził w telewizji publicznej poprawne politycznie "Rozmowy Jedynki" – czyli przygotowywane pod odpowiednim dla "Wyborczej" kątem wywiady z politykami. Nieco później dołączył do niego kolejny znany dziennikarz "GW" – Witold Bereś, który w 1996 r. został mianowany szefem (!) działu publicystyki TVP1 (jaka byłaby reakcja gazety Michnika, gdyby to samo stanowisko objął dziś "anarchista" Piotr Lisiewicz?). W latach 2000–2002 Bereś zmienił front publicystyczny na kulturalny, a widzowie "Jedynki" mogli zapoznać się z przygotowanym przez niego cyklem filmów dokumentalnych pt. "Archiwum polskich wydarzeń kulturalnych". Na czym polegały filmy Beresia? Na przedstawieniu najważniejszych momentów w polskiej kulturze od roku 1945 z właściwym komentarzem właściwych ekspertów, m.in. Jerzego Urbana, Włodzimierza Czarzastego (opowiadał o Jarocinie), Krzysztofa Teodora Toeplitza i Wojciecha Orlińskiego ("GW"). O pluralizmie Beresia najlepiej świadczy dobór komentatorów do odcinka poświęconego "Cesarzowi" Kapuścińskiego – byli to Mieczysław Rakowski (b. premier PRL), Marcin Meller ("Polityka"), Artur Domosławski ("GW"), Paweł Smoleński ("GW"), Tomasz Łubieński (pisarz "salonu") oraz Wojciech Giełżyński (reporter, były agent SB). Z Łubieńskim, a także z Kazimierą Szczuką, prowadził Witold Bereś również program "Dobre książki", ukazujący się na antenie TVP1 od 2001 r.

W najlepszych latach współpracy między SLD a środowiskiem "inteligentów" (2000–2001) swoją autorską audycję w TVP miał mieć nawet sam Adam Michnik, ale wskutek narastającego konfliktu między Agorą i "grupą trzymającą władzę" projekt ambitnej audycji o historii najnowszej i kulturze został zarzucony. Nie wyklucza to jednak faktu, że wcześniej interesy Michnika z Robertem Kwiatkowskim (prezesował TVP w latach 1998–2004) układały się bardzo pomyślnie: naczelny "Wyborczej" w najlepszej porze oglądalności opowiadał w studiu o niebezpieczeństwie lustracji, występował wraz z Kwiatkowskim w programach rozrywkowych, wreszcie polecał mu swoich ludzi. A ponieważ od grudnia 1995 do kwietnia 1999 r. przewodniczącym KRRiT był Bolesław Sulik – prywatnie przyjaciel Adama Michnika – swobodny przepływ kadr między "GW" a TVP nie budził wątpliwości liczących się wówczas mediów.

W telewizji publicznej "zahaczyli się" zatem tacy wieloletni dziennikarze "Wyborczej" jak Jacek Żakowski i Piotr Najsztub, którzy od 1997 r. prowadzili w TVP słynny "Tok Szok" (w latach 2004–2005 Żakowski występował w "Jedynce" z własną, niezwykle stronniczą "Summą zdarzeń"). W tym samym czasie dla Telewizji Polskiej pracowała m.in. Maria Wiernikowska, znana korespondentka "GW", czy reporter "Wyborczej" Wojciech Tochman, prowadzący w TVP1 od 1996 do 2002 r. program "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". W mediach nie słychać było też protestów, gdy inny dziennikarz z gazety Michnika – Tomasz Lipko – dołączył jakiś czas temu, tak jak niedawno Rdesiński i Wichowska, do ekipy przygotowującej telewizyjne "Wiadomości". Zadziwiająca różnica w potraktowaniu obu tych przypadków wynika zapewne z tego, że Lipko ma odpowiednie, centrolewicowe poglądy (w sierpniu 2007 r. odszedł z tego powodu z TVP), oraz z długoletniej tradycji zatrudniania ludzi związanych z "Gazetą Wyborczą" w programach informacyjnych. Wystarczy wspomnieć choćby Macieja Stasińskiego (współpracownik "GW", brat wicenaczelnego tej gazety), który w 1994 r. objął wpływową posadę szefa sekcji zagranicznej w "Wiadomościach", czy Jerzego Modlingera, korespondenta TVP na Litwie.

I tak redaktor niszowej Gazety Polskiej zazdrości i zazdrości, ze sam załapał sie przez te lata tylko na kilkuminotowe felietony w raio, i to tylko na półtora roku.
Zazdrość redaktora Sakiewicza mozna przeczytać w całości tu:
http://wiadomosci.onet.pl/1446833,720,ludzie_michnika_w_tvp,kioskart.html
Ale próżne jego żale, Polska została odzyskana, a z tymi niedobitkami, co tego nie potrafią docenić , nasz autorytet przy wsparciu pani Sledzińskiej-Katarasińskiej na pewno sobie poradzi.

Wystawa "Czeczenia - ostateczne rozwiązanie"


W poniedziałek 29 października we Wrocławiu otwarta zostanie wystawa "Czeczenia - ostateczne rozwiązanie" - podał Portal Spraw Zagranicznych

Zaprezentowanych zostanie ok. 300 zdjęć zrobionych przez korespondentów wojennych w Czeczenii, opatrzonych tekstami m.in. Anny Politowskiej, Olega Orłowa, czy Siergieja Kowaliowa.

Trzy tygodnie temu wystawa pt. "Czeczenia - ostateczne rozwiązanie" została uroczyście otworzona w Parlamencie Europejskim. Jej późniejsza konfiskata pod pretekstem prezentacji zbyt brutalnych, choć niewątpliwie prawdziwych - zdjęć odbiła się szerokim echem w Polsce i na świecie.

Uroczystość pod patronatem Wojewody Dolnośląskiego Krzysztofa Grzelczyka z udziałem Umara Ajburtajewa - przedstawiciela Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w Polsce oraz Adama Borowskiego - przewodniczącego Komitetu Polska-Czeczenia odbędzie się :

29 października 2007 r. (poniedziałek) o godz. 17.30

w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich przy ul. Szewskiej 37 we Wrocławiu

PS.

I pierwszy komentarz dotyczący tej informacji, który pojawił się na portalu:

mam nadzieje, ze to bedzie naprawde ostateczne rozwiazanie tyczace sie tych czeczenskich terrorystow i bandytow. co to takiego "czeczeńska republika iczkeria" ?!

ilse, 2007/10/28 02:00

Kabaret Tuska i trupy (6)