2009-06-27

Krzysztof Kłopotowski o nudzie

Wczoraj red. Kłopotowski zamieścił w swoim blogu wpis, w którym stwierdził, że polska prawica jest nudna. Jednocześnie próbował dokonać (świadomie, bądź mniej świadowmie) symbolicznej integracji dwóch skrajnych biegunów światopoglądowych, tj. prawicy i lewicy, przypisując m.in. prawicy lewicowość Jezusa, a i wypominając Kościołowi cechy lewicowego totalitaryzmu. Czy to mu się udało i jak to wygląda z mojego punktu widzenia, pozwolę sobie wyjaśnić, odnosząc głównie do początkowej części komentarza, w której autor obwinia za nudny wizerurnek prawicy przede wszystkim Kościół.

Z Kłopotowskim mogę zgodzić sie tylko częściowo. Od biedy mogę uznać, że pewna część prawicy jest nudna, a wręcz zdradza podobne cechy do lewicy. Choć wolałabym użyć tu innego, b-j ostrego w sensie znaczeniowym terminu, tj. że pewna część prawicy jest bardziej toksyczna. Czym b-j skrajna i uważająca się za konserwatywną jest prawica (podkreślam,że uważająca się, co nie znaczy,że obiektywnie nią jest; tylko za taką chce uchodzić; a to co myśli na swój temat, jeszcze nie znaczy, że jest prawdą), tym b-j upodabnia się do lewicy. Obie pozornie biegunowe grupy społeczne często są w opozycji nie tylko wobec siebie, ale i niestety wobec Dobra, Prawdy i Piękna w ujęciu platońskim. Nic, co jest źródłem agresji, przemocy i nienawiści (a więc i grzechu) nie może być pięknym, interesującym, porywającym, czyli nienudnym. I te cechy tak naprawdę łączą obie strony, choć fasadowo, na poziomie werbalnym (świadomie głoszonych poglądów) różnią się diametralnie. Chyba żaden uczciwy katolik nie zaprzeczy, że wśród katolików są więksi, bądź mniejsi grzesznicy:)

Jednak trudno jest mi się zgodzić uogólnieniami typu:

"Prawica w Polsce jest w ogromnej mierze katolicka. Dlatego jest nudna, choć to nie jedyny powód. Jak wiedzą niektórzy, Kościół przez wiele wieków zabraniał samodzielnego myślenia. Miał w tym cel. Te zakazy wytworzyły nie tylko dławiący konformizm umysłowy, ale również instytucje społeczne służące interesom jego własnym, i establishmentu."

Sam fakt bycia katolikiem nie oznacza odruchowego determinizmu, czyli zniewolenia cechą bycia nudnym, mdłym i nieinteresującym. Czy Jan Paweł II był nudnym człowiekiem? Czy Jan Paweł drugi był zniewolonym człowiekiem? Czy to co głosił stało w sprzeczności z autentyczną wolnością ? Przecież to wiara w Boga ma prowadzić do osiągnięcia wewnętrznej niezależności, a co zatem idzie osiągnięcia wewnętrznego piękna. Mnie, jako osobie, której wrażliwość estetyczna była kształtowana od dziecka w elitarnych szkołach artystycznych,obce jest stwierdzenie,że kultura kościelna jest mdła, nudna i nieciekawa, a na dodatek uzależniająca. Toż to w historii sztuki, największe dzieła jakie powstawały na przestrzeni dziejów naszej ludzkości, to były dzieła tworzone na zamówienie Kościoła przez najwybitniejszych malarzy i muzyków, a dziś wśród psychoanalityków sztuki, uchodzących za wzór zdrowej i prawdziwie wolnej struktury osobowości.

Mogę jednak przyznać, że pewien obszar funkcjonowania współczesnego Kościoła zasługuje na miano nudnego, a raczej toksycznego. To, co można zaobserwować w codziennej kulturze kościelnej, bardziej przypomina pod względem muzycznej struktury jakieś ludowe przyśpiewki weselne, bądź to PRL-wskie piosenki z kolonii, czy nieudolne naśladowanie gwiazd popu w muzyce. Nie ma tu autentycznego piękna, które byłoby nie tylko źródłem głębkich wrażeń estetyczno - duchowych, nie m tu nic, co doskonaliłoby osobowościowo młodych katolików. Mam tu na myśli wprowadzanie na teren kościoła el. muzyki rozrywkowej. Pieśni religijne, śpiewane przez młodzież np. na pielgrzymkach, czy różnych grupach, są po prostu bardzo marne pod względem muzycznym, a co zatem idzie estetycznym. Ostatnio miałam możliwość wysłuchania śpiewu młodzieży katolickiej przed pewną mszą.To, co usłyszałam,było dla mnie szokiem: jeden wielki krzyk, przy jednocześnie ściśniętych gardłach.Totalnie nieprawidłowa emisja głosu, melodie kiczowate, no i te źle nastrojone, brzęczące gitary.No, ale tak oni śpiewali, bo tylko tak potrafili. Modlili się do Pana, bo tak ich nauczono. Tylko co może było najbardziej zasmucające, to to, że ta młodzież była b. zablokowana emocjonalnie, co było wyraźnie słychać w ich głosach i nienastrojonych instrumentach. A jak młodzież zablokowana emocjonalnie, to śpiewająca szaro, nudno, nieczysto i agresywnie. Strukturę osobowości można doskonale odczytać na podstawie ekspresji muzycznej!

Z tego, ale niejedynego przykładu, wynika wniosek, że część prawicy jest nudna i kiczowata, bo jednostronna, nieharmonijnie uformowana pod względem osobowości. Część z niej jest całkowicie odcięta i od zmysłów i od emocji (a jest ich przecież cała gama; szczególnie odcięta od złości, z którą nie potrafi sobie poradzić, więc często wyraża ją w sposób agresywny; co widać wyraźnie na forach, ale i w mediach), a jednocześnie ma nadmiernie surowe superego. Jest sztywna, co z kolei jest wynikiem b-j lub mniej widocznego dla oka specjalisty - rozszczepienia. Inaczej można to określić mianem, że część prawicy zatrzymała się w rozwoju na poziomie schizo - paranoidalnym. Wśród niej dużo jest tzw.DDA. Ta część prawicy często skupia ludzi, którzy wychowali się w rodzinach autokratycznych, z ojcami często przemocowymi. Stąd ich dzieci odznaczają się głęboką zależnością, często mentalnością uzależnionego od pana, sługi. Nie ma tam nic z autentycznej wolności, którą ma dawać przecież wiara katolicka.

Z kolei lewicowcy i liberałowie też wychowali się w rodzinach, w których ojcowie często byli przemocowi (p. przykład Tuska,ale znam przykłady z własnych szkoleń terapeutycznych, w których brały udział osoby o poglądach lewicowych i liberalnych)i mieli wyjątkowo patologicznych ojców; tak patologicznych, że nie tylko autokratycznych, ale i dokonujących nadużyć seksualnych na swoich dzieciach.W przeciwieństwie jednak do pierwszej grupy, fasadowo chcą uchodzić za niezależnych, niezależnych od swoich ojców, od powszechnie przyjętych norm, czy wartości, a w rzeczywistości są głęboko zależni od swojej przeszłości. Stąd próba stłumienia własnych wspomnień i wrogości np. w nadmiernym uciekaniu się do przyjemności zmysłowych,alkoholu, czy narkotyków. Tacy ludzie mają trudności z wyczuciem granic,są b.odcięci od własnych uczuć i emocji, czy ciała i żeby cokolwiek poczuć, musi być wokół nich dużo silnej i różnorodnej stymulacji, np. musi być b. kolorowo, czy hałaśliwie i odurzająco. Stąd wolą duże miasta, głośną i narkotyzującą muzykę (p. rock, jazz), szybkie samochody, czy mocno stymulujące kolory. Modlitwa, kontemplacja, wyciszenie w kościele są im najczęściej obce. Nie odczuwają NUDY tylko wówczas, gdy wokół nich dużo silnych bodźców! A odczuwanie nudy, jest niczym innym, niż wyrazem wewnętrznej pustki i tłumienia własnej agresji.

A tymczasem czym b-j harmonijna i zintegrowana osobowość, tym b-j wierząca i głęboko religijna, tym b-j interesująca zarówno estetycznie i intelektualnie i tym b-j zdolna do kochania.Posiada również zdolność do nienerwowego reagowania na środowiska radiomaryjne:) Ona jest po prostu wewnętrznie zintegrowana, więc nie ma kłopotu ze zintegrowaniem się właśnie z tym środowiskiem. Takim przykładem na interesującą i nienudną osobowość jest właśnie Wojciech Kilar.

Najbardziej denerwują nas, czy nużą te cechy u innych, które sami posiadamy, a z którymi nie mamy kontaktu... Kiedy nie ma w nas wewnętrznej pustki, nie odczuwamy nudy, ani w towarzystwie własnym,ani w towarzystwie innych:)

2009-06-25

Chcieliście wydymać Freda...

Nie będę powielał interpretacji decyzji Prawa i Sprawiedliwości w kwestii głosowania nad nowelizacją ustawy medialnej. Faktem jest, że dzięki wczorajszej zgodzie między Platformą Obywatelską a PiS rozpadł się kruchy alians PO z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Dzięki temu możliwe będzie odwołanie ministra Jacka Rostowskiego, który otrzymał dziś celny pseudonim ,,minister kryzys''.

Prawo i Sprawiedliwość miało problem w skutecznej kontroli władzy do której predystynowana jest zwyczajowo opozycja. Wszelkie próby poddania pod ocenę Sejmu dokonań członków rządu Donalda Tuska kończyły się wsparciem Sojuszu dla Platformy, co umożliwiało przetrwanie nawet najbardziej nieudolnym ministrom. Nie będę rozpisywał się w peanach na cześć Kaczyńskiego, bo nie mam twardych dowodów na to, że wczorajszy zabieg, miał na celu wywołanie sytuacji w której znalazła się dziś polska scena polityczna. Pewnym jest jednak, że się to stało i jeśli ów rozwój sytuacji był zaplanowany w biurze Wielkiego Stratega, to było to posunięcie genialne.

Wczorajsza bierność PiS w głosowaniu, umożliwiająca przyjęcie senackich poprawek o potrzebie prezentacji chrześcijańskich wartości w telewizji publicznej, doprowadziła do wrzenia Grzegorza Napieralskiego oraz pozostałych milusińskich lewaków. Napieralski zmarszczył swe demoniczne brwi, Szmajdziński zrobił się czerwony (hehe) a Kalisz jeszcze bardziej spuchł - w szeregach Sojuszu zapanował popłoch. Bo jak to tak - jak można promować chrześcijaństwo w dzisiejszych czasach ponowoczesnych, w których liczą się tylko Prawa Człowieka i inne przepoczwarzenia Manifestu Komunistycznego? Do tego głosując wespół z Ciemnogrodem spod znaku Kaczki??

To policzek w szeroko pojętą lewicę, która tak przykładnie dogadywała się z Platformą. Otóż, dzięki wspólnemu głosowaniu PO oraz PiS, SLD poczuło się wydymane, a wbrew progejowskiej propagandzie szerzonej przez jej członków, dymania nie toleruje - przynajmniej w zakresie czerwonego zadka własnej partii. Tak więc lewica ma poczucie złamania układów politycznych zawartych z Donaldem Tuskiem. Sam Tusk jeszcze wczoraj zapewne czuł spełnienie, ponieważ projekt ustawy niszczącej media publiczne w końcu przeszedł. Do tego z poprawkami, którym z pewnością przyklaśnie katolicki elektorat. Dziś zapewne w Kancelarii Premiera rozpętała się burza a Schetyna prawdopodnie nie raz musiał fundować swemu wodzowi relaksujący masaż skroni.

Okazało się, że Kaczka wydymał wszystkich - lewicę spotkało to drugi raz (po wolcie Tuska), a samego Donka po raz pierwszy, ale na pewno równie mocno zabolało. Wczorajsze złamanie obietnic politycznych przez Premiera rozsierdziło SLD, które pragnie dziś politycznej zemsty. Tymczasem, oczywiście przypadkowo, Prawo i Sprawiedliwość podsuwa świetną sposobność. Już dzisiaj przegłosowany zostanie wniosek PiS o odwołanie Jacka Rostowskiego - pana ,,oczy szeroko zamknięte'' i mistrza ignorancji ekonomicznej. Lider SLD, Grzegorz Napieralski zapowiedział z rana, że jego formacja poprze ów wniosek.

Patrząc z punktu widzenia realnej polityki hipotetyczny plan Kaczyńskiego to arcydzieło strategii. To ucieczka do przodu rozbijająca rodzący się sojusz SLD i PO. Do tego okupiona marnym kosztem, bo sama nowela ustawy medialnej ma zostać podobno zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego - lewacy na pewno tego tak nie zostawią. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Trybunał ową ustawę zablokuje. Posunięcie to doprowadzi do sytuacji, w której w mściciel Grzegorz Napieralski sam przyniesie Jarosławowi Kaczyńskiemu głowę ministra Rostowskiego na złotej tacy. Po ewentualnym odrzuceniu nowelizacji przez TK koszta takiego rozwoju wypadków poniesione przez PiS się wyzerują.

Realna polityka stawiająca nacisk na pragmatyzm i zgrabne lawirowanie polityczne doprowadziła do kłótni między Sojuszem a Platformą. Doprowadziła wręcz do pojedynku słownego odbytego na oczach obywateli pomiędzy przedstawicielem Polskiego Stronnictwa Ludowego Eugeniuszem Kłopotkiem a panią poseł z Platformy Obywatelskiej Iwoną Śledzińską-Katarasińską. Jeśli na antenie między politykami koalicji ma miejsce taka wymiana retorycznych piorunów kulistych, to strach pomyśleć co obecnie dzieje się w kuluarach sojuszu PO-PSL.

A wszystko to dzięki jednej zmianie frontu ufundowanej sojusznikom przez samego Donalda Tuska, który był pewien, że w ten sposób wygra wszystko i to dzięki walnej pomocy wrogiego Prawa i Sprawiedliwości. Zamiast tego wszystko stracił. Nie będzie sojuszu z lewicą, ludowi sojusznicy już teraz głośno zastanawiają się nad sensem trwania koalicji. Trawestując klasyk - Chcieliście wydymać Freda, to teraz Fred wydymał was.

2009-06-24

Przyszłość CBA w rękach PO

CBA nie przestało istnieć. Przeciwnicy tego organu, pomimo łagodnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, nie zaprzestali wysuwania wobec niego absurdalnych zarzutów i jeszcze bardziej absurdalnych propozycji. Przoduje w tym Konstanty Miodowicz z PO. Nie bez powodu.

Czemu dziś właśnie on najgłośniej krzyczy, rezygnując z dyplomatycznego tonu przyjętego przez pozostałych polityków Platformy? Stary dobry Miodowicz, jest znany (bądź, co bardziej prawdopodobne - nieznany) z początków lat 90-tych z pracy wespół z Bronisławem Komorowskim nad uściślaniem współpracy Kontrwywiadu UOP oraz Wojskowych Służb Informacyjnych w ramach walki z reformami w służbach oraz wojsku.

To ten sam Miodowicz w latach urzędowania premiera Marcinkiewicza był jednym z głównych przeciwników weryfikacji oraz reformy WSI, stając po stronie starego porządku, a raczej chaosu kontrolowanego, utrwalonego w III RP przez jej prawdziwych sterników. Nie może więc dziwić wstręt do Centralnego Biura Antykorupcyjnego prezentowany przez tego polityka, który jest tylko objawem konsekwencji w awersji do jakichkolwiek reform i wprowadzania w życie nowych rozwiązań w służbach specjalnych.

Miodowicz jako stary służbista na pewno nie może być oskarżony o nieznajomośc branży. Jednak prezentowane przez niego argumenty ośmieszają jego kompetencje i doświadczenie. Polityk PO atakuje CBA najbliższą bruku propagandą . Świadczyłoby to o tym, że przez lata pracy w firmie Miodowicz niczego nie zdołał się nauczyć, bądź paradoksalnie, iż ów działacz doskonale wie, jakim orężem operuje i być może jest jednym z jej twórców oraz propagatorów. Można podejrzewać, że swoimi wypowiedziami Konstanty Miodowicz wskazuje kierunek oraz obowiązującą formę ataków na organ pod kierownictwem Mariusza Kamińskiego.

A w jaki sposób w opinii Miodowicza zawiniło CBA? W rozmowie z ,,Rzeczpospolitą'' polityk zgadza się z wyrokiem Trybunału - TK obliguje państwo do modyfikacji zapisów dotyczących CBA. Podstawowym wymogiem jest, aby definicja korupcji była precyzyjna, a kwestie gromadzenia danych o obywatelach spełniały wymagane standardy - mówi. To wszystko prawda - Trybunał Konstytucyjny wymusza na ustawodawcy doprecyzowanie poprawki PO pod postacią definicji korupcji oraz określenia warunków dostępu do danych osobowych (chodzi zapewne o określenie okresu oraz drogi dostępu do tych informacji, pozostałe służby skodyfikowały te kwestie).

Gdyby pan Miodowicz poprzestał w swych wypowiedziach na tym, sam bym mu przyklasnął i stwierdził, że całkiem możliwe, iż zmiany wskazane przez Trybunał będą słuszne i przyniosą CBA oraz Polsce wymierne korzyści. Jednak tutaj kończy się merytoryka w wypowiedzi posła PO. Polityk się rozpędza i, rezygnując z oparcia się na wyroku TK, prezentuje swoje niepodparte niczym pomysły na reformy w antykorupcyjnym organie. Uważa, że najlepiej, aby zadania CBA przejęły skoordynowane ze sobą komórki Centralnego Biura Śledczego i ABW, które zostałyby włączone do policji.

Nie muszę chyba tłumaczyć, że chodzi tu o likwidację służby specjalnej pod nazwą Centralne Biuro Antykorupcyjne jako takiej. To radykalny pogląd, w świetle postanowień TK, całkowicie bezpodstawny. Pokazuje on jednak o co tak naprawdę chodzi Miodowiczowi oraz jego sprzymierzeńcom. CBA przeszkadza, do tego, co karygodne, nie służy w niej nikt z byłej WSI, gotów pomóc w potrzebie (vide sprawa Palikota), dlatego należy przywrócić status quo znany z lat 90-tych w którym CBŚ ma za małe uprawnienia a ABW zbyt wiele zadań, by ich współpraca przynosiła w walce z korupcją jakiekolwiek efekty. Można się tylko zastanawiać przedstawicielowi jakiego środowiska może zależeć na takim stanie rzeczy.

To nie koniec wypowiedzi polityka PO. W zakończeniu stwierdza on, że ,,Szef CBA powinien być powoływany na zasadach takich, jak w policji. Jest on tak kontrowersyjny, jak sama służba. Niektórzy mówią o niej >>policja polityczn<< i chyba jest tu coś na rzeczy''. Po raz kolejny powtarzany jest wyświechtany zarzut o którym pisałem przedwczoraj. Trybunał Konstytucyjny swoim wyrokiem zdezawuował tego typu wypowiedzi, jednak jak widać niektórzy w sianiu propagandy są wyjątkowo niezłomni i nawet tym się nie przejmują.

Sama propozycja zniesienia kadencyjności szefa Biura to uderzenie w Mariusza Kamińskiego, którego niezależność od obozu władzy wyraźnie tę władzę kłuje w serce. Nie udało się zniszczyć procesowo za pomocą Julii Pitery, raport mający wykazać nieprawidłowości przepadł, trzeba więc przeprowadzić odpowiednie zmiany legislacyjne upolityczniające służbę. Bo taką zmianą byłaby proponowana przez Miodowicza modyfikacja.

Kadencyjność urzędu Szefa CBA uniezależnia go od zmian politycznych - wybrany przez PO, zapewne perfekcyjny w każdym calu następca Kamińskiego, w świetle obowiązujących dziś przepisów pozostałby szefem przez 4 lata. Bez względu na zmiany polityczne i ewentualne odejście Platformy od władzy. Myślę, że w sytuacji gdy szefem Biura byłby człowiek PO, nikomu owa kadencyjność by nie przeszkadzała. Czy zarzut politykowania w CBA rzekomo uzasadniający potrzebe usunięcia kadencyjnego urzędu jego szefa ma w takim razie jakiekolwiek podstawy?

Prostym wnioskiem jest, że za tą propozycją kryje się intencja usunięcia niesfornego Mariusza Kamińskiego. Czas na następce, który nie będzie oponował przeciwko wcześniej wspomnianym zmianom i sam przyłoży się do unicestwienia Centralnego Biura Antykorupcyjnego jako takiego.

Owe zmiany mogą być już niebawem wprowadzone, dzięki furtce legislacyjnej, jaką stał się wyrok TK. Dzięki niej urzędowo konieczna jest nowelizacja ustawy o CBA, a w takim dokumencie to legislator zadecyduje o wprowadzanych zmianach.

Jaskółką czekających Biuro zmian była dzisiejsza wypowiedź rzecznika rządu - Będzie przygotowywana w Kancelarii Premiera i w Kolegium ds. Służb Specjalnych nowelizacja zarówno ustawy o CBA, w tym te punkty, które zostały przez TK zakwestionowane, jak również zostaną znowelizowane i zmienione rozporządzenia - powiedział Paweł Graś. Już teraz wspomina on o zmianach dalej idących niż tego wymaga wyrok Trybunału.

Wygląda na to, że politycy PO zamierzają grzebać daleko głębiej, niż jest to wymagane. Coś mi mówi, że za rok Platforma Obywatelska nie poprzestanie na kosmetycznych zmianach postulowanych przez Trybunał. Mam jednak nadzieję, że nowelizacja zostanie zablokowana lub ogołocona z niesłusznych zapisów dzięki skutecznym działaniom opozycji.

Tyle, że na istnieniu CBA w obecnym kształcie, kształcie w moim przekonaniu służącym walce z korupcją dla dobra RP, zależy jedynie pomysłodawcom oraz twórcom tej służby. Na skutecznym Biurze zależy jedynie politykom PiS. Jak wiadomo, same głosy SLD oraz PO wystarczą by przeforsować jakąkolwiek zmianę.

Dlatego też obecny rok to cisza przed burzą na arenie polskich służb specjalnych. Mariuszowi Kamińskiemu już teraz zostało mało czasu na skuteczną walkę z korupcją. Obawiam się, że gdy minie ten okres, przeciwnicy owej walki postarają się o to, by skutecznie jej zapobiec. A ostatnie wypowiedzi polityków PO są jedynie błyskami zapowiadającymi wielkie gromobicie.


http://www.rp.pl/artykul/90217,324001_Trybunal_wydal_wyrok_w_sprawie_CBA.html

http://www.rp.pl/artykul/90217,324009_Miodowicz__CBA_jako_odrebna_sluzba_jest_niepotrzebne__.html

http://www.rp.pl/artykul/16,324112_Gras__Nowelizacja_ustawy_o_CBA_w_ciagu_roku.html

http://www.niepoprawni.pl/blog/54/przyjaciele-z-dawnych-lat-3-aleksander-scios

2009-06-23

"Coś" i lewicowość

Stacja naukowa na Antarktydzie. Pewnego dnia zjawia się helikopter. Strzelec oddaje od czasu do czasu serie do psa, który ucieka. Helikopter następnie ląduje, a strzelec zostaje zastrzelony przez badaczy z amerykańskiej stacji. Pies się dziwnie zachowuje. Okazuje się również, że helikopter nadleciał z norweskiej stacji badawczej. Tam badacze nie znajdują żywej duszy. Natrafiają jedynie na szczątki obcego w bryle lodu w wannie. Nie przypominał żadnego znanego im ziemskiego organizmu. Więcej, po dalszych poszukiwaniach wychodzi na jaw, iż Norwegowie znaleźli obcego w warstwie lodu mającej 90 tysięcy lat. Po jakimś czasie znaleziony wcześniej pies zabija wszystkie w zagrodzie w której został zamknięty, wypuszczając wypustki. Obcy zaczyna następnie wchłaniać wszystkich członków załogi po kolei. Okazuje się, że to istota bardzo ekspansywna, której nawet pojedyncze komórki wykazują daleko posuniętą autonomię...

Tak zaczyna się słynny film Coś (w oryginale The Thing) Johna Carpentera. Bardzo przyzwoity horror science-fiction. Można podejść do niego całkowicie bezrefleksyjnie, potraktować jako dobrą rozrywkę. Niekoniecznie jednak. Refleksje mogą być różnego typu: czy istnieją żywe istoty w innych światach? Nie wykluczone jest pójście w inną stronę. Czy nie istnieją obecnie byty tak ekspansywne jak kosmita z Coś i jak one wpływają na nasze życie?

Odpowiedź tutaj dosyć szybko rzuca się w oczy. Takim ekspansywnym bytem zbliżonym mocno do obcego z obrazu Carpentera jest lewica. Dlaczego? Wykazuje ona ogromną zdolność mutacji. Od 1789 roku, kiedy się pojawiła, aż ciężko zliczyć, ile tego wszystkiego było. Liberalizm demokratyczny, socliberalizm, socjalizm, anarchizm, komunizm, faszyzm, nazizm, w końcu obecna socjaldemokracja. Wydają się one wszystkie być krańcowo odmienne. Wyjaśnijmy sobie to zatem.

Czasem lewica przejmowała pewne elementy narodowe. Tak zrodził się na przykład faszyzm będący w rzeczywistości odmianą ludowego populizmu. Dlaczego do tego doszło? Ponieważ ideologia lewicowa nijak przystawała do rzeczywistości, musiała się zatem do niej w jakiś sposób dopasować. Tak też było z komunizmem. Zakaz pornografii czy godzina policyjna dla nieletnich kojarzą się często właśnie z tym systemem; dziwne, że mało kto wiąże z tym dozwolonej aborcji, rozwodów, państwowego ateizmu oraz takowej własności wszystkich przedsiębiorstw. Skąd się one wzięły? Były to elementy wtórne. Pierwotnie bowiem w ZSRR wolno było wszystko za wyjątkiem krytyki władzy. Obyczajowością mało kto się tam przejmował. Część komunistów uważała nawet, iż bardzo dobrze się dzieje, że zwalczana jest ta "burżuazyjna kultura" i wszystko, co się z nią wiąże. Dopiero po 1927 pojawiły się wszystkie restrykcje natury obyczajowej. Komuniści wykazywali również pewien koniunkturalizm. W czasie wojny ojczyźnianej uaktywniona została cerkiew - trzeba było bowiem bojowego ducha narodu budzić wszystkimi możliwymi środkami. Jedyny prezydent PRL Bolesław Bierut chodził na procesje w Boże Ciało. O co w tym wszystkim chodziło? To był zwykły koniunkturalizm władzy. Dlaczego na przykład Mussolini, ateista, który pisał paszkwile na temat Kościoła i Hierarchii, później uczynił katolicyzm religią państwową Włoch? Dlaczego on,socjalista, redaktor naczelny Avanti!, przejął część postulatów narodowych i konserwatywnych? Więcej, tutaj można mówić o pewnym zdrowym rozsądku starszej generacji lewicy, która potrafiła pewne szkodliwe elementy z programu wyeliminować. Obecni socjaliści czy socjalliberałowe są pozbawieni piątej klepki i do takiego aktu nie są w ogóle zdolni.

Lewica również z reguły jak coś zepsuje, to postępuje na dwa sposoby. Pierwszy to mówienie, że tezy są dobre, tylko że niedobrzy ludzie wcielali je w życie. Taką argumentację do tej pory można usłyszeć na temat komunizmu. Marks i Engels niby chcieli dobrze, tylko źli Lenin i Stalin wszystko wypaczyli. Drugi to odżegnywanie się od tego, co wyprawiała poprzednia generacja. Tak dosyć szybko rozwiązano kwestię nazizmu i faszyzmu. Wskazanie dychotomii faszyzm/nazizm-komunizm to był jeden krok; w końcu Lenin uważał, że faszyści reprezentują najwyższą formę reakcji. Tak więc skoro komuniści są lewicowi, to faszyzm na zasadzie przeciwieństwa to ruch prawicowy. Znaczne znaczenie miała również ucieczka wielu nazistów do SPD, a także udział w tworzeniu partii zielonych; w NRD przeszli nawet na stronę... komunistów. To oni stworzyli mit ultraprawicowego ruchu nazistowskiego. W rzeczywistości nazizm jest nurtem radykalnej lewicy, który obecnie przez lewicę jest odrzucany jak zgniłe jajko. Oni twierdzą, że są teraz inni i takich ideałów nie wyznają, ergo nazizm musi być prawicowy. Lewica współczesna powoli zaczyna przerzucać komunizm na stronę prawicy, czasem nazywając ten ustrój czerwonym konserwatyzmem (sic!). Wynikać to wszystko ma z tego, że współczesna oświecona lewica ma inny stosunek do wielu kwestii niż starsza generacja, zatem tamci to musieli być jakąś zakamuflowaną prawicą... Nieprawda. To tylko przykład znacznego polimorfizmu lewicy, który może mylić niezorientowanych w politycznych nurtach oraz ich ewolucji.

Lewicowcy często jak coś popsują, zaczynają realizować postulaty swoich przeciwników. Przykładem był NEP. Nacjonalizacja wszystkiego, co tylko dało się temu poddać, zakończyła się masowym głodem i kanibalizmem. Wobec tego Lenin przywrócił pewne elementy gospodarki wolnorynkowej. Za taki NEP można uznać "konserwowanie się" komunizmu opisany wyżej. Ciekaw jestem również, czy obecni lewicowcy mają resztki piątej klepki oraz czy albo kiedy oni pójdą po rozum po głowy? Pewne zjawiska jak aborcja, eutanazja, panoszenie się wszędzie seksualnych dewiantów są bardzo mocno szkodliwe w skali społecznej...

Jedno jest pewne. Potwór z filmu Coś w końcu pokazywał swoją drapieżną i niszczycielską naturę. Tak samo będzie z lewicą. Jej projekty budowania Królestwa Bożego na ziemskim padole zawsze muszą skończyć się totalnym kataklizmem.

2009-06-22

DLACZEGO BUZEK – CZYLI BAL W OPERZE

Na ratuszu bije druga,

Na tajniaka tajniak mruga,

Na widowni i w sznurowni

I pod dachem i w kotłowni

I pod sceną i w bufecie,

Na galerii i w klozecie,

W kancelarii i w malarni,

W garderobach i w palarni

I w dyżurce u strażaka

Mruga tajniak na tajniaka...

Jest co się cieszyć, ale nie można przesadzać” - tak Aleksander Kwaśniewski skomentował szum wokół kandydatury Jerzego Buska na szefa PE. – „Porównania wyboru przewodniczącego Parlamentu Europejskiego do wyborów innych np. na papieża są nieuprawnione” – dodał.

Wprawdzie podzielam zdanie Kwaśniewskiego, ale warto przecież zastanowić się – z czegóż to cieszą się tajniacy, że jeden na drugiego mruga? A, że mrugają to rzecz pewna, skoro tak niezwykła jednomyślność zapanowała wśród establishmentu III RP w sprawie kandydatury Buzka. Jak Polska długa i szeroka, zewsząd słychać jeden głos, a towarzysze Gierek i Siwiec prześcigają się w entuzjastycznych deklaracjach poparcia. Ponieważ sprawa Buzka staje się niemal patriotycznym manifestem, trzeba pochylić się z uwagą nad tym radosnym „mruganiem”.

Sporo na ten temat mógłby powiedzieć sam Kwaśniewski. Jakkolwiek 12 lat to dość czasu, by wszyscy zapomnieli jak powstawał rząd Buzka, to przecież towarzysz Aleksander powinien doskonale pamiętać te okoliczności.

Jeszcze zanim gabinet AWS rozpoczął urzędowanie, w październiku 1997 roku Jerzy Buzek , otrzymał od prezydenta Kwaśniewskiego prezent - listę osób, które zostały zarejestrowane w archiwach służb specjalnych. We wrześniu 1999 roku Kwaśniewski tak opisywał to zdarzenie:

Dokument ma charakter ściśle tajny, natomiast warto wrócić do tej historii, bo odbyło się to na prośbę pana premiera, wtedy desygnowanego premiera. Ja go ostrzegałem, mówiłem mu, że to nie jest potrzebne ponieważ dysponuje procedurami lustracyjnymi, czyli z jednej strony oświadczeniami kandydatów, a z drugiej strony całą procedurą która miała być uruchomiona. Na początku premier powiedział, że zastanowi się, później jednak stwierdził, że on bardzo prosi. Zwróciłem się wtedy do dwóch instytucji - Urzędu Ochrony Państwa oraz Wojskowych Służb Informacyjnych aby poinformowały, czy w zasobach archiwalnych są materiały dotyczące nazwisk kandydatów do rządu i taką informację otrzymałem, i 30 października 1997 roku przekazałem premierowi. Podkreślam, jest to i była to wyłącznie informacja o zasobach archiwalnych i nic poza tym, ani mniej, ani nic więcej”.

Na liście przekazanej Buzkowi miało znajdować się kilka nazwisk. Jak mówił Kwaśniewski, „nie 6 i 7, liczba jest zupełnie inna”.

Spróbujmy policzyć.

Kwaśniewski sam przyznał, że na liście było nazwisko Janusza Tomaszewskiego – ówczesnego wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych i administracji. Nieco później mogliśmy poznać nazwiska czterech podsekretarzy:

Robert Mroziewicz - podsekretarz stanu w ministerstwie obrony narodowej (1997-wrzesień 1999), działacz UW.

Janusz Kaczurba - podsekretarz stanu w ministerstwie gospodarki (1997), podsekretarz stanu w MSZ (1998-1999; 2001-2002).

Krzysztof Luks – tajny współpr. Zarządu II Sztabu Generalnego - podsekretarz stanu w b. Min. Transportu i Gospodarki Morskiej (1997 – 6 czerwca 1999), działacz UW.

Tadeusz Donocik - podsekretarz stanu w ministerstwie gospodarki.

Co z resztą? Raport z Weryfikacji WSI pozwolił uzupełnić listę o kolejne nazwisko – nie byle jakiej persony, bo samego Andrzeja Madery ps.”CHARON”, współpracownika Zarządu Wywiadu WSI, pracującego w rządzie Buzka w sekretariacie ministra koordynatora ds. służb specjalnych.

Nie wiemy czy te właśnie i jakie jeszcze nazwiska znajdowały się na liście przekazanej Jerzemu Buzkowi. Niewykluczone, że były to zupełnie inne nazwiska od wymienionych powyżej, lista dotyczyła bowiem tylko konstytucyjnego składu Rady Ministrów, czyli premiera, wicepremierów i ministrów, w sumie 22 osób.

Nie to zresztą wydaje się najważniejsze.

Wówczas, przed 12 laty Jerzy Buzek i jego rząd stali się przedmiotem gier operacyjnych, prowadzonych przez WSW/WSI. Wolno przypuszczać, że spis, który – jak wynika z chronologii zdarzeń – przygotowano rzekomo w ciągu 24 godzin, - był jednym z elementów precyzyjnie zaplanowanej gry. Brak jakiejkolwiek reakcji ówczesnego premiera, był poważnym błędem, którego skutki okazały się brzemienne dla całego okresu rządów AWS.

Wydaje się, że lista, dostarczona przez Kwaśniewskiego – skutecznie spętała rząd, z którym wielu Polaków wiązało nadzieje, a cały ten okres stanowi jeszcze jeden przykład tryumfu przeciwników rzetelnej lustracji i dekomunizacji.

Dość wspomnieć, że wkrótce potem, jeden z posłów KPN wystąpił z wnioskiem o wszczęcie postępowania lustracyjnego również wobec Jerzego Buzka, przytaczając rzekome dowody agenturalnej przeszłości premiera. Wniosek ten i jego uzasadnienie jest jeszcze do chwili obecnej wykorzystywany jako argument przeciwko byłemu premierowi, a pochodzące z niego fałszywe oskarżenia bywają chętnie prezentowane w niektórych „prawicowych” środowiskach.

Jedynie szybkiej i jednoznacznej reakcji ówczesnego Rzecznika Interesu Publicznego, sędziego Bogusława Nizieńskiego, który stwierdził we wniosku posła KPN nie istniejące sygnatury, nie istniejące akta, nie istniejące załączniki, nie istniejące dowody” – zawdzięczamy wiedzę o faktycznym pochodzeniu owych rewelacji. Co ważne – późniejsza o wiele lat kwerenda w archiwach IPN potwierdziła brak dowodów na agenturalną przeszłość Jerzego Buzka. Któż zatem i w jakim celu posługiwał się tymi materiałami?

Dziś, po wielu latach od tamtych zdarzeń, Jerzy Buzek jawi mi się nadal się jako polityk infantylny, z łatwością ulegający wpływom i zewnętrznym inspiracjom. Jego flirt z Platformą dowodzi ponadto, że jest człowiekiem przedkładającym własną karierę nad zasady, którym rzekomo był wierny. Ale czy tylko?

Jestem przekonany, że obecny „front jedności narodu” wokół kandydatury Jerzego Buzka, jest oparty o tę samą, niezmienną od 12 lat koncepcję, jaka towarzyszyła ludziom WSI, gdy przygotowywali „listę Kwaśniewskiego”. I podobnie, jak wówczas – stawką jest Polska.

„Bal w Operze” Tuwima kończy się sceną, która oby nigdy nas nie rozśmieszyła...

"Jak bal, to bal! Maestro, wal!

Grubasku, teraz solo! O, IDEOL! O, IDEAL!

Takie małe, małe, słodkie IDEOLO!

I gdy w strop szampitrem strzelił, Metaliczny tusz kąpieli,

Ani się nie obejrzeli,

Ani zdążył z żyrandziaka

Mrugnąć tajniak na tajniaka -

Jak błyskawicowym zdjęciem, Foto-ciosem, blasku cięciem,

Wszystkich wszyscy diabli wzięli, diabli wzięli, diabli wzięli

Aż ze śmiechu małpy spadły

Z zodiakalnej karuzeli”.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,99844,6739169,Kwasniewski_ws__szefa_PE__Jest_co_sie_cieszyc__Ale.html

http://www.prezydent.pl/x.node?id=1011872

http://www.videofact.com/polska/TW_w_rzadach_po_1989.html

http://www.videofact.com/polska/buzek2.html

http://new-arch.rp.pl/artykul/232936_Rzecznik_obala_zarzuty_Karwowskiego.html

http://katalog.bip.ipn.gov.pl/showDetails.do?lastName=Buzek&idx=&katalogId=0&subpageKatalogId=4&pageNo=1&osobaId=6502&

CBA do likwidacji? Wyrok TK już dziś

Trybunał Konstytucyjny ma dziś na wniosek SLD zbadać, czy CBA jest służbą istniejącą w zgodzie z polską konstytucją. Politycy Sojuszu po raz kolejny wysunęli argument, iż służba pod przewodnictwem Kamińskiego jest ,,policją polityczną''.

Wyświechtany już slogan o gestapo w rękach władzy którym rzekomo jest Centralne Biuro Antykorupcyjne posłużył jako zarzut względem cywilnej służby jako jedynej zdolnej do kontroli szczytów władzy. Nic dziwnego, że wałkarzom z SLD przeszkadza autokontrola organów władzy możliwa dzięki istnieniu tej służby, lecz argumentacja wniosku do TK jest wręcz niepoważna.

Sojusz obawia się też rzekomo szerokich uprawnień CBA, które pozwalają na szeroką inwigilację oraz ingerencję w życie obywateli. Z mojej wiedzy wynika, że uprawnienia operacyjne tej służby nie odbiegają zbytnio od uprawnień na ten przykład Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Analiza porównawcza ustaw dotyczących obu służb zapewne nie przyszła politykom lewicy do głowy a ich przekonania są oparte na zbitku hasełek propagandowych na temat Biura, na niczym wiecej. Nie ma tu mowy o merytorycznej krytyce.

To, że CBA mające w swych ustawowych zadaniach na pierwszym miejscu walkę z korupcją oraz monitoring poczynań polityków, a dziwnym trafem okazuje się, że co rusz wybuchają kolejne afery dotyczące delikatnie mówiąc nieprawidłowości w działaniach ludzi skupionych wokół obozu władzy i przychylnego mu Sojuszu, świadczy o stricte politycznym umotywowaniu wysunięcia wniosku przed Trybunał. I to jest prawdziwa przyczyna ataku.

CBA jest solą w oku elit bez przeszkód pasących się na III RP do czasu powstania owej służby. To wręcz truizm i fakt tak oczywisty, że nie będę się nad nim długo rozwodził. Niedorzeczny wniosek SLD jest kolejnym uderzeniem w ekipę specjalistów w służbie Rzeczpospolitej, wykonującą swoje ustawowe zadania. To, że Trybunał Konstytucyjny bierzę tak prymitywnie uargumentowany wniosek pod rozwagę świadczy o kondycji tego organu w obecnym składzie oraz o kiepskim stanie elit prawniczych w ogóle.

Nie jestem konstytucjonalistą. Ciekaw jestem w jaki sposób ustawa o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym jest niezgodna z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej z 1997 roku. Jestem jednak pewien, że nieprzyjaźni wobec tej służby prawnicy będą się musieli nieźle powyginać intelektualnie, aby znaleźć haki na drużynę Mariusza Kamińskiego. Tak bardzo potrzebne zaniepokojonym politykom z SLD oraz PO. Wyrok już dziś.