2009-04-08

Mołdawianie walczą z komuną

W stolicy Mołdawii Kiszyniowie wybuchły zamieszki spowodowane niezadowoleniem społecznym z faktu rzekomo sfałszowanych wyborów do mołdawskiego parlamentu. W wielkim zrywie przeciwko komunistycznemu establishmentowi wzięli udział antykomuniści z wielu grup społecznych, przede wszystkim studenci. Na pokojowe wyjście z impasu na razie nie ma szans. Tym lepiej dla Mołdawii.

Budynek parlamentu został zdemolowany, na ulicach w ruch poszły z jednej strony kostki brukowe - z drugiej pałki i armatki wodne. Komunistyczna władza podejrzewana o oszustwo wyborcze sięgnęła po szeroki wachlarz działań represyjnych wobec uczestników zamieszek. W kołach opozycyjnych powstała obawa, iż rozruchy zostały rozpętane przez komunistyczne służby specjalne, by spalić cały ruch antykomunistyczny w oczach wyborców. Mówi się o potrzebie pokojowych negocjacji z władzą oraz szkodliwości agresywnych działań wobec władzy. Czy nam, dzieciom Okrągłego Stołu, czegoś to nie przypomina?

Nawet jeśli narodowy zryw antykomunistyczny mający swe epicentrum w Kiszyniowie został celowo skierowany na tor konfrontacji siłowej z władzą, przywódcom opozycji nie wolno gasić tego potencjału. Należy go wykorzystać. Wszelkie straty, nawet największe, warte są ostatecznego zwycięstwa które lepszym będzie od każdego zgniłego kompromisu w stylu polskiej Magdalenki. Każdy kompromis z komunistami okaże się dla nich korzystny, gdyż w naturalnych warunkach państwa prawa konsekwencją nadużycia władzy jakim bez wątpienia była manipulacja wynikiem wyborczem byłoby całkowite odsunięcie od władzy oraz seria procesów sądowych.

W warunkach obustronnych intencji dojścia do kompromisu nie ma szans na opcję zerową wobec komunistów. Nie ma szans na sprawiedliwe osądzenie czerwonych przestępców a przede wszystkim w owych warunkach nie ma szans na stworzenie zdrowego aparatu państwowego. Potrzebny przykład? Polska, Węgry, Ukraina, Gruzja - pokojowe negocjacje z komunistami w każdym z tych krajów skończyły się zgniłym kompromisem będącym parasolem ochronnym dla zbrodniarzy, konfidentów oraz czerwonej agentury. Przez to, że zryw niepodległościowy z sierpnia 80-go roku został zgaszony stanem wojennym oraz późniejszą uległą oraz strachliwą postawą większości solidarnościowej opozycji wobec władzy komunistycznej, Polska nigdy nie stała się w pełni wolnym krajem i, zamiast otworzyć nowy rozdział swej historii i wreszcie się rozwijać, tkwi głęboko w postkomunie a wyjścia z tego historycznego patu jak nie było tak, póki co nie ma.

Należy również pamiętać, że komuniści niekoniecznie będą dążyć do kompromisu. Jeżeli zamieszki zostaną wyciszone a opozycja położy uszy po sobie i odetnie się od demonstrantów, aparat władzy poczuje swą siłę a kompromis będzie ostatnią rzeczą jaka przyjdzie do głowy czerwonym dygnitarzom. Jestem przeciwnikiem jakichkolwiek kompromisów z czerwonymi, ale nawet przyjmując, że to chcielibyśmy osiągnąć w Mołdawii, potrzebna jest manifestacja siły narodu. Opresyjna władza ludowa musi zacząć się bać.

Dlatego też opozycja mołdawska ma obowiązek objąć patronat nad ludźmi, którzy popchnięci operacyjnie bądź nie, wyszli na ulice zamanifestować nienawiść do komunistów oraz pęd ku wolności obywatelskiej. Nam, polskim antykomunistom nie wolno milczeć w tej sprawie, a raczej obowiązkiem naszym jest krzyczeć na temat tego co dzieje się obecnie w Kiszyniowie. Może chociaż w ten pośredni sposób polskim antykomunistom uda się odkupić winy za grzech Okrągłego Stołu.