2008-07-04

Zacieranie śladów

(hs)

Architekci nowego socjalistycznego świata

Podczas swojego przeszło siedmioipółmiesięcznego pobytu na Salonie24 miałem okazję wdawać się w dyskusję z przedstawicielami różnych opcji politycznych. Szczególnie zwróciła moją uwagę ta jakże postępowa współczesna lewica. Wstydzi się ona swoich korzeni, no i nic dziwnego; inaczej oszaleliby jak Lady Makbet. Zarzucali mi oni przy tej okazji, gdy im przypominam, czym tak naprawdę jest nazizm, że samozwańczo redefiniuję pojęcia. Część lewicowych blogerów zarzucała mi, że prawicę redukuję do bliżej nieokreślonego ultrakonserwatywnego libertarianizmu, a wobec tego 99.999% ludzkości, jaka żyje i kiedykolwiek żyła, była lewicowa. Natomiast to lewactwo miałem - w ich mniemaniu - traktować jako swoisty monolit. Nic bardziej mylnego. Lewica też jest na swój sposób różnorodna. Pierwsza rzecz to na ile sposobów można rzeźbić jednostkę, a przy okazji całe społeczeństwo, wmuszając w nie rzeczy dla niego nienaturalne. To jest jedna sprawa. A druga polega na tym, że wśród tej intelektualnej formacji istnieje pewna hierarchia społeczna. Może się to wydawać zwyczajnie mówiąc dziwne... a bo lewica taka zawsze egalitarna i (z wyjątkiem faszyzmu) traktuje ją jako bluźnierstwo... Po prostu, tak jak wielu ludzi nie zdaje sobie istnienia z praw biologii, chemii i fizyki, jakim podlegają, tak samo jest i w tym przypadku. Omówmy zatem, jak to się przedstawia.

Najlepiej przedstawił to dobrze znany Włodzimierz Iljicz Lenin. Wyróżnił on mianowicie w obrębie komunistów dwie klasy - uświadomionych i pożytecznych idiotów. Pierwsza, wie doskonale, po co to robi, jest przy tym do bólu cyniczna. Druga z kolei myśli, że walczy o wolność dla ciemiężonych i nie zdaje sobie sprawy, po co to wszystko robi. To wszystko można przenieść na całość lewactwa, bo stosuje się to nie tylko w stosunku do komunistów. Większość lewicowców, z którymi się rozmawia, to są właśnie pożyteczni idioci. Bezwolne kukły w czyichś rękach... Istnieje jednak stosunkowo nieliczna grupa, która jest uświadomiona i wie doskonale, po co to wszystko jest robiona. Część prawdopodobnie widzi w głoszeniu idei lewicowych jedynie sposób na robienie pieniędzy. Przecież ile to zespołów rockowych deklarowało przywiązanie do anarchosocjalizmu i trockizmu, a robiło przy tym pieniądze, o których elektorat konserwatystów w postaci klasy średniej mógł niejednokrotnie pomarzyć. Jeszcze część prawdopodobnie widzi się już w roli poganiaczy niewolników. Istnieje jednak trzecia grupa, która jest najważniejsza. Bez niej bowiem ten domek z kart budowany od epoki Oświecenia dawno zawaliłby się.

Są to architekci nowego socjalistycznego świata.

Oni doskonale wiedzą po co to wszystko robią. To są inżynierowie społeczni, których marzeniem jest zbudowanie nowego totalitaryzmu, tym razem w barwach tęczowych, mimo że mającego bardzo dużo wspólnego z czerwonym i brunatnym. Ich największym sukcesem jest wsadzenie nas do klatki i powiedzenie, że mamy więcej wolności. Zupełnie jak z jakimś karasiem złocistym albo skalarem. Czy taka ryba jest świadoma obecności akwarium? Nie - na tej samej zasadzie ludzie zaczynają traktować pewne rzeczy jako normalne. To jest ich największy sukces. Sterowanie omamionymi masami, które gnają przed siebie na śmierć jak lemingi, nie jest już potem specjalnie trudne. Teraz będą mogli zbudować ten nowy socjalistyczny świat. Będzie on prawdziwym piekłem, którego symbolem mogłaby być tęczowa swastyka. Starcy i niepełnosprawni będą poddawani eutanazji. Część ludzi zostanie wysterylizowana, możliwe jeszcze, że wprowadzi się chińskie rozwiązanie dotyczące jednego dziecka. Za myślozbrodnię jak naśmiewanie się z homoseksualistów, zapewne jakiś Oświęcim albo Kołyma. Do tego wysokie podatki i powszechna inwigilacja, a jak przyjdzie co do czego, to nawet kontrolowanie tego, co myślą ludzie tak, aby społeczna maszyna chodziła, jak architekci sobie życzą. Dodam, że ten ostatni wariant nie jest aż tak mocno nieprawdopodobny. Przecież elektronika poczyniła gigantyczne postępy, tak samo o mózgu wiemy zdecydowanie więcej niż w czasach pierwszych totalitaryzmów.

Kim są ci architekci?

To też jest dosyć złożona grupa. Nie są oni monolitem. Składają się z kilku mniejszych grupek, które - powiedzmy - dysponują tą samą wspólnotą interesów w postaci budowy nowego socjalistycznego świata w skali kontynentalnej, jeżeli nie światowej. Poniżej postaram się je omówić.

Do projektantów nowego socjalistycznego świata zalicza się masoneria. Od XVIII w. marzy ona o budowie oświeconego państwa, w którym triumfować będą prawa rozumu, przynajmniej w założeniu. Z tego powodu szerzy ona internacjonalizm. Od dwóch stuleci opowiada się za budową Stanów Zjednoczonych Europy, a od jakiegoś czasu nawet globalnej republiki. Postulatem masonerii jest też emancypacja kobiet. Ostatnimi czasy do szeroko pojętego, modnego w kręgach współczesnych intelektualistów, wolnomyślicielstwa dołączono pojęcie sprawiedliwości społecznej. Wiedząc, jak masoneria broniła tegoż wolnomyślicielstwa (w rzeczywistości będącego przykładem skrajnego konformizmu), należy się spodziewać, iż zapowiadane przez nich globalne państwo będzie repetą z ZSRR paleontologicznego (tzn. wybudowanego na terenie dawnej carskiej Rosji). Dlaczego masonerię wiązać należy z lewactwem? To ona je stworzyła i pozwoliła siać zniszczenie; jest z nim w pewien sposób sprzężona. Bezpośrednio czuwała nad wieloma przedsięwzięciami lewicy, jak rewolucją francuską czy październikową. Animatorzy obydwu byli masonami bardzo wysokich stopni wtajemniczenia. Dla przykładu Lenin miał trzydziesty, a Trocki był nawet wyżej od niego - posiadał trzydziesty trzeci. Widać na tym przykładzie, jak bardzo masoneria chce zniszczyć tradycyjne społeczeństwo, a ludzi sprowadzić do poziomu niewolników. Siłą rzeczy musi być związana z formacją polityczną, jaka te postulaty spełnia. Masoni zapewne funkcjonują w lewicowych partiach, doskonale wiedząc, po co to wszystko jest czynione. Pełnią funkcję zbliżoną do królowych u owadów społecznych, które wydzielają feromony i sterują - obok innych rodzajów architektów - całym przedsięwzięciem.

Lewica jest generalnie internacjonalistyczna, przynajmniej tak przedstawia się większa część jej odłamów. Ale do architektów nowego socjalistycznego świata można zaliczyć przedstawicieli pewnej grupy nacyjnej. No właśnie, a jakiej? Rzecz jasna chodzi tu o - jak to określił Coudenhouve-Kalergi - duchowy naród panów, czyli Żydów. Można się tutaj zastanawiać, a z jakiego to niby powodu? Szowinizm żydowski jako jedyny da się pogodzić z różnymi internacjonalistycznymi poglądami typu socjalizm czy komunizm. Wynika to z tego, że po powstaniu Bar Kochby, które zakończyło się fiaskiem w 135 r. n. e. Żydzi zostali rozproszeni po całym Imperium Rzymskim i swojego państwa nie mieli. Zmuszeni byli funkcjonować jako diaspora. W efekcie nie wytworzyły się u nich normalne uczucia patriotyczne, ergo: wszelkie ruchy o charakterze rewolucyjnym bardzo przyciągały nich. Przecież nawet część jakobinów była Żydami. Ilu komunistów przecież miała takie pochodzenie. Nie lepiej jest we współczesnych lewicowych partiach. Pewnie paru sterników ma pochodzenie bardzo odpowiednie. Dodam, że z punktu widzenia żydowskiego szowinizmu lewicowe myślenie w kategoriach społeczno-gospodarczych jest bardzo korzystne. Aborcja, eutanazja, homozwiązki, a później również eugenika, prowadzą rzecz jasna do depopulacji. Szeroko pojęty socjal przyczynia się do zepsucia społeczeństwa oraz jego postępującej degeneracji, w wyniku czego pewne projekty kulturowe można realizować, w wyniku czego niszczyć autochtonów, a samemu przejmować władzę. Istnieje również łącznik między Żydami a masonami w postaci loży B'nai-B'rith, który również może wykazywać znaczne wpływy.

Mało kto wiąże międzynarodowe korporacje z internacjonalistycznym socjalizmem. Co więcej, takie połączenie wydaje się sprzeczne. A jednak. Najpotężniejszy kapitał wyciąga największe zyski z wszelkich regulacji - od płacy minimalnej począwszy, a skończywszy na koncesjach. Uniemożliwia to bardzo skutecznie rozwój wszystkich, którzy są od nich mniejsi. Międzynarodowe korporacje mogą mieć również pewien cel w ustanawianiu prawa dotyczącego kwestii obyczajowo-społecznych. Bardzo wygodna może być z ich punktu widzenia legalizacja aborcji, ponieważ to pozwoli przetrzebić na dłuższą metę klasę średnią. Dodam, że wiele partii lewicowych jest po cichu finansowanych przez wielkie korporacje, więc muszą tańczyć tak, jak im tamci zagrają.

Ostatnia klasa architektów nowego socjalistycznego świata zapewne ma swoją siedzibę w Moskwie na Łubiance. Są to wysoko postawieni funkcjonariusze służb wywiadowczych. Wspominali o tym dysydenci. Na przykład Władimir Bukowski twierdził, iż w 1986 roku socjaliści zachodnioeuropejscy spotkali się sowieckimi komunistami w sprawie budowy zjednoczonej Europy oraz dalszej współpracy pomiędzy nimi. Wspomniany przeze mnie dysydent nigdy nie wykluczał, że w konstrukcji Stanów Zjednoczonych Europy bierze udział radziecki wywiad. Poza tym w wielu partiach lewicowych zarówno przed jak i po wojnie działali radzieccy agenci, którzy mieli wpływ na ich politykę, obsadę kadr et cetera. Pod tym względem zapewne niewiele się zmieniło.

Widać, architektów nowego socjalistycznego świata, tej lewicowej elity, jest kilka klas. Co więcej, one się wzajemnie ze sobą przenikają, mimo wszystko nie tworzą monolitu. Łączy ich wszystkich jeden wspólny cel, a mianowicie budowa antyutopii, jaką będzie nowy socjalistyczny świat, coś w rodzaju ogólnoświatowego (na początek obejmującego tylko znaczne połacie Eurazji) ZSRR neontologicznego.

Jak im się to uda można tylko zapytać, chyba zdając sobie sprawę o drodze w Nicość: quo vadis homine?

Co za gnoje. Oby to nie była prawda.

TVN 24 dotarła do informacji, że Polska nie wyraża zgody na rozmieszczenie elementów tarczy antyrakietowej w Polsce.
Polska znowu półkolonią moskiewską, wasalem Gazpromu.

Zbuki zajadłe, trutnie wyjałowione.
Kląć się chce.

Geremkowi, uwierzyć?


Tylko to jedno zdanie: „daje nadzieję choćby na to, że Unia będzie prowadziła solidarnościową, spójną politykę energetyczną, co jest dla nas korzystne” wprawia w szewską pasję. Tow. Bronisław Geremek albo oszalał, albo jest zimnym, wyrachowanym zdrajcą. Z przebiegu ostatniego szczytu energetycznego w Chanty-Mansyjsku widać jasno - europejska solidarnościowa, spójna polityka energetyczna jest pod surowym dyktatem Rosji i w wyłącznym rosyjskim interesie.
Warszawskie trutnie, Bronisławy dwa - Komorowski z Geremkiem, ręka w rękę niszczą z ponurą zajadłością polski dorobek w tej dziedzinie, chcąc zamordować wszelką szansę na samodzielne bezpieczeństwo energetyczne Europy, słowa już nawet nie mówiąc o polskim interesie narodowym. Polecam smętny tekst Pawła Kowala "Kręta droga Nazarbajewa", który ze łzami w oczach patrzy, jak ta zajadła swołocz rujnuje jego dorobek. Takanowaka mać.
Limitowana wyobraźnia, to wręcz komplement, łagodny eufemizm, gdy myślę o tych...
Polecam tekst o limitowanej wyobraźni, ozdobiony moim własnym rysunkiem "Ptak nielot, zwany limitem"

2008-07-03

Nie wierzcie Geremkowi

Po odrzuceniu zawoalowanej eurokonstytucji w irlandzkim referendum, Prof. Lech Kaczyński, Prezydent RP, uznał za bezprzedmiotowe złożenie swojego podpisu pod traktatem lizbońskim. Decyzja wydaje się być w pełni logiczna w kontekście obowiązującej w Unii Europejskiej zasady jednomyślności wymagającej zgody wszystkich państw unijnych.

Taka prosta logika nie trafia jednak do wszystkich. Według Prof. Bronisława Geremka (aka Lewartow), posła w Parlamencie Europejskim z ramienia Partii Demokratycznej Demokraci pl, wprowadzenie traktatu wbrew woli Irlandczyków nie łamie ich prawa veta ponieważ traktat i tak przewidywał „uchylenie zasady jednomyślności za osiem-dziesięć lat” (Geremek: Traktat nie jest martwy, Gazeta Wyborcza z dn. 02 07 2008). Krótko mówiąc, zdaniem Geremka, niepodpisany jeszcze traktat już obowiązuje, a w niektórych aspektach działa z 10-letnim wyprzedzeniem. Zaiste, dziwaczną figurą prawną musi być ten dokument. Nie przeczytał go przecież ani jeden europejski polityk przed podpisaniem.

Bronisław Geremek twierdzi, że traktat nie jest jeszcze martwy bo „obowiązuje zasada, że gdy zostanie ratyfikowany przez cztery piąte państw członkowskich, to Rada Europejska zastanawia się, co dalej”. Według Geremka, możliwy jest scenariusz, w którym „Rada Europejska proponuje procedurę, by traktat jednak wszedł w życie”. Tłumacząc na język bardziej przystępny, powyższy senariusz zakłada, że po podpisaniu traktatu przez 80% państw, Rada Europejska czyli głowy państw, z których zdecydowana większość opowiedziała się za traktatem, zadecydują o losie tego dokumentu. Łatwo się domyśleć jaki będzie wynik takiej dyskusji, w której osądu dokonują żywotnie zainteresowane strony.

Pomińmy swoistą wizję demokracji przedstawionej w powyższym scenariuszu przez filar Demokratów pl. Trudno jednak nie zadać pytania - Po co ta cała farsa z jakimiś referendami i głosowaniami? Nie prościej by to było zrobić wszystko jednym nakazem jak za Stalina?

Ano nie. Bo problem w tym, że tego „Stalina” jeszcze nie ma. I cała gra chyba idzie o to aby go stworzyć i ukonorować tytułem Prezydenta UE. I aby taki prezydent miał prawo wydawać nakazy. Uwolni to wtedy eurokratów od wielu ograniczań - będzie im się o wiele łatwiej rządzić. A jak za parę lat zniknie zasada jednomyślności, to już będą mogli robić co im się tylko żywnie zamarzy, nie bacząc na potrzeby mniejszych i biedniejszych krajów.

W końcówce wywiadu dla Gazety Wyborczej Geremek obwieszcza, że „od rana dzwonią do mnie dziennikarze i politycy europejscy zdumieni wypowiedzią prezydenta Kaczyńskiego, a ja tłumaczę im, by nie dramatyzować. Że to normalny spór prezydenta z premierem, że wszystko da się odwrócić i ostatecznie traktat będzie podpisany. Ale w głębi ducha nie jestem takim optymistą. Boję się decyzji Lecha Kaczyńskiego i sam zachodzę w głowę, co zrobić, by zmienił stanowisko”.

Innymi słowy, europoseł otwarcie przyznaje się do mówienia czegoś w co sam nie wierzy, czyli celowego wprowadzania w błąd sprzymierzeńców, z którymi mamy podobno wspólnie wzmacniać politycznie Europę. Według Geremka, taki proces unifikacji „daje nadzieję choćby na to, że Unia będzie prowadziła solidarnościową, spójną politykę energetyczną, co jest dla nas korzystne”. I w tym momencie nie można się dziwić, że u niektórych ludzi pojawiają się wątpliwości. Bo jak tu ufać człowiekowi, który bez mrugnięcia powieką, wręcz z zadowoleniem, ujawnia fakt szerzenia opinii, którym sam nie daje wiary. Nawet umiarkowani sceptycy i jednostki wręcz naiwne, mają podstawy podejrzewać Geremka, że w głębi ducha nie jest wcale takim wielkim optymistą, gdy maluje przed nami świetlaną wizję „solidarnościowej” Europy. Być może to tylko taki pic na wodę, fotomontaż w wykonaniu byłego członka PZPR (1950-1968), długoletniego sekretarz tej partii na Uniwersytecie Warszawskim, który podobno później w latach 70 i 80 zwalczał komunistów, aby w 2006 roku wejść z nimi ostatecznie w sojusz.

Źródło:
http://wyborcza.pl/1,75248,5416316,Geremek__Traktat_nie_jest_martwy.html

Na wylocie

(hs)

Paliwoda na Forum Frondy

Ostra jazda bez trzymanki.

Tu pojawia sie i znika:
http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=1775884

Kopia do sciagniecia:
http://www.box.net/shared/nvcosahsgs

Po rozpakowaniu plik .mht otwiera sie w Opera lub IE.

Stracone możliwości

Kiedyś zastanawiałem się nad tym, co powinniśmy byli zrobić przed drugą wojną światową, aby nie doprowadzić do zbrojnego starcia. Doszedłem wówczas do wniosku, że powinniśmy dogadać się z Niemcami i wstąpić do paktu antykominternowskiego. Wówczas w razie wojny ze Związkiem Radzieckim Trzecia Rzesza opanowałaby państwa bałtyckie, a Polska zajęłaby obszary Białorusi i Ukrainy uzyskując przy tym dostęp do Morza Czarnego. Kto wie, czy wówczas wschodnia granica nie rozciągałaby się jeszcze dalej na wschodzie niż w XVII w. i czy nie byłaby zbliżona raczej do wschodniej rubieży Wielkiego Księstwa Litewskiego. Sam pomysł takiego sojuszu byłby niezły, ponieważ ZSRR zostałby prawdopodobnie pokonany, a Trzecia Rzesza wykrwawiłaby się na zachodzie w walce z demoliberalizmem; pewnie Stany Zjednoczone zostałaby jakoś do tej wojny wkręcona, w końcu koncepcje izolacjonistyczne w latach dwudziestych praktycznie tam upadły. Ostatnimi czasy przemyślałem sobie całą sprawę na nowo, no i doszedłem do wniosku, że istniała jeszcze lepsza możliwość niż wchodzenie w pakt z diabłem, czyli z Trzecią Rzeszą. A mianowicie, o co mi tutaj chodzi.

Przecież spokojnie moglibyśmy dogadać się z Japonią pod koniec lat dwudziestych. Nie należało kombinować z Międzymorzem, ta koncepcja ministra Becka skazana była na porażkę. Poszczególne państwa wytworzone z upadku imperiów - kaiserowskich Niemiec, carskiej Rosji i Austro-Węgier, były ze sobą skłócone i skonfliktowane. Weźmy pod uwagę chociażby nasz kraj. Mieliśmy konflikt z Litwą od czasów buntu Żeligowskiego o ziemie Wileńszczyzny. Również z Czechosłowacją stosunki były napięte ze względu na Zaolzie i nie tylko. Punktem spornym była również Spisz. Biorąc pod uwagę inne państwa, to na przykład Węgry straciły Siedmiogród, wyrażały pretensje w stosunku do części Słowacji i Austrii. Tego typu sytuacje można mnożyć. Międzymorze będące przeciwwagą zarówno dla imperializmu niemieckiego jak sowieckiego było utopią. Mogliśmy zatem podpisać pakt z Krajem Kwitnącej Wiśni o współpracy militarnej. Co by z tego wynikało?

Pierwsza rzecz, to należy spojrzeć, z jakim państwem my wtedy mieliśmy około 1500 kilometrów wschodniej granicy. Był to Związek Radziecki, który nie ukrywał, że miał chrapkę na nasze ziemie, a nawet na rządzenie całym światem. Japonia również graniczyła z nim, mając na Sachalinie granicę lądową oraz między Kurylami i Kamczatką granicę morską. Poza tym Kraj Kwitnącej Wiśni chciał się stać dominującym imperium w regionie i dążył do podbicia ziem, na których znajdowało się mnóstwo zasobów. A przecież wiemy ile na rosyjskim Dalekim Wschodzie wydobywa się surowców. A teraz dokonajmy takiej symulacji. Co by się stało, gdyby nas zaatakował Związek Radziecki. My oczywiście dajemy mu odpór. Równocześnie dochodzi do ataku armii japońskiej na obiekty znajdujące się na wschodniej Syberii. Opanowana zostaje Kamczatka, Sachalin, Kraj Ussuryjski oraz znaczna część wybrzeża. W kilku miejscach przedziera się głębiej, nawet do Czyty jak podczas rewolucji październikowej. ZSRR zostaje zmuszony wycofać wojska z terenów Polski i przerzucić je na Daleki Wschód. Zwróćmy uwagę w jakiej sytuacji była wówczas Japonia. Dążyła do pozyskania ziem, na których znajdowały się poszczególne surowce, więc raczej nie byłoby łatwo wyrzucić Japończyków z tych ziem. Wojna na Pacyfiku to byłoby nic, przy tym co działoby się na wschodniej Syberii i przy znajomości bojowej gorliwości japońskich żołnierzy. Tak samo w razie napaści na japońskie tereny, my powinniśmy opanować resztę Białorusi, znaczne tereny Ukrainy, a nawet pójść na Moskwę... Jaki jest zatem z tego wniosek. ZSRR znalazłby się w szachu i nie mógłby nic zrobić. Byłby wyłączony z ewentualnego konfliktu. Nie sprawdziłoby się w tym wypadku twierdzenie wybitnego geopolityka Studnickiego-Gizberta, że w razie napaści Niemiec, automatycznie dojdzie do ataku sowieckiego. W tym wypadku ZSRR nie mógłby uderzyć, a bez tego Niemcy tak łatwo nie daliby nam rady. Blitzkrieg bardzo by się przedłużył, a my teoretycznie moglibyśmy jeszcze ich odeprzeć.

Dochodzimy tutaj do drugiego aspektu. Współpraca militarna nie zawiera się tylko na zapewnieniach o wzajemnej pomocy między państwami. Teoretycznie moglibyśmy Japończykom sprzedać trochę swojej broni ręcznej, którą oni mieli akurat słabą, a od nich kupić samoloty i okręty podwodne - te akurat bardzo dobre, aby uzupełnić braki w sprzęcie we własnej armii. Przecież pieniądze wykorzystane na budowę COP można by spokojnie wydać na wojska lądowe i marynarkę wojenną. Jeżeli nie bylibyśmy w stanie wyprodukować odpowiedniej ilości Łosi i Karasi moglibyśmy zakupić samoloty marki Mitsubishi. Założę się, że wówczas wrzesień roku 1939 wyglądałby zupełnie inaczej. Przyjmijmy jeszcze, że obok tego mielibyśmy odpowiednie ilości broni przeciwlotniczej (jak karabin maszynowy Szczeniak) i przeciwpancernej (chociażby sławetny Ur), to tym bardziej. Wtedy to my zdobylibyśmy Berlin, a nie Niemcy Warszawę.

Wiadomo, że polityka socjaldemokratycznych mięczaków Bluma i Chamberlaina określana mianem appeasment doprowadziłaby do skierowania ekspansji Trzeciej Rzeszy na wschód. Tylko że w razie mocniejszego sojuszu z Japonią, Niemcy dostałyby bardzo mocne lanie. Inna byłaby teraz pozycja Polski na świecie i w Europie. Bylibyśmy krajem o powierzchni zbliżonym do Francji, ponieważ od Niemiec należałoby wysępić ziemie Polski piastowskiej jak również część tych, które były zajmowane w czasach pierwszych Piastów przez plemiona słowiańskie. Tak więc na zachodzie sięgalibyśmy dalej niż obecnie.

Niestety, tego typu szanse po prostu zaprzepaściliśmy. Nie można odmówić sanacyjnemu rządowi, że nie chciał dla Polski dobrze. Nie dostrzegał jednak wielu istotnych rzeczy, w efekcie straciliśmy bardzo wiele możliwości. A teraz nam się to będzie odbijać czkawką aż do końca naszej historii...

2008-07-02

Kolejność wyprowadzania na spacer

(hs)

P.S. Kiedy Łże me*dia zaczną mówić o zastrzeżonym katalogu IPN - czyli teczkach kilkuset prominentnych osób, które schowane są pod kloszem?
Dlaczego ten katalog jest TAJNY? Znowu będziemy glosować na bolków, bronków, borsuków itp. bez wiedzy czy nie są zarejestrowani w ,,tajnych katalogach''?


IPN, uprzejmie proszę o UJAWNIENIE danych kretów! Najwyższa pora!