2009-09-18

Galopujący fiskalizm

Słyszeliśmy już zapewnienia, że premier Donald Tusk nie będzie podnosić żadnych podatków. Czego jednak spodziewać się po ugrupowaniu politycznym z "bandy czworga" jak nie kolejne porcji obiecanek-cacanek. Wiadomo, że niedługo podniesione zostaną podatki akcyzowe - UE przecież nam kazała. Wprowadzona zostanie jeszcze dodatkowa opłata do każdego litra benzyny. Podatków pośrednich jako tako nie widać, więc przeciętny człowiek nie zwraca na to uwagi. Gdyby Tusk wraz ze swoim "geniuszem ekonomii" Janem Vincentem Rostowskim zwiększyli skalę progresji podatkowej, wówczas dostrzegliby to wszyscy. Ostatnimi czasy pojawił się jednak kolejny "racjonalizatorski" pomysł. Otóż rząd chce opodatkować wzajemne świadczenia różnych osób. Jeżeli ktoś pomaluje sąsiadowi dom, będzie musiał za to zapłacić. Oczywiście tutaj pojawiają się pytania: a jak wyceniać koszty takiej pracy na przykład? Na to pytanie jednak rząd nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Jedno jest pewne, wzrośnie ilość biurokratów.

Przy okazji tego prawniczego absurdu na kółkach warto zastanowić się nad tym, jaki powinien być w państwie system podatkowy. Wiadomo bowiem, że jakieś taksy muszą istnieć. Gdyby były one dobrowolne, to zapewne nikt by podatków nie płacił. Postawić trzeba też założenia dotyczące rozmiaru państwa jako takiego. Implikuje to bowiem wysokość podatków. Im szerszy zakres kompetencji ma dane państwo, tym większe musi być opodatkowanie. Państwo według wykładni konserwatywnej powinno zajmować się zapewnianiem bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrzego, egzekucją i stanowieniem prawa oraz podstawową infrastrukturą. Dodatkowe jego uprawnienie stanowi ochrona środowiska. Cała reszta znajdować się ma w rękach prywatnych. Państwo takie zatem nie zajmuje się produkcją (brak tam państwowych przedsiębiorstw) ani różnymi socjalnymi funkcjami - nie wypłaca na przykład zasiłków dla bezrobotnych. Czy do utrzymania takiego państwa potrzeba olbrzymiego, galopującego fiskalizmu?

Wystarczyłyby tutaj zaledwie trzy podatki pobierane przez centralny rząd - pogłówny, ziemski oraz zryczałtowany podatek od działalności banku centralnego. Te wszystkie podatki dochodowe, czy to liniowe, czy z różnymi skalami progresji, czy to akcyzy, VAT, podatek Belki - to wszystko nie jest w ogóle potrzebne. Więcej, jeżeli spojrzymy na historię to stanowi stosunkowo niedawny wynalazek. Podatek dochodowy po raz pierwszy został wprowadzony w Wielkiej Brytanii w 1799 roku, no i in statu nascendi był już uznany za nieetyczny. To tylko taki skromny przypadek. W starożytnym Rzymie epoki pryncypatu funkcjonowały następujące podatki: pogłówny, ziemski i obrotowy od niektórych usług, jak budowa okrętów czy handel niewolnikami. Upadek tego państwa związany jest owszem z zepsuciem. Nie bez znaczenia było również to, co z obecnego punktu widzenia możemy nazywać socjalizmem, czyli między innymi wzrost fiskalizmu. Pojawić się może argument: a przecież państwo nie jest się w stanie z kilku prostych podatków utrzymać! Jest go bardzo łatwo zbić. Jak mianowicie przez kilka tysięcy lat istnienia cywilizacji robiły to niemal wszystkie państwa na świecie? Pokazać to może jeszcze jeden przykry fakt. Socjalistyczne myślenie o gospodarce wryło się w zasadzie w podświadomość. Ludzie nie potrafią sobie wyobrazić sytuacji, jak to jest, żeby nie było na przykład podatku dochodowego, a przy okazji nie istnieje żadna potrzeba wypełniania formulaża PIT. Tak dzieje się również w innych dziedzinach - choćby usprawiedliwianie bytności państwowych przedsiębiorstw stanowi tutaj dobitny przykład. Mniejsza jednak z tym.

Pogłówny powinien mieć stałą wysokość 2000 zł od każdego dorosłego, pracującego obywatela. Można by go rozłożyć na raty kwartalne lub półroczne. Prostota tego podatku pozwoliłaby ograniczyć biurokrację uczestniczącą w jego poborze. Bez większego problemu można by określić, czy dana osoba go zapłaciła, czy też zapłaciła za mało. Obecnie jest to bardzo ciężkie i wymaga zatrudniania sztabu ludzi. Wprowadzając pogłówny, można tak naprawdę zlikwidować znaczną część etatów w Urzędzie Skarbowym. Podatek ten ma również inną zaletę. Dlaczego milioner ma płacić wyższe podatki niż robotnik. Przecież obydwaj tak samo korzystają z usług chociażby sądów czy policji. Zapobiega zatem podatkowej ucieczce do rajów podatkowych.

W przypadku ziemskiego proponuję stawkę 1% od wartości nieruchomości określoną na bazie polisy ubezpieczeniowej lub indywidualnej wyceny właściciela. Byłby to podatek, który proponuje się czasem rozdzielić na dwa - łanowe i podymne. Taki podział jednak nie ma większego sensu, gdy będzie stosowany jednolity sposób jego naliczania. Tutaj też bardzo prosto sprawdzić, czy nie nastąpiło oszustwo. Tak więc po wprowadzeniu wyżej wymienionego podatku pogłównego oraz ziemskiego można zlikwidować Urząd Skarbowy. Tego typu instytucja nie będzie w ogóle potrzebna.

Trzecim rodzajem podatku to ryczałt od działalności banku centralnego w wysokości 20 mld złotych rocznie. Tutaj pojawia się pewien problem. Bank centralny powinien zostać uczyniony instytucją prywatną. Wówczas siłą rzeczy zacznie przynosić zyski w wysokości kilkudziesięciu miliardów złotych rocznie; przy okazji zostanie ograniczona inflacja. Wówczas będzie go stać, żeby zapłacić 20 mld.

Czy takie państwo utrzymałoby się na powierzchni. Zatwardziali etatyści zaprzeczając historii stwierdziliby, że nie ma racji bycia, co jest jednak bzdurą. Przyjmijmy pesymistyczne założenia. Zatrudnionych jest mniej więcej 15 milionów. Po wymnożeniu razy 2000 zł dostajemy 30 miliardów złotych. Wpływy z ziemskiego będą wynosić około 50 miliardów złotych. Na koniec podatek zryczałtowany z działalności banku centralnego. Po zsumowaniu dostajemy 100 miliardów złotych. To jedna trzecia obecnego budżetu! Państwo nie będzie się tam jednak zajmować na przykład ubezpieczeniami społecznymi czy edukacją. Nakłady na armię czy policję można będzie wówczas nawet zwiększyć w porównaniu z obecnymi. Przyjąłem wyżej pesymistyczne założenia. Gdyby przyjąć inną optykę, należałoby przyjąć, że staniemy się rajem podatkowym, więc nawet miliony ludzi z innych państw będzie płacić u nas podatki. Prywatyzacja lasów, plaż czy nawet uwłaszczenie działkowców spowodowałoby wzrost wpływów z ziemskiego; tutaj też należy liczyć na rozbudowę osiedli w miastach. Pamiętać jeszcze trzeba, że do kraju, w którym nie ma żadnych pośrednich podatków, gdzie nie istnieje dochodowy, wyniosłyby się wszystkie firmy, rozkwitłaby przedsiębiorczość, a one gdzieś musiałyby się wybudować. Przewidywane zyski z tych podatków mogłyby być znaczenie większe.

Tego jednak nie można zrobić od tak. Przeprowadzić tutaj należy stopniowe zmiany polegające najpierw na eliminacji dochodowego i akcyz, prywatyzacji znacznej części sektora publicznego, zastąpieniu VAT obrotowym, a dopiero potem wprowadzenia pogłównego i ziemskiego. Zryczałtowany od banku centralnego można by wprowadzić po prywatyzacji tegoż.

Obserwując jednak obecne trendy, należy spodziewać się wzrostu galopującego fiskalizmu. Kiedyś cesarz Tyberiusz wysłał do namiestnika jednej prowincji upomnienie: "Owce się strzyże, a nie goli". Tego niestety nie są w stanie zrozumieć obecne elity polityczne. Zamiast tego dokładają kolejne cegiełki w rozbudowie instytucji państwa opiekuńczego.

Synowie Apokalipsy








Pochylając się nad grobami ofiar 17.09.1939 pragnę z całego serca podziękować P.Kukizowi.
Tekst jego utworu jest hołdem, oddanym ofiarom pomordowanym w tamtych dniach, przez Sovietów .
17 września

Kurica nie ptica.
Polsza - nie zagranica.
Więc polej wódki, Grisza,
Bo zaraz oddasz strzał,
W tył głowy,
Potem do dołu.

Ciało na ciało się zrzuci
Sasza ugnieść je musi.
A spychacz zepsuł się nam.
Więc polej, Grisza,
Tak z duszy,
Dla Saszy, bo spychacz nie ruszy.
Ile ich jeszcze zostało,
A naszym chce się już spać

Raboty oczeń mnoga,
Starszyna chodzi zły.
Psuje się pogoda,
A jeszcze tylu ich.
Tylu ich jeszcze zostało.
A spychacz zepsuł się nam
Tam w dole się jacyś ruszają.

Wypijmy, Grisza, do dna.
Kończy się podły kwiecień,
Zaczyna zielony maj.
A nam wciąż nowych dowożą.
Nie dają wytchnienia nam.

Eeee, Grisza, co jest z tobą,
Czyżby ci było ich żal?
Kurica - nie ptica.
To tylko polski pan

Niech Wasia wapnem sypnie,
Na ten ostatni stos
A wapno pamięć rozpuści,
Sumienie prześpi się w nas
A potem, by nie bolało,
Posadzi się tu las.
I prawda nie wyjdzie na jaw.
A Stalin odznaczy nas.

Paweł Kukiz, "17 września"


Siła tego utworu jest tak olbrzymia, że bezpośrednie zapewnienie autora tekstu;


"Gdyż chodzi o zachowanie pamięci i tożsamości. A pojęcia "Bóg - honor - ojczyzna" nie mogą być obciachem”.

dla wielu z nas nie jest już potrzebne,i raczej skierowane jest do watahy, która po zachęcie Putina ,w ostatnich dniach wyraźnie się uaktywniła.
Dla niej jednak trafniejsze i bardziej zrozumiałe będzie przesłanie,innej postaci z tego gatunku kulturowego.
Mam na myśli Peja.
Wystarczy tylko wskazać tych, co to jak sugerują niektórzy, nie chcą zaledwie rozpoczętego " wątku zamknąć "
Wtedy ze zrozummieniem wydanych przez Peja rad i poleceń,napewno młodzi wykształceni,z wielkich miast,nie będą mieli
absolutnie żadnych problemów.

2009-09-16

Ex occidente lux?

Pod tekstem Europaranoja dyskusja zeszła na boczny tor. Sam tekst dotyczył bezsensu przynależnictwa Polski do UE ze względu na bezustannie rozszerzające się kompetencje tego biurokratycznego molocha. Pojawiły się natomiast propozycje ewentualnych sojuszy. Broniłem tam opcji bliskowschodniej, co nie spotkało się ze szczególnym przyjęciem innych czytelników. Oni raczej chcieli dogadywać się z USA. Zanim przejdę ad rem wypadałoby kilka rzeczy wyjaśnić.

Pierwszą rzeczą jest polityczny realizm. Należy tak ustawiać międzynarodowe alianse, żebyśmy nie wyszli na nich jak Zabłocki na mydle. Co się dzieje natomiast obecnie? Jesteśmy na przykład w UE, musimy zatem znosić różne praktyki protekcjonistyczne Niemiec i Francji, tj. tamtejszego dominatu. Przykładem są tutaj dopłaty rolne, które istnieją tylko dlatego, żeby rolnictwo w kilku dużych krajach zachodniej Europy nie upadło. Poza tym często dostajemy połajanki zupełnie jak za Breżniewa o braku postępów jedynego prawdziwego ustroju socjalistycznego. Wymuszana jest na nas rozbudowa biurokracji. Tworzyć nawet musimy jakieś dziwne urzędy typu ministra do spraw równouprawnienia, prawdopodobnie po to, żeby różni seksualni zboczeńcy mieli gdzie uskarżać się na swój los. Nasz rozwój gospodarczy hamowany jest na szereg różnych sposobów - typu minimalne stawki VAT, ceł, akcyzy na paliwa. Powiedzieć można by: a po co nam taka organizacja, w której mówią nam, że tracimy okazję do siedzenia cicho (słynny casus Chiraca). Wstąpienie do UE, tak lansowane przez rodzimych quislingowców, okazało się być sprzeczne z jakimkolwiek naszym interesem. Nie było zatem działaniem politycznie realistycznym. Innym przykładem są tutaj nasze stosunki z USA. Też podchodzimy tutaj na kolanach. Zapominamy, że to taki dziwny pies, którym merda ogon - państewko wielkości województwa mazowieckiego, a przy okazji oczko w głowie tego supermocarstwa. A my co zrobiliśmy? Kupiliśmy latające gruchoty o wdzięcznej nazwie F16. Wysłaliśmy swoich żołnierzy do Iraku i Afganistanu: nic z tego nie mamy tak naprawdę. Mimo to różne żydowskie mafie - to i tak określenie eufemistyczne - żądają od nas 65 miliardów dolarów. Symbiontem USA jest Izrael, z którym to mamy najlepsze stosunki ze wszystkich państw europejskich. A w zamian nic. Przyjeżdżają do nas wycieczki z uzbrojonymi strażnikami tak, jakbyśmy byli ich protektoratem. Tak samo ciągle dostaje się nam na arenie międzynarodowej od antysemitów. Na wszystkich naszych dotychczasowych sojuszach wychodzimy zatem, jak Zabłocki na mydle. Były one tworzone z myślą nie o działaniu niepodległego państwa, tylko o podporządkowaniu się komuś większemu, kto miał nas gospodarczo ożywić, militarnie wzmocnić, a - kto wie - czy postępowej etyki nie narzucić.

Można mi zarzucić, że skoro krytykuję zarówno UE jak i USA, to jestem zwolennikiem opcji prorosyjskiej. Nieprawda. Rosjanie wiele zrobili, żeby wepchnąć nas w uzależnienie od Matuszki Rassiji. Swoistym przykładem ich geopolitycznego geniuszu było przyznanie nam ziem zachodnich przez Stalina zadekretowane w Teheranie. Miało to nas skonfliktować z Niemcami, a przez to wymusić alians z Rosją. Nie był to pomysł nowy. W czasie wojny domowej w Rosji został on wysunięty już przez admirała Kołczaka. Musimy jednak patrzeć na historię. Przecież Niemcy i Rosja przez tysiąc lat dążyły do podboju ziem Polski. Caryca Katarzyna jasno określiła plany Rosji. Należy zdobyć Polskę oraz cieśniny tureckie. Rosja będzie siłą rzeczy dążyć do tego, żeby nas od siebie uzależnić. Przykładem jest szantażowanie gazowym kurkiem. Dąży również, żebyśmy nie dywersyfikowali dostaw paliw kopalnych. Nic dziwnego, że pomysł ekipy AWS o rurociągu z Norwegii upadł, gdy tylko doszli do władzy postkomuniści. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił ówczesny premier Leszek Miller, to skuteczne pogrzebanie tego konceptu. A niby kto kierował postkomunistami?

Podstawą prowadzenia jakiejkolwiek polityki międzynarodowej jest posiadanie silnej armii. Już von Clausevitz mawiał, że wojna jest przedłużeniem dyplomacji. A czy obecni nasi tzw. sojusznicy pozwoliliby nam na to? Wątpię. Nasze sojusze to bowiem alianse wilka z owcą. Gdybyśmy stwierdzili, że chcemy mieć armię pół miliona ludzi, a do tego ludowe komitety oporu w każdej gminie, oni doprowadziliby do upadku tego pomysłu. W ich interesie nie jest zatem, żebyśmy byli bardzo mocni - mówię tutaj zarówno o USA, Rosji, Niemczech. Oni chcą, żebyśmy chodzili grzecznie na smyczy, a nie zagrażali ich partykularnym interesom.

W takim układzie, co nam pozostaje?

Wspominałem o opcji bliskowschodniej, czyli sojuszu z Turcją i Iranem. Z tym drugim należałoby w tym celu wznowić stosunki dyplomatyczne. Istotną zaletą jest tutaj uniezależnienie się od surowców energetycznych z Rosji. Państwa te siedzą bowiem na ropie i gazie. Można by zatem stamtąd pociągnąć rurociąg przez Azję Mniejszą i Bałkany. Wówczas Kreml nie będzie mógł nas szantażować zakręceniem gazowego kurka. A to jest już bardzo dużo.

W drugą stronę podpisać należy układy handlowe i gospodarcze. Iran to kraj o gospodarce w dużej mierze państwowej, jednak ilość zagranicznych inwestycji w nim rośnie. Powinien zgodzić się zatem wpuścić naszych przedsiębiorców. Poza tym można by im sprzedawać technologie militarne oraz broń. Pozwoli to również Rosję szachować na gruncie geopolityki i pozbawiać to co raz bardziej upadłe państwo wpływów na Kaukazie i w Azji Środkowej.

Państwom w tamtym regionie również powinno zależeć na takim sojuszu. A dlaczego? Rosjanie wyznają teorię geopolityczną McKindera o Heartlandzie. Wynika z niej, że jeżeli ktoś chce władać światem, musi najpierw podbić Azję Środkową. Jeżeli tym państwom zależy na niepodległości, to raczej powinny być nastawione antyrosyjsko. Turcji i Iranowi poza tym zależy, żeby odzyskać wpływy na Kaukazie.

Z drugiej strony my będziemy mogli rozbudować armię. Nikt nam nie będzie mógł tego zabronić. Nasi sojusznicy ze względu na militarne kontrakty będą z tego powodu zadowoleni.

Jakie są najczęstsze kontargumenty wobec takiego przeorientowania polskiej polityki zagranicznej? Zwraca się uwagę tutaj na fundamentalizm islamski w Iranie. Ale co to ma do rzeczy? Czy tym osobom nie przeszkadza ateistyczny fundamentalizm zachodniej Europy? Przecież to jest niekonsekwencja w rozumowaniu. Widzą również w islamie zagrożenie dla zachodniej cywilizacji. Dodam, że ja żadnego nie widzę. Nas powinno cieszyć, jak ochoczo wrogie nam państwa zachodniej Europy zakładają sobie pętlę na szyję. Płacz nad ich losem, który ściągnęli na siebie obyczajowym zepsuciem, jest całkowicie irracjonalny. Tak więc podstawowy argument islamizmu tutaj pada. Niby również w celach kontraktów na dostarczanie surowców energetycznych nie ma potrzeby zawiązywania aliansów. My jednak jesteśmy obecnie państwem słabym i innej możliwości tutaj nie ma.

Wiara w jakieś ex occidente lux jest zatem słabo podbudowana. Z tamtej strony nie spotkało nas nigdy nic dobrego. O pewnych sytuacjach można wręcz powiedzieć, że "wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły". Spodziewać się jednak po obecnych quislingowcach krzty myślenia w kategoriach realizmu politycznego oraz interesu państwa to jeszcze dobitniejszy przykład myślenia życzeniowego.

2009-09-13

Jeszcze raz "Limes inferior"

Ostatnimi czasy na Niepoprawnych przewinęło się wiele dyskusji dotyczących obecnego biurokratycznego państwa. Pojawiło się również wiele nawiązań. Jednym z ciekawszych było powołanie się na książkę Limes inferior Janusza Zajdla. Ten klasyk fantastyki społecznej doszedł tam do zaskakującej konkluzji. Państwo biurokratyczne nie musi być wcale dziełem tendencji wewnętrznych. Nie musi tutaj działać typowy mechanizm zapadkowy typowy dla rozwoju socjalizmu. Możemy mieć tutaj do czynienia z czynnikami zewnętrznymi, które prowadzą do budowy coraz bardziej totalistycznego biurokratycznego państwa. Taka konkluzja wydaje się wręcz zadziwiająca. Z jednej strony pokazuje to, co wspomniałem wyżej. Biurokratyzm, socjalizm, etatyzm et consortes nie muszą powstawać w wyniku swoistego domina. Mogą się tutaj dołączać - kamień wywołujący lawinę jednak gdzieś jest. Z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że chyba dobrze, iż pewne rzeczy są państwowe. Będzie sugerować, że właśnie wtedy nie będzie zewnętrznych zagrożeń. Wówczas nikt nam nie zaprzestanie wydobycia węgla, wytapiania stali, wytwarzania prądu, hydrometalurgii miedzi itd. Czy takie rozumowanie jest poprawne?

W nawiązaniu do tych wszystkich dyskusji postanowiłem napisać większy tekst, który stanowiłby podsumowanie tego sposobu rozumowania. Należy się bowiem zastanowić nad sterownością państwa jako takiego. Jakim państwem łatwiej się rządzi, czy takim które jest proste, twarde i skuteczne (doktryna prawicowa) czy może takim z gigantycznym aparatem biurokratycznym oraz państwową własnością (etatystyczno-lewicowe koncepcje państwa)?

Wystarczy tutaj wykonać prosty eksperyment myślowy. Państwo wedle wykładni etatystyczno-lewicowej ma prowadzić w jakimś tam stopniu działalność gospodarczą, zajmować się edukacją, służbą zdrowia, ubezpieczeniami, opieką społeczną. Z tym wszystkim wiąże się ogromna ilość biurokracji. Żeby na przykład nadzorować wydobycie i przerób miedzi - nie ważne już jaką metodą - w odpowiednim państwowym przedsiębiorstwie (exemplum KGHM), potrzebni są pewni urzędnicy. Tak samo jest z wyrobem okrętów czy wytwarzaniem prądu elektrycznego. Inne przypadki są o wiele bardziej oczywiste. Skoro mamy państwową edukację, wiadomo, że musi istnieć kuratoria, odpowiedni resort, który by się tymi sprawami zajmować. Państwowa służba zdrowia również generuje podobne problemy - też trzeba powoływać ministerstwo, którego jedynym celem istnienia jest redystrybucja. W przypadku ubezpieczeń i opieki społecznej też generuje się całą masę biurokratów. Powstaje również samodzielny resort, który w naszym konkretnym przypadku nazywa się Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej. Z jakimi problemami się takie państwo zetknie? Przyznało sobie ono dużo funkcji, trzyma zatem dziesięć srok za ogon. Pojawia się zatem pytania, na co przeznaczać najwięcej pieniędzy? Czy na armię i policję, czy może na to, żeby ludzie byli zdrowi, ubezpieczeni i wyedukowani? Czy może wybudować kilka kopalni, hut, stoczni? No i pojawia się problem. Państwo inwestuje w jedne dziedziny, zaniedbując drugie. Kończy się tak, że upośledzone zostaje zapewnianie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego, wobec czego państwo traci możliwości obrony. Dochodzą tutaj jeszcze dodatkowe czynniki. Ilość biurokracji ulega przyrostowi wręcz geometrycznemu. Państwowe przedsiębiorstwa przynoszą miliardowe długi. Państwo zatem musi zwiększać wydatki nie związane w ogóle z jego bezpieczeństwem, natomiast pokrywające się z fantasmagoriami biurokratycznej władzy. A to trzeba oddłużyć jakieś przedsiębiorstwo, którego państwo jest wyłącznym właścicielem albo głównym udziałowcem. A to nauczycielom lub pielęgniarkom dać. Możliwe, że przyjadą jacyś związkowcy do stolicy, którzy uznają, iż im też się coś należy.

Na przeciwnych antypodach mamy państwo według wykładni prawicowej, w którym biurokracja została zredukowana do niezbędnego minimum. Ten organizm państwowy praktycznie wszystkie swoje przychody poświęca na bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne jak również na podstawową infrastrukturę. Wszystkie przedsiębiorstwa są w nim prywatne. Tak samo jest ze szkołami, szpitalami, ubezpieczalniami, opieką społeczną. Ministerstw jest tylko parę, a nie koło dwudziestu. Podatków jest niewiele i zostały maksymalnie uproszczone.

Teraz przejdźmy ad rem. Które państwo wobec tego jest silniejsze? Wszystko wskazuje, że to drugie. Taki biurokratyczny moloch jest bowiem kolosem na glinianych nogach, który w końcu zawali się pod swoim ciężarem. Jeżeli to nastąpi, to oznaczać będzie totalny kataklizm.

Czym zatem powinno być zainteresowane państwo? Biurokrację, etatyzm i socjalizm u siebie należy ograniczyć jak się tylko da. U innych należy takie tendencje wspierać, ponieważ sprowadzą na nich szereg problemów. Państwo nie będzie mogło się skupić na najważniejszym, czyli prowadzeniu Realpolitik, tylko zacznie zajmować się polityką gospodarczą czy przemysłową, społeczną. Sprawy międzynarodowe, utrzymanie armii, dbanie o to, żeby się obce wywiady nie panoszyły... to wszystko zejdzie na dalszy plan. Ujawni się tutaj paradoks trzymania srok za ogon. Takie państwo siłą rzeczy zacznie zmierzać do upadku, o ile kurs w kierunku większej ilości socjalizmu nie zostanie tam w odpowiednim momencie powstrzymany. Kolaps jest bowiem tutaj nieunikniony.

Ktoś może powiedzieć, że scenariusz z Limes inferior to taka sobie bajeczka. Wystarczy spojrzeć na UE, żeby się przekonać, że niekoniecznie. Jeżeli rację mieli Golicyn i Bukowski, to oznacza, że Zajdel był większym wizjonerem niż nam się może wydawać. Po co bowiem te wszystkie absurdalne regulacje, których nie ma gdzie indziej na świecie? Komuś musi bardzo zależeć na tym, żeby Europę zdegradować do roli podrzędnego pariasa. Najgorsze w tym wszystkim, że nasi quislingowcy zapędzili nas do tego kołchozu...

Państwo ograniczone w swojej strukturze do bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrzego oraz podstawowej infrastruktury stanowi zatem jedyne rozsądne wyjście. Jeżeli państwo chce być solidne, musi być bogate tym, co mają jego obywatele, a nie tym, co samo posiada. Socjalizm, etatyzm... to drogi ku przepaści.