2008-03-15

Co jest źle z Unią Europejską?

(kt) Podczas trawającej obecnie awantury o ustawę ratyfikującą Traktat Lizboński dwa interesujące głosy pojsawiły się ostatnio na Salonie24, oba w sposób cywilizowany prezentujący argumenty eurosceptyków i euroentuzjastów:

* "O konsekwencji eurokratów"
* 6 PYTAŃ DO... eurosceptyków

Oba te teksty są wartościowe dlatego, że... oba mają racje.

Jako obywatel kraju UE sam czuje się "olewany" przez elity. Podany przez "tad9" fakt przepychania przez Europe drogą parlamentarną, z ominięciem debaty publicznej, tak jakby elity bały się krytykowania przez społeczeństwo swoich pomysłów. Świadczy to o potężnym braku zaufania elit do społeczeństwa, nie łatwo się domyśleć że taka postawa wcześniej czy później musi odbić się czkawką w postaci dalszej delegitymizacji instytucji unijnych oraz powiększającego się deficytu demokracji w UE.

Z drugiej strony eurosceptycy zapominają o kilku ważnych sprawach dotyczących UE, nierzadko sami są kompletnymi ignorantami w sprawie integracji.

Reszta tutaj

Alpträume


--------------------------------------------------------------------------------
Foto: Welt der Wunder GmbH

Z pamiętnika Donalda "Cudotwórcy"

(pw)
Piątek, 7.03.2008 r.

Bronek wrócił z Ukrainy. Przywiózł stamtąd kilka par rajstop! Można byłoby dać po jednej parze naszym partyjnym koleżankom i temat Dnia Kobiet mielibyśmy odbębniony... Ale uznałem, że to za mało. Trzeba przecież pamiętać o wszystkich kobietach. Trzeba dać im równe szanse! Dlatego właśnie powołałem Elę na stanowisko pełnomocnika rządu do spraw równego statusu prawnego. Jak ona się cieszyła! "Premier zmienia kulturę samczą na kulturę wrażliwości" - powiedziała. A rajstopy przydadzą się za rok.

Niedziela, 9.03.2008 r.
Radek z Władkiem to nie byle dyplomatołki! Nie wiem, jak im się to udało, ale przekonali Amerykanów i mogłem sandałki zostawić w Polsce. Gorzej, że w czasie lotu ktoś ogłosił, iż w samolocie jest bomba. Zadzwoniłem do chłopaków. Próbowali mnie pocieszać. Bronek mówił, że będziemy mieli świetną reklamę w mediach i napiszą o mnie nie tylko na Jamajce. Radek nie chciał, żebym się martwił, bo nawet jakby co, to on też poradzi sobie w wyborach prezydenckich i godnie mnie zastąpi... W końcu Amerykanie stwierdzili, że bomby nie ma.

Poniedziałek, 10.03.2008 r.
Miałem szczęście! Mimo bombowych perypetii nie spóźniłem się na spotkanie z George'em! Poprosiłem tłumacza, żeby mówił jak najwolniej, i... udało się! Pobiłem rekord Kwaśniewskiego. On rozmawiał z amerykańskim prezydentem przez 13 minut. A ja przez 17! Powiedziałem George'owi, żeby się nie przejmował, bo to zniesienie wiz to dla nas nie taka znowu ważna sprawa. Dał się przekonać. Wizy będą nadal obowiązywały.

Wtorek, 11.03.2008 r.
Spotkanie z przedstawicielami organizacji żydowskich w USA było bardzo udane. Tyle że moi rozmówcy byli trochę niecierpliwi. Powiedziałem im, iż w życiu najważniejsza jest miłość. Nie podchwycili tematu i pytali: "A co z kamienicami?". Przypomniałem, że ważne jest też zaufanie, a oni znów: "A kamienice?". Na koniec zgodziłem się z nimi, że i miłość, i zaufanie, i kamienice są ważne. No i że musimy się wspólnie postarać, żeby na to wszystko mogli liczyć w Polsce.

Środa, 12.03.2008 r.
Powariowali! To jednak jest nienormalność! W Polsce niektórzy posłowie zupełnie powariowali! Chcieliby najpierw przeczytać traktat reformujący UE, a dopiero później głosować nad jego ratyfikacją. A przecież niektórzy parlamentarzyści czytają bardzo wolno! Nie ma na to czasu... Rumunia, Węgry, Słowenia... Wszystkie najważniejsze kraje ratyfikowały traktat bez czytania i bez referendum, a u nas znowu problemy... Lecę do Brukseli. I co ja teraz powiem Manuelowi i Angeli?

Czwartek, 13.03.2008 r.
Dzwoniła Angela. U niej wszystko w porządku. Zmieniła niemiecką konstytucję. Wszystko po to, żeby przyjąć traktat. Obiecała, że gdybyśmy też potrzebowali nowej konstytucji, to może mi wysłać wzór mailem. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego też obiecał pomoc. "Wierzę, że nasi polscy przyjaciele znajdą rozwiązanie" - powiedział dziennikarzom. Ciągle nie wiem, jak to może wyglądać w głosowaniu... Zaraz, zaraz... Policzmy głosy! Ja, Bronek, Stefan, Julia, Janusz z Lublina... Ciągle za mało!

(Piotr Tomczyk)

Kto zapłaci za prywatne śledztwo ministra?

(pw)
Laptop Zbigniewa Ziobry, który 19 lutego br. trafił do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego celem wykonania ekspertyzy dotyczącej zakresu uszkodzeń, został przekazany z naruszeniem prawa. Zbigniew Ćwiąkalski skierował go do badań ABW, choć żaden z prokuratorów nie wydał decyzji o wszczęciu postępowania karnego w tej sprawie. Tymczasem tylko śledczy prowadzący ewentualne postępowanie w sprawie "uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa" mógł wydać taką decyzję. Za działania Ministerstwa Sprawiedliwości zapłaci podatnik; koszty ekspertyzy kilkakrotnie przekroczą wartość laptopa.


Koszt ekspertyzy uszkodzonych laptopów używanych przez Zbigniewa Ziobrę i jego współpracownika, w czasie gdy pracowali oni w Ministerstwie Sprawiedliwości, przekazanych 19 lutego do ekspertyzy w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wyniesie od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Najbardziej kosztowne w całej procedurze będą badania uszkodzeń mechanicznych, bowiem analiza ma wykazać, czy istnieje uzasadnione prawdopodobieństwo ich celowości, na przykład przez wielokrotne uderzenie w jedno i to samo miejsce - mówi nasz informator. Jedno dzisiaj jest pewne - koszty przekroczyć mogą nawet kilkakrotnie wartość zakupu nowego laptopa.

- Nie jest przesądzone, czy Ministerstwo Sprawiedliwości pokrywać będzie koszty związane z opracowaniem opinii przez ABW. Jeśli Agencja poniesie koszty sporządzania opinii i zwróci się do MS o ich zwrot, ministerstwo ureguluje należności ze środków własnych - tłumaczy Grzegorz Żurawski, rzecznik prasowy Ministerstwa Sprawiedliwości.

Środki własne ministerstwa to pieniądze przeznaczone w budżecie państwa na działalność resortu. A to oznacza, że za ekspertyzę laptopów zapłacą podatnicy. Problem w tym, że cała procedura przekazania komputerowego sprzętu do badania w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego odbyła się z naruszeniem obowiązujących przepisów. Ćwiąkalski nie miał bowiem podstaw prawnych do kierowania laptopów do analizy ABW. Taką możliwość dawałoby mu wyłącznie prowadzone w sprawie postępowanie karne.

- Działanie byłoby tylko wtedy uzasadnione, gdyby zachodziło uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Inaczej, o czym my tu mówimy? Jest szkoda, ktoś, kto ją spowodował, mówi: ja ją wyrównam, i tu się temat powinien kończyć. Jeżeli natomiast byłoby podejrzenie popełnienia przestępstwa, wówczas należałoby wszcząć postępowanie karne z odpowiednią kwalifikacją prawną i dopiero wtedy można by prosić służby specjalne o analizę, wykonywać takie czynności, jak odczyty czy badanie mechanizmów - uważa poseł Zbigniew Wassermann (PiS), były koordynator służb specjalnych.

Prywatne śledztwo Ćwiąkalskiego?

Tymczasem minister Zbigniew Ćwiąkalski, kierując sprawę do analizy ABW, pominął przewidziane prawem procedury związane z koniecznością podjęcia śledztwa przez prokuraturę i decyzję w tej sprawie prowadzącego postępowanie śledczego. Co więcej, prokurator generalny nigdy nie złożył do prokuratury nawet zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez Ziobrę, co stworzyłoby chociażby "parawan" pozwalający na wystąpienie o analizę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pytanie o podstawy prawne, jakie pozwoliły ABW na rozpoczęcie analizy stanu laptopów, wywołuje konsternację.

- Prowadzimy analizę celem wydania opinii na temat sprzętu, o który pan pyta. ABW wykonuje szereg opinii w zakresie swoich kompetencji na rzecz organów ścigania i instytucji państwowych - tłumaczy mjr Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzecznik prasowy ABW. Sęk w tym, że organa ścigania nigdy nie kierowały wniosku o przeprowadzenie analizy "laptopa Ziobry".
Problem z podaniem prawnych podstaw przekazania sprzętu do analizy ABW ma również Ministerstwo Sprawiedliwości, które zasłania się ogólnikami. Odpowiedź, jaką przekazał nam rzecznik ministra Ćwiąkalskiego, potwierdza, że sprzęt komputerowy przekazano do badania z pominięciem przewidzianej zapisami prawa procedury: wszczęcia postępowania karnego w sprawie i decyzji prokuratury prowadzącej postępowanie.

- Celem przekazania było sporządzenie opinii dotyczącej charakteru i zakresu uszkodzeń laptopów oraz określenia, czy uszkodzenia zostały spowodowane umyślnie bądź nieumyślnie, oraz sprawdzenie, czy zapisy na twardych dyskach komputerów zawierają informacje niejawne. Decyzja o przekazaniu laptopów właśnie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wynika z art. 14 ust. 1 pkt 1 ustawy z 22 stycznia 1999 r. o ochronie informacji niejawnych - tłumaczy Grzegorz Żurawski z Ministerstwa Sprawiedliwości.

Minister złamał prawo?

Czy minister przekroczył swoje uprawnienia? Zgodnie z art. 15 kpk wszystkie instytucje państwowe obowiązane są do udzielania pomocy bądź wykonywania poleceń sądu i prokuratora jedynie w zakresie postępowania karnego. Również wykorzystanie biegłych specjalistów zatrudnionych przez policję czy służby specjalne, o których mówi art. 22 kpk, może nastąpić wyłącznie na mocy postanowienia sądu lub prokuratury, pod warunkiem, że organy te wskażą, iż stwierdzenie okoliczności mających istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy wymaga tzw. wiadomości specjalnych. Zgodnie z art. 21 ustawy o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego służba ta wykonuje czynności na zlecenie prokuratora lub sądu w zakresie określonym przepisami postępowania karnego oraz karnego kodeksu wykonawczego. A to oznacza, że skoro do prokuratury nie wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu ewentualnego przestępstwa przez Zbigniewa Ziobrę, a ani prokuratura, ani sąd nie zwrócili się do ABW o przeprowadzenie takiej analizy, zarówno skierowanie laptopa do analizy, jak i wszelkie czynności wykonywane przez biegłych tej specsłużby podjęte zostały z naruszeniem prawa.

- To ewidentne przestępstwo kryminalne, którego dopuścił się pan Ćwiąkalski. W praworządnym państwie można prowadzić śledztwa co do charakteru uszkodzeń. Jak chcą się ośmieszać, to niech prowadzą, ja nie mam nic przeciwko temu, ale takie postępowanie musi być prowadzone w ramach procedur prawnych. Nie można sobie ot tak wykorzystywać ABW do prowadzenia pozaproceduralnych działań wobec jakiegokolwiek obywatela, w tym wobec ministra poprzedniego rządu - mówi Zbigniew Ziobro (PiS).

Wszystko wskazuje również na to, że Ćwiąkalski wprowadził w błąd opinię publiczną, twierdząc, iż do zniszczenia laptopa Ziobry doszło w okresie poprzedzającym utratę władzy przez PiS.
- Zbigniew Ziobro o uszkodzeniu laptopa poinformował dyrektora Biura Ministra w Ministerstwie Sprawiedliwości pod koniec swojego urzędowania, tj. na krótko przed 15 listopada 2007 r. - zapewnia Grzegorz Żurawski z resortu sprawiedliwości.

Tymczasem, jak wynika z nieoficjalnych informacji, zawiadomienie o uszkodzeniu laptopa zostało przekazana do odpowiedniego departamentu Ministerstwa Sprawiedliwości w pierwszym kwartale 2007 r., a więc na kilka miesięcy przed wyborami. Na podstawie przyjętej wówczas informacji o uszkodzeniu laptopa przyznano Ziobrze zastępczego notebooka. W dokumentach resortu powinien znajdować się stosowny zapis dotyczący przekazania Ziobrze nowego laptopa w związku z uszkodzeniem dotąd użytkowanego.

Zdaniem PiS, zaangażowanie ABW w sprawę, w której nie toczy się postępowanie karne, to inwigilacja prawicy. Dlatego też politycy tego ugrupowania rozważają możliwość zawiadomienia prokuratury o popełnieniu przestępstwa nadużycia władzy i przekroczenia uprawnień zarówno przez Zbigniewa Ćwiąkalskiego, jak i szefa ABW Krzysztofa Bondaryka.

(Wojciech Wybranowski)

Podwójna lojalność

(pw)
Toczy się w Polsce dramatyczna debata dotycząca ratyfikacji traktatu lizbońskiego. W cieniu demontażu naszej suwerenności, osładzanej spektaklem hipokryzji, prawie niezauważenie przemknęła informacja opublikowana przez "Rzeczpospolitą", która bardzo wiele mówi o mentalności tak zwanych elit politycznych. Otóż okazuje się, że minister Mikołaj Dowgielewicz, szef Komitetu Integracji Europejskiej, który ma dbać o interesy Polski w Komisji Europejskiej, jest jednocześnie pracownikiem Komisji Europejskiej na urlopie bezpłatnym. Zanim stanął on na czele UKIE, był członkiem gabinetu politycznego wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Margot Wallstroem. Z tej pracy nie zrezygnował i ma zagwarantowany powrót na równorzędne - oczywiście znakomicie opłacane - stanowisko.


Trudno nie zauważyć, że mamy do czynienia z oczywistym konfliktem interesów. Tak uważa nawet Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego, która od lat zajmuje się problemami korupcji. Podkreśla ona, że w zaistniałej sytuacji minister powinien zrezygnować z pracy w UKIE albo w Brukseli. UKIE to strategiczny i newralgiczny urząd w naszych relacjach z Komisją Europejską. Gdy wystąpi konflikt interesów między stroną polską a KE, można podejrzewać, iż szef UKIE nie zechce narażać się KE i nie będzie twardo negocjował z Brukselą, bo jest w niej zatrudniony.

Charakterystyczne, że jako urzędnik KE Mikołaj Dowgielewicz podczas negocjacji korzystnego dla nas systemu głosowania dezawuował stanowisko polskiego rządu, który dziś reprezentuje...
Jednak nie przeszkadzało to premierowi Donaldowi Tuskowi, który powołał go na stanowisko szefa UKIE 17 grudnia 2007 roku. Mikołaj Dowgielewicz jest kojarzony z tak zwaną korporacją Geremka, a więc grupą osób wprowadzoną do służby dyplomatycznej i struktur państwa zajmujących się integracją europejską przez tego byłego ministra spraw zagranicznych. W przeszłości Dowgielewicz był szefem zespołu ds. zagranicznych Unii Wolności, a 15 marca 2003 r. został doradcą w gabinecie przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Pata Coxa. Ukończył studia politologiczne i prawnicze w Wielkiej Brytanii oraz Kolegium Europejskie w Natolinie. Pracował m.in. w gabinecie politycznym ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka, był członkiem Rady Politycznej Unii Wolności.

Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że na bezpłatnym urlopie, tyle że z PE, jest także wiceminister UKIE - Sidonia Jędrzejewska. W Parlamencie Europejskim była doradcą ds. budżetu Frakcji Europejskich Demokratów. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny fakt, otóż oboje są zadłużeni i mają do spłacenia bardzo wysokie kredyty zaciągnięte podczas pracy dla struktur europejskich: minister Dowgielewicz w wysokości 367 tys. euro, a wiceminister Jędrzejewska ponad 260 tys. euro. Konieczność wieloletniego spłacania kolejnych rat tych kredytów może pozostać zatem w sposób oczywisty nie bez wpływu na działalność zawodową obecnego kierownictwa UKIE.

W Polsce mamy już, niestety, pewną tradycję w stawianiu pytań o lojalność wysokich urzędników państwowych. Na przykład Jan Truszczyński - były główny negocjator wejścia Polski do UE na warunkach, których skutków doświadczamy, a w przeszłości współpracownik służb specjalnych PRL - w 2006 r. dostał w Brukseli świetnie opłacaną posadę na stanowisku wicedyrektora w dyrekcji generalnej ds. rozszerzenia. Czy to są przejrzyste zasady zgodne z żywotnymi interesami państwa polskiego? Czy w Polsce mają obowiązywać standardy jak w znamiennej anegdocie o agentach obcego wywiadu? Stary wyjadacz tłumaczy młodemu: "Jeśli pracujesz dla jednej agencji - to jesteś zdrajcą, jeśli dla dwóch, to dla pieniędzy, ale praca dla trzech central oznacza prawdziwego patriotę".

(Jackowski)

2008-03-14

Platforma zatapia lewicę

(pw)
Donald Tusk coraz częściej korzysta z pomysłów Aleksandra Kwaśniewskiego. A politykom SLD pozostaje narzekanie: – Skandal! Przecież to nasze chwyty. My to wymyśliliśmy... – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Sojusz Lewicy Demokratycznej przypomina uwielbianą niegdyś diwę operową, która ze zdumieniem odkrywa, że nieco młodsza rywalka ukradła jej najlepsze chwyty sceniczne. Perfidna konkurentka – Platforma Obywatelska – odebrała jej popularność, a niegdysiejszej gwieździe przychodzi grać sceniczne ogony.

Popularność PO sięga dziś 60 proc. Partia Donalda Tuska w twórczy sposób rozwinęła metodę Aleksandra Kwaśniewskiego, powieliła jego polityczny styl, który polegał na połączeniu pojednawczości i łagodności z drapieżnym kumulowaniem wpływów w rozmaitych sferach życia publicznego.

Taryfa ulgowa

Dzisiejsze przechwalanie się ideologów Platformy, jak to zapobiegli dzieleniu Polaków i przerwali polityczne awanturnictwo poprzedników, jest niemal doskonałą kopią retoryki postkomunistów z połowy lat 90., którzy twierdzili, że Aleksander Kwaśniewski zakończy prowadzone przez Lecha Wałęsę wojenki na górze i da Polakom odetchnąć od „prawicy z twarzą wykrzywioną nienawiścią”.

Równie sprawnie platformersi podjęli inny chwyt, który wcześniej z powodzeniem udało się SLD sprzedać Polakom – wylansowali mit swojej fachowości. Dziś w Polsce tysiące krewnych i znajomych plarformerskiego królika zastępuje ludzi nominowanych wcześniej przez PiS. Członkowie partii Tuska obejmują urzędy i stanowiska w spółkach Skarbu Państwa.Czy to nie za dużo nominacji dla ludzi Platformy? Pytani o to politycy PO robią mądre miny i jak surowy mentor rugają dziennikarzy: żadna z nominacji dla kolegów partyjnych nie wynika z ich funkcji w PO, bo pod uwagę brana jest jedynie fachowość. I wielu mediom takie tłumaczenia wystarczają, a taryfa ulgowa dla gabinetu Tuska bardzo przypomina parasol medialny, który kiedyś rozpięto nad dworem Kwaśniewskiego. Niektórzy dziennikarze z wypiekami na twarzy podają ceny lotu rządową maszyną z dokładnością do złotówki i obliczają, jak wiele racji miał premier, wybierając rejsowy samolot. Nawet Monika Olejnik woli dziś kokietować na antenie platformersów, niż uśmiechać się do lewicy. Tak naprawdę do pełnego powtórzenia przypadku państwa Kwaśniewskich brakuje jedynie sesji w magazynach kobiecych z udziałem żony Donalda Tuska.

Politykom SLD pozostało tylko bezsilne obserwowanie tego wszystkiego ze łzami w oczach: – Skandal! Przecież to nasze chwyty. My to wymyśliliśmy...

Geremek otwarty na układy

Innym groźnym sygnałem dla SLD powinny być pomruki polityków Partii Demokratycznej sugerujących, że mogą opuścić koalicję Lewica i Demokraci i wystartować do Parlamentu Europejskiego z list Platformy. Swoistym manifestem nowej linii środowiska unijnego jest tekst Bronisława Geremka pt. „Czy LiD ma przyszłość” zamieszczony wczoraj w „Gazecie Wyborczej”. Europoseł ogłosił, że przyszłość Lewicy i Demokratów „nie rysuje się w sposób jasny”, i dał do zrozumienia, że to postkomunistyczny elektorat wpatrzony w PRL wpłynął na „niepokojące praktyki rozliczania kierownictwa SLD z sojuszu z Partią Demokratyczną”. Geremek odkrywa też ze zdumieniem, że Sojusz wchodzi w „agresywną retorykę anytyliberalną”, i puentuje swój tekst znaczącą uwagą, że „partie centrowe w Europie są otwarte na różne układy koalicyjne”.

Po takiej deklaracji plotki o negocjacjach na temat wpuszczenia ludzi Partii Demokratycznej na listy Platformy zaczynają nabierać wiarygodności. Tym bardziej że za wejściem PD do takiego politycznego układu może przemawiać zwykły pragmatyzm: otrzymanie mandatu brukselskiego europosła z listy partii posiadającej 60 proc. poparcia to fraszka, a start z listy LiD balansującej nad poziomem 5-procentowego progu – to duże ryzyko. Tymczasem unijni weterani polubili ciepłe fotele europarlamentu i na ryzyko wraz z upływem lat mają coraz mniejszą ochotę.Jednak zwrot szacownych unijnych siwych głów ku Donaldowi Tuskowi ma jeszcze jeden głębszy, niepokojący dla lewicy wymiar. W zamian za wpuszczenie prof. Geremka na listę PO Tusk zapewne będzie oczekiwać od polityka PD poparcia na salonach europejskich swoich starań o prezydenturę. Zasłużonemu profesorowi raczej trudno zaakceptować taki warunek, wszak w czasach Unii Wolności liberałowie Tuska często nie szanowali jego przywództwa. Dziś jednak Bronisław Geremek może być skazany na uznanie nowych realiów. Jeśli Polska ma znów zostać krajem jednej partii pełniącej rolę gwaranta ładu liberalnego, tą partią może być dziś jedynie Platforma. A i partii Tuska przyda się głos ludzi takich jak Geremek, którzy będą w Europie prezentować ją jako ugrupowanie demokratyczne i przewidywalne.

Tusk w roli Kwaśniewskiego

O ile Partia Demokratyczna i Platforma Obywatelska mogą zachwycać się obopólnymi korzyściami ewentualnego nowego aliansu, o tyle dla SLD przyglądanie się rodzeniu się tego układu musi być niezwykle gorzkie. Dotąd monopol na europejskość miała koalicja Sojuszu Lewicy z PD. Teraz lewica może wypaść z mainstreamu. Co robić? Jak przeciwdziałać marginalizacji?

Pierwszy pomysł już jest. Aleksander Kwaśniewski jako kandydat do europarlamentu ma walczyć, by Zachód nie zapomniał, że to SLD wprowadził Polskę do Europy. Jaką twarzą polskiej lewicy będzie eksprezydent? Nadal przeżywa wahania, czy grać jak dotąd rolę statecznego centrowca, czy może przyjąć nowy, bardziej radykalny image. W wywiadzie dla kwartalnika „Krytyka Polityczna” 54-letni polityk sprawiał wrażenie kogoś, kto chce przypodobać się młodszemu o 25 lat redaktorowi tego pisma Sławomirowi Sierakowskiemu.

Być może Kwaśniewski zakłada, że choć dziś jeszcze Platforma korzysta z przesunięcia poglądów politycznych Polaków na prawo, za dekadę lub szybciej polska lewica będzie w stanie przeprowadzić laicyzację a la Zapatero. A ponieważ eksprezydent i tak nie ma nic ciekawszego do roboty, może zechce być patronem tej lewicy przyszłości.

Dziś jednak radykalna lewicowość wciąż odstręcza większość wyborców. Elektorat bardziej centrowy został podbity przez Platformę, która wyparła z tych terytoriów zarówno PiS, jak i SLD.

To wszystko dzięki Tuskowi, który łączy w umiejętny sposób akcenty miłe i dla wyborców prawicy, i dla zwolenników lewicy. Katolickich wyborców wzruszyć może religijna gorliwość polityków PO jeżdżących na rekolekcje do benedyktynów w Tyńcu. Dla lewicowców premier ma szerszą ofertę: przywrócił stanowisko pełnomocnika do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, jego minister edukacji Katarzyna Hall zadeklarowała, że nauczanie o mniejszościach seksualnych będzie wprowadzane do szkół, a minister kultury Bogdan Zdrojewski pokazał, że woli muzea sztuki nowoczesnej od historycznych.

Donald Tusk ostatnio osobiście sięgnął po rolę typową dla Aleksandra Kwaśniewskiego i z ogniem w oczach wystąpił w obronie Adama Michnika i jego znaczenia w historii Polski. Przejął też wizerunek poprzedniego prezydenta w polityce zagranicznej – jako polityka witanego równie życzliwie w Moskwie, jak w Waszyngtonie.

Czy utoną w zupie

Co w takiej sytuacji pozostało Wojciechowi Olejniczakowi i Markowi Borowskiemu?

W SLD, podobnie jak w PiS, zakładano, że balon poparcia dla PO z czasem pęknie. Teraz jednak lewica zaczyna bać się wizji dominacji Donalda Tuska na lata. Liderzy Sojuszu zaczynają więc zadawać sobie pytanie, czy z PO się zaprzyjaźnić, czy rozpocząć z nią spektakularny konflikt.

Ciekawym testem na intencje SLD będzie stosunek do nowej ustawy medialnej Platformy. Jeśli lewica da się przekupić obietnicą obsadzenia jej kandydatami pewnej puli stanowisk w mediach publicznych, zyska wprawdzie na krótką metę, ale równocześnie ustawi się w roli wasala Platformy. Jeśli zaś do układów medialnych nie dojdzie – jak się dziś zarzeka Wojciech Olejniczak – będzie to sygnał, że SLD chce się bronić przed utonięciem w platformerskiej zupie.

(Piotr Semka)

2008-03-11

Tusk i lumpeksy?

(kt) Słusznie dzisiaj zauważył poseł PiS-u - dr Andrzej Mazurkiewicz, że forma (chodzi i o środek lokomocji), jaką przyjął Donald Tusk w związku z podróżą do Stanów Zjednoczonych nie zasługuje na nic innego, jak na miano DZIADOSTWA. Poseł pisze: "Gdyby królowa brytyjska Elżbieta I zajechała furmanką a nie karetą do pałacu Buckingham, to Anglicy spaliliby się ze wstydu. Byłby to koniec brytyjskiej tradycji i monarchii konstytucyjnej. Dlatego podróż Premiera Donalda Tuska do Waszyngtonu rejsowym samolotem należy określić prostym, aczkolwiek adekwatnym stwierdzeniem - to tzw. zwykłe dziadostwo".

Rzeczywiście, to spostrzeżenie wydaje się niezwykle przekonywającym, bo z psychologicznego punktu widzenia, tak to można odczytać. To była wpadka PR - wska partii premiera: tym razem, przez nazbyt rozbudowaną fasadę - kolejny PR - wski kostium - przebiło autentyczne"JA" premiera. Wygląda na to, że wyobrażenie na swój temat Tusk ma bardzo zaniżone, wręcz można by się pokusić o stwierdzenie, że w rzeczywistości postrzega siebie, jak zwykłego dziada. Taki obraz siebie może być podyktowany doświadczeniami z wczesnego dzieciństwa, kiedy to w domu pana Donalda nie przelewało się, a może nawet wręcz piszczała bieda. Wiadomo bowiem, że Tusk wywodzi się z ubogiej i prostej rodziny - matka pielęgniarką, czy nawet tylko sekretarka w szpitalu psychiatrycznym, a ojciec - stolarz, który zmarł w wieku 42 lat, gdy Tusk kończył szkołę podstawową.Blado więc pewnie wypadał Tusk w oczach innych kolegów, wychowujących się w pełnych rodzinach, czy lepszych warunkach bytowych. To wszystko zapewne stało się źródłem różnych kompleksów premiera i zaniżonego poczucia własnej wartości. Obraz takiego właśnie zabiedzonego człowieka, a może i zwykłego dziada, nosi cały czas w sobie, stąd nie dziwi więc, że obecny premier (p. fasada,maska) zdecydował się na podróż zwykłym samolotem rejsowym, a nie samolotem rządowym, który z całą pewnością jest symbolem pozycji społecznej, lecącego nim pasażera.

To tłumaczenie się, że Tusk zdecydował się na taki, a nie inny środek lokomocyjny, bo chce pokazać Polakom, że konsekwentnie realizuje politykę taniego państwa, można sobie obić o kant stołu. To zwykła neurotyczna intelektualizacja, która często ma miejsce wśród neurotyków, a której nieuświadomionym celem jest zakrycie autentycznego wyobrażenia na swój temat (jest taka technika psychoanalityczna, zaczerpnięta z psychodramy Moreno, w której każdy uczestnik ma wcielić się w jakiś zawód/rolę społeczną w wyobrażonym/fikcyjnym miasteczku; jakich inforamcji dostarcza ta technika? ano takich, że jeśli osoba, która w świecie realnym zajmuje wysoki status społeczny, a w zadaniu przypisuje sobie rolę/status człowieka np. z nizin społecznych, tzn.,że a ma bardzo zaniżony obraz własnego "JA", czyli że ma niskie poczucie własnej wartości; takie jest jego autentyczne "JA", które skrzętnie chowa przed światem; gdy mimo to pacjent, zaczyna się bronić i szuka najbardziej wyrafinowanych i intelektualnych argumentów, zaprzeczjących diagnozie terapeuty i całej grupy terapeutycznej, to rozumiane to jest jako "neurotyczna racjonalizacja", czy nawet manipulacja, tylko po to, by zachować w oczach grupy swój dotychczasowy wizerunek; taki człowiek będzie się oburzał i twierdził, że to tylko była zabawa, a tak naprawdę oznacza to jego silny LĘK przed odsłonięciem swoich "słabości").

Dlatego śmieszne wydaje się, a wręcz podejrzane, gdy komentator niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung" Thomas Urban, tłumaczy, a wręcz chwali zachowanie Tuska, mówiąc: "Swoją polityką "cichego tonu" polski premier Donald Tusk osiąga więcej niż jego poprzednik". Dalej wyjaśnia: "Ale Tuskowi chodziło o inne przesłanie: premier przyjeżdża bez pompy i wielkich gestów. Liberał Tusk prowadzi politykę cichego tonu. Zmiana wobec stale ostrego, konfrontacyjnego kursu jego narodowokonserwatywnego poprzednika Jarosława Kaczyńskiego została dostrzeżona przez wszystkich sąsiadów Polski jako coś błogiego". Śmieszne jest także tłumaczenie polityków PO, którzy w podobny sposób interpretują decyzję Tuska o podróży zwykłym, rejsowym samolotem, dla zwykłego ludu - "pospólstwa" . Bardziej zabawnej racjonalizacji, a przede wszystkim manipulacji, dawno już nie słyszałam:))

Dlatego tym bardziej przekonywująca wydaje się być interpretacja posła Mazurkiewicza:

"Dyplomacja - w tym wykonaniu - z tanim państwem nie ma nic wspólnego. Ma za to dużo wspólnego z kompromitacją. Fatalna sytuacja z alarmem bombowym, przeszukiwane bagaże polskiej delegacji, Premier rządu polskiego oczekujący przeszło godzinę na zezwolenie opuszczenia pokładu samolotu – to wszystko jest dopełnieniem złego obrazu wizyty w USA. Brakowało tylko, aby Premier polskiego rządu wydał uroczyste przyjęcie na rzecz Prezydenta USA w McDonaldzie. Duże frytki, cola, Big Mac i maskotka kaczora Donalda w zestawie. Jednym słowem tanie państwo lub inaczej zwykłe dziadostwo.


Co zyskał na tym polski podatnik? Nic oprócz wstydu. Piloci samolotów rządowych i tak muszą wylatać określony limit godzin. Czy polecą z Premierem do USA czy będą latać bez pasażerów nad Polską, to i tak na jedno wychodzi. Aspekt polityczny rozmów sprowadził się do kontynuacji polityki prowadzonej przez rząd PiS-u. Z wielkiego hallllo i politycznych fajerwerków niewiele wyszło. A szkoda... Wniosek jest prosty – w dyplomacji (tak jak w życiu) robienie z siebie dziada nie popłaca!
"

Dziwić się zatem, że Amerykanie dalej nie zamierzają znosić wiz amerykańskich, jak czołowi przedstawiciele rządu polskiego zachowują się jak dziady? Że nie potrafią się należycie zachować na salonach? To mi trochę przypomina postawy niektórych Polek, które kreują się na damy, zaopatrując się jednocześnie w lumpeksach (I jeszcze na dodatek tym się szczycą!).

Aż chciałoby się znów przytoczyć obrazek autorstwa Yarroka:

http://yarrok.salon24.pl/59532,index.html

Ranking Polek do podziwiania...Ja się zdziwiłem

ZłONET.peel ogłosił ranking Polek, które powinniśmy czcić i podziwiać. Redaktorzy portalu podpowiadają nawet za co powinniśmy owe kobietony ( w większości) czcić.

1. Pierwsze miejsce w galerii bóstw zajmuje nieoceniona Kazia Szczuka, za co?

- Za ogromne zaangażowanie w walkę o prawa kobiet, wyrazistość, cięty język, odwagę w wygłaszaniu kontrowersyjnych opinii i wielkie poczucie humoru.

Hm... poczucie humoru Kazia ma rzeczywiście wysublimowane. Na You Tube można znaleźć filmik, ilustrujący jej wyrazistość i wielkie poczucie humoru gdy obraża katolików.

2. Uwaga! Uwaga! Drugie miejsce zajmuje!!!! Alicja Tysiąc!!! Brawo!!

- Za odwagę, determinację i zaangażowanie w dochodzeniu własnych praw.

Gratulujemy, mam nadzieję, ze ukochane dzieciaczki przygotowały w domu ciepłe przyjęcie odznaczonej mamusi.

3. Trzecie miejsce zajęła Monika Olejnik.

- Za inteligencję, umiejętne radzenie sobie z politykami różnych opcji oraz przenikliwość i nieustępliwość.

Już my wiemy za polityków której opcji Pani redaktor otrzymała nagrodę. W tej kwestii można pogratulować nieustępliwości.

4. Poza pierwszą trójką znalazła się Magdalena Środa.

- Cenimy ją za odwagę w mówieniu rzeczy niepopularnych i często dla niektórych niewygodnych.

O, to ja mam cytacik: „Katolicyzm nie wspiera bezpośrednio, ale też nie sprzeciwia się przemocy wobec kobiet. Istnieją pośrednie związki [między przemocą a katolicyzmem], poprzez kulturę, która jest silnie oparta na religii” Naszym zdaniem profesor pieprzy ale faktycznie, mało popularne te słowa.

5. Anna Stężyńska – Prezes UKE

- Twarda i nieustępliwa w walce z monopolem Telekomunikacji Polskiej.

Dziękujemy Pani Annie i prosimy by się Pani przekwalifikowała i powalczyła z medialnymi monopolistami. Na pierwszy ogień proponujemy grupę ITI.

6. Nareszcie! Już się baliśmy, że organizatorzy plebiscytu nie bywają w bufecie. Miejsce szóste – Hanna Gronkiewicz-Waltz.

- Pewnie się trzyma na stanowisku dotychczas zarezerwowanym tylko dla mężczyzn. Szczerze gratulujemy

My także gratulujemy Pani Hani. To faktycznie jej jedyne osiągnięcie na tym stanowisku, zaparła się i się trzyma. Ciekawe jak długo. Wyborcom PO szczerze gratulujemy.

7. Nasza ulubienica także się znalazła w rankingu. Proszę Państwa o to Janina Paradowska

- za mądrość, bezkompromisowość i ostrość sądów

Tutaj mam taki cytacik pokazujący jak bezkompromisowa jest Pani Janka i jaka ostra, proszę:

Ponieważ odpowiedź premiera [Leszka Millera] jest żadna, a uzasadnienie pana Michnika bardzo szerokie, było dla nas dosyć przekonujące, że wycofamy to pytanie.

Opis: Wyjaśnienia Janiny Paradowskiej, dlaczego na prośbę Adama Michnika, po uzgodnieniu z redakcją tygodnika Polityka, wycięła z już autoryzowanego wywiadu z premierem Leszkiem Millerem, wątki dotyczące Afery Rywina. Wypowiedz dla PAP w roku 2003

Tym, którzy przypominają, jakoby Adam Michnik "redagował" mój wywiad z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem, odpowiem, że mi nie redagował i nie będę walczyła z kłamstwami na ten temat, bo szkoda czasu. Dziś zrobiłabym to samo z pełnym przekonaniem, że robię słusznie. Pamiętliwych zachęcam do upominania się, aby ktoś wreszcie wyjaśnił nam, na czym polega Afera Rywina i gdzie jest ta Grupa Trzymająca Władzę, której szuka prokuratura.

8. i 9. Kolejno Irena Eris za pasję kosmetyczną i Janina Ochojska za pracę charytatywną. Szczerze gratulujemy! Szkoda, ze tak odległe pozycje ale taki już los kwiatka u kożucha.

10. Kolejny przerywnik w galerii osobliwości - Elżbieta Jaworowicz

Interweniuje, rozwiązuje wydawałoby się beznadziejne sprawy. Jej program „Sprawa dla reportera” od lat cieszy się ogromną popularnością i sympatią widzów.

Po ubiegłorocznej Anty-Nagrodzie 2007 dziennikarzy małopolskich za brak rzetelności dziennikarskiej przy realizacji materiału dotyczącego hotelu przy ul. Szerokiej w Krakowie to zapewne miła odmiana.

11. Bóstwo, autorytet intelektualny, medialny i przede wszystkim moralny – tadam Maria Janion.

- wielki umysł i wielki autorytet moralny. Otwarta, tolerancyjna, a nade wszystko skromna.

Najpierw otwarta:

Nigdy nie chciała Pani dołączyć do szeregu komunistycznego?

Chciałam i jako studentka Uniwersytetu Łódzkiego byłam nawet przez pewien czas w Akademickim Związku Walki Młodych "Życie". Byłam też w PZPR, i to do czasu, gdy w latach 70. podpisałam akt założycielski Towarzystwa Kursów Naukowych.

Później tolerancyjna:

STOP FANATYKOM: ROMANOM I RYDZYKOM! WIEC W OBRONIE KOBIET I KONSTYTUCJI

28 marca, w środę, o g. 12:00, pod sejmem zbierze sie Rodzina Radia Maryja, i LPR, w tym samym czasie, my - czyli normalna większość (w tym my jako wszelkie mniejszości:) będziemy na placu Konstytucji. Kto? - Osobisty udział w protescie zapowiedzieli:
Renata Dancewicz, Jacek Żakowski, Jerzy Pilch, Magdalena Cielecka, Maja
Ostaszewska, Maria Seweryn, Fiolka Najdenowicz, Wojciech Eichelberger,
Michał Witkowski, Katarzyna Figura, Małgorzata Szumowska, Marek Raczkowski,
Kuba Wojewódzki, Karina Kunkiewicz, Andrzej Celiński, Alicja Tysiąc, Tomek
Kin, Sławomir Sierakowski, Prof. Małgorzata Fuszara, Prof. Magdalena Środa,
Hanna Samson, Kazimiera Szczuka, Anja Orthodox, Maria Sadowska, Paulina
Holtz, Joanna Żółkowska, Iwona Radziszewska; duchowo są z nami:
prof. Maria Janion, Olga Tokarczuk, Małgorzata Braunek, Krystyna Kofta,
Piotr Najsztub, Katarzyna Kwiatkowska, Kora Jackowska, prof. Wiktor Osiatyński,
Prof. Eleonora Zielińska, Wanda Nowicka

I na koniec moralna:

U podstaw prawnego zakazu przerywania ciąży leży przekonanie, że kobieta jest istotą moralnie niesamodzielną, niezdolną do podejmowania decyzji. Gdy decyzje te dotyczą nie tylko spraw socjalnych, ale również etycznych, nad kobietą musi objąć kuratelę państwo, pouczone przez autorytet moralny kościoła. Jest to głęboko upokarzające. Osoby płci żeńskiej nie są traktowane jak pełnoprawne podmioty etyczne, wyposażone w sumienie, rozum i wolę, lecz jako nieodpowiedzialne i niedojrzałe dzieci, o których życiowych sprawach decydować muszą rozumni dorośli, w tym wypadku w większości mężczyźni - księża, senatorowie, posłowie, lekarze i prawnicy.

12. Oj zeszło nam z Panią profesor, zasługuje chyba na oddzielny wpis, a my musimy biec dalej, oto miejsce dwunaste - Małgorzata Domagalik

- jej wywiady ze znanymi mężczyznami w „Pani” to dziennikarstwo najwyższej próby. Oby takich więcej – z mężczyznami? A fuj...

13. Kolejny kwiatuszek na naszym kożuszku to Ewa Błaszczyk.

- za odwagę i hart ducha – gratulujemy.

14. Następną docenioną jest Krystyna Janda

- Energetyczna, przedsiębiorcza, pełna nowych pomysłów i planów. Do pozazdroszczenia.

Co prawda nie zazdrościmy i o żadnych wybitnych osiągnięciach w minionym roku nie słyszeliśmy ale zawsze to urozmaicenie w gronie kobietonów.

15. Panie i Panowie tyły rankingu grzeje – Julia Pitera:

Uwaga, za co wyróżnienie? - za upór i odwagę w walce z korupcją – buahahahahahahaha, przepraszamy, faktycznie, uparta jest Pani Julia...

16. i 17 Anna Dymna (wiadomo za co) i Ilona Łepkowska (nie chce mi się sprawdzać w google jakie to seriale napisała, Klan? No ale ałtorytetem od miłości przez to jest dla każdej gosposi).

18. Wiadomo, kto musi się pojawić w rankingu portalu ITI – Bożena Walter

Oczywiście wyróżnienie za to ze we właściwym czasie znalazła się przy ołtarzu z właściwym facetem u boku... ups, sprostowanie, jednak za - dobre serce i gotowość niesienia pomocy najbardziej potrzebującym – niewiele się pomyliliśmy...

i dalej miejsca 19 i 20 dla Staniszkis i Radwańskiej – kategoria sport się zaczęła?

21. Grażyna Kulczyk!!!

- mecenas sztuki i kobieta z talentem do interesów w jednym. - Ciekawe czy Grobelny dostanie jakąś nagrodę za to, ze dał się zwieść jej „talentowi”. Swoją drogą honorowanie przekręciarzy jako ludzi utalentowanych to domena pewnych koncernów medialnych wywodzących się ze starych, dobrych „utalentowanych” czasów.

2008-03-10

Wykształciuch czyli człowiek przystosowany?

(kt) Igor Janke oznajmił dzisiaj w swoim blogu, że jutro w siedzibie redakcji "Rzeczpospolitej" odbędzie się dyskusja nt.: "Inteligent, wykształciuch, modernizator. Która z tych postaw jest bardziej przydatna w modernizacji kraju". W spotkaniu wezmą udział: Ludwik Dorn, Paweł Śpiewak, Dariusz Gawin i Aleksander Smolar. Spotkanie poprowadzi Joanna Lichocka.

We wpisie blogowym, Igor Janke przypomina słynną definicję wykształciucha Ludwika Dorna: ""Wykształciuchy to o mocno ignorancka, egoistyczna, narcystyczna warstwa wykształconych, która nie ma wiele wspólnego z polską inteligencją. (...) Ta znaczna część warstwy wykształconej posiada pewną profesjonalną kompetencję. Natomiast straciła ona kontakt z resztą Polski, w gruncie rzeczy na własne życzenie" i jednocześnie pyta się, czy słuszna była teza Michnika, że "Kaczyński, jak Gomułka podzielił inteligencję, na właściwą i niewłaściwą". Autor pyta się: "Czy ten podział jest prawdziwy? Czy służył wyłącznie ośmieszeniu inteligentów niepopierających PiS, czy też prawdziwie oddawał różnice postaw wśród ludzi posiadający wyższe wykształcenie? Czy są to dwa różne światy, czy to całkowicie sztuczna konstrukcja stworzona na potrzeby bieżącego sporu politycznego? Czy można jednocześnie odwoływać się do "Rodowodów niepokornych" Bohdana Cywińskiego i być euroentuzjastą? Jakie postawy są potrzebne dzisiejszej Polsce?".

Z całą pewnością rozróżnienie na tzw. inteligentów i wykształciuchów jest jak najbardziej słusznym. O wykształciuchach podobnie wypowiadzał się swego czasu Jacek Santorski w książce: "Jak żyć żeby nie zwariować". Grupę ludzi z formalnym wykształceniem określił mianem tzw. przystosowanych.

Przystosowany, to człowiek, który: "Nastawiony jest na dziś i jutro. Zaprzecza przeszłości, o czym już wspomniałem. Nie jest ważne, skąd przychodzisz - ważne, czy jesteś w stanie działać. Zaprzecza nadmiernym wewnętrznym dylematom, nie ujawnia swoich rozterek. "Staram się być zawsze uśmiechnięta", mówi w radio żona prezydenta [chodzi o Kwaśniewską], szokując tysiące Polaków przyzwyczajonych do zaczynania dnia od skarżenia się i narzekania. Ale młodzi kupują to na pniu!Bohater naszych czasów jest pragmatyczny, skoncentrowany, energiczny, dąży do wyznaczonego przez siebie celu. Takim schematem myślowym kierowało się wielu młodych ludzi w latach siedemdziesiątych. Licealiści zapisywali się do ZMS-u, studenci - do partii. I nie było w tym żadnych szczególnych idei.Przynależność do odpowiednich organizacji gwarantowała im szybką karierę. I już wtedy nie mieli skrupułów, zbędnych dylematów. Ta młoda generacja lat siedemdziesiątych była po prostu praktyczna. Zmieniali stroje w zależności od wytyczonego sobie celu. To ci ludzie predystynowani są dzisiaj do tego, by zajmować się ekonomią, polityką i życiem społecznym kraju. Bo są praktyczni.Lepiej przystosowani. Bardziej odporni na stres. Co nie znaczy, że w pełni realizujący ludzki potencjał. Bo tzw. dobre przystosowanie może oznaczać zaprzeczanie życiu wewnętrznemu, zaprzeczanie moralnym niepokojom, emocjonalnym rozterkom. I nieprawdą jest, że ludzie pozbawieni dylematów, to tylko tak zwani byli komuniści. Należą do nich na przykład młodzi lekarze, dopiero po studiach, którzy nie podejmują pracy w szpitalach, tylko w zagranicznych firmach handlujących lekami (nie chcę wymieniać ich jednym tchem z tymi, którzy za każdy zabieg biorą kopertę). I dziennikarze, prawnicy, inni "konsultanci" - do sierpnia partyjni, potem pomocni Solidarności, dziś bliscy lewicy. Robi się to, co się opłaca. Mając pieniądze i władzę dopiero można się realizować"

- Jakaż to realizacja siebie, skoro nie ma w niej prawdziwego "ja"?

Chodzi o zewnętrzne atrybuty powodzenia, takie jak aplauz publiczności, jak korzyści finansowe umożliwiające lepsze urządzenie biura, lepsze mieszkanie, lepszą markę samochodu, wyjazdy za granicę. A za tym idzie popularność we własnych, lokalnych środowiskach. Ten typ charakterologiczny ludzi nie odwołuje się do swojego prawdziwego "ja", o które Pani pyta. Oni nakładają kolejne kostiumy. To wszystko.Jest w tym niebezpieczeństwo, że postawy dobrego przystosowania mogą doprowadzić do rządów TOTALITARNYCH.

(...)

Jest to pokolenie nastolatków z lat siedemdziesiątych, kiedy to pojawiły się realne możliwości osiągnięć związanych z awansem społecznym, zawodowym. Takie postawy zostały zajęte - przede wszystkim - przez środowiska małomiasteczkowe, rzemieślnicze,urzędnicze, a więc te, którym rzeczywiście w ówczesnych czasach wiodło się najgorzej. Rodzice postrzegali, że drogą awansu jest nauka, a więc studia. Natomiast młody człowiek już sam zorientował się, że dopiero wzmocniony odpowiednią legitymacją tytuł inżyniera czy magistra staje się szansą sukcesu.

Tak więc, reasumując: ton życiu we współczesnej Polsce nadaje pokolenie ludzi wychowanych przez dorosłych ze szkoły epoki Gierka.

(...)

Dzisiaj jest czas dla innych ludzi. Powyżej pewnego poziomu stresu osoba neurotyczna zaburza się,psychopatyczna zaś mobilizuje i "czuje, że żyje". Dziś nie ma miejsca dla narcyzów "neurotycznych", ale dla "psychopatycznych". Dla nich problem z własnym "ja" nie polega na tym, że trzaskają drzwiami, gdy ktoś ich obrazi.Oni kombinują, jak wrócić na to miejsce przez okno.Godność? Bez przesady.Raczej władza!
"

Taki jest portret wykształciucha, czyli tzw. przystosowanego, czyli jeszcze inaczej wykształconego w czasach PRL-wskich. Człowieka bez wglądu we własne "ja" i potrzeby innych Polaków, człowieka płytkiego, powierzchownego, który dla różnych maskotek, zabawek i świecidełek zrobi wszystko, rezygnując z ethosu - ethosu inteligenta... To człowiek bez systemu wartości, zakorzenionych w chrześcijaństwie, czyli praktycznie bez kręgosłupa moralnego i rozwiniętej sfery duchowej. Taki typ, który swój umysł podporządkowuje przyziemnym i egoistycznym potrzebom. Bliżej mu do stylu barbarosso i psychopatii, niż do empatii i PIĘKNA Platona...
Potrzeba więc nam człowieka wykształconego i zarazem harmonijnie ukształtowanego, człowieka dojrzałego, który ma kontakt ze sobą i kontakt ze społeczeństwem. Człowieka wrażliwego nie tylko na siebie, ale i na potrzeby innych Polaków. Człowieka, które ma na uwadze przede wszystkim dobro wspólne, dobro własnego kraju, człowieka z silnym kręgosłupem i wyzbytego lęków oraz wszelkich skłonności do uległości. Jednym słowem potrzebny nam człowiek inteligentny z poczuciem tożsamości i wolny od lęków społecznych. Osoba odważna, wolna od opinii środowiskowych i nie obawiająca się niepoprawności, np. politycznej. Ktoś, kto nie myśli w kategoriach: "Co ludzie powiedzą? Co powiedzą sąsiedzi? Co powiedzą media? Co powiedzą w Unii?", lecz osoba autentycznie WOLNA. Nie wykształciuch "przystosowany"...