2009-05-30

Czy komucha mozna znieslawic?

Przerozni politrucy, czyli mowiac po naszemu funkcjonariusze propagandy dwoją sie i troją ostatnio, a takze od dluzszego czasu by wpoic tluszczy tak zwany szacunek dla komucha. Powiedzmy uczciwie, rzecz nie jest prosta. Bezposredniego przykladu komucha zaslugujacego na szacunek znalezc sie nie da, nie sposob stwierdzic: prosze panstwa, oto tow. XX, uczciwy komunista, godny najwyzszego szacunku. Do tematu trzeba podejsc w jakis inny sposob by ocalic jak najdluzej umowy zawarte w Magdalence przy okraglym bufecie.
Konieczne jest podejscie kreatywne i dlatego dziennikarska smietanka postpeerelu nie ma wyboru i musi ryzykowac wlasnym imieniem i nazwiskiem. Stawka jest wysoka, ale nagrody jeszcze wyzsze. Dobry i dosc bezpieczny jest tzw humanitaryzm, kiedy politrucy podciagają szacunek dla komucha pod ogolny szacunek dla drugiego czlowieka (komuch nasz bliźni, anonimowy autor nie moze atakowac personalnie, itd). Metoda ta nie jest szczegolnie skuteczna albowiem malo kto jeszcze wierzy w humanitaryzm komunizmu i aby metoda przynosila jakies efekty trzeba terrorystyczne grozby z nia zwiazane powtarzac kilka razy dziennie (patrz dzialalnosc I.Janke i zawiadowanej przez niego klubokawiarni sb2024p).
Mądrej głowie dość dwie słowie, dlatego nie widze potrzeby kontynuowania przykladow, inteligentny czytelnik sam juz ma kolejne na podoredziu, a cywilizowac cenzorow tej klubokawiarni nie zamierzam. Mozna ich juz dzis spokojnie w ogolne straty ludzkosci wpisac.

Wracajac do tytulowego pytania i pamietajac o problemach towarzysza Leppera z gwalceniem prostytutek, nalezy stwierdzic, ze jak sie kto uprze to moze znieslawic komucha (inwektywami typu pedofil, wierzacy, prywaciarz, kapitalista...), tylko po co?

Zycze wszystkim udanego, apolitycznego piatkowego wieczoru. Tym dla ktorych piatkowy wieczor juz minal, darz bor za tydzien.


Notatke spisal

Opluwacz Internetowy
(dawniej Zoologiczny... [Antykomunista])


Tradycyjnie wersja raperska dla mlodziezy.

2009-05-27

Pionek bije Królową czyli farsa europejska

Brytyjska Królowa poinformowała dziś, że niezaproszenie jej przez Sarkozego na obchody D-day to ,,afront''. Francuzi odpowiedzieli, że nie im decydować, kto będzie reprezentował Zjednoczone Królestwo a poza tym rocznica lądowania w Normandii to przede wszystkim święto francusko-amerykańskie. Po raz kolejny widać, że wspólnotę europejską łączy jedynie lokalizacja na tym samym kontynencie. Cała reszta Europę dzieli.

Patrząc na sprawę z politycznego punktu widzenia z tych informacji można wyciągnąć dużo więcej niż treść dyplomatycznych komunikatów. Paryż chce wkupić się w łaski Obamy, jednocześnie odsuwając go od Londynu. Ponadto, francuska dyplomacja pragnie zdewaluwoać poświęcenie pozostałych aliantów oraz podnieść do rangi cnoty postawę Francji w latach 40'. Pomijająm ocenę porównawczą wkładu brytyjskiego (przerażające ilości żołnierzy Wysp Brytyjskich podziurawionych ołowiem na odcinku SWORD podczas lądowania) oraz francuskiego (rząd Vichy kontra Wolni Francuzi w małym państewku na krańcu świata). W świetle historycznym w istocie Francja jest jedynie pionkiem który próbuje pokonać Królową przez duże K. Zafałszowywanie historii to nie tylko domena Niemców czy Rosjan. Wróćmy jednak do meritum.

Sądzę, że to naturalne, iż Francuzi próbują wykorzystać obchody rocznicy 6 czerwca do załatwienia politycznych interesów z Barackiem Obamą i zagarnięcia jego sympatii. W końcu to zły George W. Bush i brytyjczyk Tony Blair prowadzili imperialistyczną politykę anglosaską, czas więc, by politycznie poprawni Obama i Sarkozy wprowadzili globalny Ład i Porządek ku chwale rewolucji. A przy okazji załatwili kilka interesów i odciągneli Amerykanów od podłych Brytoli.

Jeszcze raz podkreślam - naturalnym jest, że Francja realizuje swą rację stanu a Brytyjczycy protestują jeśli godzi to w ich interes. Jednak istnienie tego mechanizmu, którego nie udało się wykrzewić wszelkiego rodzaju eurofederastom, świadczy o tym, że pełna integracja europejska jest tworem utopijnym, niemożliwym do zrealizowania w praktyce, bądź prawdopodobnym na krótkim odcinku historycznym jedynie w warunkach totalitaryzmu. Kłótnie i uszczypliwości brytyjsko-francuskie to tylko kolejny przykład. Czy rzeczywiście tego potrzebuje Europa?

Tylko naiwni będą uparcie twierdzić, że Bruksela usunie kłótliwość europejskich polityków i pozwoli wykreować UE na nową potęgę godną współzawodnictwa z USA czy innymi gigantami współczesnego świata. Marzenia lewaków o europejskiej rodzinie realizowane od kilkudziesięciu lat przekuwane na przestrzeni lat w rzeczywistość są oparte u gruntu o błędną tezę, dlatego cała ta inicjatywa prędzej, czy później runie. Problem w tym, że tzw. interesu europejskiego nie ma. Są interesy Francuzów stosujących protekcjonizm, Niemców walczących o przewartościowanie historii oraz Polaków, ostatnio opieszale walczących o swoją, indywidualną rację.

Próby podtrzymywania tego chorego systemu w Europie skończą się katastrofalnie dla jej obywateli i rządów, bądż przyszłego scentralizowanego rządu brukselskiego, któremu już teraz zaczynają rosnąć kły, którymi zdążono się już sprawnie posłużyć np. w kwestii irlandzkiego referendum.

Skoro nawet w najwęższych odcinkach gry dyplomatycznej widać ostrą rywalizację państw europejskich, i to nie na zasadzie Luksemburg versus Belgia a pojedynek dwóch potęg lokalnych, to czego możemy się spodziewać w przyszłości, kiedy integracja według planu (nakazu?) będzie postępować? Tylko totalitaryzm zniweczy różnorodność tradycji, intencji oraz dążeń Starego Kontynentu. Możliwe, że eurokraci już dawno na to wpadli.

Jednak jeśli nie, to czas postawić sprawę jasno. Kończmy tę farsę bo jest ona u gruntu bezsensowna. Farsa polityczna, tak samo jak farsa literacka ma to do siebie, że tworzona bez wyczucia i zbytnio przeciągana zaczyna poważnie frustrować. Prawdopodobnie niebawem Bruksela doczeka się upustu tej frustracji.

2009-05-24

Komuch nierychliwy, ale pamietliwy

Mysle, ze mamy do czynienia z kolejna bitwa jaka funkcjonariusze polskojezycznych mediow wytoczyli niezaleznym blogerom. Celem tej wojny jest narzucenie polskim blogerom warunkow blogowania innych niz w cywilizowanym swiecie. Z jednej strony blogerzy niekrepowani wymaganiami redakcji czy wydawnictw - na otwartym dostepnym dla kazdego polu, z drugiej betonowi funkcjonariusze okopani po zeby na swych łamach niedostepnych dla nikogo z ulicy. Fukcjonariusze boja sie depczacych im po pietach blogerow i sa gotowi zrobic wszystko by odwrocic te sytuacje.
Sytuacja blogosfery w krajach demokratycznych jest odmienna. Nie wystepuja tam aroganccy, zaklamani i ciemni lewaccy funkjonariusze chroniacy zlodziejskich zdobyczy i nienaleznych przywilejow. W zwiazku z tym poglady polityczne blogerow nie sa az tak oddalone od siebie i ten brak skrajnej polaryzacji sprzyja rzeczowej dyskusji, niezaleznie od tego czy oponenci uzywaja nazwisk czy pseudonimow.

Wydawalo sie, ze wraz z postepami cywilizacji lagodnieja stosowane przez komunistow metody. Po wymordowaniu metodami militarnymi najbardziej opornych oponentow komunisci ograniczaja terror do metod policyjno-propagandowych itd itp. Jest to poglad bledny, bolszewickie metody lagodnieja wylacznie wtedy gdy to mozliwe i moga powrocic natychmiast, jezeli tylko czerwone swinie uznaja to za konieczne. Ujawnienie Kataryny to powrot do esbeckich metod, do klimatu lat 70/80, powrot natychmiastowy, tak jakby tamta ohyda dziala sie wczoraj, a nie 30 lat temu. Ciaglosc nie zostala przerwana. Jest to przerazajace kiedy z pozoru zaleczona choroba wybucha po latach nagle i ze stara sila. Tak jak Polpot, ktory dokonal swoich zbrodni kilkadziesiat lat po tym jak kostucha przerwala "dzielo" Stalina.

Nie jest to jedyne skojarzenie z SB. Warto przypomniec stara gre w zlego i dobrego esbeka. Przesluchanie prowadza zly i dobry na zmiane. Zly straszy i grozi, az w koncu delikwent zaufa dobremu esbekowi i zareaguje w pozadany przez nich sposob. Zly esbek w nowym scenariuszu to Michalski i Dziennik. Malo kto zauwazyl, ze w roli dobrego esbeka z niekwestionowanym sukcesem wystapil Janke wraz ze swoim s24. W slad za nim pospieszny ideologiczny zwrot wykonuja Sadurski i Swiechowski.
Po ostatnich wydarzeniach Janke jest powszechnie postrzegany jako obronca Kataryny. Nieomal nikt nie widzi, ze wlasnie Janke wygrywa bitwe w ktorej narzuca blogerom warunki blogowania korzystne dla mainstreamu, skutecznie wprowadza u siebie znany z zamierzchlej bolszewii cenzorski zapis "na czlowieka", bo zapis na okreslony utwor, czy tresc juz nie wystarcza. Nie dalej jak wczoraj Janke usunal wpis Lazacego Lazarza, a zastraszony bloger nie mial odwagi zaprotestowac ani w sb2024, ani w znacznie bardziej niezaleznych blogowiskach w rodzaju blogosfery24, czy niezaleznych.
Janke to funkcjonariusz mainstreamu, zolnierz TokFm, pretendujacy do znaczacej pozycji w ukladowym salonie. Powierzone mu zadanie wykonuje w miare skutecznie.

Wersja raperska dla mlodziezy.