2009-12-31

Premier jest na dnie. Jeśli sondażownie tzw.opinii podają, że rząd ma poparcie 18%, to oznacza to, że ocena tego rządu jest tragiczna. Już w lipcu 2009 z trudem mogłam znaleźć osoby, które przyznawałyby się do głosowania na Partię Oszustów, a rząd miał wtedy prawie 50% poparcie. Te 18% zadowolonych z ryżego pudla Andżeli to na pewno respondenci z osiedla zatoki czerwonych świń. Niestety trzeba też odnotować, że wśród tzw.przeciętnych ludzi awersja do PiS jest równie silna jak do SLD. Wyniki słabego poparcia dla rządu są budujące, oznaczają, że wreszcie dociera do ludzi, kogo sobie wybrali, ale również ostrzegawcze - hołota bez zahamowań będzie teraz kraść na potęgę.

Premier obiecuje szybkie rozwikłanie sprawy hazardowej (niewidzialni, którzy stworzyli powiązania międzynarodowej szajki hazardowej nigdy na to nie pozwolą), a media premiera rozkładającego ręce pokazują jako najuczciwszego w ferajnie złodziei. Pierwszy sukces Komisja Partyjnych Oszustów już ma. Jeszcze trochę i okaże się, że Zbycho to nie Chlebowski, ale Wasserman.




Spore poruszenie zrobił pewien autorytet moralny. Senator w sukience nie był chyba jakimś specjalnym zaskoczeniem. Senatorów mamy w senacie dostatek, utrzymujemy ich z naszych podatków i czekamy z ich strony na przebłyski inteligencji, żartu, mądrości. Wciągnie substancji przez senatora Partii Oszustów w towarzystwie głośnych pań jest i tak mniej szkodliwe ,,społecznie'', niż złote myśli śląskiego Kuca.
PO z rudym pajacem na czele i tak nie dorasta Neronowi do pięt. Ten wprowadził do senatu żywego konia - nowego senatora. Pan odurzony do cna i przebrany w łaszki jest przy historycznym wydarzeniu czasów starożytnych bladym i słabym elementem komediowym. Ot, kolejny pan, który przewrócił się na planszy.

A tak już poważnie, w całej tej sprawie bardziej interesujące byłoby rozwikłanie zagadki: komu dano do myślenia, że Ci co nie płacą i nie robią czego należy, kończą tak jak zaplanował to tow.Kiszczak. Przecież tę torbę z kasetami można było schować, a nie lecieć do redakcji. Mec. Krzysztof Piesiewicz opowiadał się za lustracją bez ujawniania ,,delikatnych informacji dotyczących życia prywatnego''. Nie chciał lustracji ludzkiej nazywanej ,,dziką'', to go zlustrowali po swojemu dzielni esbecy. Akta częściowo albo w całości zostały ujawnione. Czy to co pokazał brukowiec jest wstępem czy zakończeniem upodlenia zamotanego w falbanki mecenasa? Mam przeczucia, że to nie koniec tej historii.

Pan Wałęsa i spółka założył eksportową wersję ,,Solidarność sp. z o.o''.

Ojciec Zięba recenzuje książki IPN. ,, Dominikanin zdecydowanie polemizuje z tezą książki, że uwikłanie Lecha Wałęsy w latach 70. rzutowało na jego prezydenturę w latach 90., kiedy to miałby być w jakiś sposób "sterowalny". "To teza intelektualnie absurdalna, bo pomija się 15 lat pomiędzy rokiem 1976 a 1991 a w tym okresie Wałęsa był właśnie totalnie niesterowalny i był główną postacią w procesie demontażu wielkiego imperium" - przypomina o. Zięba''.

http://bi.gazeta.pl/im/0/6680/z6680150X.jpg

Teraz pod egidą Europejskiego Centrum Solidarności (ECS), która buduje swoją siedzibę ECS z mottem ,,ku pamięci Solidarności'', wydano nową biografię TW Bolka. Autorem jest Jan Skórzyński a rekomenduje ją dyrektor centrum i krytyczny wobec prac IPN ten sam ojczulek Zięba. Oprócz niego polecają tę książkę: Andrew Nagorski, Aleksander Hall i Tomasz Lis. 
Swoją drogą czy ktoś zna losy ojca o.Zięby? Czy pracował dla dolnośląskiej KWMO i wyemigrował do Izraela? Nie udało mi się nigdy potwierdzić tych informacji niestety, choć zdaje się, że pochodziła z wiarygodnego źródła od Antoniego Zambrowskiego.
Tak, czy inaczej dość zastanawiająca jest elastyczność poglądów dominikanina, błogosławienie Lisom (gwiazdom w konstelacji wcześniejszej, sprzed wejścia do związku córeczki Kedajów), wyrozumiałość dla zachowań niezgodnych z etyką chrześcijańską i zaangażowanie w sprawy polityczne. Ks.Jankowski chrzcił dziecko A.Michnika i pani prokurator od Kiszczaka. Koło Wałęsy i jego wersji związku NSZZ zawsze się kręcą księża elastyczni. Hm... ,, Syna urodziła mu Barbara Szwedowska z Sopotu, prawniczka, nazywana kiedyś "prokuratorem Solidarności". ,,To wspaniała kobieta, on jej wiele zawdzięcza, dała mu syna i wychowała go - mówi Zbigniew Bujak, ale jest dyskretny. Syn Michnika, urodzony w drugiej połowie lat 80., otrzymał imię Antoni na cześć Słonimskiego. Antoniego chrzcił prałat Henryk Jankowski, a rodzicami chrzestnymi byli: Lech Wałęsa i żona Bujaka.'' Uzupełnieniem tych dziwnych koligacji i powiązań może być nowa inicjatywa - medal dla zaangażowanej międzynarodówki w sprawy ruchu wolnościowego w Polsce nadawany przez komitet Solidarności2 albo Solidarności Bis, ewentualnie Solidarności sp. z o.o. Jego kapitułę stanowią: Lech Wałęsa - przewodniczący, Bogdan Borusewicz (Marszałek Senatu), Jerzy Borowczak (Europejskie Centrum Solidarności), Zbigniew Bujak (Mazowsze), Mirosław Chojecki (koordynator pomocy sprzętowej zza granicy), Władysław Frasyniuk (Dolny Śląsk), Tadeusz Jedynak (Górny Śląsk), Stefan Jurczak (Małopolska), Bogdan Lis (Gdańsk), Andrzej Milczanowski (Pomorze Zachodnie), Janusz Pałubicki (Wielkopolska), Jan Rulewski (Bydgoszcz), Grażyna Staniszewska (Podbeskidzie), Danuta Winiarska-Kuroń (Region-Środkowo Wschodni).
Jaka szkoda, że nie podjęli tej inicjatywy na początku istnienia ECS. Mogliby uhonorować np.zachwalaną na forach (przez pracującą w Gazecie Wyborczej eks żonę, kobietę, przyjaciółkę???*** Chojeckiego) pewną oksfordzką ,,bojowniczkę'' o sprawy solidarności (która podobno wysyłała paczki i zbierała pieniądze dla Solidarności, jak tylko okazało się, że podłączył się do ruchu pewien naukowiec od lafirynd). Chodzi oczywiście o niejaką Fajgę Mindlak Danielak, znaną lepiej jako oprawcę gen.Fieldorfa Nila - Halinę Wolińską Brus, której szopkowy pogrzeb odbył się w 2008 roku. ,,Kandydatów do uhonorowania tym medalem wraz z uzasadnieniem wyboru prosimy zgłaszać do Europejskiego Centrum Solidarności na adres mailowy medal@ecs.gda.pl do 31 marca 2010. Wówczas Medal Wdzięczności dotrze do rąk odznaczonych jeszcze w sierpniu, 30 lat po narodzinach ruchu, który przyniósł Polsce wolność'' prosi dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności Maciej Zięba OP.'' Ciekawe czy przyjmują kandydatury pośmiertne?

Z dobrych wiadomości dodam, że atak na Radio Maryja został chwilowo odparty. Przypomnę jednak prorocze słowa S.Michalkiewicza sprzed 4 lat: ,,Po fiasku ataku Lecha Wałęsy na Radio Maryja, po fiasku kompromitacji Jana Kobylańskiego - też związanego z Radiem Maryja - być może jest to kolejny krok w tym kierunku - wszak ojciec Hejmo był nie tylko korespondentem Radia Wolna Europa, później także przez krótki czas - Radia Maryja. Tym bardziej trzeba się temu przyglądać, że sondaże wskazują na powrót ustalonej "kolejności dziobania" w tzw. sondażach - gdzie po krótkim okresie wysforowania ugrupowania PiS, na szczyty powróciła ulubiona przez SS PRL partia Platformy Obywatelsko-Unijnej. Trzeba przeciąć tę pępowinę, prze którą jest pompowana w żyły narodu polskiego zgangrenowana krew układów PRL-owskich - postuluje Stanisław Michalkiewicz.''
Druga znakomita wiadomość, to wygrana Antoniego Macierewicza o bezprawne pozbawienie go w czasie wykonywania obowiązków dostępu do informacji oraz kolejna wygrana, tym razem z A.Michnikiem.
Trzecia znakomita wiadomość sprzed 3 dni daje minimalną szansę na odzyskanie przez Polskę utraconej suwerenności. W dniu 27 listopada br. Poseł Antoni Macierewicz złożył w Trybunale Konstytucyjnym wniosek o stwierdzenie niezgodności Traktatu z Lizbony z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej.
Czwarta dobra wiadomość to żywa i wstrząsająca rozmowa z młodym Braunem o gen.Jaruzelskim nadana w rocznicę stanu wojennego przez TVP Info 13 grudnia 2009. Serce rośnie, że Polacy mają tak wspaniałych, młodych i odważnych ludzi. Ciekawa jestem kiedy ten dobry człowiek wygra sprawę w Strasburgu z prof. Miodkiem....

I na koniec, rewelacyjny filmik nawiązujący do dzieła synalka Gebbelsa. Miłego oglądania. :-)

***
Uwaga, mała zmiana!
Przepraszam za zwłokę w odpowiedzi na uwagę Anonimowego podającego się za M.Ch.
Rzeczywiście termin ,,żona'' może być nieadekwatny do obecnej sytuacji. Może lepiej było napisać kobieta, żona, przyjaciółka, eksmałżonka). W każdym bądź razie osoba bardzo bliska, matka dzieciom, miłośniczka tematów azjatyckich. Każdy zainteresowany powinien uzyskać informacje (do niedawna dostępne w sieci na stronie http://chatka.org/rottenberg/phpgedview/pedigree.php?show_full=1&talloffset=1&rootid=I0006&PEDIGREE_GENERATIONS=5&talloffset=1
Numery do wpisania i uszczegółowienia: I1094, I1095 (M.K.), I1097 (M.Ch.), I1098, I1099. W razie kłopotów należy kontaktować się z administratorem strony http://chatka.org/rottenberg/phpgedview/pedigree.php?show_full=1&talloffset=1&rootid=I0006&PEDIGREE_GENERATIONS=5&talloffset=1. Trzeba wpisać cały adres, bo na www.chatka.org. jest podana informacja nieco myląca. W razie potrzeby służę pomocą, scanem, jpg -iem, ale tylko na stronie LO. Serdecznie pozdrawiam

2009-12-12

Odjazd przez rurke

Wojtuś Sadurski - jeden z najzabawniejszych, a rownoczesnie najbardziej napuszonych politrukow III RP - przedstawil tekscik w obronie swego kumpla Piesiewicza. Stwierdza tam, ze nie wiadomo czym byl bialy proszek. Jednym slowem, kolezka moze cos bral ale sie nie zaciagal. A calą wine za zaistnialą sytuacje ponosza szmatlawe gazety, ktore zupelnie niepotrzebnie "włączają się do dyskursu o sprawach publicznych" psując go na potege.

Sadurski tradycyjnie miesza fakty (cos co istnieje, np wideo z Piesiewiczem) i opinie (oceny wartosciujace fakty, np wulgarnosc jezyka towarzyszacych mu pań w strojach lowickich) i warczac jak wyjatkowo grozny salonowy ratlerek (opinia) usiluje swoje opinie sprzedac jako fakty (fakt).

Zazwyczaj nie dzieje sie dobrze gdy politycy trafiają do dzialow obyczajowych jakichkolwiek gazet, a dlaczego nie warto tlumaczyc, mozna ewentualnie probowac zyczyc Wojtusiowi by reszte zycia spedzil w panstwie, ktorego wladza ustawodawcza pochodzi w calosci z naboru wsrod meneli z rubryk obyczajowych. Po Wojtusiu splyną te zyczenia, wszak od wielu lat bryluje w jeszcze gorszym szambie czujac sie tam jak ryba w wodzie.

Dajmy spokoj tej czczej gadaninie Wojtusia, jest nudna i upierdliwa jak jednostajne lomotanie bebna.
Mowiac szczerze - choc moze sie to odbic na wysokosci slupka mojej popularnosci - najbardziej urzekl mnie ten "stroj lowicki". Gdyby napisal to ktos powazny mielibysmy do czynienia z faktem, w tej sytuacji trudno to nazwac nawet opinią.
W kazdym razie stroj lowicki pasuje jak ulal do starej scenki rodzajowej:


Gorską sciezką idzie miejski panocek, niech mu bedzie Wojciech, a w slad za nim podąza goral, niech mu bedzie Edek.
Panocek ubrany jest w swoj ulubiony stroj lowicki, Edek ma na sobie gunie z ortalionu i gumofilce.
- Stojciez no panocku!
- Ale dlaczego, gazdo?
- A bo w g*no wleziecie!
- Gdzie? To tutaj? (pokazuje palcem) To nie jest g*no, baco.
- Nie jest? No to powonchojcie! (wąchają obaj)
- Musze panu przyznac, ze smierdzi, ale tak jakos inaczej.
- Jak wam smierdzi malo to sprobujciez, panocku. (obaj probują)
- Wicie Edek, co wom powim to wom powim. Rocje mieliscie. To zwycojne g*no! A bylibysmy wlezli!

Niech sie teraz Edzio dowie jeszcze, ze to wlasnie pan Wojciech od wielu lat sam osobiscie stawial te zapory na sciezce. Bedzie sie dzialo.

2009-12-11

Pavian Curvalis laureatem



Powtorka na specjalne zyczenie publicznosci.

2009-12-06

Panowie, policzmy wejscia

Wczoraj zapomnialem wspomniec o polis2008.pl, zalozone przez FYMa, jest raczej netowym miesiecznikiem z mozliwoscia komentowania, oplaty za serwer i domene, sporo pracy dla obslugi technicznej

Daily Pageviews: (zrodlo: http://www.cubestat.com/)

2100 blogmedia24.pl
1800 niepoprawni.pl
1500 polis2008.pl*
700 blogpress.pl
300 kataryna.blox.pl
________________
6400


20500 salon24.pl

Wynika z tego, ze nieudane zdaniem Janke proby konkurencji maja juz 30% wejsc jego wspanialego saloonu. Dysproporcja ta maleje na korzysc konkurencji, jezeli zdac sobie sprawe z roznic w publicznosci. Do konkurencji nie trafia publicznosc pragnaca jedynie otrzec sie o znamienitosci redaktorsko-profesorskie.

Sprawy wygladaja jeszcze lepiej, jezeli dokonac podzialu na MY - ONI

MY:

6400
1200 cogito.salon24.pl**
1500 freeyourmind.salon24.pl**
1400 inne blogi prawicowe s24**
__________________
10500


ONI:

20500
-4000
__________________
16500


_____
* Cubestat podaje dla Polis 100 wejsc dziennie, Licznik na stronie Polis podaje 490000 odslon od poczatku swiata, czyli 490 000 / (11 * 30) = 1 484 dziennie. Ruch w Poliz zwieksza sie po wydaniu kazdego nowego numeru i zamiera przed przed nowym numerem. Byc moze Cubestat liczy srednia z ostatniego tygodnia
** dane szacunkowe

2009-12-04

Spadlem z krzesla i do dzis turlam sie ze smiechu



Prosze zauwazyc kto zmarszczyl czolo, kto grozi blogerom, kto nieustepliwe wprowadzi zapowiedziane zmiany pracowicie wyskrobujac zyletka nieprawomyslne banery, kto jest narazony na miliardowe straty.

Tak to On. Szef Salonu24. Wspolwlasciciel. Prezes. Prezydent. Chief Executive Officer miedzynarodowej korporacji, ktorej dzienne przychody brutto szacowane są na 60 dolarow!




http://www.cubestat.com/www.salon24.pl

Megalomania jak smiesznosc nie mają granic, ale Jankego trudno bedzie komukolwiek przebic.
Nawet gdyby zebralo sie dziesieciu Kononowiczy to i tak mu nie sprostają. Ten rekord utrzyma sie dlugo.

I po co ty sie tak meczysz Janke? Nie lepiej by ci bylo wyslac babe do sprzatania biur na nocną zmiane?

Przewodnik po blogowiskach

Dla Circ
 

cześć
zalęgam się tutaj, ale wszystko misie myli.
Salon miał genialną funkcjonalnosć, a tu narobili za dużo wszystkiego.
Czy nikt tego nie widzi, że Salon wygrał prostym i genialnym skryptem?
99% ich sukcesu to skrypt.

Ludzie!!!
uświadomta to sobie.

pozdro.



Zupelnie nie masz racji. Skrypt salonu sluzy do batozenia niewolnikow. Poblokowane sa rzeczy z ktorych nikt tu nie robi zadnego ale: JavaScript, HTML (object, frame). Tu w blogspocie nie ma zadnych kurewczykow, nikt Ci niczego nie blokuje bez postanowienia sadowego.
Wyluzuj i daj sobie wiecej czasu na poznanie zaplecza technicznego blogspota, masz problemy to pytaj, odpowiem Ci w miare wolnego czasu.

Co do zakladania blogowiska tez nie masz racji, nie musisz miec na poczatek pieniedzy. Dluzsza historia, na poczatek rozejrzyj sie w tym co wypaczkowalo z SB2024.

tekstowisko.com - blogowisko komuchow, oszolomow lewackich, poubeckiej agentury i zwyklych kanalii. Przyzwoitym ludziom odradzam nawet zagladanie.
Wykupione miejsce na serwerze w UK, IP: 89.145.120.127 , uzyte oprogramowanie: Drupal (?)

lista-obecnosci.blogspot.com (moje dzielko) - na poczatku 40 uczestnikow mogacych zamieszczac teksty w tym blogu, agregaty RSS uczestniczacych blogow, lewactwu wstep wzbroniony. Miejsce zostalo zdemolowane przez Kukiego z Marylą i ckwadratem w tle. Obecnie bloga tworzy siedmiu autorow. Miejsce bezplatne, blog zarejestrowany w Kanadzie, oprogramowanie blogspot, po wykupieniu domeny i miejsca na serwerze mozna bezplatnie korzystac tam z oprogramowania blogspota. To samo dotyczy oprogramowania wordpress.

Po zdemolowaniu LO Kuki postawil Maryli na Drupalu nieistniejace juz dzisiaj blog.media.pl

niepoprawni.pl - kolejne blogowisko, ktore wypączkowalo z blog.media.pl po kolejnej awanturze z udzialem Kukiego

blogmedia24.pl - to co pozostalo z b.m.pl po odejsciu niepoprawnych

blogpress.pl - zalozony przez ckwadrata po odejsciu z b24

Cztery powyzsze blogowiska oparte o Drupala. wykupiona domena i miejsce na serwerze, obslugiwane przez adminow technicznych.

nieznudzeni.pl - stworzony przez MarkD agregat RSS uczestniczacych blogow, oprogramowanie wordpress, wykupiona nazwa domeny i miejsce na serwerze w USA.
UWAGA: taką strone glowna mozna miec za darmo pod warunkiem, ze ma w adresie wordpress.com lub blogspot.com i nie nalezy sluchac radzieckich ekspertow technicznych twierdzacych, ze te blogi nie wytrzymaja duzego natezenia ruchu. Wystarczy jeden przyklad: http://postsecret.blogspot.com/ - ten blog ma piec razy wiecej odwiedzajacych niz caly SB2024

Nawiasem mowiac wszystkie te wypączkowane blgowiska, rzecz jasna nie uwzgledniajac tekstowiska mają lącznie juz 20% ruchu s24, a exodus trwa. Dochody z reklam saloonu sa szacowane na $60 diziennie. Wyjasnialoby to paniczną nerwowosc kurewczykow, ktora zapewne podniesie sie jeszcze po zadaniu pytania, kto ich tak naprawde finansuje. Dane liczbowe mozna sprawdzic korzystajac ze strony http://www.cubestat.com/ i wklejajac tam cytowane w tekscie adresy stron.

piwnica.tkm.cc - agregat Piwnicy, uzyte oprogramowanie: Drupal (?), wykupione miejsce na serwerze w UK, IP: 89.145.120.127, dokladnie to samo co tekstowisko, co wcale nie dziwi, bo wedlug Freemana "doradca techniczny" obu przedsiewziec jest wspolny, Adam - Tezeusz, Sergiusz - Jaworski, ktory wczesniej tworzyl oprogramowanie dla sb2024. O agenturalnym fetorze unoszacym sie nad paświskiem wspominalem juz chyba wczesniej, a wymieniony osobnik, w moim mniemaniu nadaje sie najlepiej do udzielania porad z zakresu wiary katolickiej, niestety jego renesansowa osobowosc kaze mu zajmowac sie rowniez programowaniem dla przyjaciol.
Z tych wlasnie powodu uceczke blogerow z piwnicy do agregatu piwnica.tkm.cc uwazam za wyjatkowo nieudana, z deszczu pod rynne.

2009-12-01

Utopia państwa neutralnego światopoglądowo

Niedawno była batalia dotycząca krzyży w miejscach publicznych. Oczywiście, paru, excuses le mot, bezbożnikom nie spodobało się to, że ów symbol religijny może się tam znajdować. Nie po raz pierwszy słuchaliśmy z ust jaśnie oświeconych, że jesteśmy państwem wyznaniowym oraz innych elementów stałej śpiewki odtwarzanej przy takich okazjach. No cóż, gdyby być purystą i chcieć usunąć wszelkie krzyże z miejsc publicznych należałoby całkowicie przebudować miasta, wymienić okiennice w oknach itd. Kłopotliwe jest również samo pojęcie "symbolu religijnego". Możemy sobie bez problemu wyobrazić zakon czcicieli butów; czy wówczas zwolennicy tzw. państwa neutralnego światopoglądowo nakazaliby chodzić wszystkim boso. Żeby było śmieszniej, do porównywalnych absurdów już w zachodnich demokracjach dochodzi.

Mniejsza jednak z tym. Oni operują wytrychem słownym, który się nazywa państwo neutralne światopoglądowo. Ponoć jest to taki organizm państwowy, który nie faworyzuje żadnego systemu filozoficznego, religijnego, ideologicznego. Należy teraz zadać podstawowe pytanie: czy coś takiego w ogóle może istnieć? Czy nie jest to nic innego jak pewna operacja semantyczna tak bardzo przez lewicę ukochana?

Państwo musi się opierać na systemie prawnym. W każdym organizmie państwowym z założenia obowiązuje jakieś prawo. A na czym się ono opiera? Otóż twórcy prawa opierają się na doktrynach, które uważają za najwłaściwsze z ich punktu widzenia. Te przepisy nie biorą się przecież znikąd. Przecież nie byłoby tych unijnych przepisów dotyczących oscypków, gdyby nie istnieli ludzie, którzy chcieliby je w życie wprowadzić. Ci natomiast nie mogliby tego uczynić, jeżeli nie wyznawaliby poglądy, który nakazuje im regulować takie czynności prawnymi przepisami. Dochodzimy tutaj do wniosku, że prawo siłą rzeczy opiera się na jakiś pierwotnych założeniach. Te wynikają z konkretnych ideologii, które prawodawcy wyznają. Tak więc samo istnienie prawa powoduje, że państwo nie może być światopoglądowo neutralne. System prawny, ponieważ jest oparty na konkretnej doktrynie, nie może być bowiem taki. Państwo również jako kreator prawa nie jest światopoglądowo neutralny, ponieważ jego zarządcy zakładają, że jakaś doktryna stojąca u jego podstaw jest lepsza niż inna. Ten argument można spróbować obalić w następujący sposób. A czy nie można sobie wyobrazić państwa, w którym jest wielość systemów prawnych? Jest na przykład państwo ultraminimalne przedstawione w książce Anarchia, państwo i utopia Roberta Nozicka, w którym to nawet policja jest prywatna. W takim układzie możemy sobie wyobrazić konkurujące ze sobą różne systemy polityczno-prawne. Ale czy mimo wszystko taki organizm państwowy będzie neutralny światopoglądowy.

Państwo, jak możemy dostrzec, jest również mniej lub bardziej rozbudowane. Może ono raczyć nas przywilejami związków zawodowych, państwowymi przedsiębiorstwami, wielością urzędów. Teoretycznie, co jest mniej prawdopodobne, może być złożone praktycznie z armii, policji, sądów i ograniczonej administracji. Co widzimy tutaj? Mamy do czynienia z różnymi strukturami państwa. Na czym się one opierają? Otóż za konstrukcją państwa też stoi jakiś pogląd. To, że mamy państwową szkołę wynika z tego, że ktoś kiedyś tam uznał, że nie może być analfabetów. To wynikało z jakiegoś głębszego światopoglądu, że państwo nie jest tylko od tego, żeby chronić granice, zapewniać egzekucję prawa i dbać o infrastrukturę drogową, ale również od innych czynności takich jak wyżej wymieniona państwowa szkoła. Sama struktura państwa wynika bowiem z jakiś ideologicznych podstaw. Państwo przez to, że w ogóle istnieje, nie może być neutralne światopoglądowe. Po pierwsze tworzy prawo i egzekwuje, zatem musi stawiać jakieś idee ponad innymi, a to już nie jest neutralność. Druga sprawa i ważniejsza. Nawet tak ograniczone państwo jak w założeniach Nozicka nie jest światopoglądowo neutralne. A dlaczego? Przecież to mimo wszystko to pewien byt państwowy. Dochodzimy tutaj do wniosku, że neutralna światopoglądowo byłaby dopiero anarchia.

Lewica bardzo upodobała sobie tworzenie ideologicznych bubli. Demokracja i socjalizm pośrednio zeń wynikający to jedne z nich; to utopijne projekty bez szans na realizację. Podobnie jest zresztą w omawianym przypadku. Państwo neutralne światopoglądowo, jak widać na powyższych przykładach, nie istnieje i nie ma prawa istnieć. To tylko zbitka słowna, jaka ma maskować prawdziwy cel lewicy. A tym jest państwowy ateizm taki jak we Francji, byłym ZSRR czy Korei Północnej. Tym ludziom bowiem nie chodzi o nic innego, a prawdziwy cel należy ukryć pod inną nazwą. Nigdy bowiem nie zaprzestaną walki z transcendencją.

2009-11-30

Piwnica

W prawej kolumnie bloga zostal umieszczony stworzony na potrzeby tego bloga agregator zapiwniczonych postow, wedlug stanu osobowego z piatku 27.XI.2009. Nie jest to pelna lista, pominieto osoby majace zero wpisow, osoby ktore pozegnaly sie z s24 badz zawiesily pisanie, a takze z oczywistych wzgledow pominieto kilku komuchow - przydupasow ADM, jak rowniez trzech sowieckich doradcow technicznych z ktorymi Lista Obecnosci rozstala sie dawno temu.

Gdyby ktos byl zainteresowany stworzeniem agregatora dla calej listy podaje namiary, rzecz zaczyna sie w Yahoo pipes:
Pipe z nickami autorow i jej RSS.
Pipe bez nickow (szybsza) i jej RSS.

Trzeba zalozyc konto Yahoo (np email), skopiowac do siebie obie pipes i do pipe bez nickow nazwanej "Piwnica" dodac brakujace linki do RSS feeds.

Nowe pipes maja swoje adresy rss, ktore mozna po zalozeniu konta wykorzystac w serwisie FeedJumbler, jako rezultat otrzymamy kod JavaScript - prawdopodobnie nadal zablokowany w SB2024, albo adres netowy strony pokazujacej agregat zrobiony przez pipes.yahoo, taki adres mozna wrzucic w tag znany jako "frame", niestety tez zablokowany w SB2024.
SpringWidgets , ktore ostatnio padly uzywaly taga "object", ktory (no, kto zgadnie?) tez jest zablokowany przez ADM.

Warto przypomniec, ze swietne blogi Blueslovera w s24 opieraly sie na sluchaniu muzyki przechowywanej w box.net, box.net potrzebowal taga "object". W ten prosty sposob chamstwo administracji ,wcale nie wulgarne, ale jednak wyjatkowe, spowodowalo odejscie powaznego blogera.

JS, frame i object to zdaniem ADMu bardzo niebezpieczne narzedzia i trudno sie dziwic, bowiem wszystkie swietnie sluza komunikacji poziomej, malo tego, mozna zamieszczac w blogu rzeczy ktore nie przechodza przez serwer centralny SB2024, co jest wymierzone w same serce pobolszewickiej doktryny kontrolowania przestrzeni publicznej.


Wracajac do agregatorow, Feed Jumbler ma taka zalete, ze robi czeste updates, nowe posty wyswietlaja sie nieomal na biezaco. Feed Informer odswieza znacznie rzadziej, ma jednak lepsze mozliwosci formatowania i publikowania.
Mozliwe jest pokazanie agregatora, jako obrazka podzielonego na podlinkowane prostokaty.




Takie cos powinno dzialac w S24, kod jest nastepujacy:

<map name="PQD27JMG3O"><area shape='rect' coords="32,55,260,75" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/0' target=_blank><area shape='rect' coords="32,80,260,100" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/1' target=_blank><area shape='rect' coords="32,105,260,125" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/2' target=_blank><area shape='rect' coords="32,130,260,150" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/3' target=_blank><area shape='rect' coords="32,155,260,175" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/4' target=_blank><area shape='rect' coords="32,180,260,200" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/5' target=_blank><area shape='rect' coords="32,205,260,225" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/6' target=_blank><area shape='rect' coords="32,230,260,250" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/7' target=_blank><area shape='rect' coords="32,255,260,275" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/8' target=_blank><area shape='rect' coords="32,280,260,300" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/9' target=_blank><area shape='rect' coords="32,305,260,325" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/10' target=_blank><area shape='rect' coords="32,330,260,350" href='http://panel2.feed.informer.com/go/PQD27JMG3O/11' target=_blank><area title="In Association with feed.informer.com" shape='rect' coords="0,350,260,393" href="http://feed.informer.com" target=_blank></map><img src='http://media.feed.informer.com/P/PQ/PQD27JMG3O.gif' style="border:none" usemap="#PQD27JMG3O"/> 

Ewentualnie sam obrazek, wersja bez linkow



Kod do umieszczenia obrazka, ktory bedzie sie aktualizowal:

<img src="http://media.feed.informer.com/P/PQ/PQD27JMG3O.gif">


Na zakonczenie ciekawostka. Strona Piwnicy bez wykupywania miejsca na sewerze, domeny itd.

2009-11-26

Doctor Szechterstein's Neuroscience Research and Clinical Achievements




PS
Po polsku tytul brzmialby jakos tak: "Osiagniecia badawcze i kliniczne doktora Szechtersteina w naukach o systemie nerwowym", mniej zgrabnie, mniej powaznie, zapytajcie zresztą Sadurskiego w jakim jezyku nalezy pisac white papers.

2009-11-25

West Edmonton Mall czyli Byt Okresla Swiadomosc Ciemniakow

Najwieksze centrum handlowe w Ameryce, WEM zajmuje 60 hektarow, miesci 800 sklepow i punktow uslugowych, zatrudnia 23 tysiace osob, dziennie przewija sie od 60 do 150 tys kupujacych ktorym sluza parkingi na 20 tysiecy pojazdow.

 


Wszystko toczylo sie przez trzy dekady bez wiekszych zaciec, ale zacznijmy historie od poczatku.
Jak wiadomo przy kazdym wejsciu do mall stoi mapa, a obok lista sklepow, jedna alfabetyczna a druga tematyczna. Czasem mozna sobie cos przycisnac i dioda zaczyna wtedy mrugac na mapie w odpowiednim miejscu.



Kilka tygodni temu wlasciciele mall doszli do wniosku, ze nie odpowiada im wystroj niektorych sklepow (banery), albo sprzedawany w nich towar (zbyt chamski i wulgarny), w zwiazku z czym postanowili usunac te sklepy z map przy wejsciach. Nazwy na listach oraz odpowiadajace im miejsca na mapach starannie wydrapano zyletka. Wlasciciele plazy zaządali poparcia dla swojej akcji od wlascicieli sklepow nie usunietych z mapy. Sklepy ktore nie udzielily poparcia zostaly rowniez wydrapane.
Ponadto sklepy z pierwszej i drugiej listy proskrypcyjnej zostaly oskarzone o zamiar puszczenia z torbami West Edmonton Mall, przedsiewziecia w ktore zarzadcy plazy zainwestowali cale rodzinne oszczednosci.

W tym momencie czytelnicy musieli zauwazyc, ze cala ta historia nie trzyma sie kupy. W Kanadzie nie jest mozliwe tak aroganckie zarzadzanie przestrzenią publiczną znajdujacą sie w prywatnych rekach. Wlasciciele sklepow zwyczajnie pusciliby w skarpetkach zarzadcow takiego mall.
Po 20 latach "kapitalizmu" w Polsce nadal nieznany jest koncept prywatnej przestrzeni publicznej. Przykladow takiej przestrzeni (takze w Polsce) jest wiele: sklep, kino, stadion, gabinet dentystyczny, blogowisko.

Zaawansowane demokracje zajete sa udostepnianiem takiej przestrzeni, obowiazuje powszechnosc i brak dyskryminacji, sprawy sporne reguluja kodeksy i sądy, a w naglych wypadkach policja. Publiczna przestrzen jest dla obywateli. Odwrotnie sie dzieje w pobolszewickich demoludach, gdzie wadza i jej przydupasy zainteresowani sa kontrolą i nadzorem przestrzeni publicznej, obowiazuje dowolnosc manipulacji i wybiorcza dyskryminacja przeciwnikow politycznych, a sprawy sporne regulują z korzyscią dla wlascicieli, nie majace zadnego umocowania prawnego, ad hoc powolywane milicje. Publiczna przestrzen (tam gdzie to istotne i jakos mozliwe) jest zawlaszczona przez przydupasow pobolszewii.

Ostatnie wydarzenia w s24 pokazują, ze Janke i Krawczyk to taki wlasnie relikt bolszewickiego sprawowania wladzy. Praktyka znana z normalnych demokracji lezy poza sferą ich swiadomosci. Daleko i na zawsze.
Rzecz nie dziwi w kraju, w ktorym prawdziwe salony okupowane są nadal przez socjalne odrzuty zmodyfikowane metodą spolecznego awansu oraz zmutowane genetycznie przez Doktora Szechtersteina.



Janke i jego Wachowski czerpią obficie z innych metod rzadzenia wypracowanych przez bolszewie. Na przyklad z uzalezniania obywateli od siebie na wlasnych nie do konca ujawnianych warunkach. "Wicie Kowalski, jestescie przyzwoity czlowiek i znacznie latwiej by mi bylo dac wam te podwyzke (awans, wyjazd, talon, mieszkanie) gdybyscie sie tak do partii zapisali. No to jak?"
Na niczym spelzly Jankemu proby powolywania roznych jaczejek i innych cial obywatelskich wiec zwrocil sie ze zbiorową ofertą: "Kowalski, jestescie przyzwoity czlowiek i znacznie latwiej by mi bylo umieszczac was na SG gdybyscie nas tu poparli. Nie lubicie troli przeciez. No to jak? Podpiszecie?"
Chyba nikt nie zauwazyl, ze w momencie ostatniej zmiany regulaminu Strona Glowna oficjalnie przestala byc miejscem publicznym dostepnym dla wszystkich tekstow na przyzwoitym poziomie, a stala sie czym w rodzaju zamknietego klubu golfowego. Golfowego to moze za duzo powiedziane, raczej stala sie klubem palantow otwartym dla tych, ktorzy podpisali lojalke, jezeli uwzglednic ze pisują tam takie gwiazdy "niezaleznej" publicystyki jak Leski, Sadurski, Janke, Barbur itp.
Nie zebym mial cos przeciwko zamknietym klubom, Lista Obecnosci jest takim klubem zamknietym dla lewactwa, ale jezeli rozpoczyna sie cos w przestrzeni publicznej i po zdobyciu popularnosci zamienia sie to nagle na zamkniety klub to mamy do czynienia z wyjatkowo wredną manipulacją.

Od poczatku swej bytnosci w SB2024 nie mialem zludzen o co chodzi. SB2024 powolano w celu utrzymania pobolszewickiego lewactwa w publicznym dyskursie internetowym. Od poczatku kladziono tam przesadny nacisk na odnoszenie sie z szacunkiem do wszelkiej masci lewuskow, a Renatka i jej podobni bez zbednych pytan otrzymali na wejsciu status swietej krowy. Moim zdaniem nie nalezy wcale dyskutowac z pobolszewickim lewactwem, a ewentualną autentyczną lewice bedzie mozna poznac po tym, ze zaząda rozliczenia pobolszewii. Niewydarzone produkty Kliniki Doktora Szechtersteina powinny zniknac z zycia publicznego, nie wykluczajac wierchuszki SB2024, a gdyby chcialy wracac, to nalezy ich zamykac w wiezieniach, tak jak robila to z komunistami II RP. Talatajstwo to nie ma do zaoferowania Polsce nic wiecej niz kolejną wersje totalitarnego panstwa.

Z najnowszych zmian w SB2024 najbardziej zadowolone jest wlasnie chamstwo nowosalonowe, produkty kliniki dr S. oraz aktywni czerwoni. I tym sposobem na "zwalczaniu" drobnego chamstwa korzysta chamstwo totalitarne i instytucjonalne.

Rozwazajac powyzsze przeslanki dochodze do wniosku, ze jest czego bronic w tej sprawie, a rownoczesnie absolutnie nie mam zamiaru sie w to dalej angazowac. W jakiejs mierze interesuje mnie co wyartykuluje piwnica. Ze znacznie wiekszym zainteresowaniem bede jednak sledzil dwa mecze: FYM - Janke i Scios - Janke. Pierwszy mecz nieznacznie wygrywa Janke, FYM okazal sie jakis malo niezlomny jak na anykomuniste z numerem 1. W drugim meczu zdecydowanie wygrywa pan Aleksander, ale tlo zmienia sie bardzo dynamicznie, ostal sie jedynie sztandar z napisem "niezalezne forum publicystow". Poprzednie protesty pana Aleksandra przeciwko chowaniu jego tekstow mialy swoja moc i oparcie w tym, ze Strona Glowna S24 byla deklarowana przez Janke jako miejsce publiczne. Teraz, po zmianach w "regulaminie" protesty mogą byc dwuznaczne.


Jedno jest pewne i nie bądzmy naiwni, kolejna odwilz skonczyla sie wlasnie, a podstawieni "demokraci" z wiadomej kliniki zamykają zawory i zwijają interes.

2009-11-17

Podoba mi się ten kawałek

Mam nadzieje, że młode, średnie, kazde pokolenie moze posluchac! Mnie ładuje! I to jak! Głośniki dajcie na maXa!

Wersji jest kilka. Ja wolę wersje zgodne z ,,porzadkiem naturalnym''. To pewnie nie jest ulubiony kawalek Andzeli z wielkim cycem.













i

2009-11-14

Blogoslawione niech bedą wpisy FYMa

Dzieki nim nie trzeba wypisywac dlugich i nudnych wprowadzen w temat. Dzieki nim wystarczy napisac:
FYM z Rolexem niedokladnie i powierzchownie analizują prezentowaną sprawe dochodząc do wniosku, ze: "czerwonych jakoś zaczyna przybywać w Sieci, jakby ktoś guzik specjalny nacisnął przy taśmie produkcyjnej i jakby taśmociąg z klonami sowieckich pionierów ruszył żwawiej, wypuszczając na świat bezmózgowców zdolnych jedynie do powtarzania komunistycznej propagandy"

Otoz wedlug pewnej interesujacej teori (konia z rzedem, pol krolestwa i ksiezniczka osiemnastka dla tego kto zgadnie jaka to teoria, lub skąd wzieta) najwiekszy opor procesom zyciowym stawiają instytucje, zwlaszcza te napedzane obowiazkowymi dotacjami podatnikow. Od momentu powolania do zycia instytucje takie nastawione sa przede wszystkim na wlasne przetrwanie i predzej poleje sie krew na ulicach niz ktos lub cos zmieni ksztalt tych instytucji.

Przyjrzyjmy sie w swietle fragmentow tej teorii Polsce po 1989. Grupa towarzyszy z PZPR zaladowala sie na lodz podwodną i wraz z nimi zniknąl z powierzchni Komitet Centralny i Biuro Polityczne. I tyle bylo zmian w PRLu w owym roku, pozostaly nastawione na wlasne przetrwanie inne instytucje o starej niezmienionej bolszewickiej strukturze: parlament, sądy, policje polityczne, tajne sluzby, ZUS, policja podatkowa - Urzad Skarbowy, Milicja Obywatelska, publikatory czyli prasa, radio, telewizja, PAP, cenzura, a takze partie polityczne po dopuszczeniu do gry uwoli od Michnika.

Wszystkie te instytucje trwaja w swoim starym ksztalcie przez lat 20. Przypuscmy, ze Amerykanie wynalezli nowa bombe neutronową, ktora zabija wylacznie komuchow, nie niszczac niczego innego i prezydent Busch spuscil taką bombe na Polske. Komuchy wyparowaly, ale instytucje pozostaly i aby przetwac rekrutują nowych pracownikow. Instytucje są stare, pamietajace komunizm i strukture mają taką, ze aby przetrwac muszą rekrutowac wsrod pospolitych kanalii, bandytow, mordercow, zlodziei, mafiozow, poldebili, kurew medialnych, zboczencow politycznych, cenzorow, alfonsow, redaktorow naczelnych i oszustow intelektualnych. Tym razem szkoda mi czasu by wymienione kategorie przypasowac do konkretnych osob z klubokawiarni SB2024 (czy tez z III RP), mysle ze wytrwalym czytelnikom ta czynnosc nie sprawi najmniejszego problemu.

Podsumowujac, jezeli dzis mowimy o postkomunie, pobolszewii itd, nie mamy na mysli wylącznie starych komunistow, bylych towarzyszy PZPR, ich dzieci i wnuczkow, ale rowniez cale to wyzej wymienione gówno nie majace nic wspolnego z komunizmem, a zdecydowane dla kariery zapelnic szeregi pracownikow instytucji walczacych o zachowanie swego stalinowskiego lub trockistowskiego ksztaltu.

Drodzy FYMie i Rolexie, nie przybywa czerwonych, przybywa najzwyklejszych kanalii.

2009-11-12

Śmiurbany



Wielce zasluzone, dostojne i znamienite grono niezaleznych publicystow, ze wymienie najslynniejszych w porzadku alfabetycznym, z zachowaniem naleznych tytulow: Śmianke, Śmidecka-Śmilinowska, Śmidurski, Śmieski, Śmikalski, Śmiłowicz, Śmirawczyk, Śmireks, Śmirbur i Śmisiecki powiekszylo sie niedawno o odnoszacą olbrzymie sukcesy na pograniczu nauki, biznesu i mediow panią profesor prezes redaktor Marte Śmigrowską.

Wlasnie dla niej Uczennice zdecydowaly sie dodac alternatywny tytul.





PS

Warto przyjrzec sie jak policja polityczna mebluje pokoik Marka D, stamtad w komentarzach link do lejtnanta Śmirawczyka. Tez ciekawe.


Z ostatniej chwili

Redoktor Jangele oswiadczyl wlasnie:
Ale ciagle był to jednocześnie symbol komuny, której niecierpiałem i której spuścizny nie cierpię do dziś we wpisie zatytulowanym "PKiN - symbol postkomunizmu"
Jangele zapewniajacy o o swym wstrecie do komunizmu nie oznacza nic dobrego. Ani chybi nastapia kolejne czystki oraz eksperymenty blogersko-medyczne, wszczepianie czipow, regulaminowe zastosowanie odpowiedzialnosci zbiorowej, albo cos jeszcze gorszego.

Zupelnie nieoczekiwanie redoktor zostal podsumowany przez komuszka, niejakiego mr off, slowami: Homosovieticusy z prowincji maja PKiN za "symbol komunizmu" nie zauwazajac, iz sami sa symbolikami komunizmu na dwoch nozkach.
"Homosovieticus z prowincji" o guru politpoprawnego centrum brzmi nieco obrazliwie, jednak tym razem splynelo po Janke jak po gesi, a pies salonowej cenzury podkulil ogon i pospiesznie zniknal w krzakach.

Najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, ze tym razem trudno nie zgodzic sie z offowym komuchem twierdzacym, ze Janke to chodzacy symbol postkomunizmu.

2009-11-03

Jak dziecko we mgle

Sadurski (tym razem nieanonimowy bloger z czerwonej wierchuszki SB24) zdementowal pogloski jakoby wybieral sie w dyplomaty. Tyle lat szlifowania australijskich i wloskich brukow, a on jeszcze nie wie, ze nic tak dobrze nie otwiera w Polsce drogi do dyplomatycznej kariery jak dosadny paszkwil na emigracje. Taki paszkwil nadal wazy wiecej niz najlepsza szkola dyplomacji i pozwala nawet najglupszemu wielbladowi przecisnac sie przez ucho igielne Wojsk Łącznosci z Polonią. Nawet takiemu, co tajny raport z zagraniczej podrozy publikuje w blogu zamiast osobiscie przekazac Organom.

I niech nikt nie mowi, ze nic sie w Polsce nie zmienilo. Kiedys w prasie pojawialy sie siermiezne ogloszenia: "Czarną wolge oraz plaszcz skorzany sprzedam z powodu wyjazdu na placowke". Dzis czytamy w rubryce towarzyskie: "Dochodową katedre na wyzszej uczelni oddam w dobre rece z powodu nominacji na trzeciego sekretarza ambasady".
Ojczyzna znowu wzywa swych najlepszych synow.

2009-11-02

Przeżyłem własną śmierć - pan Czesław Adamusik

Za zgodą Autora publikuje i tu obszerne fragmenty wspomnień naocznego świadka rzezi na Woli w sierpniu 1944 roku.


Czesław Adamusik urodził się 22 kwietnia 1931 roku w Grodzisku Mazowieckim. Po dwóch miesiącach życia wraz z rodzicami i starszą o siedem lat siostrą Ireną, wyjechali do Warszawy w poszukiwaniu pracy. Jego ojciec był mechanikiem, natomiast matka, zajmowała się domem. Po przeprowadzce wychowywał się na warszawskiej Woli, zamieszkując w jednej z kamienic przy ulicy Gostyńskiej (obecnie ulicy Grenady). W chwili wybuchu Powstania Warszawskiego miał kontynuować swoją edukację w klasie siódmej, w Szkole Podstawowej nr 125 (obecnie Gimnazjum nr 47). Już w pierwszych dniach powstańczych rozstał się z ojcem, siostrą i szwagrem. Niedługo po tym sam miał zginąć, jednak jak mówi sam o sobie: "Przeżyłem własną śmierć". 


Tyle szczęścia nie mieli jedna pozostali członkowie jego rodziny. Matka została rozstrzelana dnia 5 sierpnia 1944 roku, podczas masowych egzekucji, przy ulicy Górczewskiej. Tego samego dnia rozstrzelano resztę jego najbliższych. Zginęli w drodze do szpitala przy ulicy Płockiej. Egzekucję matki widział na własne oczy, o śmierci ojca, siostry i szwagra dowiedział się przypadkowo, podczas spotkania z jednym ze świadków tego tragiczne zdarzenia. Jako osierocony chłopiec mógł liczyć na pomoc otoczenia, dodatkowo wiele razy doświadczył szczęścia w nieszczęściu. Zaprowadzony przez Niemców do hali Warsztatów Kolejowych, spotkał tam matkę swojego szwagra, która przejęła nad nim opiekę.  

Przeżyłem własną śmierć

1 sierpnia 1944 – wtorek

Dzień letni, ciepły i słoneczny. Tego dnia jako trzynastoletni chłopiec zabawiałem się beztrosko z kolegami, grając w różne gry podwórkowe. Pozostał jeszcze miesiąc wakacji, a od września do siódmej klasy szkoły podstawowej. Mieszkałem przy ul. Gostyńskiej 19/21 z rodzicami i starszą o siedem lat siostrą, od trzech miesięcy mężatką.


W tym dniu około godziny 16 na podwórku zbierały się małe grupki ludzi i o czymś nieprzerwanie rozmawiały. Zabawy poobiedniej już nie było, bo wszystkim, nawet moim kolegom, udzieliła się atmosfera tajemniczości, która z upływem czasu stawała się coraz bardziej niepokojąca. Zaciekawiony tą sytuacją i nie czekając na wiadomości z podwórka, wybiegłem na ulicę. Kiedy spostrzegłem młodych mężczyzn w długich letnich płaszczach, spacerujących po chodniku, domyśliłem się, że na coś się zanosi. U jednego z nich spostrzegłem wystającą spod płaszcza lufę karabinu. Zniecierpliwieni, co pewien czas spoglądali na zegarki. O godzinie 17 zawyły syreny i na ich rękach pojawiły się biało-czerwone opaski z napisem A.K.

Nieco przerażony pobiegłem do rodziców. Stali w oknie i przyglądali się powstańcom atakującym szkołę nr 125, w której podczas okupacji kwaterowali Niemcy. Po krótkiej walce szkołę zdobyto.
Nasza szkoła w czasie okupacji (1939-1945)

Wśród mieszkańców naszego domu wybuchł entuzjazm. Teraz wszyscy powtarzali: „Powstanie, powstanie”. Noc przespałem spokojnie. Natomiast rodzice, nie rozbierając się, czuwali do rana.

2 sierpnia 1944 – środa

Następny dzień nie przyniósł rewelacyjnych informacji. Wiadomo już było wszystkim, że walczy cała Warszawa. Co jakiś czas słychać było tylko odgłosy zaciętych walk.

3 sierpnia 1944 - czwartek

Druga noc minęła również spokojnie. Natomiast 3 sierpnia około godziny 14, czołg niemiecki spalił jeden drewniany segment naszego domu. Po tym wydarzeniu nastąpiło przygnębienie i niepewność o dalszy nasz los.

W nocy z 3 na 4 sierpnia nisko nad domami przelatywały samoloty, zrzucając ulotki. Kilka spadło na nasze podwórko. Treść ich zachęcała do dalszej walki z niemieckim okupantem. Obiecywano, że nadejdzie pomoc.

4 sierpnia 1944 - piątek


Czwarty dzień powstania nie przyniósł żadnych zmian w naszej sytuacji. Wszyscy zastanawiali się tylko nad tym, co przyniesie dzień następny.

5 sierpnia 1944 – sobota

I nadeszła sobota, 5 sierpnia. Dzień również ciepły i słoneczny. Odgłosy walk były coraz rzadsze i cichsze. Mogłoby się wydawać, że jest to dzień najspokojniejszy z dotychczasowych. Część mieszkańców rozeszła się do swoich mieszkań, inni pozostali na podwórku. Poprawiły się też nieco nastroje.

Około godziny 12.30 ktoś przybiegł z ulicy i krzyknął: ,,Ukraińcy zbliżają się do naszego domu, uciekajcie! Chowajcie się!” Nie oglądając się na innych, szybko pobiegłem z wiadomością do matki. Ojca mojego, siostry Ireny i jej męża Bogdana nie było w domu ani na podwórku. Matka zarzuciła na siebie ubranie, a mnie podała ciepłą jesionkę w obawie, że możemy tu nigdy nie wrócić. Zeszliśmy z pierwszego piętra na parter, gdzie było już kilka osób. Po kilku minutach doszły do nas z ulicy pierwsze wrzaski Ukraińców, a po chwili wpadło ich kilkunastu na środek podwórka. Wymachując pistoletami, przynaglali nas do wyjścia z klatek schodowych. Było nas razem około 100 osób i tylko kilkunastu mężczyzn. Mówiono, że kobiety i dzieci wyprowadzają poza obręb walk i uwalniają lub biorą do obozu, a mężczyzn rozstrzeliwują. Matka, zwracając się do mnie, szeptała: "Dobrze, że tata z Irką i Bogdanem gdzieś uciekli".

Ukraińcy rozkazali, aby wszystkie tobołki, paczki, torby i teczki pozostawić na miejscu. Pozostaliśmy z gołymi rękoma. Potem wyprowadzili nas na ulicę Gostyńską. Dołączyli jeszcze do nas nieznaną nam grupkę ludzi czekających na ulicy i poprowadzili w kierunku ulicy Górczewskiej. Tam, około trzydziestu metrów za wiaduktem kolejowym, po lewej stronie ulicy, zatrzymano nas. Była godzina 13. Od wiaduktu w stronę Jelonek stało dużo wojska, czołgów i ciężkiej broni maszynowej. Słońce prażyło, a z daleka dochodził swąd palących się domów.

Ustawiono nas w dwuszeregu, tyłem do ulicy. Przed nami, w odległości około czterdziestu metrów, stał betonowy, około 2,5 metrowy, wysoki mur, a za nim duże hale warsztatów kolejowych. Od muru oddzielało nas puste pole porośnięte zdeptanymi już łęcinami ziemniaków. Po prawej stronie stał dwu- lub trzypiętrowy, murowany budynek, odwrócony tylną ścianą do pola, a lewym bokiem przylegający do muru. Z lewej strony, po nasypie biegły tory kolejowe. Pod murem budynku leżały dwie sterty martwych ciał. Wśród nich widziałem jeszcze żywych ludzi, którzy z wielkim wysiłkiem unosili głowy, spoglądając na naszą grupę.

Dwa metry przed nami stały ciężkie karabiny maszynowe, wycelowane w stronę muru. Widząc to, domyślaliśmy się, co nas czeka. Z minuty na minutę rosło napięcie. Słychać było najczęściej powtarzane, ze łzami w oczach, słowa: "Rozstrzelają nas! Rozstrzelają!"

Własowcy, stojąc obok siebie, o czymś rozmawiali. Po kilku sekundach krzyknięto: "Przygotować kenkarty". Odetchnęliśmy nieco i powróciła iskierka nadziei. Trzymając przygotowane do sprawdzenia dowody osobiste, usłyszeliśmy następne polecenie: "Oddać złote przedmioty i zegarki". Matka przygotowała kolczyki i obrączkę. Kiedy wszyscy byli gotowi, Ukrainiec, przechodząc wzdłuż naszego dwuszeregu, zebrał wszystko do czapki. Po zakończeniu zbiórki usłyszeliśmy: "Pod mur!" Teraz wybuchła rozpacz. Jedni płacząc modlili się, drudzy klękając przed nimi wołali: "Nie zabijajcie nas! Nie zabijajcie!". Inni jeszcze krzyczeli: ,"Mordercy!"i obrzucali ich rozmaitymi wyzwiskami.

Spojrzałem na załzawioną twarz matki. Cała drżała i nic nie mówiąc, mocno przytulała mnie do siebie. Ale nikt się nie ruszał, wszyscy stali w miejscu jakby przyrośnięci do ziemi. Rozwścieczeni naszym uporem Ukraińcy, krzyczeli nieustannie: "Pod mur! Pod mur!". My, nie reagując już na ich wrzaski, staliśmy nieruchomo. Wreszcie, zniecierpliwieni, dopadli do nas i uderzając kolbami karabinów, popychali w stronę betonowego muru. Kiedy znaleźliśmy się na środku pola, odstąpili od nas, wracając do ulicy.

Staliśmy podzieleni teraz na małe, głównie rodzinne grupki, w odległości dwudziestu metrów od muru. Zniecierpliwieni własowcy dobiegli do ckm-ów a ktoś z naszej grupy krzyknął: "Położyć się, bo będą strzelać!" Teraz nastąpiły ostatnie rodzinne pożegnania.


Przytuliliśmy się mocno do siebie, a matka zapłakana kilkakrotnie mnie ucałowała, a potem w ślad za innymi, rzuciliśmy się twarzą do ziemi. W tej pozycji ckm-y były bezużyteczne. Matkę miałem przy prawym boku. Lewą ręką objęła mnie za szyję, a ja prawą ręką chwyciłem ją za kciuk i mocno ściskając, czułem w nim wyraźne bicie pulsu.

Lewą rękę wyciągnąłem do przodu ponad głowę. Tak leżąc, z czołem opartym o ziemię, czekaliśmy tylko na śmierć. Po kilkudziesięciu sekundach usłyszeliśmy zbliżających się do nas Ukraińców. Wkrótce byli już między nami i padły pierwsze strzały z ręcznej broni. Po chwili, z różnych stron, dochodziły jęki rannych i wołania: ,,Dobij!”. Kiedy powoli zbliżali się w naszym kierunku, wyraźnie słyszałem wesołą ukraińską rozmowę i coraz głośniejsze strzały. Wkrótce czułem, że stoją obok mnie. Trzymając kurczowo matki palec, czekałem w bezruchu w ogromnym napięciu. Po kilku sekundach padł ogłuszający strzał i Ukrainiec odszedł o parę kroków dalej. Nie czując bólu i nie tracąc przytomności, wiedziałem, że nie jestem ranny. Egzekucja trwała jeszcze parę minut i żołnierze wycofali się do ulicy. Pozostało wielu zabitych i jęczących z bólu rannych.
Wykorzystując ich nieobecność, uniosłem lekko głowę i spostrzegłem na mojej lewej, wyciągniętej ręce, zakrzepłą krew moich sąsiadów. W tym też momencie słyszałem jakby przelewanie się płynów w matki wnętrznościach, a puls w jej kciuku stopniowo słabł, aż przestał być wyczuwalny. Zaniepokojony odezwałem się półgłosem: ,,Mamo, żyjesz? Odezwij się!”. Kompletna cisza.

Upłynęło kilka sekund i poczułem, że mój prawy bok jest mokry. To była jej krew. Jeszcze kilka razy potrząsnąłem ręką matki, pytając coraz głośniej: ,,Mamo! Mamo! Żyjesz czy nie?!”. Nie odezwała się więcej.

Teraz byłem już sam. Trzymając jej zimny kciuk, wiedziałem, że ojciec mój, siostra Irena i jej mąż Bogdan nie dowiedzą się nigdy prawdy. Myślałem, gdzie mogą być i w jakiej są sytuacji.

Po kilkunastu minutach powrócili Ukraińcy kontynuować egzekucję, w sposób podobny do poprzedniego. Chodząc między nami, strzelali przez około dwadzieścia minut. Jeden z nich zatrzymał się obok mnie. Słysząc trzask zamka karabinowego wstrzymywałem nawet oddech, ale nie miałem już żadnej nadziei. Padł strzał, a po chwili usłyszałem jęk leżącego obok mnie mężczyzny i wołanie: ,,Dobij!’’. Ukrainiec odszedł parę kroków dalej, a ,,Dobij!’’ powtórzyło się jeszcze kilka razy i ucichło. Odeszli po raz drugi. Znów zapanowała cisza, a wśród niej, rozmyślając o pozostałych najbliższych mi osobach, powstało we mnie teraz ogromne pragnienie życia.
Zacząłem się gorąco modlić. Zwracając się do Boga, najczęściej powtarzałem: „Boże ocal mnie, ratuj!”. Od tej pory modliłem się nieustannie, tak jak potrafiłem, po dziecięcemu, tak jak dziecko prosi swojego ojca o to, na czym mu bardzo zależy. Modląc się, usłyszałem rozmowę zbliżających się do nas Ukraińców, a po chwili, kontynuowanie egzekucji. Strzały i jęki rannych były coraz rzadsze. Tym razem przeżyłem najbardziej dramatyczną chwilę. Jeden z żołnierzy przechodząc, podsunął mi swój but pod lewą nogę i przerzucił ją na prawą. Udając nieboszczyka, puściłem ją bezwładnie.

Serce biło mi mocno, a w myśli powtarzałem: „Boże, Boże ratuj”. Wycofywanie się i powracanie Ukraińców następowało jeszcze kilkakrotnie. Kiedy powrócili po raz szósty - ostatni, panowała kompletna cisza. Nikt nie wołał: „Dobij”. I nikt nie jęczał. Nie padł już ani jeden strzał. Słyszałem tylko rozmawiających Ukraińców. Kiedy odeszli, nastał zmrok. Miałem nadzieję, że do rana już nie przyjdą. Teraz powstała iskierka nadziei, ale byłem bezradny. Nie wiedziałem, co mam począć. Próbować ucieczki? Ale dokąd? Jasna, księżycowa noc i palące się o kilkadziesiąt metrów budynki, przypominały raczej dzień niż noc. Pozostanie natomiast w tym miejscu do rana oznaczało pewną śmierć. Wyczerpany psychicznie i fizycznie, modląc się, usnąłem wbrew własnej woli. Obudził mnie szelest łęcin ziemniaczanych, który z upływem sekund stawał się coraz wyraźniejszy. Ktoś powoli zbliżał się. Po chwili zatrzymali się przy mnie. Leżąc prawie sparaliżowany ze strachu, usłyszałem szeptaną, polską mowę. Uniosłem lekko głowę i ujrzałem cztery osoby czołgające się po ziemi. Kiedy mnie zobaczyli, natychmiast zapytali, czy jestem ranny i dodali: „Jeśli nie, to dołącz do nas, będziemy uciekać”.

Wysunąłem się spod sztywnej ręki matki i patrząc na nią, pożegnałem się po raz ostatni. Dołączyłem do nich i czołgając się pomiędzy trupami, ruszyliśmy w stronę torów kolejowych. Mijaliśmy dziesiątki martwych ciał z roztrzaskanymi głowami lub rozprutymi brzuchami i wnętrznościami leżącymi obok nich. Przez pół godziny przeszliśmy około trzydziestu metrów, a do torów pozostało jeszcze dwadzieścia.

(...) Zatrzymaliśmy się, aby odpocząć przed ostatnią próbą ucieczki. Obok nas był dół o średnicy trzech metrów i półtora metra głęboki. W naszej pięcioosobowej grupie była kobieta lat około czterdziestu, ranna w obie nogi i z dużym upływem krwi, dwie dziewczyny po dziewiętnaście lat, chłopak lat piętnaście i ja; najmłodszy z nich - lat trzynaście. W tym miejscu było w miarę bezpiecznie. Rosło wysokie zielsko i nawet w pozycji siedzącej nie mogliśmy być widziani. Ranna kobieta powiedziała: „Wy uciekajcie, a ja tu pozostanę, bo jestem bardzo osłabiona”.

6 sierpnia 1944 – niedziela

Podczas odpoczynku, wbrew naszej woli, wszyscy usnęliśmy. Obudziłem się pierwszy i uklęknąłem. Noc wydawała mi się wyjątkowo widna. Panowała cisza i nikogo w pobliżu nie było. Pozostali spali twarzą do ziemi. Po chwili zorientowałem się, że jest to już wczesny ranek dnia następnego.

Kiedy odwróciłem głowę w stronę warsztatów kolejowych, spostrzegłem Ukraińca idącego na miejsce egzekucji. Było już za późno ukryć się w zielsku. Zauważył mnie i przystanął przypatrując mi się z odległości dwudziestu metrów. Stał jakby zdziwiony, skąd się tu wziąłem. Takie wzajemne wpatrywanie się w siebie trwało kilkanaście sekund. Bałem się, że za chwilę mnie zastrzeli. I jakbym przeczuł, podniósł karabin i skierował go w moim kierunku Zachowałem absolutną ciszę, a w myśli kończyłem ostatnie słowa modlitwy. W tym momencie cztery pozostałe osoby obudziły się jednocześnie i natychmiast, jakby za pociągnięciem sznurka, uklękły obok mnie.

Własowiec, jakby zdumiony, lekko drgnął, opuścił karabin i zaczął się rozglądać po całym terenie, szukając żyjących jeszcze osób. Trwało to następne kilkanaście sekund. Potem zbliżył się do nas na kilka kroków, podniósł karabin i wymierzył prosto w nas. Obie młode dziewczyny zaczęły płakać i krzyczeć: „Nie zabijaj!”. Ja natomiast przenosząc się myślami do Boga, powiedziałem: „Boże, myślałem, że mnie już ocaliłeś”. Nie dokończyłem jeszcze ostatniej sylaby, kiedy z odległości dwudziestu metrów ktoś krzyknął: „Halt!” Ukrainiec spojrzał w stronę, skąd dochodził głos, opuścił karabin i poszedł w kierunku miejsca egzekucji.

Na chodniku oddzielającym pole straceń od nasypu kolejowego stało trzech oficerów niemieckich. Ruchem ręki przywołali nas do siebie. Wstaliśmy i niepewni jeszcze swego losu, wolno szliśmy. Ranną w nogi kobietę podtrzymywały dziewczyny. Z upływu krwi była tak słaba, że po dwóch, trzech krokach padała na kolana. Jednak za każdym razem, przy naszej pomocy, podnosiła się, ale z wielkim wysiłkiem.

Kiedy wreszcie doszliśmy, kazano nam stanąć na chodniku. Ranna, pozostając bez pomocy, upadła na kolana i wspierając się na rękach, ciężko oddychała. Jeden z Niemców podszedł do niej dwa kroki i strzelił w plecy.

Nas prowadzono przed sobą, a kiedy zwalnialiśmy kroku, popychano lufami karabinów. Po przebyciu około stu metrów, znaleźliśmy się przed główną bramą warsztatów kolejowych. Stało w niej dwóch wyższych rangą oficerów niemieckich. O czymś pomiędzy sobą rozmawiali i po kilku sekundach znaleźliśmy się po drugiej jej stronie. W tym momencie nasze drogi się rozeszły. Każdy poszedł w swoim kierunku i straciliśmy ze sobą kontakt na zawsze.

Wszedłem do wewnątrz ogromnej hali wypełnionej po brzegi ludnością cywilną, głównie z Woli. Patrząc na te tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci pomyślałem: „Mieliście szczęście, że Was tu przyprowadzili”.

Jednocześnie wstąpiła we mnie wielka nadzieja odnalezienia tu ojca, siostry Ireny i jej męża. Nie namyślając się długo, rozpocząłem poszukiwania. Zacząłem się pytać o nazwisko ojca, które z kolei było podawane przez inne osoby dalej, aż obiegło całą halę. Nikt się nie zgłosił. Pytałem więc o nazwisko siostry po mężu - Kowalska. Teraz ktoś z daleka krzyknął, wymachując jednocześnie ręką, mówiąc: „Tu jest Kowalska”. Przeciskając się przez zatłoczoną halę, poszedłem we wskazane miejsce. Odnalazłem tam nie siostrę, ale jej teściową. Miała przy sobie dwoje najmłodszych dzieci: dziewięcioletnią Krystynę i dwunastoletniego Aleksandra. Kiedy mnie zobaczyła, powiedziała, żebym ich nie szukał, bo gdyby tu byli, to już by się odezwali. Kazała mi usiąść obok siebie i poczęstowała chlebem. Na jej pytanie, co się stało, że jestem tu sam, opowiedziałem jej cały przebieg zdarzenia.

Objęła mnie za ramiona i przytuliła do siebie. W ciągu kilkudziesięciu sekund w tej pozycji usnąłem. Kiedy się przebudziłem, głowę miałem opartą na jej kolanach. Dowiedziałem się też, że spałem dwie godziny.

Za chwilę nastąpi wymarsz, ale nikt nie wiedział dokąd i w jakim celu. Wyprowadzono nas za bramę i skierowano w stronę ulicy Górczewskiej, a potem w kierunku Urlichowa. Po obu stronach ogromnej masy ludzi, gdzie nie było widać początku, ani końca, szli, co parę metrów od siebie, uzbrojeni Niemcy i Ukraińcy.

Z Urlichowa przeprowadzono nas na Jelonki. Tu w pobliżu wsi Chrzanów wpędzono na teren ogrodzony drutem kolczastym. Był to ogromny dół o łagodnych zboczach i suchym dnie, porośnięty trawą, o średnicy około pięćdziesiąt i głęboki około dwadzieścia metrów, z przyległym do niego płaskim terenem.

Była godzina 12. Słońce prażyło i powstało pragnienie picia, a wody nie było. Siedzieliśmy na trawie w oczekiwaniu na dalsze losy. Pani Kowalska pocieszała mnie i utwierdzała w przekonaniu, że na pewno odnajdę ojca i siostrę, i jakoś to będzie. Wierzyłem w to, co mówiła, bo dodawała mi sił i podtrzymywała nadzieję.

Siedząc nieco uspokojony, nieustannie powracałem myślami do dnia poprzedniego. Najczęściej widziałem matkę, zapłakaną. roztrzęsioną i przytulającą mnie do siebie, a w kilka minut później już umierającą przy moim boku.

Po około trzydziestu minutach zauważyłem zbliżającego się, osiemnastoletniego wówczas, Heńka Marciniaka, kuzyna Pani Kowalskiej. Podszedł do nas i zwracając się najpierw do mnie powiedział: „Twój ojciec, Irena i Bogdan nie żyją. Zginęli dzisiaj o godzinie piątej przed szpitalem wolskim od strony ulicy Górczewskiej” i jako naoczny świadek zaczął opowiadać: „Kiedy Ukraińcy zbliżali się do naszego domu, Twój ojciec, Irena, Bogdan, ja i trzech innych jeszcze mężczyzn schowaliśmy się do piwnicy spalonego 3 sierpnia drewniaka. Ukraińcy, którzy wkroczyli na podwórko, domyślali się, że wiele osób ukrywa się po piwnicach i różnych innych zakamarkach. Rozpoczęli długotrwałą strzelaninę. Po kilkunastu minutach przenieśli się na drugą stronę budynku. Tam padały kule jak grad. Wykorzystując chwilową ich nieobecność, przenieśliśmy się do piwnicy sąsiedniego budynku na ulicę Gostyńską 17, będącego własnością Pani Kowalskiej.

Posiadał on piwnicę o grubych, betonowych ścianach. W jednym z pomieszczeń było małe niepozorne okienko z widokiem na podwórko. Po kilku minutach przyszło przed dom dwóch własowców, aby sprawdzić, czy kogoś tam nie ma. Bojąc się wejść do piwnicy, położyli u jej wejścia słomę, sami natomiast schowali się za drewniany płot oddalony o kilka metrów od budynku, a lufy karabinów ustawili w kierunku drzwi piwnicznych. Słomę podpalili i trochę dymu dostało się do piwnicy. Bogdan nie wiedział, co się dzieje i myśląc, że pali się budynek, wybiegł z pistoletem w ręku. Będąc w drzwiach, otrzymał serię z karabinu maszynowego w obie nogi powyżej kolan. Przebiegł kilka kroków do przodu i padł pod płotem. Kilka sekund później zaczął wołać: „Irena, wody!”. Chwyciła kubek i biegła do wyjścia z piwnicy, ale w ostatniej chwili zdołano ją zatrzymać. Pokazano jej przez małe, niepozorne okienko piwniczne Ukraińców schowanych za płotem. Powiedzieliśmy Irenie, aby poczekała, dopóki stąd nie odejdą i wówczas przeniesiemy go do piwnicy. Wydawało się, że zrozumiała. Wykorzystując jednak naszą nieuwagę, po raz drugi powtórzyła ucieczkę, tym razem udaną. Sytuacja była identyczna jak z Bogdanem. Teraz obydwoje leżeli cicho. Ukraińcy pomyśleli, że nie żyją i w piwnicy nikogo już nie ma, więc po kilku minutach odeszli. Słoma w tym czasie szybko się spaliła, nie powodując żadnych szkód.

Teraz wyszliśmy na podwórko i przenieśliśmy ich do piwnicy. Obwiązaliśmy im rany podartymi prześcieradłami przesiedzieliśmy tam do rana dnia dzisiejszego. Skoro tylko nastał świt, przybiegł do nas jeden ze znajomych z informacją, że szpital przy Płockiej przyjmuje rannych, ale zdrowe osoby rozstrzeliwują. Powiedział nam również, że Was wczoraj rozstrzelali. Teraz dopiero ojciec Twój dowiedział się o Waszej pewnej śmieci.

Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy podjąć ryzyko i uratować im życie. Było nas razem siedem osób, w tym dwie ranne. Zrobiliśmy prowizoryczne nosze dla Ireny, bo nie mogła stanąć na nogi, a Bogdan, lżej ranny, wspierając się na ramionach dwóch mężczyzn, szedł wolno o własnych siłach. Irenę niósł Twój ojciec z innym mężczyzną. Ja szedłem obok nich. Szliśmy wyludnioną ulicą Płocką. Zbliżaliśmy się do szpitala. Kiedy znaleźliśmy się na wprost głównej bramy, od strony ulicy Górczewskiej ujrzeliśmy przy niej, w odległości około dwudziestu metrów, kilku uzbrojonych Niemców stojących w rozkroju. Z ulicy Górczewskiej skręciliśmy w alejkę prowadzącą do bramy. Szliśmy bardzo powoli w ich stronę. Niemcy puścili serię z karabinu maszynowego, trafiając w obie nogi Twojego ojca. W tym momencie nosze z Ireną puścił i upadł ranny na ziemię. Powstało zamieszanie, a mnie udało się niepostrzeżenie odskoczyć od nich i dołączyć do grupy dwudziestu osób stojących obok szpitala, nad wcześniej wykopanymi rowami schronu przeciwlotniczego. Służyły one teraz do grzebania rozstrzelanych. Będąc wśród nich, obserwowałem dalsze wydarzenia.

Podszedł do nich jeden z Niemców, pokazał niewielki mur stojący przy budynku szpitalnym i kazał Bogdanowi i pomagającym mu mężczyznom stanąć przed nim do egzekucji. Leżąc na noszach i widząc, że idą pod mur, Irena zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Wtedy stanął nad nią Niemiec i strzeli jej w usta. Martwą rzucili do rowu i zasypali ziemią. Bogdana i dwóch pozostałych rozstrzelali kilka sekund później, a Twojego ojca, rannego w nogi, wrzucili do rowu i na rozkaz Niemca próbowali zasypać żywcem.

Wśród nas był tylko jeden szpadel, a pozostali zasypywali rękami. Ojciec, kiedy poczuł na sobie grubszą warstwę ziemi, unosił się i zrzucał z siebie ziemię. Tak powtarzało się kilka razy. Zdenerwowany Niemiec rozkazał trzymającemu szpadel uderzyć go w głowę. Zbyt długo się namyślał i nie wykonywał rozkazu. Podszedł do niego Niemiec i strzelił mu w głowę. Wpadł martwy do dołu. Szpadel dał innemu z nas z tym samym poleceniem. Widząc, co przed chwilą się stało, podszedł do Twojego ojca i patrząc w odwrotnym kierunku uderzył go w głowę. Teraz stracił przytomność i został zasypany. Od tego zdarzenia upłynęło pół godziny i przywieziono rozkaz wstrzymania egzekucji ludności cywilnej. Wówczas ustawili nas w dwuszeregu i przyprowadzili do warsztatów kolejowych".

Na tym zakończył opowiadanie.


ps.


Dzis 2 listopada 2009 roku w kosciele św Wojciecha na warszawskiej Woli odprawiono msze w inencji ofiar rzezi na Woli. Po mszy odslonieto tablice w jednym tylko miejscu masakry, przy drewnianym krzyzu na ulicy Gorczewskiej 32. W tym tylko jednym miejscu zamorodowano na przeciagu kilku dni 12 tysiecy mężczyzn, kobiet i dzieci. Mordowano całe rodziny, od niemowlat do starców. Jak udało sie sie ustalic ocalało jedynie osmiem osob, w tym pan Czesław Adamusik.

Jakiekolwiek proby porównan traca sens wobec tak liczby pomordowanych jak i faktu ze byli to, nie tak jak chociazby w Katyniu, - cywile. W tym setki, jesli nie tysiace dzieci. Tylko w tym jednym miejscu na Woli !


Wspomnienia pana Adamusika ujrzały swiatlo dzienne dzieki nauczycielom z pobliskiego Gimnazjum przu ul. Grenady. Po raz pierwszy znalazly sie dzieki pomocy Maryli i Foxa na portalu blogmedia:


http://blogmedia24-historia.blogspot.com/2009/09/czesaw-adamusik-wspomnienia-czesc-1.html

http://blogmedia24-historia.blogspot.com/2009/09/czesaw-adamusik-wspomnienia-czesc-2.html

http://blogmedia24-historia.blogspot.com/2009/10/czesaw-adamusik-wspomnienia-czesc-3.html


Dziekuje Vilio za mozliwosc umieszczenia ich i tutaj.





Elytki oraz apel o pomoc dla IPNu

Mowiac o elitach mamy zazwyczaj na mysli cream of the cream, te smietanke, prawie maselko, na samiusienkiej gorze. Analizujac problemy wspolczesnych Polakow nie wystarcza ograniczyc sie do tego. Szef firmy, CEO, Pan Prezes, czy jak sie to teraz w Polsce nazywa, jest elitą dla swoich kierownikow. Z kolei kierownicy stanowia elite dla szeregowych pracownikow. W dzisiejszej Polsce sprawy nie popsuly sie wylacznie na samej gorze, popsuly sie az do poziomu kierownikow, majstrow i zwyklych obywateli.
Elity nadaja ton zyciu spolecznemu. Jezeli majstry oszukuja i kradna to nie pomoze wymiana prezesa. Innymi slowy, gdyby juz dzis zeslac na Madagaskar, albo na profesure jakiegos lewicujacego uniwersytetu, Adama Michnika, ten symbol skurwienia elytek o bolszewickich korzeniach, to i tak pozostanie w kraju pulk Wojciechow i dywizja Kawalerow, ktorzy szukac beda nowego guru, a nie znajdujac go pograza sie w kulcie Adasia na zeslaniu. W zaden sposob nie przyjdzie im do glowy by przestac krasc, oszukiwac, lajdaczyc sie, lub uprawiac lewacką propagande. Sami mieliby zakwestionowac jedyny dorobek swojego zycia?

Nikt nie ma nerwow ze stali i dlatego wszawska elytka wpada od czasu do czasu w panike, tyle ze nawet nie ma z czego sie posmiac przy takich okazjach, okazuje sie jedynie, ze smrod moze byc zalosny.
W rozpaczliwe konwulsje wpadl ostatnio Wojciech Sadurski. Pewnie nie moze pogodzic sie z mysla, ze na zawsze pozostanie pograzony po czubek glowy w tej fekalnej lewackiej elytce.
Kolesie emancypowali go zbyt szybko. Okazuje sie, ze zbyt pospieszny awans z zsowietyzowanego fornala na forysia michnikowszyzny latwo uderza do glowy i rozkwita maniakalną wscieklizną.

Korzystajac z okazji przypominam, ze pojawiajacy sie w moich wpisach SADURSKI WOJCIECH nie jest osobą znaną z fizjonomi oraz z prob publicystycznych w klubokawiarni S24. Jest on natomiast anonimowym WS, bez twarzy, adresu, CV, bez numeru pesel, rozpoznawalnym jedynie po numerze swoich akt IPN BU 001043/1507.
Bylo znacznie wiecej takich jak on bohaterskich synow, ktorzy nieomal zgineli za ojczyzne.
IPN BU 00191/119 - SKALSKI ERNEST KAJETAN
IPN BU 00191/459 - LESKI KRZYSZTOF
Skoro IPN nie chce lub nie moze o nich pisac, to przynamniej my nie pozwolmy odejsc im w zapomnienie, nie pozwolmy odejsc ich heroicznym czynom i codziennej trosce o dobro ojczyzny.
Stworzmy im od nowa zyciorysy, biografie, opiszmy bohaterstwo i zmudny codzienny patriotyzm, dodajmy nowe twarze, jakies watle cialka, rodziny i przyjaciol. Powolajmy w tym celu Klinike III RP, a jej szefem niech zostanie doktor Frankenstein.

* * *

Goraco polecam ostatni felieton Andrzeja Kumora.
Uczennice sa dumne z siebie, albowiem od trzech lat twierdzą, ze merytoryczna dyskusja z polskim lewactwem prowadzi na manowce, jest stratą czasu i pospolitowaniem sie z posowieckimi fornalami. Najgorsze jest jednak to, ze taka dyskusja nie prowadzi ani do jakiegos "pojednania", ani do konstruktywnych wnioskow, ani do sensownej wizji przyszlego panstwa. Czegokolwiek nie mowilaby polska lewizna i po jakie argumenty by nie siegala, wszystko co wydobywa sie z ich smierdzacych pyskow sprowadza sie zawsze do jednego mianownika: "gadamy by ocalic naszą pozycje, to co nagrabilismy, oraz nasze przywileje".

Nie bojmy sie lewackich palantow, mozna ich spokojnie ignorowac, banowac, spuszczac ze schodow, a najbardziej upierdliwych po brzytwie.

2009-10-28

Blogerski nos dla tabakiery posla Dorna

Jak wiadomo posel Dorn wyrwal sie z inicjatywa patronowania bezzebnej, przepraszam - blogerskiej, czerezzwyczajce do spraw afery hazardowej.
Powodowany zwykla ludzka litoscia dla pana posla, nie analizuje tym razem jak rzecz moglaby wygladac w zaawansowanych demokracjach. Powtorze za innymi, ze panu poslowi marzy sie, by obywatele blogerzy pracowali na chwałę posla Dorna, a przeciez to pan posel powinien zwyczajnie dla obywateli pracowac. Wniosek ten jest jak najbardziej sluszny, pozostawia jednak nieprzyjemne wrazenie, ze pan posel zostal w sposob zdecydowanie negatywny spuszczony ze schodow.
Uwazam, ze pan posel Ludwik Dorn w zaden sposob nie zasluzyl na takie traktowanie i nalezy go spuscic ze schodow w sposob maksymalnie pozytywny.

Posel Dorn w swojej naiwnosci proponuje blogerom cos na zasadach "tarczy antykorupcyjnej", czyli ktos cos mowil, ktos cos slyszal, ale nic nie bylo sformalizowane. Nikt nie chce pamietac, ze nawet w ubekistanskim Tuszkiencie istnieja gotowe i sformalizowane struktury, ktorych mozna uzyc w celu kontrolowania prac parlamentu i jego komisji. Otoz pan posel Dorn inwestuje co miesiac ciezkie pieniadze podatnikow w swoje biuro poselskie, to samo czyni 459 jego sejmowych kolegow.
Kazde takie biuro poselskie ma swoj adres, numer telefonu i faksu, adres email a takze godziny przyjec petentow. Dane te sa jak przypuszczam dostepne publicznie, zwlaszcza wyjadaczom internetowym. Nic nie stoi na przeszkodzie by do poslow w swoich okregach wyborczych pisac listy i emaile, slac faksy, a nawet skladac wizyty. Juz dzis mozna domagac sie od nich pisowskiego przewodniczacego komisji hazardowej, powolania komisji stoczniowej, podsluchowej itd, beda dochodzic nowe biezace sprawy. Niech interpeluja, interweniuja, skladaja zapytania. Niechze w koncu tabakiera bedzie dla nosa. Oczywiscie akcja taka nie ma sensu jezeli jest zatomizowana i Kowalski z walbrzyskiego nie wie, ze to samo robi Nowak w lomzynskim i Skiba w Warszawie. Zebrane w jednym miejscu materialy z takiej obywatelskiej akcji beda mialy swoja wartosc przed najblizszymi wyborami.
Bedzie to zapewne lista pokazujaca ktory posel ile razy nie odpowiedzial i w jakiej sprawie, ale przyda sie. O dziwo i w tym celu nie trzeba powolywac nowych struktur, a wystarczy skorzystac z istniejacych.

Blogmedia24 to grupa blogerow, ktora od dawna podejmuje rozne akcje w realu. Marylu, Franku, Foxie, co wy na to? Zajmiecie sie tym? Zamiast procesowac sie z jakims palantem od propagandy medialnej?

Wypada zakonczyc uwaga skierowana do tych, ktorzy sklonni sa potepiac w czambul pana posla. Prosze zauwazyc, ze posel Dorn jest jedynym poslem ktory deklaruje chec dialogu z elektoratem. Ze probuje wywazyc otwarte drzwi? Byc moze nawet pies z kulawa noga nie zapukal do jego biura poselskiego.




Zupelnie na marginesie:

Wszawy Donek nagle i nieoczekiwanie postanowil zadbac o szeroko rozumiane zdrowie spoleczne i zakazac hazardu poza kasynami. Biedaczysko zapomnial, ze w tej samej ustawie oprocz wspomnianego zakazu moga zmiescic sie bezkonfliktowo tzw doplaty zwiekszajace podatki od jednorekich bandytow czynnych poza kasynami. Nadal nic nie stoi temu na przeszkodzie.
Fiskus bylby syty i owieczki zdrowe. Ale ktos sie strasznie boi wilka.

Instynkt dobrze podpowiada Wszawemu Donkowi, ze gdzies trzeba ustapic. Polska pograzona w aferach hazardowej, stoczniowej i podsluchowej przypomina bananowa republiczke rzadzona przez wsiowa junte mafiozow. Jednak sposob w jaki Tusk czyni te "ustepstwa" demaskuje go ostatecznie jako pajaca zdalnie pociaganego za sznurki.

2009-10-22

PROSZĘ PAŃSTWA ZAMYKAMY



Posezonowa przerwa trwala niezwykle krotko. Diagnoza byla bledna, nie byl to koniec politycznego sezonu w Polsce, ale samo oko cyklonu.

Zapewne nikt mi nie uwierzy, ale az tu, za oceanem, w odpowiedzi na zapowiedz zamkniecia tego bloga, slychac bylo wielkie westchnienie ulgi roznych starych gnoi, gitow tuskowszawicy, zgredow komunizmu i cweli michnikowszczyzny.
Trudno o lepszy doping.

Lista uczestnikow bloga ulegla zresetowaniu w tym posezonowym zamieszaniu. Ma to swoja pozytywna strone, udalo sie bowiem za jednym pociagnieciem pozbyc wszystkich martwych dusz.
Przepraszam wszystkich aktywnych tworcow bloga za zamieszanie, w najbizszym czasie wysle ponownie zaproszenia do wspoltworzenia tego bloga.

2009-10-21

Afera stoczniowa - kolejne hipotezy

Nadal nie widze w jaki sposob stare dlugi Bumaru wobec El Assira moglyby zostac splacone poprzez wykupienie stoczni przez tegoz wlasnie El Assira. Za bardzo przypomina to nigeryjski email scam w ktorym jakis dr Bwebwe zwraca sie z prosba o pomoc w wyprowadzeniu z Nigerii wielomilionowej kwoty pozostalej w banku bez spadkobiercy, jednakze zanim spadek dotrze za ocean trzeba pilnie wyslac panu Bwebwe duzo pieniedzy na pokrycie kosztow biezacych sprawy.
Nie mysle ze El Assir dalby sie nabrac na ten schemat, prawdopodobnie facet lokuje zarobione pieniadze w bardziej bezpiecznych inwestycjach niz polskie stocznie.
Ponadto na rynku broni podaz jest wieksza od popytu, a Bumar nie ma takich cudow techniki ktore kazdy chcialby miec bez wzgledu na cene. Dlatego dochody El Assira nie zmaleja bez Bumaru, natomiast Bumar moze miec problemy bez El Assira, Libanczyk zatem moze spokojnie domagac sie gotowki, nie musi kupowac stoczni.

Trzeba pamietac, ze El Assir jest posrednikiem w handlu bronia. Jego obecnosc przy sprzedazy stoczni moze wskazywac na istniejacą, badz planowaną produkcje militarną w tych stoczniach. W czyim imieniu Libanczyk kupowal polskie stocznie? Zleceniodawca chcial sie ukryc za posrednikiem, wiec raczej nie pochodzil z panstw nalezacych do NATO. Oznaczaloby to totalną korupcje w ABW i absolutny brak lojalnosci wobec sprzymierzencow z NATO.

Jest jednak jeszcze jeden powazny problem. Gdybym reprezentowal firme, ktora chce kupic stocznie i pozostac w cieniu, to szukalbym posrednika. Jednakze przed zawarciem umowy z posrednikiem zapytalbym go jakie firmy-slupy moze zapewnic. Oczekiwalbym jednak jakiejs firmy, nawet malej, ale z branzy morskiej i kilku fachowcow. Gdyby El Assir byl w stanie to zapewnic to zakazalbym mu pojawiania sie oficjalnie w kontekscie kontraktu na stocznie, niech sprawa pozostanie cywilna. Jezeli jednak posrednik zaoferowalby mi jako slupy SPF Greenrights i jakis bank islamski to bez zastanowienia spuscilbym takiego gnojka ze schodow.

Jedno jest pewne w aferze stoczniowej, sprawa miala sie rypnac, to bylo planowane od samego poczatku.
Ktos kogos chcial utopic?
Ktos chcial tanio kupic mase upadlosciowa?
Cos zupelnie innego?

Stocznie na swiecie maja w dzisiejszych czasach bardzo cienkie portfele zamowien, wszyscy mysla jak przetrwac najblizsze lata bez drastycznego zmniejszenia wlasnej firmy. Zadna stocznia nie szuka dzis dodatkowych mocy przerobowych. Pisal o tym Stary Wiarus .
Z tego powodu nie bylo szans na utrzymanie produkcji statkow przez ewentualnego nowego wlasciciela.
Mimo ciezkiej sytuacji przemyslu stoczniowego, bylo sporo chetnych na zakup stoczni. Musiala sprawic to ich wyjatkowo niska cena w porownaniu do wartosci skladnikow.

Niska cena, wielu oferentow, "oslona kontrwywiadowcza" i totalna kaszana.

2009-10-19

Donek koordynatorem czyli jak zapewnić chaos w służbach

Mijają dni a kolejne afery skupione wokół środowiska Platformy Obywatelskiej wypływają niczym napuchnięte wodą truchła zaskakujące próbujących zatrzeć ślady zbrodni wodowaniem na wieki wieków amen przestępców. Wicepremier współodpowiedzialny za poczynania rządu wręcz stwierdził wczoraj w kontekście afery podsłuchowej, że nad naszymi służbami nie ma żadnego nadzoru. Coś takiego?

Nie jest tajemnicą, że stanowisko Sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych jest w kontekście nadzoru nad służbami całkowicie fasadowe a pan Jacek Cichocki nie ma żadnych uprawnień dających mu realny wpływ na działanie służb, tudzież wymuszanie posłuszeństwa - wbrew wypowiedziom medialnych mędrków od wszystkiego nazywających Cichockiego koordynatorem, ten człowiek jest jedynie przewodniczącym organu opiniodawczego bez niezbędnych uprawnień nadzorczych.

Nie będę się znęcał nad stanowiskiem zajmowanym przez Julię Piterę bo, po pierwsze, nie chce mi się kompletować w pamięci całej nazwy jej stanowiska, po drugie robiło to już wielu i chętnie oszczędzę nerwów platformersów co rusz zaskakiwanych faktem, że pani Julia sama z siebie nic nie robi, a ponadto, nawet gdyby chciała, to nie ma żadnych uprawnień umożliwiających skuteczne działanie. Jednoosobowe CBA którym podług marzeń przerażonych kaczystowskim reżimem miała się stać pani Pitera nie istnieje i nigdy nie mogło istnieć. Stanowisko Pitery od początku do końca było tworem na miarę afer dorszowych i niczym więcej.

Dlatego też Pawlak ma połowiczną rację, że nad naszymi służbami nie ma żadnego nadzoru. Co oczywiste, Prawo i Sprawiedliwość trąbi na ten temat od bardzo dawna, a konkretnie od czasu usunięcia stanowiska ministra koordynatora do spraw służb specjalnych - ostatnim ministrem członkiem rady ministrów w tej roli był Graś, co zapewne pozwoliło mu w zamian za gorące ploty z najważniejszych polskich organów bezpieczeństwa wpłynąć na wysokość czynszu płaconego niemieckiemu gospodarzowi jego domu. Tylko minister koordynator miał uprawnienia pozwalające na efektywny nadzór i wymuszanie nieraz trudnej współpracy między poszczególnymi służbami - dziś ministra koordynatora nie ma, za to są walki na kwity pomiędzy CBA i ABW (abstrahując od odpowiedzi na pytanie, czy wykazywane stenogramy i inne dowody świadczą o skali patologii dławiącej Rzeczpospolitą - o tym pisze się ostatnio bardzo dużo).

Racja Pawlaka jest jednak połowiczna, gdyż rzeczywistym nadzorcą służb specjalnych w sytuacji nieoddelegowania tych kompetencji na niższy szczebel, pozostaje Prezes Rady Ministrów jego ekscelencja Donald Tusk. Biorąc jednak pod uwagę natłok zajęć zwykle obezwładniający każdego Premiera a co dopiero takiego, który potrzebuje kilkunastu godzin tygodniowo na grę w piłkę, taki nadzór jest całkowicie niewydolny.Podsumowując - Komisja do spraw Służb Specjalnych po zmianach regulaminowych przeforsowanych przez PO jest organem upolitycznionym, Cichocki może sobie pisać 10 niewiążących nikogo opinii dziennie, a i tak nie ma to żadnego wpływu na funkcjonowanie służb, a Tusk po prostu nie ma czasu.

Dlatego też w obecnej sytuacji totalnego chaosu w służbach jedynym winnym takiej sytuacji jest Donald Tusk, który miał kaprys usunąć ostatni bufor bezpieczeństwa w służbach w postaci stanowiska ministra koordynatora. Czemu Tusk miał taki kaprys? Może chciał dać wolną ręke szefowi ABW? Może wydawało mu się, że sam sobie poradzi z kontrolą pięciu służb specjalnych plus służby porządkowe i kontakt z partnerami z zagranicy? Odpowiedź na to pytanie byłaby bardzo interesująca, jak mniemam, nie tylko dla obserwatorów sceny politycznej ale i dla prokuratorów z Trybunału Stanu.

Niestety domena służb specjalnych to nie plac zabaw i Donald Tusk po raz kolejny pokazuje, że z intelektualnego mentalnego placu zabaw w jakim znajduje się bez przerwy, wciąż nie potrafi wyjść. Dlatego też przykre jest, że człowiek pozbawiony jakichkolwiek predyspozycji do obracania się w materii tak subtelnej, jak opisywana, na siłę próbuje udowodnić, że on umie sam, niczym dziecko wiążące sznurówki na węzełek, żeby koniecznie pokazać rodzicom, że jest już dorosłe i samo potrafi zasznurować buty.

To wszystko byłoby śmieszne i nadawałoby się na dobry kabaret, gdyby nie fakt, że od kaprysów owego dziecka zależy dziś bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne Rzeczpospolitej.

2009-10-16

Oczywiście, że można

2009-10-11

Premier Tusk podpisal nominacje

Naiwne pytanie o "Najuczciwszego Intelektualnie Blogera S24"

Od kilku dni na stronie głównej Salonu24 wisi post zatytułowany:

Konkurs na Najucziwszego Intelektualnie Blogera Salonu 24

Post wywołał aplauz wśród adminstracji S24 i blogerów, wisi wyeksponowany na stronie S24 i doczekał się już 242 (13:38 11 października 2009 r.) wpisów i pewnie kilkudzięsieciu wpisów starannie kasowanych przez arcypoważnego kolegę Krzesimira jako niepoważne. W tym mój wpis.

W takim razie zupełnie niepoważnie, na swoim blogu by nie zaśmiecać tej Uczciwie Intelektualnej zabawy, zadam proste pytanie:

Co to znaczy: Być Intelektualnie Ucziwym?

Bo przyznam uczciwie, że według mnie na tak zadane pytanie odpowiedź powinna wyjaśniać:

Który Bloger jest na tyle uczciwy, że ukrywa, iż jest debilem.

No, ale kolega Krzesimir i 242 poważnie odpowiadających na pytanie zadane w konkursie może, bardzie niż ja, czuje głębię tego fundamentalnego zapytania? No bo chyba nie jest tak, że te 242 odpowiedzi pochodzą od bezmyślnych "klepaczy" w klawiaturę a głosujący głosują tych, ktorych lubią?

Kwestia jest o tyle ważna, bo chciałabym wiedzieć czego gratulować przyszłym zwycięzcom.

Proszę wyłącznie o poważne odpowiedzi :D

2009-10-10

Najwiekszy bloger podpisuje petycje



http://krzysztofleski.salon24.pl/130485,nic-to-nie-da-ale-warto

Towariszcz Jangele!

Gdybys mial cos do dodania w sprawie wybuchajacych afer, ty albo twoj Wachowski / Krawczyk to wpiszcie swoje uwagi u pana Sciosa, albo u Kataryny. Nie męczcie sie z prezesowaniem czierezwyczajce.

2009-10-09

Afera stoczniowa - na stoczniach również kręcono lody?

Do kancelarii Sejmu, Senatu, Premiera i Prezydenta trafiła kilka dni temu kolejna porcja materiałów obciążających rząd Platformy Obywatelskiej. Tym razem sprawa jest związana ze stoczniami - dowiedziała się telewizja TVN24.

Zanim politycy PO oraz posłuszni piewcy polityki miłości rzucą się do relatywizowania sprawy, zanim pojawią się kolejne informacje manipulowane w odpowiedni sposób przez obie strony konfliktu, chciałbym zaznaczyć kilka ważnych kwestii.

Kradzież jest zawsze kradzieżą, złodziej jest zawsze złodziejem, złodziej nie może piastować funkcji publicznych, rząd składający się prawie w połowie ze złodziei może zostać nazwany rządem złodziei a przede wszystkim powinien zostać odsunięty od władzy. Organy kontrolne, jak CBA, do działań operacyjnych używają ustawowych środków oraz metod, wśród których naczelną jest prowokacja nakierowana na zbadanie podatności obiektu operacji na korupcję.

Nie ma o co płakać - należy pogodzić się z tymi oczywistościami.

Wszystkich podatnych na manipulację medialną fanów Donka i spółki proszę bardzo o zapamiętanie tych logicznych korelacji i zastosowanie ich przy ocenie kolejnej już pojawiającej się aferze rządu PO-PSL.

Dziękuję bardzo.

Donald Szwejk oszalal we wtorek

2009-10-08

Partia milosci

2009-10-06

Ecie-pecie i inne Wallenrody

Nieregularny przegląd blogowiska



DESZYFRATORNIA

Rolex pisze:
[...] "Jeśli tak jest, to dla zrozumienia, co się wkoło nas dzieje musimy zastosować takie wyjasnienia faktów, które samotłumaczą się w związku z przyjetą konwencją. Oto moje typy:
1.Zwycięstwo w wyborach parlamentarnych - zaistnienie sytuacji, w której można zacząć składać oferty Rysiowi. Ogólnie - sejf rozpruty."

Dzisiejsze chamstwo z PO wydaje sie znacznnie bardziej wyrafinowane w budowaniu przekretow.
Z upodobaniem stosuje metode "good cop and bad cop" w wariancie "dobry i zly posel"
We wstepnej fazie dobry posel i troskliwy patriota proponuje by dopisac do istniejacej ustawy jakies doplaty do ryczaltu lub czasopisma. Nie trzeba wtedy szukac pana Rysia, to pan Rysio bedzie szukal dojscia, az trafi na zlego posla, ktory podejmie sie dzialania w sprawie. Wazne jest tu by dobry posel nie naprawial ustawy, ale do istniejacego gniota dopisal cos rownie idiotycznego. Wtedy bardzo latwo autorowi wycofac sie z proponowanej poprawki (jaki glupol zaproponowal cos takiego?!), rzecz jasna jedynie w przypadku gdy lobbysta Rysio zaprezentowal argumenty w ilosci przekonujacej obu poslow i ich sejmowych ojcow chrzestnych.

W takiej sytuacji nawet jezeli zwabiony kontrahent nie kupi ustawy, to i tak zostaje wymierna korzysc, mozna dzieki doplatom do ryczaltu obwolac Miro szczerym patriotą i obroncą kasy panstwowej - rzecz bezcenna, nie do zajumania, a w przyszlosci lepsza niz list zelazny od niedoszlego prezydenta.

Opisany mechanizm w wystarczajacy sposob wyjasnia katastrofalny stan polskiego systemu prawnego. Od 20 lat do uznaniowego prawa stworzonego w komunizmie dokladaja swe nonsensy zlodzieje, ktorych bronia tacy luminarze ukladu jak prof. Sadurski, ksywa "Taksowkarz".


* * *

Redaktorze Janke - mniej hipokryzji!

Adam Pietrasiewicz pisze:
"Pan red. Janke pisze, że "Od pytań włosy się jeżą", a przecież to nieprawda. Nie jeżą się, a z pewnością Panu Redaktorowi się nie jeżą, bo przecież Pan Redaktor to wszystko wiedział. Już od dawna wiedział. Gdyby nie wiedział, to chyba musiałby nie być dziennikarzem, a na dodatek być ślepy i głuchy."

Otoz to! Janke autentycznie nie wiedzial, poniewaz nie jest zadnym dziennikarzem, a na dodatek jest slepy i gluchy.
Od dawna o tym trąbimy.

* * *

Komu służy CBA?

Klopotowski pisze:
"Powstanie stanowiło akt założycielski wolnej Polski, takiej, jaką mamy dzisiaj."
"...wolna Polska, taka, jaką mamy dzisiaj" nie jest zdaniem wyrwanym przeze mnie z kontekstu. Jest to zdanie dodane do kontekstu przez autora. Do przyzwoitego, prawdziwego i patriotycznego kontekstu Klopotowski dodaje ordynarne klamstwo. Nie ma w tym nic nowego, metode zdan dodanych do kontekstu doprowadzilo do perfekcji czerwone szmaciarstwo z GWna, sb2024, Polityki, TVNu itd. Nowy jest w tym Klopotowski.
Nowojorski leberal powinien wiedziec lepiej. Obciach na cale Warszawkie i pol WSI.



* * *

PIĘKNY CZARNY OGIER I DZIENNIKARZ

Tekst nalezy przeczytac w calosci, nie omijajac komentarzy.
Mnie zastanawia jedno, dlaczego Rolex ani slowem nie wspomina, ze czarnego ogiera dosiada komtur krzyzacki Konrad Wallenrod. Bez Wallenroda sytuacja staje sie plaska i wykastrowana. nalezy pamietac, ze dziennikarz, ktory chodzil z koniem w glebi swojej jazni (© Klopotowski & Jung) czuje sie nie tylko ogierem, ale przede wszystkim Konradem Wallenrodem. Od tego miejsca Rolex moglby znakomicie rozwinac autentyczny szekspirowski dramat z domieszka liberalnego freudyzmu. Moglby, ale nie chce nijak sie przyczynic do kulturowego odrodzenia Polski. W tak zwanym miedzyczasie FYM z reszta zalogi MPC mogliby rozpoczac rewolucje kulturalna przeredagowujac szkolne bryki, bo nikt ich nawet nie odkurzal od czasow gierkowskich, a moze nawet gomulkowskich, a czym skorupka za mlodu... 

Spieszyc sie z tym wszystkim nalezy, bowiem wiesc gminna niesie, ze Wajda z Polanskim i Michnikiem przystepują do ekranizacji poematu, gdzie Marcinek Cielebąk zagra Konrada, a Beatka Rosół - Pustelnice.

Z powyzszych powodow nie kupuje wersji rolexowej i pozostaje przy wlasnej wersji goralskiego dowcipu 
(za ktory lada chwila moge zostac spsychoanalizowany), poniewaz tam wlasnie widac jak na dloni bezkompromisową walke Gustawa - Wojciecha - Konrada dla dobra swej umilowanej europejskiej ojczyzny proletariatu.

* * *


PS
Leskiemu pekla zylka, nie pierwszy raz. Nie warto linkowac, mozna jedynie odnotowac, ze Leskiego pocieszają Jarecki z Nicponiem, a R. Krawczyk - znany jako cyngiel redoktora Jangele obiecuje wybic zęby wszystkim ktorzy nie beda bronic czci Leskiego na swych blogach. Radziu Beton nie powinien sie czaic, ani odwlekac sprawy tylko niezwlocznie wpisac w regulamin sb2024 punkt obligujacy blogerow, komentatorow i czytelnikow do uczestnictwa w pogrzebie Najwiekszego Blogera, kiedy ten nastepnym razem nakreci sie do az do zawalu serca i zejdzie ostatecznie ze sceny.



Mordercy staruszków

Pewne rzeczy uchodzą za niepodważalne i oczywiste. Wryły się ludziom wręcz w podświadomość i oni nie potrafią sobie wyobrazić, jak wyglądałoby życie, gdyby one nie istniały. Doskonałym przykładem jest przymus edukacyjny czy szczepień. Negowanie tych kończy się posądzeniem o oszołomstwo. Interlokutorzy z reguły twierdzą, że z zaświatów powróciłaby czarna ospa oraz że panowałby analfabetyzm na poziomie 80%. Nie mówię już tutaj o argumentach na bazie Zeitgeist, że pewnych rzeczy są konsekwencją rozwoju we wszystkich płaszczyznach. Innym ewidentnym przypadkiem jest pewna państwowa instytucja wywodząca się jeszcze z czasów sanacji. To nic innego jak ZUS. Nie trzeba mówić iloma przekleństwami jest ona obrzucana przez każdego pracującego obywatela. Również sam akronim został rozwinięty na wiele sposobów - exemplum Zakład Udręki Społecznej lub Zakład Utylizacji Szmalu. Fakt, buduje sobie piękne budynki - w zasadzie pałace - wyłożone drogimi granitami. Jednego urzędnika w tej instytucji utrzymuje aż dziesięciu płatników. Otrzymywane zeń emerytury są głodowe. Legendarna stała się również samowolka tamtejszych urzędników; człowiek, który przyszedł o kulach do nich, nie otrzymał zasiłku pielęgnacyjnego. Powód: przecież dotarł o własnych siłach, więc wysoce prawdopodobne, iż nie jest on mu potrzebny.

Czy zatem ZUS musi istnieć? Moim zdaniem należałoby podzielić tego państwowego ubezpieczyciela na kilka mniejszych, które następnie uległyby prywatyzacji. Trzeba przypomnieć konserwatywną wykładnię państwa - jest ono od tego, żeby zapewniać bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne, egzekwować i stanowić prawo, no i zajmować się podstawową infrastrukturą. Do takiego stanu rzeczy powinny dążyć wszystkie siły prawicowe. A tymczasem co my mamy? Nikt poza takim drobnym UPR (bardziej opiniotwórczym środowiskiem niż partią) czy pewnymi niezależnymi obserwatorami nie chce zrobić z ZUS porządku. Polityczny główny nurt przyjmuje w tej sprawie status quo tak jak w przypadku kopalń. Traktowane to jest jak śmierdzące jajko, którego nie należy ruszać. Te partie jak ognia obawiają się pewnych społecznych niepokojów, jakie mogłyby usunąć je z parlamentu. Z drugiej strony taki ZUS czy inna państwowa firma jest bardzo dobrym miejscem, żeby umieszczać tam znajomych królika. Po co zatem go prywatyzować? Więcej, taki postulat jest odbierany przez nich jako pozbawianie gaży swoich partyjnych kolegów!

A teraz wykonajmy taki eksperyment myślowy. Jakimś cudem do władzy dochodzi prawicowa par excellence partia polityczna. Również dziwnym trafem ma tyle miejsc w parlamencie, że może rzeczywiście coś zdziałać. Przechodzi ona również do działania. Zaczyna likwidować wszystkie instytucje państwa opiekuńczego. W końcu przychodzi kolej na ZUS i inne ubezpieczenia społeczne. Co się wówczas dzieje?

Nagle odżywają wszystkie środowiska lewicowe, dwoją się i troją, żeby ludzi przekonać do swojego stanowiska. Ponieważ ta niedobra prawicowa władzuchna chce sprywatyzować ZUS, NFZ, KRUS itd., to jaki wyciągają argument? Rządzą nami mordercy staruszków i osób niepełnosprawnych. Lewacy mówią, że ci ludzie nie są w ogóle czuli na ludzkie cierpienia. Wyciągają argumenty o socjopatii. W końcu sięgają po największy znany im kaliber, czyli kuferek faszyzmu i nazizmu. Porównują poczynania członków tej partii z nazistami. Nagle przypomina im się akcja T4 czy ustawy sterylizacyjne. Powstają reklamówki ze swastykami mające wykazywać związek postulatów hipotetycznej Partii Konserwatywnej oraz niemieckiego narodowego socjalizmu. Na światło dzienne wyciąga się faszyzm, eugenikę oraz darwinizm społeczny. Ludzie zaczynają wierzyć, że nasi prawicowcy par excellence chcą im takie rzeczy robić. Organizowane są wielkie kontrmanifestacje. Do czego zatem dochodzi? Przychodzą następne wybory, które jakiś odpowiednik Polskiej Partii Pracy wygrywa przeważającą ilością głosów. Wiadomo, że zaczynają dziać się mało ciekawe rzeczy, ale działania skrajnej lewicy to temat na porównywalnej wielkości artykuł.

Czy to jest taki nierealny scenariusz? Moim zdaniem nie. Lewica uznałaby bowiem prywatyzację ubezpieczeń społecznych za swoisty darwinizm społeczny. Nie obchodziłyby ich nic lepszej jakości usługi wykonywane przez prywatne firmy konkurujące ze sobą na wolnym rynku. Oni wyciągnęliby przypadki, że ktoś tam umrze bez emerytury lub zasiłku pielęgnacyjnego. Potem byłaby klasyczna lewicowa argumentacja ad auditorem: czy mamy dopuszczać jako społeczeństwo do tego, że niektórzy z nas nie mają szansy na godne życie? Wątek darwinizmu społecznego zostałby przez nich dociągnięty do końca. Uznaliby oni, że ta okropna prawica chce kształtować społeczeństwo ludzi pięknych, zdrowych,silnych i mądrych, a planuje brzydkich, chorowitych, słabych i głupich odizolować albo wyeliminować. Przy tej okazji pojawiłyby się nawiązania do projektów eugenicznych. Dodam, że taka argumentacja na lewicy jest bardzo często spotykana. Wiele razy w swoich tekstach powoływałem się na pamiętny występ Janusza Korwin-Mikkego we Wrześni. Miał on rację, jednak lewicowe środowiska zrobiły z igły widły. Odpowiednio zmanipulowali wypowiedź rzeczonego publicysty, więc uznano go za kryptoeugenika i darwinistę społecznego. Sam również byłem atakowany z tej pozycji przez niektórych lewicowych bądź centrolewicowych interlokutorów. Twierdzili oni, że traktuję ludzi jak zwierzęta w dżungli.

Argumentację tego typu spotykaną nagminnie u lewicowców można wyprowadzić z jednego faktu. Dla nich chadecja to centrum bądź centroprawica, konserwatyzm jest prawicą umiarkowaną, natomiast miejsce skrajnej zajmują ruchy neofaszystowskie i neonazistowskie. Takim oni operują z reguły podziałem, który jest błędny. Chadecja bowiem zeszła kompletnie na lewo, a konserwatyzm jest prawicą par excellence. Tak więc przedstawicielem ultraprawicy może zostać skrajny konserwatysta, a nie jakiś faszysta czy nazista z ogoloną czaszką. Traktowanie nazizmu i faszyzmu jako skrajnej prawicy jest jednym z największych mitów współczesności. To były ruchy lewicowe, nasi przeciwnicy ideowi odrzucają je jednak jak zgniłe jajko. Z punktu widzenia dyskusji jest to założenie bardzo trafne z ich strony. Mogą wówczas do woli porównywać poczynania prawicy do działań faszystów bądź nazistów. Z ich punktu widzenia konserwatyzm, faszyzm, nazizm to jeden zbiór, gdzie kolejne są skrajniejsze niż poprzednie.

Poza tym również prawo Godwina zakładające, że powołanie się na nazizm zamyka dyskusję, nie jest mieczem obosiecznym. Lewicowiec oskarżony o powiązania z faszyzmu automatycznie będzie się nim zasłaniać. Człowiek prawicy ma natomiast z pokorą dźwigać brzemię "faszysty" bądź "nazisty", czasami z przedrostkiem "neo-". Gdyby oni byli intelektualnie uczciwi, straciliby taki oręż. Jeżeli uznaliby faszyzm i nazizm za ruchy lewicowe, nie mogliby bez przerwy porównywać do nich prawicy. Nie jest im to w ogóle na rękę, ponieważ nie mogą dowodzić, że świnie potrafią latać. Przyznanie się, że miejsce ruchów faszystowskich i parafaszystowskich jest na lewicy, nie pozwoliłoby im stosować szeregu chwytów erystycznych.

Wracając ad rem. ZUS nie zostanie ruszony. Od razu bowiem zostaną wyciągnięte argumenty o mordercach staruszków. Media rozszarpałyby taką formację polityczną, która nawet o tym raczyłaby się zająknąć. W dodatku straciłaby ona słupki poparcia. Wybory wygrałoby jakieś lewactwo, które ruszyłoby w bój przeciwko urojonym "faszystom". No i to byłby finał... Takie są niestety prawa demokracji.