Poniewaz odpowiedz ta nalezy juz w tej chwili do nieco starszych postow Leskiego wklejamy ja tutaj dla tych co przegapili.
http://krzysztofleski.salon24.pl/44260,index.html#comment_665098
http://krzysztofleski.salon24.pl/44260,index.html#comment_665098
"przepraszam i podtrzymuję (dłuższa odpowiedź dla Autora)
Kluczowa wydaje mi się odpowiedź na pytanie: czym było oświadczenie Boniego (oraz towarzysząca mu reakcja Tuska i innych polityków PO). Moim zdaniem – był to spektakl. Zresztą - sam ma Pan podobne wrażenie. Na pytanie z czym mieliśmy do czynienia odpowiedział Pan: „Tak, to wystąpienie tuż po wizycie u Tuska „pachniało spektaklem”. Ale nigdy takich oskarżeń nie stawiam, gdy nie wiem. Umiem zaś wyobrazić sobie, że tak im wyszło”. Nim przejdę do kwestii spektaklu – uwaga o zasadzie „nie stawiam takich oskarżeń, gdy nie wiem”. Otóż, mam wrażenie, że – trzymając się tej zasady – mordujemy publicystykę. Bo oznacza ona: „nie stawiam żadnych hipotez”. Szczęśliwie sam nie wydaje się Pan być takim rygorystą – weźmy choćby wpis „Mario przegiął na potęgę”, w którym pisał Pan: „organ państwa, CBA, włączył się jawnie i bezpośrednio w kampanię wyborczą” (”by wpłynąć na wynik wyborów”). Czy WIEDZIAŁ Pan o tym, czy też – po prostu – uważał Pan to za OCZYWISTE i nie potrafił sobie wyobrazić, że „tak im wyszło”? Przypuszczam, że to drugie. Ja uważam za oczywiste, że – w przypadku wyznań Boniego – mamy do czynienia ze spektaklem, a prawdopodobieństwo, , że było inaczej oceniam na 1 (nie był to spektakl) do 99 (był). Wobec powyższego wolałem pisać o spektaklu, niż brać pod uwagę ewentualność, którą uważam za (niemal) nieprawdopodobną.
Dobrze, ale jeśli spektakl - to po co? Tu najbardziej prawdopodobna wydaje mi się taka hipoteza: Boni dostał od Tuska propozycję objęcia jakiegoś urzędu (niekoniecznie ministerstwa, ale - znaczącego), panowie wiedzieli, że "jest problem" z przeszłością (i to wiedzieli nie od przedwczoraj), więc - odegrali to, co odegrali i czekali na reakcje. Czekali, podejrzewam, bez specjalnego napięcia - bo reakcję lobby antylustracyjnego można z góry przewidzieć. Wiadomo było, że znajdzie się sporo takich, którzy będą przedstawiać Boniego jako ofiarę (SB), która - do tego - może zostać skrzywdzona po raz drugi dziś - przez odrzucenie, potępienie, itd., itd. Wszystko to działa (na emocje) - jeśli skupimy się na Bonim z lat 80-tych, zapominając o Bonim z lat 90-tych. I w tym kierunku to mniej więcej poszło. Czy można by to nazwać grą na rzecz utrzymania Boniego w obiegu publicznym? Moim zdaniem – tak.
A skoro już założyliśmy, że mamy do czynienia ze spektaklem, możemy zająć się tematem: "spektakl a Pana teksty". No cóż - nadal twierdzę, że Pańskie teksty wpisały się w linię działania lobby antylustracyjnego („wpisanie się w linię” to jeszcze nie „przynależność do frontu” – sam pisząc tu teksty wpisałem się w mnóstwo linii, z którymi niekoniecznie mi po drodze). Linia antylustracyjna - pisałem o tym wyżej - jest prosta: gdy już nie da się zaprzeczyć, że X był uwikłany - robi się z niego męczennika, ofiarę SB. I wychodzi na to, że gdyby ktoś dziś chciał X-a w taki czy owaki sposób "potępić" - to dokłada cegiełkę do męczeństwa X. Kiedyś X-a męczyli SB-cy, dziś - nieludzcy lustratorzy ślepi na uwarunkowania epoki, okoliczności łagodzące, nejednoznaczność sytuacji itd., itd. A przecież X ma potencjał, który może służyć Polsce!
To prawda - pisał Pan, że Boni nie powinien obejmować urzędów. Ale - szczerze mówiąc - przypominało mi to scenę z „Juliusza Cezara” w której Antoniusz zastrzegając bez przerwy, że nie chce podburzać Rzymian przeciw spiskowcom i, że szanuje Brutusa – właśnie podburza... Boni nie powinien obejmować rządowej posady? Ale - właściwie dlaczego nie? Co stoi na przeszkodzie i na jakiej podstawie można orzekać o czymś takim? Bo skoro - nie będąc męczonym przez SB jak Sergiusz Kowalski - nie powinienem oceniać Boniego z lat 80-tych, to na czym mam się oprzeć orzekając czy Boni powinien, czy nie powinien brać urzędu? Chyba tylko na opinii Sergiusza Kowalskiego - jeśli zechce ją przedstawić... No - chyba, że porzucimy lata 80-te i zajmiemy się Bonim z lat 90-tych, ale - to już byłaby inna rozmowa, której Pan nie zaproponował.
Tak więc – podtrzymuję zasadnicze tezy mojego tekstu. Jeśli forma Pana uraziła – przepraszam.
I jeszcze uwaga o „wycieraniu gęby nazwiskiem”, eksponowaniu mojego tekstu na SG, oraz charakteru niektórych komentarzy pod nim - czy można - pisząc o tekście napisanym przez X - nie przywoływać nazwiska X? Można, ale bardziej naturalne wydaje mi się jednak przywołanie. Nie uważam czegoś podobnego za "wycieranie sobie gęby" czyimś nazwiskiem. Jeśli odebrał Pan to inaczej - przepraszam, nie miałem podobnych zamiarów. Przyznaję - brałem pod uwagę pewien "efekt marketingowy" - przywoływanie nazwisk nakręca dyskusję, ale nie wydawało mi się to zabiegiem szczególnie nagannym. Krótko mówiąc - umieszczenia przeze mnie w tytule wpisu Pańskiego nazwiska, nie uważam za coś znacząco różnego od umieszczenia przez Pana - w tytule wpisu - nazwiska Sergiusza Kowalskiego. Wpływu na to, gdzie lądują moje wpisy i jak długo tam są - nie mam. Oczywiście miło mi, gdy lądują na SG i wiszą tam długo. Jeśli chodzi o komentarze pojawiające się pod moimi wpisami - mam na nie wpływ o tyle, że mogę je kasować. Dotąd nie skasowałem żadnego, wychodząc z założenia, że świadczą o autorach (dobrze lub źle). Może trzeba będzie zmienić tą politykę..."
Kluczowa wydaje mi się odpowiedź na pytanie: czym było oświadczenie Boniego (oraz towarzysząca mu reakcja Tuska i innych polityków PO). Moim zdaniem – był to spektakl. Zresztą - sam ma Pan podobne wrażenie. Na pytanie z czym mieliśmy do czynienia odpowiedział Pan: „Tak, to wystąpienie tuż po wizycie u Tuska „pachniało spektaklem”. Ale nigdy takich oskarżeń nie stawiam, gdy nie wiem. Umiem zaś wyobrazić sobie, że tak im wyszło”. Nim przejdę do kwestii spektaklu – uwaga o zasadzie „nie stawiam takich oskarżeń, gdy nie wiem”. Otóż, mam wrażenie, że – trzymając się tej zasady – mordujemy publicystykę. Bo oznacza ona: „nie stawiam żadnych hipotez”. Szczęśliwie sam nie wydaje się Pan być takim rygorystą – weźmy choćby wpis „Mario przegiął na potęgę”, w którym pisał Pan: „organ państwa, CBA, włączył się jawnie i bezpośrednio w kampanię wyborczą” (”by wpłynąć na wynik wyborów”). Czy WIEDZIAŁ Pan o tym, czy też – po prostu – uważał Pan to za OCZYWISTE i nie potrafił sobie wyobrazić, że „tak im wyszło”? Przypuszczam, że to drugie. Ja uważam za oczywiste, że – w przypadku wyznań Boniego – mamy do czynienia ze spektaklem, a prawdopodobieństwo, , że było inaczej oceniam na 1 (nie był to spektakl) do 99 (był). Wobec powyższego wolałem pisać o spektaklu, niż brać pod uwagę ewentualność, którą uważam za (niemal) nieprawdopodobną.
Dobrze, ale jeśli spektakl - to po co? Tu najbardziej prawdopodobna wydaje mi się taka hipoteza: Boni dostał od Tuska propozycję objęcia jakiegoś urzędu (niekoniecznie ministerstwa, ale - znaczącego), panowie wiedzieli, że "jest problem" z przeszłością (i to wiedzieli nie od przedwczoraj), więc - odegrali to, co odegrali i czekali na reakcje. Czekali, podejrzewam, bez specjalnego napięcia - bo reakcję lobby antylustracyjnego można z góry przewidzieć. Wiadomo było, że znajdzie się sporo takich, którzy będą przedstawiać Boniego jako ofiarę (SB), która - do tego - może zostać skrzywdzona po raz drugi dziś - przez odrzucenie, potępienie, itd., itd. Wszystko to działa (na emocje) - jeśli skupimy się na Bonim z lat 80-tych, zapominając o Bonim z lat 90-tych. I w tym kierunku to mniej więcej poszło. Czy można by to nazwać grą na rzecz utrzymania Boniego w obiegu publicznym? Moim zdaniem – tak.
A skoro już założyliśmy, że mamy do czynienia ze spektaklem, możemy zająć się tematem: "spektakl a Pana teksty". No cóż - nadal twierdzę, że Pańskie teksty wpisały się w linię działania lobby antylustracyjnego („wpisanie się w linię” to jeszcze nie „przynależność do frontu” – sam pisząc tu teksty wpisałem się w mnóstwo linii, z którymi niekoniecznie mi po drodze). Linia antylustracyjna - pisałem o tym wyżej - jest prosta: gdy już nie da się zaprzeczyć, że X był uwikłany - robi się z niego męczennika, ofiarę SB. I wychodzi na to, że gdyby ktoś dziś chciał X-a w taki czy owaki sposób "potępić" - to dokłada cegiełkę do męczeństwa X. Kiedyś X-a męczyli SB-cy, dziś - nieludzcy lustratorzy ślepi na uwarunkowania epoki, okoliczności łagodzące, nejednoznaczność sytuacji itd., itd. A przecież X ma potencjał, który może służyć Polsce!
To prawda - pisał Pan, że Boni nie powinien obejmować urzędów. Ale - szczerze mówiąc - przypominało mi to scenę z „Juliusza Cezara” w której Antoniusz zastrzegając bez przerwy, że nie chce podburzać Rzymian przeciw spiskowcom i, że szanuje Brutusa – właśnie podburza... Boni nie powinien obejmować rządowej posady? Ale - właściwie dlaczego nie? Co stoi na przeszkodzie i na jakiej podstawie można orzekać o czymś takim? Bo skoro - nie będąc męczonym przez SB jak Sergiusz Kowalski - nie powinienem oceniać Boniego z lat 80-tych, to na czym mam się oprzeć orzekając czy Boni powinien, czy nie powinien brać urzędu? Chyba tylko na opinii Sergiusza Kowalskiego - jeśli zechce ją przedstawić... No - chyba, że porzucimy lata 80-te i zajmiemy się Bonim z lat 90-tych, ale - to już byłaby inna rozmowa, której Pan nie zaproponował.
Tak więc – podtrzymuję zasadnicze tezy mojego tekstu. Jeśli forma Pana uraziła – przepraszam.
I jeszcze uwaga o „wycieraniu gęby nazwiskiem”, eksponowaniu mojego tekstu na SG, oraz charakteru niektórych komentarzy pod nim - czy można - pisząc o tekście napisanym przez X - nie przywoływać nazwiska X? Można, ale bardziej naturalne wydaje mi się jednak przywołanie. Nie uważam czegoś podobnego za "wycieranie sobie gęby" czyimś nazwiskiem. Jeśli odebrał Pan to inaczej - przepraszam, nie miałem podobnych zamiarów. Przyznaję - brałem pod uwagę pewien "efekt marketingowy" - przywoływanie nazwisk nakręca dyskusję, ale nie wydawało mi się to zabiegiem szczególnie nagannym. Krótko mówiąc - umieszczenia przeze mnie w tytule wpisu Pańskiego nazwiska, nie uważam za coś znacząco różnego od umieszczenia przez Pana - w tytule wpisu - nazwiska Sergiusza Kowalskiego. Wpływu na to, gdzie lądują moje wpisy i jak długo tam są - nie mam. Oczywiście miło mi, gdy lądują na SG i wiszą tam długo. Jeśli chodzi o komentarze pojawiające się pod moimi wpisami - mam na nie wpływ o tyle, że mogę je kasować. Dotąd nie skasowałem żadnego, wychodząc z założenia, że świadczą o autorach (dobrze lub źle). Może trzeba będzie zmienić tą politykę..."
4 comments:
Ktos Leskiemu napisal ze przy Tadzie to on jest sieciowym niemowleciem.
Niedawno Leski przylozyl tez Haribu - jak zwykle bez zdania racji. Haribu ktory slusznie pokwitowal kiedys tytul blogera roku. Niemowle Leski...?
Ktos byl nadzwyczaj lagodny....
Bardzo sie ciesze ze Tad przypomnial historie z CBA i oskarzycielskie tony (tony? - Leski wszak wpadl wtedy w histerie) jakie przy tej okazji wyglaszal.
Przypomniala mi sie przy tej okazji prawdziwa perelka jaka wyglosil niedawno Paliwoda. Rzecz o tzw watpliwosciach.
"Cała ta gadanina o wątpliwościach to pozory, blichtr.
Jak u Pani Noblistki, która wykład noblowski zatytułowała "Nie wiem", a potem bez żenady pakowała w rząd Olszewskiego (słynna agitka "Nienawiść").
Tutaj to ona żadnych wątpliwości już nie miała.
Wy zawsze wątpliwości macie tam, gdzie chodzi o nie waszą skórę. Gdzie chodzi o wasze interesy, wszystko jest jasne, komu dowalić"
Amen.
Maryla - polecam post o Twoim adwersarzu Igle
Wpis typu antologia dzieł Igły
http://jaron.salon24.pl/index.html
No cóż. Od czasu, gdy Leski obraził tada, a następnie pokazał drzwi swojego blogu Junonie i paru innym osobom, skrzętnie omijam kolejne wpisy pana dziennikarza. I guzik mnie obchodzi, ze nawet tego nie zauważy :)
zxzx
Prześlij komentarz