Jesienny mrok wcześnie spowił pracownię Demiurgów Lepszego Jutra. Rozkołysane światło jedynej zwisającej z sufitu żarówki wydobywało tylko trochę matowego blasku ze stert zakurzonych retort i probówek, obrośniętych kunsztownymi koronkami starych pajęczyn. Środek izby zajmowała przysłonięta kotarą sporych rozmiarów żelazna klatka, wokół której słabo majaczyły cienie skulonych smętnie postaci.
-Poniekąd, prawda, mimo obiektywnych trudności, prawda, odnieśliśmy, prawda, pewien obiektywny sukces – ktoś z obecnych wreszcie odważył się przerwać ciążące wszystkim milczenie.
–Prawda? – dodał retorycznie, ze znacznie mniejszym już jednak przekonaniem.
-Tak tak! – zawtórowały ochoczo inne głosy. –Śliczne Kaczątko pokonało wszak Brzydkiego Kaczora zgodnie z przewidywaniami.
-No i co z tego, gdy ten nieopierzeniec połowę królestwa wziął, i owszem, ale zamiast przyjąć w komplecie rękę naszej księżniczki, wolał oświadczyć się temu fornalowi – ponuro zauważył ktoś z najciemniejszego kąta izby.
Pomruk niezadowolenia zadudnił pod wysokim sklepieniem.
-Może swatka z Gazowni zawaliła sprawę?
-A może Księżniczka nam wyszła jakaś jest nie teges? – wyrwał się ktoś znienacka, ale łoskot ciosu w potylicę zadanego w porę przez sąsiada, uciszył malkontenta.
-Siostry syjamskie LiDiotki są szczytowym osiągnięciem naszej postępowej myśli społecznej! Stworzyliśmy je wedle najlepszych założeń teoretycznych, jako idealną narzeczoną dla Ślicznego Kaczątka. Niestety, rzeczywistość znów nie dorosła do naszych słusznych teorii.
-Niestety – wspólne westchnienie rozczarowania wywołało przeciąg, który jeszcze silniej zakołysał żarówką.
-Ale uroda siostrzyczek jest trochę kontrowersyjna, przyznacie – zauważył ktoś nieśmiało schowany za wielką tarczą manometru.
-Bo materiał nie pierwszej młodości, z odzysku i po przejściach- zaprotestowano natychmiast
-Myślicie, że łatwo było na nowo zszyć razem siostry syjamskie tak brutalnie ongiś rozdzielone? W ’68 technika chirurgiczna nie była jeszcze tak subtelna jak teraz. Niektóre rany nie zagoiły się do dziś – dodał inny głos.
-No i te kłopoty z twarzą... Czasu nie było, brało się co pod ręką. Funkcję twarzy z konieczności musieliśmy powierzyć Mordzie. Ale też się nie przyjęła.
-Bo się znieczulała pokątnie na własną rękę! – zauważył ktoś z nieukrywanym wyrzutem.
-Eeeee tam, Morda była w porządku. Przez dziesięć lat się wszystkim podobała.
Gdzieś blisko błyskawica przeszyła niebo i przez piwniczne okno jej oślepiający blask na chwilę wydobył z mroku szczelinę w kotarze otulającej klatkę. Między kratami zabłysły na moment dwie pary czerwonych ślepi, ale natychmiast zasłoniły się przed światłem, jedna egzemplarzem „Tygodnika Powszechnego”, druga „Faktami i Mitami” które widocznie, pomimo panującego półmroku, rządne wiedzy, poczytywały w milczeniu. Na torsach błysnęły zgodnie znaczek „Solidarności” i podobizna Che, a w którejś z wolnych rąk wielki, różowy penis z lateksu. Potem znów zapadła ciemność, jeszcze głębsza niż przedtem.
-Ale najważniejsze, że żyją - zauważył ktoś po chwili.
-LiDiotki nasze kochane!
-Tiu tiu tiu – zagaworzył ktoś uroczo, pochylony z troską nad klatką, ale głośne kłapnięcie szczęk we wnętrzu spowodowało, że odskoczył na bezpieczną odległość.
Kolejna błyskawica rozświetliła wnętrze upiornym blaskiem.
0 comments:
Prześlij komentarz