W październikowym numerze „Odry” pomiędzy relacją z festiwalu Chopinowskiego i „Drogą Ikony” Mirosława Ratajczaka odkrywamy „Notatki Nieuporządkowane” Bohdana Osadczuka nie związane z żadnym z tych tematów. Traktuje on tam o „chorobie demokracji”, która została przeoczona na Zachodzie. Co prawda wspomina o „rozlegających się tu i ówdzie wezwaniach do bojkotu Polski lub takiego czy innego ukarania przywódców”, ale mają one raczej znaczenie marginalne.
Wczesny sprzeciw wobec nowej władzy w 2005 miał charakter raczej anegdotyczny. Między internetem i wszelakiego rodzaju grupami towarzyskimi krążyły dowcipy dotyczące nowego rządu.Szybko pojawiły się jeszcze wtedy lekceważone głosy o problemach demokracji. Rozczarowanie przeżyła lewica, która była zdecydowaną mniejszością.
Dalsze oskarżenia wobec władzy miały charakter skrótów myślowych i anegdot, które jednak można było w pewien sposób udowodnić błędami koalicji. Każda interwencja CBA czy ABW była okrzykiwana zmierzaniem w stronę „państwa policyjnego”, każde nawiązanie do tradycji narodowej i religijnej drogą do „państwa wyznaniowego”. Ukoronowaniem stała się afera Kaczmarka, który wykrzyczał wprost „żyjemy w państwie totalitarnym”. Jak zresztą zauważył Paweł Paliwoda, wszystkie działania antykorupcyjne były podsumowywane wzgardliwie „walką z irracjonalnym układem” czy „spiskową teorią dziejów”.
Kultura anegdot robiła dużą karierę. Warto przypomnieć zresztą konkurs na stronie internetowej Newsweeka na słownik IV RP oraz jego stałe felietony w których naśmiewano się z „znalezienia się w kręgu podejrzeń”.
„Nikt na Zachodzie nie posiada rzecz jasna odtrutki na chorobę polskiej demokracji” stwierdza Bohdan. Jednak odtrutka się znalazła. Polska „dobrze (sic!) wykształcona młodzież” zadecydowała. Ta sama młodzież, która ledwo opuściła mury szkoły ogólnokształcącej, w których czas przerwy był okazją do opowiedzenia kolejnego dowcipu o „totalitarnym państwie kaczyńskich”. Młodzież, która nie może być dobrze wykształcona, bo jeszcze nie miała czasu by je zdobyć, która nagle zaczęła się interesować polityką, mimo iż wcześniej moda intelektualna kształtowała ich raczej apolitycznie.
„Wykształciuch” stał się synonimem inteligencji, powodem do dumy. Przypomina to sytuację Belgii, krótko po wporadzeniu kodeksu napoleońskiego. Zobowiązani do przyjęcia nazwisk obywatele określali się różnymi epitetami „spacerującego nago po trawie”, czy „z matki urodzonego”. Śmiechu było co nie miara. Oto obywatele w sposób symboliczny sprzeciwiają się władzy.
Zadziwiające jak w ciągu krótkiego czasu rzesze młodych ludzi potrafi zacząć się interesować polityką. Zaczyna czytać gazety i krótko po wyborach słychać stwierdzenia „awangardy antytotalitarnej” o uwolnieniu państwa spod władzy dyktatorskiej.
Tak więc obrano nowy parlament. Rząd anegdot i kpin, który zresztą nawet na salach sejmowych nie odbiega swoim zachowaniem daleko od publiczności stadionowej. Jaka będzie historia nowego „rządu anegdot”? I jaka będzie historia „dobrze wykształconej młodzieży”, czy ich potomkowie też będą ze wstydem mówić o przodkach „wykształciuchach”? Dokąd zmierza nowa „kultura anegdot”? Czy ta misternie zbudowana konstrukcja się utrzyma, czy może zostanie pogrążona przez doświadczenia kolejnych pokoleń?
Pozdrawiam
Matix
0 comments:
Prześlij komentarz