2008-03-21

Tybetańskie wyżyny hipokryzji

Przez Polskę i Świat przelewa się głośna fala akcji wspierania Tybetu. Hałas jest spory, ale efekty dalekie od politycznego tsunami. Chiny ani na jotę nie zmieniły swej postawy do państwa zajętego w 1949 roku przez Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą.

W kraju nad Wisłą, znani i mniej znani dziennikarze wystąpili z apelem do sportowców aby podczas „każdego wywiadu przed i w trakcie Igrzysk wypowiedzieli choć jedno zdanie na temat łamania praw człowieka w Chinach”. Gazeta Wyborcza nawet zleciła sondaż, w którym prawie 70% ankietowanych uznało, że polscy sportowcy powinni w Pekinie wyrażać publiczne poparcie dla Tybetańczyków.

Wielu obserwatorów uważa, że Tybetańczycy zniecierpliwieni bezowocną ugodową polityką Dalajlamy postanowili za przykładem Palestyńczyków zastosować radykalniejsze metody walki o niepodległość. Liczby ofiar zamieszek wznieconych przez mnichów buddyjskich nie są znane. Dla odmiany wiadomo, że parę tygodni temu zginęło ponad 100 Palestyńczyków w wyniku kilkudniowego rajdu armii izraelskiej na terenach okupowanych. Wtedy jednak Gazeta Wyborcza nie zleciła sondażu z zapytaniem czy polscy sportowcy powinni wyrażać w Pekinie poparcie dla Palestyńczyków. A szkoda, bo można by wtedy porównać wyniki, i mieć jakiś osąd popularności idei niepodległej Palestyny i nośności pomysłu wolnego Tybetu.

Gazeta Wyborcza i wielu sygnatariuszy apelu w sprawie „wolności Tybetu i łamania praw człowieka w Chinach” jest zdecydowanymi zwolennikami oddzielenia religii od państwa i polityki. Ich zdaniem prawo do zdawania religii na maturze jest zbędne i anachroniczne, a kościół katolicki i jego przedstawiciele nadmiernie angażują się w sferę polityki. Ktoś pewnie się zdziwi, dlaczego ci wyznawcy sekularyzmu nie mają żadnych oporów we wspieraniu politycznych poczynań buddyjskich mnichów z Tybetu. Najwyraźniej ludzie pokroju Sadurskiego, Wrońskiego, i Bendyka nie zauważają oczywistej niespójności swoich działań. Ich relatywizm nie ma granic, a tolerancja kończy się na widok koloratki.

Wojownicy z plemienia Gazety Wyborczej obijają kościół kijami krytyki nie tylko za udział w polityce. Gdy zaistnieje stosowna okazja, w ruch idzie pałka oskarżenia o brak aktywności w sprawach „bliskich sercu” sekularystom. Ostatnio Tomasz Bielecki w Gazecie Wyborczej zapytuje z wyrzutem „Dlaczego Benedykt XVI milczy ws. Tybetu?”. Widocznie pracownik Gazety Wyborczej rozgoryczony wcześniejszym milczeniem Papieża ws. rajdu wojsk izraelskich postanowił wziąć rzeczy w swoje ręce i przywołać głowę kościoła do porządku. Nie można mu się dziwić. Okazja trafiła się bowiem zacna by w stylu typowym dla moralnych dualistów dołożyć kościołowi. A wszystko to w imię wolności, niepodległości i demokracji. Szkoda tylko, że cierpienie, ból i strata ludzkich istnień jest tylko tłem tego marnego widowiska.

1 comments:

politynka pisze...

Doskonale to ująłeś. Krótko, zwięźle i na temat.
Wczoraj o Tybetańczyków modlił się nawet bp.Nycz w Warszawie. O Palestyńczykach byl sobie zapomniał. Prześladowani są oczywiscie poza kregiem judeochrzescijanskim. A juz na pewno przesladowani nie sa Arabowie, tylko Tybetanczycy.

Alleluja i pod prąd. :-)