2008-03-16

Tusk i wizy - w Białym Domu.

(pw)
11-tego grudnia ubiegłego roku, we wpisie na moim blogu pt. "Wizy do USA - sprawa polskiego honoru", napisałem:

"Nowy polski premier, Donald Tusk, bije się w piersi, że nie będzie rozmawiał z Amerykanami o zniesieniu wiz dla Polaków. Pożyjemy, zobaczymy. Ja jakoś nie mogę uwierzyć w to, że raptownie, jak za naciśnięciem lewarka w spłuczce ustępowej, w rurze kanalizacyjnej zniknie na zawsze polski honor narodowy. Do rangi obrony honoru narodowego Polaków urosły bowiem polskie starania o zniesienie wiz amerykańskich, o czym słyszymy wielokrotnie w czasie ostatnich lat."

Otóż nie musiałem czekać długo, gdyż 10-tego marca, podczas wizyty polskiego premiera Donalda Tuska w Białym Domu, usłyszeliśmy z ust prezydenta Busha, iż polski premier, uwaga... poruszył sprawy wiz:

"...the Prime Minister, of course, brought up the issue. And he was very firm about the need for a friend to treat a friend as a friend when it comes to visas."

("...premier, oczywiście, podniósł tę sprawę. I był bardzo stanowczy o potrzebie dla przyjaciela traktowania przyjaciela jako przyjaciela kiedy przychodzi do wiz.")

Na konferencji prasowej w Białym Domu, temat wiz został sprytnie "zasiany" jako pytanie z sali zadane przez polskiego redaktora, którego Tusk przedstawił jako pan Kraśko. Tusk, zapewne na potrzeby public image, chciał utrzymywać wygląd "niezainteresowanego tematem wiz", co również starał się podkreślić sarkastycznymi uśmieszkami do Busha kiedy pojawił się ten temat - no ale wyszło szydło z worka, ponieważ Bush jak widać nie miał ani ochoty, ani interesu ukrywać faktu rozmów wizowych Tuska.

Uraz na "polskim honorze narodowym" (czym w Polsce nazwano krucjatę wizową), który spowodowany jest egzekwowaniem przez Amerykę amerykańskiego prawa wizowego, dalej bodzie Polaków, a ich przedstawicielom nie pozwala dochować publicznych obietnic. Polacy wydają nie zdawać sobie sprawy z tego, że domaganie się rzeczy które prawnie im się nie należą, może mieć wiele wspólnego z różnymi sprawami, ale najmniej z honorem. Kwalifikowanie do spraw "honorowych" podchodów nakierowanych na ominięcie prawa, może kojarzyć się z honorem tylko w umyśle kombinatora, a kombinatorstwo, jak na omawianym przykładzie widać, dalej wydaje się być cnota w Polsce.

Sprawy kwalifikowania się do amerykańskiego programu bezwizowego (VWP) są bardzo proste. Należy po prostu nie jeździć na saksy do Ameryki, co spowoduje obniżenie procentu odmów wydawania wiz turystycznych poniżej 10%, co z kolei jest kryterium przyjęcia do VWP. Ameryka stara się w tym pomóc przez opracowywanie "road maps" ("map drogowych") do kwalifikowania się krajów Europy wschodniej do kryteriów VWP, ponieważ jest w amerykańskim interesie ażeby ograniczać przyjazdy gastarbeiterów. Mianem "road map" potocznie określa się w USA instrukcje mające na celu osiągnięcie jakiegoś celu. Nazwa ta nie zawiera żadnych ukrytych znaczeń ani sakrazmów, o co posądzają ją obrońcy "polskiego honoru". W ramach owej "road map", USA rozluźniły ze swojej strony kryterium odmów wiz z 3% do 10%, natomiast krajom ubiegającym się o ich zniesienie, zaleciły prowadzenie kampanii informującej swoich obywateli o wymaganiach amerykańskiego prawa, z naciskiem na nie aplikowanie o wizy turystyczne przez gastarbeiterow. Sąsiedzi Polaków, Czesi, wywiązali się z zaleceń amerykańskiej "mapy drogowej" doskonale i procent odmów spadł u nich poniżej 10, przez co kwalifikują się oni dziś do VWP. Polacy natomiast nie zrobili w sprawie "mapy drogowej" zupełnie i dokładnie niczego. W zamian przyjęli pozycję roszczeniową, wywijali i wywijają pięściami w kierunku USA za rzekomą niesprawiedliwość wobec "narodu Paderewskiego, Kościuszki i Pułaskiego", powołują się na bogatą historię walki o swoją wolność, tak jakby to miało jakiś związek z amerykańskim prawem wizowym, organizują pseudo-polonijne, nielegalne grupy lobbingowe, w celu cnotliwego - wedle polskiej mentalności - "załatwiania" spraw na lewo, pod stołem, po znajomosci.

Efekty tej polskiej bufonady, warcholstwa i głupoty są dzisiaj takie, że podczas gdy Czesi będą się cieszyć członkowstwem w VWP, Polacy będą dalej stać w kolejce przed konsulatem amerykańskim po wizy.

_______________
Na marginesie:
Przedstawiciele polskiej prasy zachowują się w Białym Domu jak podczas typowych polskich jatek medialnych (oficjalnie zwanych w Polsce konferencjami prasowymi). W Białym Domu, i nie tylko tam, obowiązuje zasada, że zebrani przedstawiciele mediów zgłaszają chęć zadania pytania, po czym prezydent oraz jego gość udzielają im głosu. Już na samym początku, jakiś polski ognisty redaktor wyrwał się pełną gęba z pytaniem bez udzielenia mu głosu, co poważnie poirytowało Busha, który zmuszony był w stanowczy i energiczny sposób przymknąć nieobytego delikwenta ze wschodu.

(John Kowalski)

0 comments: