2008-01-25

Neurofizjologiczne i psychoanalityczne podstawy ateizmu - polemika z Azraelem

(kt) Niniejszy tekst, który zamieściłam jakiś czas temu u Pawła Paliwody, chciałam potraktować jako swoistą polemikę z Azraelem, piszącym "pieśni pochwalne" potędze rozumu. Czy rzeczywiście racjonalne umysły to umysły wolne? Czy może zniewolone neurotycznym mechanizmem fiksacji na tzw. intelektualizacji, rozumianej jako odcięcie się od emocji, uczuć i warstwy duchowej? Ponieważ chciałabym znaleźć jakiś punkt zaczepienia, pozwalający nawiązać nić komunikacji z racjonalnym umysłem, powołam się na argumenty naukowe z zakresu neurofizjologii i mającej w niej korzenie - psychoanalizy. Oczywiście wywód mój ma charakter skrótowy, natomiast zachęcam Azreala i każdego innego ateistę do sięgnięcia po naukową pozycję, jaką jest: Psychoterapia: teoria: podręcznik akademicki/ red. nauk Lidia Grzesiuk.- Warszawa: Wydaw. Psychologii i Kultury „ENETEIA”, 2005.

Współczesne koncepcje psychologiczne, psychoterapeutyczne, w tym psychoanalityczne, uznają iż człowiek składa się nie tylko z warstwy psychicznej i somatycznej, ale i duchowej. Zdrowa jednostka to ta, która ma wszystkie te sfery harmonijnie rozwinięte. Jeśli któraś z nich zaczyna źle funkcjonować, to pozostałe także zaczynają "chorować". A więc, jeśli dusza zaczyna chorować, to i intelekt pracuje nieprawidłowo...Stąd stawianie na równi CUN mrówek z CUN człowieka przez ateistów nie dziwi mnie wcale...
Ale żeby coś zrozumieć, a przede wszystkim POCZUĆ (a to jest co więcej niż tylko zrozumieć), trzeba tego doświadczyć, trzeba to przeżyć. Dobrze, gdy dzieje się to już w czasach wczesnego dzieciństwa, bo gdy tego nie ma, to już w wieku 9 lat można utracić 9 mld neuronów...
Wyłączne odwoływanie się do rozumu i zbytnie jego gloryfikowanie, to neurotyczny mechanizm obronny przed skontaktowaniem się z własnymi uczuciami, z własną duszą. To ich tłumienie...To takie mówienie: udowodnij mi, że moja matka/ojciec mnie nie kochali...To taka neurotyczna intelektualizacja - idealizacja miłości matczyno - ojcowskiej, z jednoczesnym podświadomym odrzuceniem rodziców.
Ateiści zło z pięknem mylą, bo autentycznego PIĘKNA nie doświadczyli, gdy byli jeszcze dzieckiem.
Człowiek przychodzi na świat z różnymi potrzebami: biologicznymi, psychicznymi, społecznymi, ale i duchowymi. Gdy pierwszych z nich nie ma zaspokojonych, nie można się dziwić, że będzie myślał o duchowych potrzebach...Dodawszy masowy zanik neuronów bez ich stymulacji we wczesnym dzieciństwie, a następnie rozregulowanie wszystkich trzech wymienionych wymiarów osobowości, samo przez się tłumaczy, że przecenia rozum, który jednocześnie pracuje w spaczony sposób...
W rzeczywistości, gdy ateista mówi: "Boga nie ma, bo w niego nie widzę", tak naprawdę mówi:"Miłości nie ma, bo jej nie doświadczyłem".
Ateiści zwykle promują to, co jest doświadczeniem ich wczesnego dzieciństwa. Miłość kojarzy im się z bólem, cierpieniem i totalnym zniszczeniem. Z iluzją i czymś nieosiągalnym. Ich słowa, to krzyk posyłany w kosmos, który wyraża LĘK przed śmiercią, a więc i LĘK przed życiem. W rzeczywistości ich życie, to nieustanna walka i zmaganie się z tym paraliżującym lękiem, to szukanie pomocy, to wołanie umysłu zniewolonego nieustannym i usztywnionym poszukiwaniem niezaspokojonej MIŁOŚĆ...

0 comments: