(kt) Swego czasu w "Dzienniku" odbywała się długa a wnikliwa debata nt.: "Czy Polska jest sexy?". Pojawiało sie wiele interpretacji i dywagacji, i w sumie chyba nic z tego rozumnego nie wynikało, bo i czasy były jakieś niepewne, a władza PiS-u dobiegała kresu.
I oto nadeszły rządy, gdzie wszystko zaczęło się klaryfikować. Premierem Polski zostaje urokliwy człowiek,który wszem oznajmia: "Gdybym był kobietą...".Pani Minister Edukacji obcina włosy i przywdziewa garnitury. Palikot biega po korytrzach ze sztucznym penisem w ręku, niewerbalnie wołając: "Jestem gejem, jestem gejem!". Minister Fedak organizuje płonące penisy na galę dla przedstawicieli organizacji pozarządowych walczących z dyskryminacją, m.in. dzieci niepełnosprawnych.Wreszcie na koniec dowiadujesmy się: pełnomocniczka rządu do spraw równego statusu prawnego, obwieszcza wszystkim: "Tusk zmienia kulturę samczą na kulturę wrażliwości”.
Czyli co (?), pomyślałam sobie: "Tusk rezygnuje z męskich rządów na rzecz władzy bez tożsamości?"
Coś w tym chyba jest, skoro Wildstein pisał całkiem niedawno: "Trudno się dziwić, że Donald Tusk wykorzystuje podniecenie, jakie budzi w dziennikarzach płci obojga." Minister Hall, wzorem krajów Unii Europejskiej chce oderwać 5 - latków od swoich ojców i matek, przymuszając do nauki, zapominając przy tym,że wiek od 0- 6 r.ż. jest niezwykle ważnym okresem dla kształtowania się identyfikacji płciowej chłopców i dziewczynek. Pani minister, najwyraźniej jest zachwycona polityką oświatową naszych zachodnich sąsiadów, a tam z kolei wiadomo, prowadzone są ciekawe lekcje z tolerancji - dziewczynki ubierają się jak chłopcy, a chłopcy jak dziewczynki. Program zacierania tożsamości minister pragnie chyba jeszcze rozszerzyć - ograniczając naukę historii Polski do I - ej klasy Liceum. Zapewne chce pozbawić młodzież także tożsamości narodowej na rzecz większej wrażliwości na... Putina i Angelę Merkel...
Ot, za dużo tu zacierania granic pomiędzy płciami: męską i kobiecą, między tożsamością narodową, a identyfikacją z obcymi nacjami. A wiadomo przecież, że zdrowa jednostka, to ta, która ma tożsamość - mężczyzna zachowuje się jak mężczyzna,czyli dominuje i lubi rządzić, a kobieta kobieca jest submisyjna i wdzięcznie, acz sprytnie udając uległość, nie rezygnuje ze swej odrębności.
Ciekawie na ten temat pisał w blogu psycholog Santorski:
"Odkryj w sobie boginię
W swej znanej książce „Wartość kobiety” Marianne Williamson opisuje, jak kiedyś w supermarkecie stała w kolejce za tęgą (co najmniej 25 kilogramów nadwagi) kobietą z włosami ufarbowanymi kiepską farbą na jasny blond. Kupiła dwa kolorowe pisma, torebkę orzeszków i wielką torbę ciasteczek.
Pomyślałam: jaka ona biedna – pisze Williamson. – Rozumiałam ją, bo w owym czasie byłam nie mniej zagubiona, choć moja rozpacz objawiała się nieco inaczej. Ale znałam dobrze, jak wszystkie kobiety, to pragnienie ucieczki od świata, gdzie kolejny, podobny do poprzedniego dzień, potraktuje nas okrutnie. Jednocześnie wiem, że ona przejmuje się swoim stanem, jak i my wszystkie. Jej wygląd mówi, że się nie przejmuje, ale tak nie jest. I gdyby uświadomiła sobie, że ma wybór, dokonałaby go otwarcie i stałaby się królową. Rzecz w tym, że ona nawet sobie nie uświadamia możliwości wyboru. Uważa, że królewskość przynależna jest wyłącznie królowym. Nie wie, że każda kobieta może się zachowywać jak królowa. Po prostu nie wie, że też może nią być, choćby wszyscy wokół udawali, że takie prawo jej nie przysługuje. To właśnie odróżnia królowe od niewolnic. Przemiana świadomości od zanegowania do zaakceptowania swojej wewnętrznej siły.
Niedawno miałem inne doświadczenie. Trwała odprawa liderów: członków zarządu i przedstawicieli rady nadzorczej dynamicznie rozwijającego się koncernu. Nagle kobieta z dobrze ufarbowanymi włosami, doskonale ubrana, szczupła, choć z wydatnymi piersiami uderzyła pięścią w stół i powiedziała: To jest gówno, nie strategia!
Była bardzo z siebie zadowolona. A uczestnicy spotkania – tak się przynajmniej zdawało –przyjęli jej zachowanie jako naturalne. Jak się dowiedziałem, kilka dni wcześniej menedżerka wraz ze swoją koleżanką z zarządu wróciła z treningu „Kobieta liderem”.
No cóż – obudziło się we mnie współczucie podobne do tego, które miała w sobie pani Williamson, gdy zobaczyła w sklepie tę zdegradowaną na własne życzenie, tęgą i źle utlenioną blondynkę. Pomyślałem: ta menedżerka już wie, że nie musi być grzeczną dziewczynką, aby ją inni kochali i żeby robiła karierę. Jednak nie odkryła w sobie jeszcze królowej albo bogini. Zachowywała się w sposób nieprzystający do jej natury, którą – jest to dla mnie oczywiste – próbowała ukryć przed swoim otoczeniem. Może nawet zbyt mocne przejmowanie się społecznymi normami przeszło w sztubacką, młodzieńczą niezależność. Myślę, że przyjdzie czas, kiedy ta kobieta będzie mogła z równą stanowczością powiedzieć: Ta strategia nie spełnia naszych wymagań, w związku z czym stawiam wniosek o odwołanie pana X lub pani Y, bo nie dopilnowali spraw numer 3, 4 i 5.
Zaraz po powrocie z tej debaty spotkałem Heike, niemiecką bizneswoman, która od dawna związana jest z Polską. Zna dwa języki, zarządza koncernem wielokroć większym niż dział, którym zawiaduje pani używająca w publicznych sytuacjach niecenzuralnych wyrazów. Odkąd pamiętam – a nasza przyjaźń trwa już ponad pięciu lat – Heike na żadnym oficjalnym spotkaniu nie powiedziała „scheise” czy „gówno”. Owszem, potrafi się zaperzać w dyskusjach, unosić, zacietrzewiać. Stroni jednak od wulgaryzmów i zachowań, który w jakikolwiek sposób mogłyby „zakwestionować” boginię, która w niej mieszka.
Heike ma lepsze i gorsze dni, bo jest impulsywna, a jej związany z mediami biznes to ciężki kawałek chleba. Mimo to inne kobiety garną się do niej jak do mentora. Podziwiają ją za to, że potrafi pogodzić „parcie do przodu” i bezkompromisową realizację własnych wizji z lekkością i wdziękiem. A ja zdaję sobie sprawę, że Heike już wie, iż jest królową.
Na marginesie – dziewczynki mają większą szansę zostać prymuskami i kujonkami między 11 a 14 rokiem życia, ponieważ układ nerwowy rozwija się u nich szybciej niż u chłopców. Znacznie rzadziej narzekają na kłopoty z koncentracją, co znajduje odzwierciedlenie w ocenach. Osiągnięcie przewagi procesów hamowania nad pobudzeniem przychodzi im dużo łatwiej. Z drugiej jednak strony, ten rodzaj siły i wyższości rodzi zatrważające psychologów społecznych zjawisko, które nasiliło się, odkąd oddzielono gimnazja od liceów. Dziewczynki w tym wieku stają się bardzo agresywne i szczególnie asocjalne.
Jestem przekonany, że współczesna kobieta sukcesu, także w Polsce, może nie ulec pokusie zostania na całą resztę życia kujonem, którego nikt nie lubi. Nie musi też być… prostaczką. Odkrywając i współtworząc standardy współczesnego przywództwa, ma szansę znaleźć specyficzną rolę i swoje miejsce w biznesie.
Jeden z klubów aktywnych zawodowo kobiet przeprowadził w tym roku ankietę wśród wielu zaangażowanych w przedsiębiorczość i pracę menedżerską Polek. Sondaż pokazał, jakie pytanie zadają sobie one najczęściej (lub chciałyby postawić psychologom biznesu bądź konsultantom). Nurtuje je przede wszystkim to, jak być kobietą, która już wie, że nie musi odgrywać roli grzecznej dziewczynki, a zarazem nie chce zachowywać się – przepraszam za określenia – jak jędza, suka, babochłop czy podlizujący się wszystkim Kopciuszek z piskliwym głosem. Współczesne bizneswomen pragną wiedzieć, jak odnaleźć w sobie boginię. To znaczy: jak się realizować wbrew stereotypom, które je ograniczają, i pomimo wzorców myślenia, które ciągle jeszcze bardziej promują mężczyzn. Zachowując przy tym swe wewnętrzne piękno i prawdę.
Moja odpowiedź brzmi: najlepiej iść drogą takich nauczycielek jak Marianne Williamson, które pokazują kobietom, że mogą nie tracić energii na niepotrzebną walkę z patriarchatem i własną naturą. A jednocześnie wcale nie muszą być uległe. To poszukiwanie jest właśnie związane ze świadomością bogini w sobie. Słowem kluczem może być „gracja”, która w wielu językach znaczy też: łaska. W swej książce amerykańska psycholożka pisze, że o piękności kobiety nie tyle decydują odziedziczone po rodzicach i dziadkach rysy, ile właśnie gracja, z jaką się wypowiada, porusza, z jaką dąży do swoich celów i broni swych praw. Co nie znaczy, że ma ignorować własny wizerunek, np. urodę, strój, makijaż.
Tak więc ani nie musisz mieć nadwagi i kupować chipsów czy tanich pism w hipermarkecie, ani nie musisz walić pięścią w stół i niczym sztubak wołać: To jest gówno, nie strategia! Badanie antropologów pokazują, że w wielu formacjach prehistorycznych i historycznych kobieta zajmowała pozycję, której nie można określić ani jako dominującą, ani jako podległą. Nie tylko żmudnie chroniła rodzinne gniazdo, lecz także dbała o radość, twórczość, swobodę i rozwój. Posługując się schematami dostępnej nam kultury, była boginią i uzdrowicielką. Dlaczego podobnej roli nie miałaby pełnić współczesna kobieta sukcesu?".
A więc moi Drodzy, Panowie i Panie! Z okazji Dnia Kobiet życzę sobie szczerze:
"Dbajmy o własną tożsamość i własne granice! Niechaj kobiety pozostają wciąż kobietami, rządy sprawują prawdziwi mężczyźni, a Polacy nie zapominają że są Polakami, a nie wyłącznie... Europejczykami..."
0 comments:
Prześlij komentarz