2008-05-13

to nieprawda ze "wszyscy bylismy po jednej stronie"

Jeszcze niedawno w obiegu publicznycm funkcjonowal mit ze skoro "wszyscy bylismy po jednej stronie" (przeciw komunie) to trzeba szukac wszystkiego co wspolne, trzeba powrotu do "pniaka" Solidarnosci.
Bo wszak komuna straszna za progiem, a jej powrot to po prostu strata wszystkiego, Polski koniec.

Ktos pamieta jeszcze debate przed wyborami prezydenckimi w 1995 roku?
Wszyscy pamietaja bo wszak wtedy to Walesa chcial podac Kwasniewskiemu noge...

Tymczasem co innego bylo symptomatyczne.
Boleslaw Walesa uderzal wowczas w najwyzsze tony. "Komuna wraca" - krzyczal.

Mialem ten komfort ze na mnie to juz nie dzialo. Juz WIEDZIALEM.

Jako nastoletni, a potem juz pelnoletni chlopak, nie robilem nic specjalnego. To, co jak wtedy mi sie wydawalo, jesli nie wszyscy - to przynajmniej wiekszosc. Jakis drobny kolportaz, rownie malo znaczace akcje ulotkowe, dosc popularne w W-wie kursy samoksztalceniowe w prywatnych meiszkaniach.

Jednego nie opuszczalem nigdy. Demonstracji.
Wcale nie bylem jakis wielki kozak Bardzo, naprawde bardzo balem sie ze mnie kiedys dorwa i stluka. Ze bedzie to strasznie bolalo, ze Mama chora wowczas na serce moze tego nie wytrzymac.

Demonstracje w stanie wojennym to miejsce gdzie mimo strachu mozna bylo chwilami poczuc sie jak w wolnym kraju. Razem z ludzmi na okolo.

Szok przyszedl kiedys pod kosciolem swietej Anny. Dzis juz nie pamietam - 13 stycznia czy raczej lutego 1982 roku. Ci obok mnie ktorzy najglosniej krzyczeli "precz z komuną" nagle wyciagneli palki,zaczeli wyciagac ludzi w strone milicyjnych suk. Mialem wrecz wrazenie ze jest ich polowa uczestnikow calej demonstracji. Byli wszedzie.

Potem juz, bezpieczny - bo stalem w bramie kosciola do ktorego nie osmielili sie wejsc - widzialem jak pakowali ludzi do suk, Poznawalem kilku - ten intonowal hymn, tamten krzyczal ze ZOMO to mordercy. Poznalem ich bez trudu, nastolatkowi imponowali starsi od niego, rozgladal sie. On bal sie ze moze go spotkac ciezki wpierdol, a tu tacy bez leku...

Okazalo sie ze w tym tlumie ktory krzyczal wraz z innymi najpiekniejsze haslo tamtych czasów "Tu jest Polska !", okazalo sie - ze jestesmy my, ale sa i oni.

Nastolatek musial dorosnąć.

Siedem lat pozniej, juz zdecydowanie pelnoletni stalem w tlumie pod Niespodzianka na pl Konstytycji. Ich tam juz nie bylo.
Przeciskalem sie, wyciagalem szyje by przeczytac te kartki (choc wszyscy na okolo opowiedzilei mi zanim moglem przeczytac, ale chcialem na wlasne oczy) ze wygralismy, ze caly Senat, ze lista krajowa PZPR przepadla z kretesem, wbrew niezrozumialym apelom "naszych". Ze mecenas Sila-Nowicki przegral z Kuroniem, trudno - usmiechnalem się.
Usmiechnalem sie bo pan Sila Nowicki wszak zapowiadal na spotkaniu w zoliborskim kinie "Zajaczek" ze przegrac jest gotow, byle tylko choc w jednym miejscu w Polsce odbyly sie wybory prawdziwe a nie umówione. Najwazniejsze ze WYGRALISMY.

Ja do dzis pamietam jakim krokiem wracalem do domu.

W domu, w telewizorze obejrzalem spietego Geremka i Onyszkiewcza. Ten pierwszy oswiadczyl ze "pacta sunt servanta: - dotrzymamy umowy.
Dopiero nastepne dni wyjasnily wszystko. Pograzona w nicosci lista krajowa PZPR miala jakims kuriozlanym wybiegiem pojawic sie od nowa. Obywatele juz nie mogli jej odrzucic. Wolą NASZYCH w Sejmie mieli znalezc sie ONI - chocbysmy nie chcieli ich zadna mocą!
Skreslilem ich wszystkich - taki blazenski gest.

NASI nie wyciagneli zadnych palek. Ewolucja byla jakby rozlozona w czasie.

Zapał GW w lansowaniu tzw reformatorow w PZPR (mlodziezy wyjasniam ze to czasy gdy Oleksy i Miller mieli opinie reformatorow) przedziwne slowa o grubej kresce, zabiegi by uchronic PZPR przed nacjonalizacja ich majatku, kuriozalny artykul Michnika o tym ze trzeba tworzyc raczej komitety Solidarnosci a nie partie polityczne (mlodziezy wyjasniam ze w owych czasach lansowono trynd ze partie są be ) i dziwna marginaizacja ludzi pokroju Strzembosza - ludzi ktorzy domagali sie jasnych regul a przede wszystkim sprawiedliwosci.

Nie oberwalismy znienacka pałka.

Opowiadano o Hiszpanii, tamtejszym modelu. Kto wie - moze to dobry model?
No czy naprawde zdrajcy maja dyndac na latarniach Krakowskiego Przedmiescia?
Przeciez wystarczy jak prawdziwi bohaterowie powroca, jak przywroci sie im cześć, jak odda sprawiedliwosci. A czerwonych, ktorzy po prostu znikna - a pies ich tam tracal.

Odwolywano sie do tego co nas dobre - szatanska taktyka.
Przebaczamy, puszczamy w niepamiec: kto co kiedy komu i za ile. Bo w koncu Polska warta wszystkiego.

Ten mechanizm jako zywo przypomina mechanizm zastosowany wiele lat pozniej wobec ks Zaleskiego.
Nie straszono go zamknieciem jego najwiekszej pasji, jego najwiekszego dziela jakim jest opieka na niepelnosprawnymi umyslowo. Jemu zaproponowano przeznaczenie ogromnych srodkow na to dzielo. Byle tylko dal sobie spokoj.

Piekielna alternatywa - czy wygra to czego domaga sie nasze poczucie sprawiedliwosci czy dobro innych. Tylko ktos gleboko zdemoralizowany moze sie osmielic postawic komus drugiemu taka alternatywe.

Nam ja postawiono.
Albo komunisci maja wspolistniec, albo masakra i kto wie - sowieckie czolgi na ulicach. Werzylismy ze to realna alternatywa. W koncu nie wszystko musi byc tak jak nam sie wysnilo. Wystarczy wieczna infamia dla Kiszczak, Jaruzelskiego, wszystkich tych ktorzy kierowali zomowcow przeciw nam.

Dzis dowiadujemy sie ze sowieci ani mysleli o interwencji, dzis co i raz dowiadujemy sie ze ikony walki z komunizmem uzgadnialy swoja "walkę" z oficerami SB w roznych lokalach kontaktowych.

Mantra, powszechna w latach 90-tych, o naszych wspolnych korzeniach juz dogorywa. Ona juz szczesliwie odwalila kitę.

Nie nam byla potrzebna.
Potrzebna byla sb-kom przebranym w cywilne ubrania i ich klientom przestraszonym ze trafia na smietnik historii gdy prawda o ich zwiazkach z komunistami wyjdzie na jaw.

1 comments:

hrabia Pim de Pim pisze...

Właśnie taki obraz, precyzyjnie zaplanowanej manipulacji, wyłania się w kolejnych odsłonach. Kiedyś stanie sie powszechną świadomością. Im wcześniej tym lepiej. Warto wiele - jak Autor - w tym celu zrobić.