2009-05-27

Pionek bije Królową czyli farsa europejska

Brytyjska Królowa poinformowała dziś, że niezaproszenie jej przez Sarkozego na obchody D-day to ,,afront''. Francuzi odpowiedzieli, że nie im decydować, kto będzie reprezentował Zjednoczone Królestwo a poza tym rocznica lądowania w Normandii to przede wszystkim święto francusko-amerykańskie. Po raz kolejny widać, że wspólnotę europejską łączy jedynie lokalizacja na tym samym kontynencie. Cała reszta Europę dzieli.

Patrząc na sprawę z politycznego punktu widzenia z tych informacji można wyciągnąć dużo więcej niż treść dyplomatycznych komunikatów. Paryż chce wkupić się w łaski Obamy, jednocześnie odsuwając go od Londynu. Ponadto, francuska dyplomacja pragnie zdewaluwoać poświęcenie pozostałych aliantów oraz podnieść do rangi cnoty postawę Francji w latach 40'. Pomijająm ocenę porównawczą wkładu brytyjskiego (przerażające ilości żołnierzy Wysp Brytyjskich podziurawionych ołowiem na odcinku SWORD podczas lądowania) oraz francuskiego (rząd Vichy kontra Wolni Francuzi w małym państewku na krańcu świata). W świetle historycznym w istocie Francja jest jedynie pionkiem który próbuje pokonać Królową przez duże K. Zafałszowywanie historii to nie tylko domena Niemców czy Rosjan. Wróćmy jednak do meritum.

Sądzę, że to naturalne, iż Francuzi próbują wykorzystać obchody rocznicy 6 czerwca do załatwienia politycznych interesów z Barackiem Obamą i zagarnięcia jego sympatii. W końcu to zły George W. Bush i brytyjczyk Tony Blair prowadzili imperialistyczną politykę anglosaską, czas więc, by politycznie poprawni Obama i Sarkozy wprowadzili globalny Ład i Porządek ku chwale rewolucji. A przy okazji załatwili kilka interesów i odciągneli Amerykanów od podłych Brytoli.

Jeszcze raz podkreślam - naturalnym jest, że Francja realizuje swą rację stanu a Brytyjczycy protestują jeśli godzi to w ich interes. Jednak istnienie tego mechanizmu, którego nie udało się wykrzewić wszelkiego rodzaju eurofederastom, świadczy o tym, że pełna integracja europejska jest tworem utopijnym, niemożliwym do zrealizowania w praktyce, bądź prawdopodobnym na krótkim odcinku historycznym jedynie w warunkach totalitaryzmu. Kłótnie i uszczypliwości brytyjsko-francuskie to tylko kolejny przykład. Czy rzeczywiście tego potrzebuje Europa?

Tylko naiwni będą uparcie twierdzić, że Bruksela usunie kłótliwość europejskich polityków i pozwoli wykreować UE na nową potęgę godną współzawodnictwa z USA czy innymi gigantami współczesnego świata. Marzenia lewaków o europejskiej rodzinie realizowane od kilkudziesięciu lat przekuwane na przestrzeni lat w rzeczywistość są oparte u gruntu o błędną tezę, dlatego cała ta inicjatywa prędzej, czy później runie. Problem w tym, że tzw. interesu europejskiego nie ma. Są interesy Francuzów stosujących protekcjonizm, Niemców walczących o przewartościowanie historii oraz Polaków, ostatnio opieszale walczących o swoją, indywidualną rację.

Próby podtrzymywania tego chorego systemu w Europie skończą się katastrofalnie dla jej obywateli i rządów, bądż przyszłego scentralizowanego rządu brukselskiego, któremu już teraz zaczynają rosnąć kły, którymi zdążono się już sprawnie posłużyć np. w kwestii irlandzkiego referendum.

Skoro nawet w najwęższych odcinkach gry dyplomatycznej widać ostrą rywalizację państw europejskich, i to nie na zasadzie Luksemburg versus Belgia a pojedynek dwóch potęg lokalnych, to czego możemy się spodziewać w przyszłości, kiedy integracja według planu (nakazu?) będzie postępować? Tylko totalitaryzm zniweczy różnorodność tradycji, intencji oraz dążeń Starego Kontynentu. Możliwe, że eurokraci już dawno na to wpadli.

Jednak jeśli nie, to czas postawić sprawę jasno. Kończmy tę farsę bo jest ona u gruntu bezsensowna. Farsa polityczna, tak samo jak farsa literacka ma to do siebie, że tworzona bez wyczucia i zbytnio przeciągana zaczyna poważnie frustrować. Prawdopodobnie niebawem Bruksela doczeka się upustu tej frustracji.

0 comments: