Wczoraj toczyła się dyskusja pod tekstem Radośnie na dno, czyli oto Polska właśnie. Oczywiście, mowa była tam o polskim przemyśle stoczniowym. A ten urósł w naszym kraju do rangi strategicznego. Przy tej okazji rozpoczęła się dyskusja między mną i bloggerem Dixi na temat rozmiarów państwa. Dotyczyła ona zakresu interwencjonizmu gospodarczego. Postanowiłem ten wątek rozwinąć...
Obecnie państwo zajmuje się różnymi dziwnymi rzeczami. Nie jest to zresztą fenomen ograniczony tylko i wyłącznie do naszego kraju, ale zjawisko - można by rzec - ogólnoświatowe. Szczególne odbicie znajduje to na naszym kontynencie, gdzie tzw. socjalne zdobycze uchodzą za tak oczywiste, że ich podważanie powoduje oskarżanie o chorobę psychiczną. Tak przyzwyczajeni bowiem zostaliśmy do socjalistycznego ustroju. Wielu z nas nie potrafi sobie nawet wyobrazić sytuacji, co by się stało, gdyby państwo zostało bardzo mocno ograniczone w swojej konstrukcji. Po prostu można rzec, uwierzyliśmy w pewną socjalistyczną mitologię.
A to obecne państwo zajmuje się wielokroć produkcją różnych dóbr (na przykład prądu elektrycznego czy mocnych alkoholi), do tego dba o nasze leczenie, edukację ubezpieczenie, do tego dochodzi jeszcze opieka społeczna. Czy tym wszystkim się ono powinno zajmować? Zdaniem socjalistów czy populistów tak. Ich zdaniem, gdyby te części sektora publicznego znajdowały się w prywatnych rękach, żylibyśmy w bananowej republice. Zapominają przy tej okazji, że te cechuje bezprawie i anarchia. Nie ma tam rządów prawa. Konserwatysta taki jak moja osoba nie chce wcale żyć w jakimś dziwnym "anarchistanie", jak mu to chcą imputować etatystyczne odłamy lewicy. Uważa on po prostu, że pewne rzeczy wykonają lepiej prywatne podmioty, a państwo jako takie przez to się nie zawali.
Czym zatem byt z tej kategorii powinien się zajmować?
Po pierwsze państwo powinno zapewnić bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne. Powinno się zatem zajmować armią, policją, sądownictwą i po części więziennictwem. Posiadanie silnego wojska jest de facto podstawą prowadzenia dyplomacji. Jak napisał von Clausevitz, wojna jest przedłużeniem dyplomacji. Chcąc czy nie chcąc, państwo musi posiadać jakąś silną armię, ponieważ nigdy nie wiadomo, co przyjdzie państwom ościennym do głowy. Pamiętać należy o tym, że armia powinna być silna; działa tutaj zasada si vis pacem, para bellum. Jeżeli państwo nie trzyma dziesięciu srok za ogon, jak to mamy w obecnym ustroju socjalistycznym, można stworzyć sprawnie działającą armię. Moim zdaniem powinna być ona zawodowa; z poboru należy zrezygnować. Uzupełniana powinna być ona natomiast przez ludowe komitety oporu. Obowiązek służenia w nich miałby każdy dorosły mężczyzna do pewnej górnej granicy wieku (przyjmijmy, że może być to 50 lat). Ludowy komitet oporu miałby obowiązek zorganizować ćwiczenia dwa razy do roku w zimie i w lecie.
W przypadku policji, sądów czy więzień, to wiadomo, jakie powinny być ich kompetencje: powinny dbać o wewnętrzne bezpieczeństwo. Teraz należy postawić pytanie, czy mają je uzupełniać podmioty prywatne. Oczywiście, że mogą, tylko że powinny być one licencjonowane i rejestrowane, ale przez administrację samorządową.
Państwo powinno być również właścicielem podstawowej infrastruktury oraz odpowiadać za jej stan. Chodzi tutaj o drogi oraz tory kolejowe. Należy tutaj jednak dokonać pewnej decentralizacji. Rząd centralny powinien dbać o stan połączeń między największymi miastami. Całą resztą mają się zajmować samorządy. Zmartwieniem rządu nie jest bowiem łatanie jakieś drogi koło Pcimia Dolnego. Co innego połączenie między Warszawą a Gdańskiem.
Zadaniem państwa powinna być jeszcze ochrona środowiska. Musi być ona przede wszystkim racjonalna. Nie można tutaj ulegać naciskom różnych grup lobbystycznych, które sprzeciwiają się budowie elektrowni atomowych czy mówią o globalnym ociepleniu. Co innego ustalanie limitów odłowów danych zwierząt, okresów ochronnych czy granic obszarów chronionych. To należy już do innej kategorii.
A co z całą resztą? To do kompetencji państwa de facto nie należy. Nie powinno ono zajmować się na przykład produkcją benzyny, leków, leczyć, ubezpieczać, edukować nas. To odłamy lewicy etatystycznej zwykły uważać, że państwo ma się takimi rzeczami zajmować i one narzuciły nam niejako prowadzenie dyskursu w tych sprawach. Straszyły nas bezpaństwowymi, ponadnarodowymi korporacjami oraz plagą głodu i analfabetyzmu. Należy tutaj jednak zacytować świętej pamięci Stefana Kisielewskiego, który stwierdził, iż "socjalizm walczy z problemami nie istniejącymi w innych ustrojach". No i tak faktycznie jest.
Co należy zrobić z państwowymi przedsiębiorstwami? Wszystkie należy sprywatyzować. Oczywiście, niektórzy będą bronić tezy, że państwowa własność w pewnych sektorach jest niemal niezbędna dla tego, żeby państwo było niepodległe oraz żeby nie dawało się określić mianem bananową republiką. Czynić tak będą różne odłamy etatystycznej lewicy. Cały problem wyjaśniłem zresztą w tekście Strategiczność, czyli jak się usprawiedliwia etatyzm. Również reglamentację działalności gospodarczej należy ograniczyć do niezbędnego minimum, jak rurociągi, wielkoskalowa energetyka wytwórcza (typu hydroelektrownie na rzekach, wielkie elektrownie węglowe czy siłownie atomowe), wydobycie surowców, masowa produkcja broni i sprzętu wojskowego, produkcja leków narkotycznych i/lub psychotropowych. No i tyle w sferze produkcyjnej tego powinno być, a nie tak jak obecnie 300 różnych pozwoleń, licencji, koncesji. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji polski kapitał praktycznie nie istnieje.
Również bank centralny uczynić należy instytucją prywatną jak FED czy Bank of England przez nacjonalizacją w 1946 roku. Pozwoli to ograniczyć inflację. Ażeby wymusić prowadzenie przezeń normalnego gospodarowania, należy nałożyć zryczałtowany podatek w wysokości kilkunastu miliardów złotych oraz opłaty koncesyjnej co 10 lat w wysokości ponad 20 miliardów złotych. Bank centralny również powinien być notowany na giełdzie podobnie jak przedwojenny Bank Polski.
Co należy zrobić z socjalnymi funkcjami państwa, jak edukacja, opieka zdrowotna, ubezpieczenia, opieka społeczna. Te również należy sprywatyzować. Znieść przy tym należy przymus ubezpieczeń, szczepień oraz przymus edukacji. Wymusi to na poszczególnych podmiotach konkurencję o klienta. Przecież, gdyby szkoły czy towarzystwa ubezpieczeniowe wiedziały, że ktoś zawsze do nich przyjdzie, zaczęłyby po prostu co raz gorzej wykonywać swoje usługi.
Wobec ograniczenia rozmiaru państwa można by powołać tylko cztery ministerstwa: Finansów, Spraw Zagranicznych, Spraw Wewnętrznych oraz Obrony Narodowej. W przypadku infrastruktury czy ochrony środowiska wystarczyłyby tylko departamenty w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych oraz kilka normatywnych ustaw. Ograniczyć można by bizantyński wręcz biurokratyzm obecny w dzisiejszych państwach socjalistycznych. Urzędników byłoby naprawdę niewielu. Aby zadbać o to, żeby byli kompetentni, wprowadzić należy Korpus Służby Cywilnej. Analogicznie postąpić należy w przypadku dyplomacji. Tam powołany powinien zostać Korpus Dyplomatów.
Ponieważ państwo nie trzymałoby dziesięciu srok za ogon, co obecnie uchodzi za stan normalny, można by ograniczyć fiskalizm. Normalnie powinny funkcjonować następujące podatki: pogłówny, ziemski, obrotowy w wysokości 2% od licencjonowanej/koncesjonowanej i rejestrowanej działalności gospodarczej (bo czy każda musi podlegać rejestracji?), zryczałtowany podatek pobierany od banku centralnego. Zapewniłyby one wpływy do kasy państwa, które wystarczyłyby na utrzymanie wymienionych wyżej funkcji państwa.
Takie rozmiary państwa byłyby bowiem właściwe. Obecnie jednak nie zanosi się, żeby jakakolwiek siła polityczna do tego dążyła. Żyjemy w wieku socjalizmu. Z tego to powodu wiele rzeczy zwykliśmy traktować jako normę. Państwo o minimalnych rozmiarach, jakie funkcjonowało przez tysiące lat istnienia cywilizacji, wydaje się nam natomiast nierealną abstrakcją.
2009-08-18
O rozmiarze państwa
Posted by Kirker at 13:45
Labels: etatyzm, prawicowość, socjalizm, teoria państwa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 comments:
Prześlij komentarz