Lipiec zeszłego roku. Z taką jedną koleżanką spacerowałem sobie po Starym Mieście w Warszawie. Tak pół żartem, pół serio licytowaliśmy się, co gdzie jest wyrabiane. Powiedziałem, że w Radomiu w Łuczniku, kiedyś robiono najlepsze kałasznikowy, wszystkie mafie na świecie chciały je mieć. Wspomniałem, że w filmie Leon Zawodowiec upada AK74 i jest przybliżenie, na którym widać gdzie został zrobiony i w jakiej fabryce. Zaraz potem, usłyszałem od niej, że Stare Miasto zostało odbudowane po wojnie z cegieł wyprodukowanych w Hipolicie Cegielskim w Poznaniu. Fakt ten był mi wcześniej, rzecz jasna, znany. Pomyślałem sobie jeszcze: "Olka, droga kobieto, wiem, że ciebie już wielokrotnie szokowałem swoim ultrakonserwatyzmem, zoologicznym jaskiniowo antykomunizmem. Pewnie mnie odbierasz jako faszystę, ale mniejsza. Teraz chodzi mi po głowie coś mocniejszego niż to, co zdołałaś usłyszeć". Przez jakiś czas nie mogłem zebrać myśli, jak to powiedzieć zdecydowanie bardziej dyplomatycznie. Niestety, może to się nie zgadza z przyjętymi regułami savoir vivre, ale mam zwyczaj głośnego mówienia to, co myślę. Wielokrotnie miewałem przez to problemy, ale jakoś to mnie nigdy nie odstręczało do wyrażania opinii. W tym wypadku musiałem rzecz jednak przemyśleć. Przecież wygłoszę kontrowersyjny pogląd do osoby myślącej sloganami i pewnymi schematami. A tej dziewczynie nikt poza mną nie dał niebieskiej pigułki w postaci solidnej dawki prawicowych poglądów...
- Olka - mówiłem do niej - komuniści to umieją wszystko zwalić. Tym ludziom dałby najprostszą zabawkę, a oni zepsuliby ją.
- A o co ci chodzi? - usłyszałem.
- Przecież przedwojenna Warszawa była zupełnie inna - uświadomiłem - A oni niby się opierali na obrazach Canaletta, a i tak po swojemu odbudowali.
To dopiero początek. Po tym wszystkim przeszedłem do sedna.
- Nie wiem, próbuję tą kwestię analizować na wiele sposobów - kontynuowałem dyskusję - ale moim zdaniem Powstanie Warszawskie zostało rozpętane przez sowieckich agentów celem odgłowienia Armii Krajowej.
Zaraz po wygłoszeniu tego krótkiego zdania zobaczyłem spojrzenie, w którym się łączyło zdziwienie i przerażenie. Jak można wygłaszać w ogóle takie sądy?! - pewnie to sobie pomyślała. Pewnie usłyszała coś takiego pierwszy raz w życiu.
- Przecież to nie może być prawda! - odrzekła.
- Nie neguję bohaterstwa tych ludzi w walce z o wiele liczniejszym przeciwnikiem - próbowałem wyjaśnić - ale gdyby NKWD sprowokowało powstanie, to czy by nie skorzystało na tym? Przecież patrz. Całe dowództwo AK idzie do niewoli lub ginie w dłuższym okresie czasu. Sowieci w tym czasie sobie stają, czekają aż Niemcy zrobią za nich całą brudną robotę, a potem wchodzą. W tym czasie siły antykomunistyczne mogące im odebrać władzę są już zbyt słabe, aby móc ich na dłuższy okres związać.
- Za dużo naczytałeś się o tych siatkach szpiegowskich, tajnych spiskach itp. - odpowiedziała mi.
- Wcale nie. Po prostu to, co zrobili Sowieci, to był przejaw najzwyklejszego pragmatyzmu. Na wojnie nie ma sentymentów, a jeżeli można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, to się tak robi.
- Co pod tym pojęciem rozumiesz?
- Po pierwsze Niemcy robią całą robotę, tłumią powstanie, a Sowieci sobie czekają, a potem wkraczają i idą już pod Berlin. Na miejscu instaluje się władzę, która będzie Rosji posłuszna, ale trzeba zadbać jeszcze o to, żeby samemu nie mieć problemów. Duża partyzantka może wiązać znaczne siły - i to zarówno Armi Czerwonej jak i NKWD. A jak myślisz, jeżeli jest ona efektywnie dowodzona, bo dowódcy nie dostali się do niewoli i pod komendą służy zdecydowanie więcej żołnierzy, to łatwo jest z czymś takim wygrać?
- No chyba nie.
- To weź pod uwagę, że w Powstaniu Anty-Sowieckim brało udział nawet dwieście tysięcy ludzi, a wyobraź sobie gdyby uczestniczyło w nim pół miliona albo nawet i więcej. Przecież to trzeba od razu większe siły mobilizować. A tak by było, gdyby w Warszawie nie wybuchło powstanie.
- A i tak dałoby się coś zrobić.
- Inaczej to się robi na surowym korzeniu, a inaczej jak masz już wcześniej struktury. Więcej wysiłku trzeba, aby je rozbić, a poza tym, to co mówiłem wyżej - więcej armii potrzeba. Z tego powodu opłacało wyindukować całą akcję NKWD. - wróciłem w ten sposób do punktu wyjścia.
Oczywiście, widziałem święte oburzenie na twarzy mojej koleżanki. Ta projekcja tego infantylnego tupania nóżką po udowodnieniu braku racji... Tak to jest jednak, jeżeli nie podchodzi się do wielu rzeczy krytycznie. Ja postrzegałem zawsze myślenie za czynność tak naturalną jak oddychanie, z tego powodu może nie dałem się zwieść czerwonym marks-mediom. W efekcie stałem się konserwatystą. Ale cóż... mówi się, że kobiety są bardziej konformistyczne, chętniej przyjmują poglądy, mniej się nad nimi zastanawiają. Trochę w tym racji było.
Zauważyłem również, że niebieska pigułka polegająca na zmuszeniu do samodzielnego myślenia nie podziałała. Od dłuższego czasu raczyłem przyjaciółkę innymi niż mainstreamowe wyjaśnienia. Wyjaśnienia jednak nic się nie zdały. W październiku zostałem zrugany za to, że nie poparłem Parady Oszustów, a głos oddałem na Ligę Prawicy Rzeczypospolitej. Jednak kobiety łatwiej dotyka impregnacja na rzeczywistość...
A na zakończenie. No i kto tutaj kpi sobie z bohaterstwa tych ludzi, którzy zginęli w Warszawie w 1944 roku? Któż to dopuścił się aktu najniższego lotu nekrofilii?
2008-08-03
Obrazoburstwo na warszawskiej starówce
Posted by Kirker at 00:18
Labels: NKWD, pojmowanie historii, Powstanie Warszawskie, psychologia, Sowieci, wykształciuchy, ZSRR
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 comments:
Prześlij komentarz