Od kilku dni w internecie krążą opinie na temat znaczenia śmierci profesora Bronisława Geremka. Są tacy, którzy w przeciągu kilku dni stali się pana Geremka wyznawcami, są też ci, którzy najchętniej pobiegliby do Nowego Tomyśla na miejsce wypadku by z triumfem zaśmiać się nieboszczykowi w twarz. Nie utożsamiam się z żadną z tych grup - dla mnie ta śmierć nie miała większego znaczenia.
Nigdy nie głosowałem na żadną z wielu partii, do których należał Drogi Bronisław, nie jestem też jego krewnym - nie znajduję żadnej więzi łączącej moją osobę z dokonaniami tej jakże zacnej, wg. wielu najzacniejszej po Janie Pawle II osoby, która nakazywałaby mi czuć jakikolwiek żal po jego odejściu. Za to znajduję kilka faktów z jego życia, które określam jako w sposób oczywisty plamiące jego życiorys i nie pozwalające na wiarę w przekaz mediów nachalnie ubrązawiających świeżo zmarłego profesora. Moi oszołomscy koledzy wielokrotnie już rozpisywali się na ten temat. Ja się nie rozpiszę - co więcej, nie uronię ni kropli więcej wirtualnego atramentu na osobę Bronisława Geremka, gdyż uważam, że są setki Polaków dużo bardziej zasługujących na taka uwagę.
Jednym z nich jest zapominany przez współczesne środowiska polskiej kultury Zbigniew Herbert. Ten epigon pokolenia Kolumbów roku 1920, zaliczany do grona poetów współczesnych tylko dlatego, że wolał od pisania w kolaboracji z komunistami nie pisać w ogóle, a zarazem gorliwy antykomunista i zwolennik lustracji, może być wzorem polskiego patrioty zagubionego w rzeczywistości PRL a potem III RP, który nigdy nie zgodził się na żaden kompromis moralny i na zawsze pozostał wierny swoim zasadom.
Zasadom, które mogą stać się nowym drogowskazem dla młodego pokolenia polskich obywateli, których nikt nie nauczył co to tak naprawdę znaczy być Polakiem. Polakiem przez duże P śmiało występującym przeciwko polaczkom - ludziom, którzy mają gdzieś imponderabilia a liczą się dla nich jedynie prywatne interesy, pieniądze i układy z kolegami po fachu, z którymi łączy ich marna karykatura prawdziwej solidarności - zmowa milczenia rzezimieszków, oprychów i kacyków politycznych bawiących się na terenie naszej ojczyzny w Cosa Nostrę.
Pozwolę sobie zacytować fragment mojego ulubionego wiersza Zbigniewa Herberta pt. ,,Przesłanie Pana Cogito'':
Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
Czy może być krótszy i jaśniejszy przekaz instruujący Polaka, a ostatecznie każdego człowieka jak żyć, by po latach śmiało spojrzeć w lustro i uśmiechnąć się do samego siebie? Żyć tak, by własne istnienie w ostatecznym rozrachunku okazało się tej egzystencji warte. By nie było jedynie codziennym przetwarzaniem pokarmu na stolec i wiecznym seansem Tańca z gwiazdami. By stało się czymś więcej. Oto przesłanie, jakie przekazuje nam Pan Cogito - maska liryczna stworzona przez Herberta. Wszelkiej maści patrioci mogą jednoczyć się pod tym sztandarem - to nakaz walki o uniwersalia, który każdy z nas nosi w sercu. To wołanie o nonkonformizm, którego tak nam brakuje współcześnie. Nasza wspólnota idei potrzebuje jednoczących nas spójników. I takim spójnikiem może się stać świadectwo Zbigniewa Herberta.
To wspólny mianownik łączący UPRowców z LPRzystami, PiSowców z prawdziwie konserwatywnymi POwcami - fundament, mogący się stać podłożem dla budowania zjednoczonej prawicy w Polsce. To klucz do powszechnego zjednoczenia przeciw relatywistycznej zawierusze. Polska potrzebuje patriotycznego renesansu a prawica potrzebuje wspólnej idei - dlaczego nie sięgamy więc po gotowe zbiory dzieł Zbigniewa Herberta, w których drogowskazów moralnych do zagospodarowania jest aż nadto?
Jakże blado wypadają przy opisywanym poecie, lansowane dziś w mediach, tak zwane ,,autorytety moralne''. To życiorys Herberta może być pełnoprawnie nazwany wspaniałym, to na nim możemy bez obaw się wzorować i z jego dzieł brać lekcje. To twórca Pana Cogito może być nazwany autorytetem, a wylansowani na fali III RP kuglarze conajwyżej autorytetkami. Karykaturami prawdziwych autorytetów sprzed lat, których jednym z ostatnich spadkobierców był opisywany poeta.
Moją intencją było zderzenie prawdziwego autorytetu z autorytetem iluzorycznym. Każdy sam wyciągnie wnioski z tego porównania. Dla mnie są one jasne. W świetle tych wniosków jasne jest dla mnie również, jak odnosić się do wpychania na ołtarze czci ludzi tego niegodnych. Śmierć nie powinna wpływać na ocenę człowieka - nie uszlachetnia ona nikogo, bo spotka każdego. Nie daje nam także prawa do wybaczania złych uczynków z przeszłości, bo, odwołując się ponownie do słów Pana Cogito
zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie.
Nie w Twojej mocy, redaktorze popularnej gazety, dziennikarzu telewizji o dużej wartości rynkowej, czy całkowicie pozbawiony narodowej tożsamości chłopcze z imprezy techno, płaczący dziś nad grobem ,,Wielkiego Polaka'', który w czasach głębokiego stalinizmu bez oporów podążał na spotkania PZPR. Fakty nie pozwalają na okazanie czci owemu fałszywemu bożkowi, jednemu z wielu kreowanych dziś przez postępowe środowiska. Są jednak tacy, których możemy śmiało nazwać autorytetami. I dopóki nie strącimy z piedestału niesłusznie tam wyniesionych, zastępując ich tymi prawdziwie wielkimi postaciami, doputy nie będzie prawdy w naszej opinii publicznej. Doputy nie odrodzi się prawdziwa polska tożsamość.
2008-07-15
Drogi Bronisław a Pan Cogito
Posted by Jaku at 17:44
Labels: Bronisław Geremek, kłamstwo, Zbigniew Herbert
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 comments:
Prześlij komentarz