Ostatnimi czasy na Niepoprawnych przewinęło się wiele dyskusji dotyczących obecnego biurokratycznego państwa. Pojawiło się również wiele nawiązań. Jednym z ciekawszych było powołanie się na książkę Limes inferior Janusza Zajdla. Ten klasyk fantastyki społecznej doszedł tam do zaskakującej konkluzji. Państwo biurokratyczne nie musi być wcale dziełem tendencji wewnętrznych. Nie musi tutaj działać typowy mechanizm zapadkowy typowy dla rozwoju socjalizmu. Możemy mieć tutaj do czynienia z czynnikami zewnętrznymi, które prowadzą do budowy coraz bardziej totalistycznego biurokratycznego państwa. Taka konkluzja wydaje się wręcz zadziwiająca. Z jednej strony pokazuje to, co wspomniałem wyżej. Biurokratyzm, socjalizm, etatyzm et consortes nie muszą powstawać w wyniku swoistego domina. Mogą się tutaj dołączać - kamień wywołujący lawinę jednak gdzieś jest. Z drugiej strony ktoś może powiedzieć, że chyba dobrze, iż pewne rzeczy są państwowe. Będzie sugerować, że właśnie wtedy nie będzie zewnętrznych zagrożeń. Wówczas nikt nam nie zaprzestanie wydobycia węgla, wytapiania stali, wytwarzania prądu, hydrometalurgii miedzi itd. Czy takie rozumowanie jest poprawne?
W nawiązaniu do tych wszystkich dyskusji postanowiłem napisać większy tekst, który stanowiłby podsumowanie tego sposobu rozumowania. Należy się bowiem zastanowić nad sterownością państwa jako takiego. Jakim państwem łatwiej się rządzi, czy takim które jest proste, twarde i skuteczne (doktryna prawicowa) czy może takim z gigantycznym aparatem biurokratycznym oraz państwową własnością (etatystyczno-lewicowe koncepcje państwa)?
Wystarczy tutaj wykonać prosty eksperyment myślowy. Państwo wedle wykładni etatystyczno-lewicowej ma prowadzić w jakimś tam stopniu działalność gospodarczą, zajmować się edukacją, służbą zdrowia, ubezpieczeniami, opieką społeczną. Z tym wszystkim wiąże się ogromna ilość biurokracji. Żeby na przykład nadzorować wydobycie i przerób miedzi - nie ważne już jaką metodą - w odpowiednim państwowym przedsiębiorstwie (exemplum KGHM), potrzebni są pewni urzędnicy. Tak samo jest z wyrobem okrętów czy wytwarzaniem prądu elektrycznego. Inne przypadki są o wiele bardziej oczywiste. Skoro mamy państwową edukację, wiadomo, że musi istnieć kuratoria, odpowiedni resort, który by się tymi sprawami zajmować. Państwowa służba zdrowia również generuje podobne problemy - też trzeba powoływać ministerstwo, którego jedynym celem istnienia jest redystrybucja. W przypadku ubezpieczeń i opieki społecznej też generuje się całą masę biurokratów. Powstaje również samodzielny resort, który w naszym konkretnym przypadku nazywa się Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej. Z jakimi problemami się takie państwo zetknie? Przyznało sobie ono dużo funkcji, trzyma zatem dziesięć srok za ogon. Pojawia się zatem pytania, na co przeznaczać najwięcej pieniędzy? Czy na armię i policję, czy może na to, żeby ludzie byli zdrowi, ubezpieczeni i wyedukowani? Czy może wybudować kilka kopalni, hut, stoczni? No i pojawia się problem. Państwo inwestuje w jedne dziedziny, zaniedbując drugie. Kończy się tak, że upośledzone zostaje zapewnianie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego, wobec czego państwo traci możliwości obrony. Dochodzą tutaj jeszcze dodatkowe czynniki. Ilość biurokracji ulega przyrostowi wręcz geometrycznemu. Państwowe przedsiębiorstwa przynoszą miliardowe długi. Państwo zatem musi zwiększać wydatki nie związane w ogóle z jego bezpieczeństwem, natomiast pokrywające się z fantasmagoriami biurokratycznej władzy. A to trzeba oddłużyć jakieś przedsiębiorstwo, którego państwo jest wyłącznym właścicielem albo głównym udziałowcem. A to nauczycielom lub pielęgniarkom dać. Możliwe, że przyjadą jacyś związkowcy do stolicy, którzy uznają, iż im też się coś należy.
Na przeciwnych antypodach mamy państwo według wykładni prawicowej, w którym biurokracja została zredukowana do niezbędnego minimum. Ten organizm państwowy praktycznie wszystkie swoje przychody poświęca na bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne jak również na podstawową infrastrukturę. Wszystkie przedsiębiorstwa są w nim prywatne. Tak samo jest ze szkołami, szpitalami, ubezpieczalniami, opieką społeczną. Ministerstw jest tylko parę, a nie koło dwudziestu. Podatków jest niewiele i zostały maksymalnie uproszczone.
Teraz przejdźmy ad rem. Które państwo wobec tego jest silniejsze? Wszystko wskazuje, że to drugie. Taki biurokratyczny moloch jest bowiem kolosem na glinianych nogach, który w końcu zawali się pod swoim ciężarem. Jeżeli to nastąpi, to oznaczać będzie totalny kataklizm.
Czym zatem powinno być zainteresowane państwo? Biurokrację, etatyzm i socjalizm u siebie należy ograniczyć jak się tylko da. U innych należy takie tendencje wspierać, ponieważ sprowadzą na nich szereg problemów. Państwo nie będzie mogło się skupić na najważniejszym, czyli prowadzeniu Realpolitik, tylko zacznie zajmować się polityką gospodarczą czy przemysłową, społeczną. Sprawy międzynarodowe, utrzymanie armii, dbanie o to, żeby się obce wywiady nie panoszyły... to wszystko zejdzie na dalszy plan. Ujawni się tutaj paradoks trzymania srok za ogon. Takie państwo siłą rzeczy zacznie zmierzać do upadku, o ile kurs w kierunku większej ilości socjalizmu nie zostanie tam w odpowiednim momencie powstrzymany. Kolaps jest bowiem tutaj nieunikniony.
Ktoś może powiedzieć, że scenariusz z Limes inferior to taka sobie bajeczka. Wystarczy spojrzeć na UE, żeby się przekonać, że niekoniecznie. Jeżeli rację mieli Golicyn i Bukowski, to oznacza, że Zajdel był większym wizjonerem niż nam się może wydawać. Po co bowiem te wszystkie absurdalne regulacje, których nie ma gdzie indziej na świecie? Komuś musi bardzo zależeć na tym, żeby Europę zdegradować do roli podrzędnego pariasa. Najgorsze w tym wszystkim, że nasi quislingowcy zapędzili nas do tego kołchozu...
Państwo ograniczone w swojej strukturze do bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrzego oraz podstawowej infrastruktury stanowi zatem jedyne rozsądne wyjście. Jeżeli państwo chce być solidne, musi być bogate tym, co mają jego obywatele, a nie tym, co samo posiada. Socjalizm, etatyzm... to drogi ku przepaści.
2009-09-13
Jeszcze raz "Limes inferior"
Posted by Kirker at 23:31
Labels: biurokracja, etatyzm, lewaki, Limes inferior, państwo, quislingowcy, socjalizm
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 comments:
Federacja kanadyjska pozostawila sporo wladzy prowincjom. Dzieki temu mozna obserwowac rownolegle rozne formy wlasnosci.
Ubezpieczenia samochodow sa obsugiwane przez panstwo (prowincje) w Albercie, w reszcie kraju panuje wolna konkurencja molochow ubezpieczeniowych. W Albercie jakos tam ograniczono wysokosc odszkodowan z tytulu odpowiedzialnosci cywilnej i podstawowa skladka to okolo 500 dolarow rocznie. W innych prowincjach ta sama przyjemnosc kosztuje od 800 do nawet 2500 dolarow rocznie.
Energetyka - siec plus elektrownie w Ontario jest w duzej mierze panstwowa ze znacznymi elementami wlasnosci prywatnej. Dzieki panstwowemu udzialowi prowincja utrzymuje konkurencyjne ceny pradu uwazajac slusznie, ze przyciaga to do prowincji wiecej zakladow przemyslowych. Bylo sporo glosow krytykujacych wysokosc kontraktow managerskich w Ontario Hydro, system energetyczny dziala jednak bez zarzutu.
W Nowej Szkocji sprywatyzowano system enrgetyczny, prowincja kontroluje jednak ceny pradu (negocjacje z producentem). Skutkiem tego sa powazne zaniedbania w konserwacji sieci i byle mocniejszy wiatr lub wiekszy snieg lamie drewniane slupy badz wykreca stalowe, powodujac przerwy w dostawie pradu od kilkunastu godzin do kilku(nastu) dni. Przemysl w Nowej Szkocji jest sladowy, cierpia glownie mieszkancy.
Nie pisze o tym by udowadniac wyzszosc wlasnosci panstwowej. Generalnie im mniej panstwa tym lepiej. Mysle rowniez, ze im mniej doktrynerstwa w zarzadzaniu panstwem tym lepiej. Dobre rozwiazania najczesciej nie wynikaja z doktryn politycznych czy gospodarczych. Przynajmniej w Ameryce, bo Europa, jaka jest kazdy widzi.
to ja mam takie pytanie: to jak skonstruowane jest tam prawo energetyczne?
Wracając jeszcze do energetyki. Przecież to lepiej, gdy jest prywatne. Wyobraźmy sobie, że państwo rozwija na przykład cywilny program energetyki jądrowej. Jakiś silniejszy sąsiad wyczuwa, że ktoś chce mieć atomówkę. Co mu zatem robi? Bombarduje instalacje. Za to wszystko zapłacił podatnik. W sytuacji, gdyby ten sektor był prywatny nie byłoby takich problemów. Poza tym państwowe monopole lubią nabijać ceny. Proponowałbym również zniesienie koncesjonowania energetyki w małej skali. Jeżeli chłop chce sobie wiatrak na polu postawić, to niech stawia i produkuje prąd... więcej ten prąd musi wysłać do elektrowni, takie są przepisy w Polsce.
Z ubezpieczeniami jest taki problem, że są licencjonowane. Gdyby zlikwidować licencje w tej dziedzinie, pewne rzeczy skończyłyby się. A ewentualnych Grobelnych też można by ścigać - przecież podpisuje się umowę. Jeżeli usługodawca jej nie przestrzega, to bierze się go za tyłek.
Poza tym mój wpis odnosił się nie tylko do gospodarki. Postawiłem pytanie ogólnie o sterowność państwa w zależności od jego modelu. Moim zdaniem państwo, które zajmuje się armią, policją, sądami, służbami wywiadowczymi oraz podstawową infrastrukturą, nie ingeruje bezpośrednio w gospodarkę, będzie solidniejsze niż obecny rozbudowany socjalistyczny moloch.
pozdrawiam
Prześlij komentarz