2008-04-06

Europa Środkowo- Wschodnia i ryby głosu nie mają

(kt)W świat wysłana została wiadomość, że na szczycie NATO w Bukareszcie, na którym politycy krajów członkowskich mieli zdecydować o przyszłym rozszerzeniu Sojuszu, minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski, zachowując się agresywnie, forsował pomysł przyłączenia do Paktu Północnoatlantyckiego sąsiada Polski - Ukrainy oraz Gruzji. I chwała mu za to. O ile to rzeczywiście on odegrał w tej sprawie główną rolę.

Nasz minister od moskiewskich ukłonów, wobec sprzeciwu Niemiec i Francji w kwestii przyjęcia do Sojuszu wyżej wymienionych krajów, wykazał się podobno postawą nonkonformistyczną (Radek w końcu się postawił - piwa mu) i walczył o rozszerzenie Sojuszu najostrzej ze wszystkich. Razem z innymi politykami państw nowej Unii, bronił on ponoć swego stanowiska tak twardo, że wg. Sueddeutsche Zeitung, kanclerz RFN Angela Merkel była wręcz "fizycznie" naciskana, by zmieniła zdanie w sprawie Ukrainy i Gruzji. Co to za naciski i czy podlegają one pod jakiś paragraf gazeta nie podaje.

Lecz sprawa nie jest taka jasna, bo obecny na spotkaniu minister spraw zagranicznych Czech - pan Karel Schwarzenberg, twierdzi, iż największą rolę w obronie wspomnianego rozwiązania, miał prezydent RP Lech Kaczyński. Według niego to tylko dzięki naszemu prezydentowi Gruzja i Ukraina uzyskały deklarację NATO o woli przyjęcia owych państw do Sojuszu.

Jakkolwiek by nie było - czy w rzeczywistości przeciwstawił się bardziej Radek, czy sam Lech, czy zadziałali oni wspólnie, ważne jest jedno - otóż Francja i Niemcy poczuły się zaatakowane. No bo jak to, cała Europa Środkowa, na czele z Polską, śmie nie zgadzać się z ich stanowiskiem i jeszcze twardo obstaje przy swoim? Rzecz niesłychana. Kraje będące jedynie kartami przetargowymi w negocjacjach dyplomatycznych silnych państw tej części świata znów przegapiły moment, w którym powinny siedzieć cicho.

Postawa partnerów Moskwy jest zrozumiała, w interesie Federacji Rosyjskiej jest, aby Gruzja i Ukraina, kraje tradycyjnie znajdujące się w jej strefie wpływów, nadal w tej strefie pozostały. Francja i Niemcy widocznie podzielają i ten ruski pogląd, tak uporczywie broniąc się przed rozszerzaniem NATO na wschód. Kiedy Rosja grozi rakietami, piętnuje europejską politykę zagraniczną i Bóg wie co jeszcze, to taki styl negocjacji jest do zaakceptowania, bo interes tego państwa jest zbieżny z interesem Angeli Merkel oraz, jak widać, Nicolasa Sarkozy'ego. Interes państw takich jak Polska, Czechy czy Ukraina, nie mówiąc o Gruzji, nigdy nie był i nie będzie z nim zgodny. Moim zdaniem fakt ów wynika co najmniej ze złej kalkulacji geopolitycznej Niemiec i Francji, żeby wprost nie oskarżyć tych krajów o jawne działanie na rzecz Wielkiego Brata znad Wołgi. Stąd też histeryczna i emocjonalna reakcja niemieckiej gazety, oceniająca obronę racji stanu państw Europy Środkowo-Wschodniej jako działanie agresywne.

Drogie niemieckie media, nie kłopoczcie się tak o swych przywódców. Gdyby Angela Merkel nie potrafiła sobie radzić w ciężkich warunkach psychicznych panujących podczas międzynarodowych negocjacji, już dawno wycofałaby się z wielkiej polityki. Jeśli rzeczywiście, sprawa powszechnie spotykana w rozmowach międzypaństwowych, jaką jest twarda postawa negocjujących, jest dla pani Kanclerz problemem i sprawia jej cierpienie, to niech da sobie ona spokój z polityką i pobiegnie do misia Knuta na pieszczoty.

Po raz kolejny należy przypomnieć, że kraje obstające za przyjęciem Ukrainy i Gruzji do NATO, mają prawo do własnego stanowiska, w tej i każdej innej sprawie. Humory Rosji nie mają tu nic do rzeczy, bo jest to sprawa wewnętrzna Sojuszu. Nie dzielmy sojuszników na ważniejszych i mniej ważnych - halo, w UE/NATO/Europie mamy podobno demokrację.

Natomiast postawa prezydenta i domniemane działania Sikorskiego zasługują na pochwałę. Umacniają one jedność państw Europy Wschodniej i dają nadzieję na pogłębienie sojuszu politycznego znajdujących się na jej terenie państw a ostatecznie mogą doprowadzić do zabezpieczenia przed zakusami Rosji. Między Niemcami, Austrią i Włochami a terenami byłego ZSRS nie ma ziemi niczyjej. Istnieją tu dobrze kooperujące ośrodki polityczne, połączone wspólną racją stanu. Nie pozwólmy o tym nikomu zapomnieć.

0 comments: