(kt) Śledząc kolejne doniesienia dotyczące rzekomych przestępstw byłego Ministra Sprawiedliwości - Zbigniewa Ziobry - nie można odnieść wrażenia, że sławny obrońca przestępców III RP - obecny minister Ćwiakalski - dalej występuje w ich obronie, szukając ile się da i jak się da haków na byłego Ministra Sprawiedliwości, znanego przecież z bezwzględnej postawy wobec tychże przestępców. Błyskawicznie nasuwa się refleksja, że mamy tutaj do czynienia z następującą metodologią postępowania - najlepiej zniszczyć wroga, zagrażającego interesom różnych mafijek, wymierzając w samego "śledczego". Najlepiej dać do zrozumienia: "Takiś uczciwy? Takiś prawy i moralny? No popatrz, a my tu mamy na ciebie kwity!". Skąd my to znamy? Przecież to typowe lewackie odwracanie "kota ogonem".
Nikt nie chce wierzyć w kolejne oskarżenia ministra Ćwiąkalskiego, bo zaraz po jego irracjonalnych zarzutach, prawda wypływa na wierzch. Okazuje się, że Ćwiąkalski albo kłamie, albo wykazuje się niezwykłym dyletantyzmem i grzeszy naiwnością blondynki (choć on sam ma trzy włosy na krzyż).
Najpierw zarzucał Ziobrze, że przyniósł nie ten dyktafon, potem, że uszkodził służbowy laptop, a teraz, że niszczy dokumenty. Każde kolejne wydarzenie zaprzecza zarzutom obecnego ministra. Natomiast Zbigniew Ziobro świetnie się broni. Broni się świetnie, bo mówi prawdę i jest bardzo przekonywujący.
Okazuje się, że były minister przyznaje się do uszkodzenia komputera, ale nie celowego. Sprzęt uległ uszkodzeniu na przełomie 2006 i 2007 roku podczas przenosin w budynku resortu. Zeznania Ziobry potwierdzają dotychczasowe oględziny i wczorajsze wydarzenia. Rzeczywiście "Pękła tylna obudowa, ale laptop działał." Zresztą wszystkie te wydarzenia są do udowodnienia, gdyż sam minister Ziobro zgłosił ten fakt do dyrektora generalnego i poprosił jednocześnie o nowy sprzęt. O wydarzeniu tym (zgłoszenie przez ministra uszkodzenia laptopa) wiadomo także z okresu, kiedy odchodził z resortu i musiał zdać komputer. Minister Ziobro sam chciał pokryć koszty uszkodzenia. Wtedy, jak okazuje się z jego relacji: "Urzędnicy (...) sugerowali, że dyrektor uznaniowo może orzec, iż uszkodzenie było nieumyślne i nie trzeba za to płacić z prywatnej kieszeni."
Druga sprawa - powody usunięcia przez odchodzącego ministra danych z komputera.
Z. Ziobro bardzo przekonywująco wyjaśnia. Wydaje się być rzeczą oczywistą, że zdanie do magazynu komputera z nieskasowanymi informacjami, objętymi tajemnicą państwową ,byłoby zbyt ryzykownym i niezgodnym z prawem. Wiadomo to, w czyje ręce trafiłby później ten sam komputer?
Ziorbo tłumaczy: "W tym laptopie robiłem notatki w sprawach objętych tajemnicą. Zgodnie z prawem, kiedy przestałem być ministrem, nie mogłem dopuścić do sytuacji, że takie zapisy dostaną się w niepowołane ręce. Zdany komputer trafia bowiem na tzw. skład resortu i może zostać przydzielony innej osobie, np. przysłowiowej pani Ani z działu finansowego. A ona może go zabrać do domu, bo chce popracować po godzinach. Ktoś sprzęt jej ukradnie i tajne informacje wyciekną. Gdybym nie zarządził czyszczenia dysku, to ja złamałbym prawo, i to wtedy mnie czekałyby prawdziwe zarzuty".
Zarzuty Ćwiąkalskiego, że Ziobro celowo uderzał młotkiem w laptopa są po prostu śmieszne, a fakt ten raczej przemawia za tym, iż to sam min. Ćwiąkalski dopuszczał się takich czynów, a może sam tak doradzał jako obrońca swoich klientów.
No comants. Wg mnie Ćwiąkalski, to "druga Pitera", albo facet, który wciąz pracuje na rzecz swej dawnej klienteli. Albo? Albo paranoik, bo przypisuje Ziobrze niestworzone rzeczy?
P.S.
Ciekawa jestem, co na to Jacek Santorski, który w zeszłym roku w "Dzienniku"twierdził, że min. Ziobro wykazuje reakcje paranoidalne. I kto tu te cechy w końcu wykazuje? Czemu Santorski nie zabiera głosu w sprawie obecnego Ministra Sprawiedliwości?
0 comments:
Prześlij komentarz