2008-02-11

Kiedy w MEN-ie będą kompetentni ludzie?

(kt) Nigdy w Ministerstwie Edukacji Narodowej nie było kompetentnych ludzi!To zazwyczaj byli ludzie, którzy bladego pojęcia nie mieli nt. oświaty, edukacji i wychowania!

Co ma wspólnego z kompetencją obecna minister Hall? Przecież ona nie jest PEDAGOGIEM! To wyłącznie matematyczka! Zielonego pojęcia nie ma o wychowaniu i dydaktyce! Matematyków w ogóle nie uczy się i nie uczyło na studiach szczegółowo pedagogiki, psychologii, dydaktyki, czy podstaw metodyki prowadzenia przedmiotu. No, chyba że kończyli jakieś pseudokursiki, których łączna ilość godzin nigdy nie była równa liczbie godzin na kierunkach pedagogicznych, choćby takich, jak: pedagogika specjalna, pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna.

Obawiam się, że ta pani będzie jeszcze gorsza od min. Handkego, który wprowadził nieprawdopodobny bałagan i chaos do szkolnictwa. O ile zintegrowane kształcenie na poziomie klas I-III SP jeszcze jakoś ma sens, to wprowadzenie na II etapie kształcenia SP nauczania blokowego oraz utworzenie gimnazjów, było nieprawdopodobną głupotą.

Teraz min. Hall chce poważnie okroić przedmioty humanistyczne w liceach ogólnokształcących. Chce wypuszczać ludzi o wąskiej specjalności z klapkami na oczach. Kto to widział rezygnować np. z historii. A to niby dlaczego przyszły lekarz, czy matematyk ma nie znać historii Polski? Co chce w ten sposób osiągnąć p.Hall - wypuścić w świat kolejnych ograniczonych WYKSZTAŁCIUCHÓW?

Kiedy ja kształciłam się, nie było jeszcze mowy o reformie Handkego; historię, matematykę itp. miałam do samego końca, czyli do IV kl. LO. Byłam w klasie o profilu ogólnokształącym, ciągnęłam równolegle dwie szkoły (+ Szkoła Muzyczna II st.)i jakoś sobie poradziłam; nie narzekam. Tak nas maglowano np. z matematyki, że później pomagałam sister do matury, która była w klasie o profilu matematycznym. Historyczka była tak wymagającą osobą, że przewidziane podstawami programowymi podręczniki były niewystarczające; trzeba było czytać opasłe tomiska książek przeznaczonych dla studentów historii; systematycznie musiałam czytać pismo "II Wojna Światowa". Podobnie było z biologią (też nie wystarczył podręcznik dla uczniów LO). Nie żałuję tego; w dalszym ciągu wykorzystuję swoje doświadczenia z LO w obecnej pracy.

Uśmiałam się, jak rozmawiałam z moim szwagrem - absolwentem technikum i politechniki, że naukę historii zakończył na szczeblu podstawowym. Sam przyznał się, że już niewiele pamięta z tego, co się uczył. Dziwić się więc, że "świetnie" rozumie i analizuje wydarzenia obecne w naszym kraju i popiera PO??? Jak informatyk może podejmować słuszne decyzje w trakcie głosowania na kandydatów do rządu, jak w ogóle nie rozumie i nie czuje historii, a co zatem idzie polityki?

Efekty reformy Handkego są porażające. Już kiedyś wspominałam tu nt. badań, prowadzonych przez moją znajomą- dr psychologii, która mierzyła IQ absolwentów LO sprzed reformy Handkego i IQ młodzieży licealnej po wprowadzeniu tejże reformy. Podobno wyniki były niesamowicie różne, na niekorzyść tych drugich.

Sama pracuję z młodzieżą i przeraża mnie zarówno ich poziom elementarnych umiejętności z zakresu warsztatu pisarskiego (b. poważne trudności w samodzielnym pisaniu, skleceniu kilku zdań, nagminne błędy ortograficzne i stylistyczne, nagminne plagiatowanie cudzych prac, głównie przepisywanych z internetu),że nie wspomnę o elementarnych umiejętnościach matematycznych, które są niezbędne do obliczeń statystycznych w pracy mgr. Kto by pomyślał, że o.m.c. pani mgr nie będzie w stanie obliczyć procentów; a już żeby pojęła wzory statystyczne i umiejętnie je dobrała do swoich badań - lepiej nie mówić. Na studiach dosłownie są cielęta, a nie ludzie o IQ powyżej przeciętnej. I to nie jest zdanie wyłącznie pedagogów, lecz również psychologów, którzy wykładają na różnych kierunkach humanistycznych.

Prof. Legutko? Z całym szacunkiem. Owszem, w wielu przypadkach zgadzałam się z jego poglądami, koncepcjami itp.,ale jednego nie mogłam mu wybaczyć, że tak deprecjonował psychologów, podczas gdy to oni powinni znaleźć się m.in. w MEN-ie.

Moim zadaniem, ekipę ministerstwa edukacji powinni tworzyć ludzi z solidnym przygotowaniem pedagogicznym i psychologicznym oraz z dużą - co najmniej 10 letnią -praktyką pracy w szkolnictwie na wszystkich szczeblach, kończąc na pracy w uczelni. Niezwykle ważne jest, by wszelkie projekty Ministerstwa Edukacji opierały się na solidnej wiedzy psychologicznej (zwł. psychologii rozwojowej, klinicznej) i NEUROFIZJOLOGICZNEJ. Nie powinno się zapominać, by rozwój młodego człowieka stymulować wszechstronnie, że szkoły mają wypuszczać w świat jednostki rozwinięte harmonijnie, że człowiek ma stanowić jedność duchowopsychosomatyczną. Należy uczyć człowieka nie tylko myślenia, ale także kreatywności, dbać o rozwój jego wyobraźni, ale i o sferę emocjonalno - społeczną.

Reasumując, w Ministerstwie Edukacji powinien zasiadać cały sztab ludzi różnych specjalności - pedagogów, psychologów, a nawet lekarzy, no i oczywiście filozofów i etyków. Minister Hall? Śmiechu warte, tak jak to było w przypadku Łybackiej, czy Handkego i innych.

P.S.

Powyższy wpis ma charakter komentarza spontanicznego i emocjonalnego, gdyż pisałam go wczoraj "na żywca" w blogu u Pawła Paliwody. Zresztą cóż się dziwić, że ma charakter emocjonalny, skoro prawie każdemu pedagogowi scyzoryk w kieszeni otwiera się, gdy tylko pomyśli, że będzie pracować z młodzieżą już nie z IQ w normie, lecz ponieżej przeciętnej. Kolejni ministrowie odpowiedzialni są znaczny spadek kondycji intelektualnej współczesnej młodzieży, co działa degradująco i demoralizująco nie tylko na młodych ludzi, ale i na samych nauczycieli i wykładowców. Kolejni ministrowie zawieszają u szyi nauczycieli wór z kamieniami, aby bezkształtne masy ogłupiałej młodzieży pociągały ich ze sobą na DNO.

Dlatego też wszyscy nauczyciele, pedagodzy, wykładowcy akademiccy powinni zebrać szyki, zintegrować się i postawić zdecydowaną GRANICĘ - NIE - projektom obecnej Minister Edukacji.

2 comments:

Unknown pisze...

Ten kierunek "rozwoju" edukacji jest znamienny dla lewackiej UE, a USA w szczególności. Nie wiem czy sposób takiego działania, nie ma czasem związku z globalnymi założeniami kast, lub kasty rządzącej. Nie wiem dlaczego, ale tak mi się ten trend kojarzy. Myślę że co poniektórzy, interesujący się zmianami geopolitycznymi, zwrócą uwagę na to, że NWO (New World Order), właśnie do tego zmierza. Czyli miedzy innymi sprowadzenia społeczeństw, do ciemnej masy, bez poglądów, wiedzy o historii, polityce. Oderwanie of korzeni, jakimi jest ojczyzna, naród. Bezwolna masa ludzka podporządkowana rządzącym. Czyli siła robocza, a w zasadzie niewolnicy kontrolowani przez wszczepione chipy. Te zmiany zachodzą powoli i bardzo dyskretnie, ale zdecydowanie. Temat jest bardzo rozległy, bo działania te odbywają się w różnych dziedzinach życia i pozornie są niezwiązane ze sobą, ale uważnie śledząc różne doniesienia, odnoszę wrażenie że układają się w spójną i logiczną całość. Lobby które za wszelką cenę forsowało przyłączenie Polski do UE, jako cel miało i ma nadal wyzbycie całej Europy z poczucia państwowości i oderwania od korzeni, zwłaszcza chrześcijańskich. Zastanawia mnie od jakiegoś czasu, dlaczego UE nagle tak przyśpieszyła w przyjmowaniu nowych państw. Już jakby kryteria się liberalizują i praktycznie za chwile będą przyjmować wszystkich. Dużo można by pisać o tym, jednak wracając do naszego szkolnictwa i ludzi kierujących MEN, to myślę że oni wszyscy wpisują się doskonale w ten scenariusz. I myślę że właśnie z tego co napisałem wynika, taki a nie inny poziom edukacji w Polsce. Jest to realizowany plan przez wiele kolejnych ekip, niezależnie od opcji politycznej.

Unknown pisze...

Uzupełnienie:

Minister nauki chce tworzyć w Polsce elitarne uczelnie. Najlepsze dostaną ekstra pieniądze na rozwój badań i wykłady światowych sław. Pozostałe spadną do roli szkół dla magistrów

Okręty flagowe - tak minister Barbara Kudrycka nazywa przyszłych liderów polskiego szkolnictwa wyższego. Ilu ich będzie? Na razie nie wiadomo. Ale może tylko jeden albo dwa kierunki na jakiejś uczelni zostaną zdobędą taką pozycję.

Swój projekt prof. Kudrycka zamierza przedstawić rządowi do końca marca. - Chcemy gonić intelektualną i technologiczną konkurencję w Europie i na świecie? To musimy dofinansować najlepszych - mówi "Gazecie".

Do uczelni flagowych mają popłynąć duże pieniądze z budżetu i funduszy unijnych (z UE mamy na uczelnie 4 mld euro) - na zatrudnianie naukowych sław z całego świata, na laboratoria badawcze. Do tych szkół Kudrycka chce ściągnąć także polskich naukowców z PAN. Mieliby - za ekstra wynagrodzenie - prowadzić najlepsze seminaria doktoranckie w kraju.

Pozostałe uczelnie będą miały głównie zadania edukacyjne. I niekoniecznie dostaną takie same pieniądze na utrzymanie jak teraz.

- W Polsce jest prawie 500 uczelni i większość chce prowadzić prace badawcze - chwali projekt Michał Kleiber, prezes PAN. - W USA tylko 150 uczelni prowadzi badania naukowe, kilka tysięcy innych zajmuje się przede wszystkim dydaktyką. Jeśli więc mamy ambicję dać szansę rozwoju najwybitniejszym umysłom, musimy stworzyć wyjątkowe warunki tylko wybranym instytucjom. Inaczej rozpraszamy i tak małe pieniądze na naukę.

Zdaniem Kleibera flagowych uczelni czy kierunków może być najwyżej kilkanaście, w różnych dziedzinach. O przywileje powinny walczyć w konkursach i nie miałyby gwarancji, że je zachowają na zawsze.

Edmund Wittbrodt, minister edukacji w rządzie Buzka, dziś senator PO, kompletuje właśnie radę ds. innowacji i nowych technologii przy premierze: - Pomysł ma szansę powodzenia. Mamy za mało pieniędzy na badania i edukację wyższą, a biednego nie stać na kupno rzeczy słabych. Lepiej więc dofinansować mniej, za to lepszych.

Nad szczegółami projektu pracuje 10-osobowy zespół ds. reformy szkolnictwa wyższego powołany kilka dni temu przez min. Kudrycką.

Studia jednak płatne?

Kudrycka potwierdziła "Gazecie", że chce wprowadzić współpłacenie studentów za darmowe do tej pory studia dzienne w uczelniach publicznych:

- Najlepszy byłby system, w którym część kosztów studiowania ponosi państwo, a część student. Z założeniem jednak, że ci, którzy potrzebują pomocy państwa, ją dostaną. Mam na myśli stypendia socjalne i naukowe. Na strategicznych kierunkach odpłatność byłaby znacznie niższa.

Popiera to Wittbrodt: - Teraz i tak większość płaci, i to wcale nie najzamożniejsi. Studenci powinni pokrywać część kosztów studiów, ale może dopiero po pierwszym roku, a na kluczowych kierunkach płacić trochę mniej. Oczywiście przy dobrze rozwiniętym systemie stypendialnym.

Za studia płaci teraz 1,3 mln studentów. Około 700 tys. studiuje za darmo. Przeciwko płaceniu za studia są PiS i LiD, a także prezydent Lech Kaczyński.

- Mówić o darmowych studiach w Polsce to fikcja i hipokryzja, bo i tak większość studentów płaci - mówi wiceszef klubu PO Jarosław Gowin. - Ale nie sądzę, by Platforma zajmowała sobie głowę projektami, które prezydent na pewno zawetuje.

Źródło: Gazeta Wyborcza
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,4926663.html