Niedawny szok i zdziwienie Premiera RP wywołane zapowiedziami państw strefy Euro o wypuszczeniu wspólnych papierów wartościowych mają swe źródło w głębokim niezrozumieniu funkcjonowania polityki - wspólnej cesze całej obecnie nam panującej Rady Ministrów.
Oczywistym jest, że państwa strefy euro będą dążyły do obrony własnej waluty, a nie złotówki. Patrząc szerzej, oczywiste jest też, że solidarność państw Unii Europejskiej kończy się tam, gdzie zaczynają się partykularne interesy państw członkowskich. Faktem jest więc, że solidarność w Europie to fikcja i jest możliwa jedynie w warunkach zgodności interesów wszystkich państw UE. Szok, zdziwienie, a wręcz żal wyczuwalne w Donaldzie Tusku biorą się z przykrego faktu, że nasz premier żyje w świecie opowiadań i baśni o wielkiej europejskiej rodzinie trzymającej się za rączki i tańczącej w koło do melodii ,,Ody do radości''.
W okresie międzywojennym mieliśmy wojne celną z Niemcami, zdradę sojuszu ze strony Francji (wobec propozycji prewencyjnego ataku na Rzeszę), kolejną zdradę przy udziale Francji oraz Wielkiej Brytanii (,,dziwna wojna'') oraz złamanie traktatu o przyjaźni polsko-radzieckiej 17 września 1939. Jeśli ktoś myśli, że od tamtych czasów świat się zmienił, to ma on problem z percepcją wywołany przepojeniem lewackimi frazesami o światowym pokoju i końcu historii. Historia toczy się dalej a światowy pokój jak nie nastał, tak nie nastanie. Czeczenia, Gruzja, Irak - na nic rezolucje ONZ i nieśmiałe przebąkiwania ludzi iluzorycznie stojących na straży pokoju i sprawiedliwości. Prawem międzynarodowym oraz podpisanymi papierkami przejmują się jedynie słabsi - w rzeczywistości o wszystkim decyduje interes w kategoriach siły, a wojna nie jest żadnym kuriozum, lecz jedynie ostatecznym przedłużeniem dyplomacji. Szkoda, że premier Tusk tego nie rozumie.
Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich również nie zaprząta sobie głowy takimi błachostkami, jak oczywiste symptomy dzielenia się Europy na dwa obozy i na szczycie NATO promuje usłużnie strategię dla Sojuszu korzystną dla Zachodniej Europy, nie dla Rzeczpospolitej. Zamiast naciskać na odnowienie coraz luźniejszych związków transatlantyckich ze Stanami Zjednoczonymi, ten lansuję wzmocnienie pozycji Unii Europejskiej w ramach Paktu Północnoatlantyckiego. Tej Europy w której Paryż i Berlin dzielą się wpływami z putinowską Rosją? Jeśli ta wizja zostanie zrealizowana, to możemy ostatecznie pożegnać się z NATO, które jest obecnie ostatnim gwarantem nietykalności Polski ze strony Kremla. A to wszystko dlatego, że na stanowiskach ministerialnych zasiedli wsiowi eksperci bez pojęcia o realnej polityce. Nie spodziewałem się, że w dwa lata będą w stanie tak wiele zepsuć.
Wracając do strefy Euro - patrząc trzeźwo na zapowiadane zagranie państw strefy, możemy dojść do wniosku, że wybrały one najlepsze ich zdaniem rozwiązanie, prowadzące do ograniczenia skutków kryzysu na ich terytorium. Jeśli Polska i inne kraje nowej Unii na tym stracą, to nawet lepiej. Ostatnio zbyt wysoko podnoszą głowy, więc porządny kryzys może na dobre wybić im z główek machanie szabelką. Premier będący mężem stanu myślałby o środkach zaradczych, nie o żebraniu o litość. Premier Tusk już zapowiedział, iż pojedzie ,,przedyskutować'' kwestię niesolidarności w Unii. Państwa zachodnie i tak postąpią zgodnie ze swoim, nie naszym interesem a lamenty i błagania Donka na nic się nie zdadzą.
Panie i Panowie, wracamy na kolana, z których, co najgorsze, możemy przez bardzo długi czas się nie podnieść. Polska marnuje po kolei wszystkie możliwości zabezpieczenia swego interesu w Europie i pozwala osłabiać swoją pozycję na każdym froncie. A premier Tusk i jego rząd nadal porusza się w świecie marzeń sennych i złudzeń. Czy doczekamy się kiedyś pobudki?
Oczywistym jest, że państwa strefy euro będą dążyły do obrony własnej waluty, a nie złotówki. Patrząc szerzej, oczywiste jest też, że solidarność państw Unii Europejskiej kończy się tam, gdzie zaczynają się partykularne interesy państw członkowskich. Faktem jest więc, że solidarność w Europie to fikcja i jest możliwa jedynie w warunkach zgodności interesów wszystkich państw UE. Szok, zdziwienie, a wręcz żal wyczuwalne w Donaldzie Tusku biorą się z przykrego faktu, że nasz premier żyje w świecie opowiadań i baśni o wielkiej europejskiej rodzinie trzymającej się za rączki i tańczącej w koło do melodii ,,Ody do radości''.
W okresie międzywojennym mieliśmy wojne celną z Niemcami, zdradę sojuszu ze strony Francji (wobec propozycji prewencyjnego ataku na Rzeszę), kolejną zdradę przy udziale Francji oraz Wielkiej Brytanii (,,dziwna wojna'') oraz złamanie traktatu o przyjaźni polsko-radzieckiej 17 września 1939. Jeśli ktoś myśli, że od tamtych czasów świat się zmienił, to ma on problem z percepcją wywołany przepojeniem lewackimi frazesami o światowym pokoju i końcu historii. Historia toczy się dalej a światowy pokój jak nie nastał, tak nie nastanie. Czeczenia, Gruzja, Irak - na nic rezolucje ONZ i nieśmiałe przebąkiwania ludzi iluzorycznie stojących na straży pokoju i sprawiedliwości. Prawem międzynarodowym oraz podpisanymi papierkami przejmują się jedynie słabsi - w rzeczywistości o wszystkim decyduje interes w kategoriach siły, a wojna nie jest żadnym kuriozum, lecz jedynie ostatecznym przedłużeniem dyplomacji. Szkoda, że premier Tusk tego nie rozumie.
Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich również nie zaprząta sobie głowy takimi błachostkami, jak oczywiste symptomy dzielenia się Europy na dwa obozy i na szczycie NATO promuje usłużnie strategię dla Sojuszu korzystną dla Zachodniej Europy, nie dla Rzeczpospolitej. Zamiast naciskać na odnowienie coraz luźniejszych związków transatlantyckich ze Stanami Zjednoczonymi, ten lansuję wzmocnienie pozycji Unii Europejskiej w ramach Paktu Północnoatlantyckiego. Tej Europy w której Paryż i Berlin dzielą się wpływami z putinowską Rosją? Jeśli ta wizja zostanie zrealizowana, to możemy ostatecznie pożegnać się z NATO, które jest obecnie ostatnim gwarantem nietykalności Polski ze strony Kremla. A to wszystko dlatego, że na stanowiskach ministerialnych zasiedli wsiowi eksperci bez pojęcia o realnej polityce. Nie spodziewałem się, że w dwa lata będą w stanie tak wiele zepsuć.
Wracając do strefy Euro - patrząc trzeźwo na zapowiadane zagranie państw strefy, możemy dojść do wniosku, że wybrały one najlepsze ich zdaniem rozwiązanie, prowadzące do ograniczenia skutków kryzysu na ich terytorium. Jeśli Polska i inne kraje nowej Unii na tym stracą, to nawet lepiej. Ostatnio zbyt wysoko podnoszą głowy, więc porządny kryzys może na dobre wybić im z główek machanie szabelką. Premier będący mężem stanu myślałby o środkach zaradczych, nie o żebraniu o litość. Premier Tusk już zapowiedział, iż pojedzie ,,przedyskutować'' kwestię niesolidarności w Unii. Państwa zachodnie i tak postąpią zgodnie ze swoim, nie naszym interesem a lamenty i błagania Donka na nic się nie zdadzą.
Panie i Panowie, wracamy na kolana, z których, co najgorsze, możemy przez bardzo długi czas się nie podnieść. Polska marnuje po kolei wszystkie możliwości zabezpieczenia swego interesu w Europie i pozwala osłabiać swoją pozycję na każdym froncie. A premier Tusk i jego rząd nadal porusza się w świecie marzeń sennych i złudzeń. Czy doczekamy się kiedyś pobudki?
0 comments:
Prześlij komentarz