2009-01-27

Urlop premierski na rzecz prezydentury - tego jeszcze nie było

Alleluja! Nareszcie dane nam jest dowiedzieć się za pomocą jakiego cudu (kolejnego) nasz premier sprawi, że funkcja szefa rządu nie będzie mu kolidować z planami objęcia prezydentury. Otóż całkiem prawdopodobne, że na rzecz podjęcia kampanii prezydenckiej Donald Tusk znów weźmie sobie urlop.

Co za wyczucie smaku. Co za finezja. Dzisiaj, tj. we wtorek 27 stycznia szef MSWiA zdradził ów misterny plan dodając, że wysunięcie prezydenckiej kandydatury jaśnie oświeconego Donalda, będzie wspólną decyzją Platformy Obywatelskiej i premiera. Ale po co owijać w bawełnę - przecież dobrze znamy naszego milusińskiego i wiemy, że na pewno skorzysta z kolejnej okazji do odpoczynku od premierostwa, które przecież bardzo męczy, a radości daje niewiele. Szkoda tylko, że tym razem nie będzie czasu na Peru czy Val di Fiemme - niestety trzeba będzie zostać w tej francowatej, zimnej i zachmurzonej Polsce. Na dodatek niewątpliwie będą jakieś wyjazdy, spotkania z fanami...zostanie niewiele czasu na kontemplację sufitu z pozycji leżącej. Ale urlop to urlop - ociec brać? Oczywiście, że brać.

Losy państwa polskiego po raz kolejny zostaną powierzone garstce ludzi odwalających całą pracę za premiera, który w tym czasie ruszy w trasę promocyjną z niebieskimi balonikami i smażeniem kiełbasek. Powinniśmy się w sumie do tego przyzwyczaić, że za rządów PO-PSL byle urzędnik z Kacelarii Premiera jest bardziej odpowiedzialny niż nasz mąż stanu i ma zapewne większe poczucie obowiązku wobec Rzeczpospolitej niż nasz mały, polski Obama. Pomimo to, przykrym jest fakt, że ekipie PO nie w smak wystawić kogoś w zamian za Tuska, by ten w spokoju zajął się kampanią, a Polska na czas jej trwania mogła liczyć na skupionego na sprawach państwa premiera. W końcu coś tam jest do zrobienia. Jakieś problemy z gazem, jakieś ploty o kryzysie gospodarczym...w sumie wypadałoby, żeby osoba będąca w centrum władzy wykonawczej w Polsce zajęła się tymi kwestiami.

Ale jak? Przecież Schetyna nie może być premierem, żeby mu czasem Chlebowski nie podwędził wpływów w klubie parlamentarnym. Że też ten słomianowłosy pleban wyskoczył z tak niedorzecznym pomysłem. Na szczęście Schetynescu nie da się wygryźć i wytrącić z roli szarej eminencji - Tuska da się na urlop, Chlebowskiego zbeszta na posiedzeniu klubu i załatwione. Tylko gdzie w tej wielkiej przepychance miejsce na interes Rzeczpospolitej?

1 comments:

politynka pisze...

Trzeba przyznac, ze jeszcze takiego durnego premiera w Polsce nie bylo. Trzeba glosno i czesto powtarzac, ze to gamon skonczony.