Utrata wiary w siłę zjednoczonego Zachodu to największy sukces propagandowy Moskwy ostatnich dni. Faktyczny spadek znaczenia NATO, jest sprawą do odwrócenia w każdej chwili. Lecz potrzebna jest do tego silna wola stworzenia antyimperialnego bloku wolnych narodów - jedynej siły zdolnej przeciwstawić się rosyjskiemu imperializmowi, który w ostatnim czasie pokazał swą prawdziwą twarz na polach bitewnych Republiki Gruzji.
W sprawie ,,pokojowej interwencji'' swoich wojsk, Rosja złamała wszelkie obietnice i obecnie prowadzi szeroko zakrojone działania wojenne przeciwko Gruzji z terytoriów obu zbuntowanych prowincji - Osetii Południowej i Abchazji. Jeżeli te aroganckie posunięcia Moskwy nie dają Europejczykom do myślenia, to może pierwsze bombardowania Tallina, Wilna, Warszawy lub Kijowa ich otrzeźwią. Lecz, czy rzeczywiście musimy na to czekać?
Zjednoczony blok antysowiecki pod silnym przywództwem Thatcher i Raegana, już raz pokazał Rosjanom, że wolne narody nie zgodzą się na bezkarne i karygodne działania ich państwa. Dziś potrzebny jest nowy Ronald Raegan i nowa Margaret Thatcher - potęga Stanów Zjednoczonych połączona ze zsolidaryzowaną, świadomą swej zachodniej tożsamości Europą. Nie pozwólmy spadkobiercom średniowiecznych Tatarów i Mongołów bezcześcić wartości, w które wierzymy. Nie pozwólmy tym brutalnym barbarzyńcom najeżdżać wolnych, przyjaznych państw.
Bo, póki co, Zachód nie poczynił żadnych praktycznych kroków, mogących przerwać przelew krwi w Gruzji. Pokój za wszelką cenę już setki razy w historii okazał się rozwiązaniem przynoszącym daleko więcej szkód, niż pożytku. Nie pozwólmy przebudzonej ruskiej agenturze wpływu dyktować Wolnej Europie, jak ta ma się zachować. Nie pozwólmy sobie na bierność, taką samą, jak ta, która w 1939 roku doprowadziła do tragedii II Wojny Światowej, do Auschwitz-Birkenau i Katynia, w dalszej kolejności do Jałty i niesprawiedliwości dziejowej, jaką stał się podział Europy na dwie strefy wpływów. Czy chcemy nowej żelaznej kurtyny, dzielącej nasz kontynent na kraje, w których Rosja ma mniej wpływów, i państwa w których może śmiało dyktować skład rządów oraz kierunek polityki międzynarodowej? Zachód stać na silny, zjednoczony sprzeciw. Cały szeroko rozumiany Zachód od Waszyngtonu po Warszawę, od Sztokholmu po Ateny, ma obowiązek stanowczo się sprzeciwić.
Na szczęście europejska opinia publiczna budzi się z celowo wprowadzanego przez Moskwę odrętwienia. Suddeutsche Zeitung pisze - ,,Celem gwałtownej reakcji Rosji na Kaukazie jest nie tylko Gruzja, ale także NATO, USA i Zachód'' - a dalej - ,,Putin na swój sposób oświadcza: parcie Gruzji na Zachód, demokratyczne - choć na razie mgliste - ambicje Saakaszwilego stoją w sprzeczności z rosyjskimi interesami. Na rozszerzenie się NATO do południowej flanki Rosji może - sygnalizuje Putin - porwać się tylko hazardzista, który świadomie wmanewrowałby sojusz w ryzyko wojny z Moskwą". Pierwszy raz zgadzam się z opiniami zawartymi w owym szmatławcu, bo w nich tkwi sedno. Czy pozwolimy bandzie byłych KGBowskich politruków otoczonych hordami pożytecznych euroidiotów dyktować Wolnemu Światu warunki koegzystencji? Czy, świadomi wartości, które wyznajemy, pozwolimy Federacji Rosyjskiej gwałcić wolny naród gruziński?
Wszelkie zasady moralne od setek lat obowiązujące w transatlantyckiej wspólnocie zachodniej cywilizacji wzywają nas do stanowczego sprzeciwu i realnych działań, zdolnych ukrócić rosyjski imperializm i zgasić gorace głowy rosyjskicjh watażków. Nie możemy pozwolić na nowe Monachium, nową Jałtę ani na nowy Mur Berliński.