2010-08-07

Krzyż |Smoleński




Tego krzyża już nie ma.

Pojawił się na chwilę nad Smoleńskiem, jacyś rosyjscy operatorzy rzecz nagrali, puścili w telewizji tuż po niedźwiedzich uściskach premiera Putina i premiera Tuska, wszyscy łącznie z rosyjskimi operatorami zdumieli się. No tak chrześcijański krzyż na niebie, ładne, intrygujące - bo akurat nad tym miejscem i w tym czasie.

Nie jest dla mnie jasne czy materiał jest autentyczny - rosyjska telewizja przekonywała że to obrazy tuż po "katastrofie" - wydaję mi się jednak że nakręcono to przed zmierzchem 10 kwietnia.  Mniejsza.
Rosyjscy dziennikarze czekali na przyjazd premierów, zobaczyli na niebie co zobaczyli, zrobili "wklejkę".
Bez znaczenia jest pora tego nagrania. Bo tak czy siak krzyż nad Smoleńskiem utworzył się.

Rankiem następnego dnia oczywista próżno go szukać.

Ale ....



Co by było gdyby ten krzyż na niebie przetrwał cały kolejny dzień tj niedziele 11 kwietnia 2010 roku.

I byłby w poniedziałek, we wtorek, w środę, czwartek - zupełnie nieświadom tego że nie ma juz najmniejszej potrzeby żeby tam był - wszak ciała ofiar jakos tam zapakowano do trumien (kto zdążył to zachował sobie pamiątke w postaci zegarka czy telefonu satelitarnego) i wysłano do Polski.

A ten krzyż nieświadom chyba tego że na wszystko może być dobra pora i czas - wciąż na tym niebie by był.

Mijały by dni i tygodnie a on wciąż tam by sobie bezsensownie (bo wbrew temu co uważa się za logiczne czy "na miejscu") by był. Ot natura spłatałaby większego figla niż warszawscy harcerze którzy przynieśli swego czasu symbol "który dzieli" na Krakowskie Przedmieście.

Niewątpliwie taka dziwaczna anomalia (kto to widział by taki krzyż gdziekolwiek sobie wyzywająco wisiał) wzbudziła by reakcje tych którzy dwa skrzyżowane patyki - patyki bo przecież prędzej uwierzą w UFO niż w Śmierć i Zmartwychwstanie - taka anomalia domagałaby sie jakiejś reakcji. No koniecznie trzeba z tym cos zrobić.

Być może wezwano by ministra d/s nadzwyczajnych Rosji pana Szojgu - tego co to kazał przegonić polskich borowców którzy robili jakąś wyzywającą wartę wokół ciała prezydenta RP.

Przygotowany do sytuacji nadzwyczajnych minister Siergiej 8:56 Szojgu zrobiłby ze smoleńskim krzyżem to samo co zrobił z borowcami. Komu ten krzyz na niebie potrzebny? Na naszym rosyjskim niebie.

Poderwano by samolot czy dwa ( z tych co to od lat skutecznie i fachowo tworzą nowa jakość na niebie) i byłoby po sprawie. Wszyscy odetchnęli by z ulgą bo przecie ten krzyż nad Smoleńskim niebem był już po prostu wyzywający.

A krzyż jesli jest mądrym a nie głupim krzyżem doskonale wie kiedy jest na właściwym miejscu.

Kiedy pan prezydent Miedwiediew i pan premier Putin fatygują się po południu 10 kwietnia do cerkwi, zapalają świeczki i czynią ten znak z nieba - czy kiedy pan premier Tusk klęka pod jakimś kamieniem (bo ciało prezydenta było aż 100 metrów dalej) i również czyni znak z nieba. Dobrze że przypadkiem znaleźli sie tam fotoreporterzy.zwykle celebryci przysypiają w takich okazjach.

JESTEM PEWIEN że gdyby smoleński krzyz na niebie przetrwał wiele dni, to w sukurs rosyjskiemu  specjaliście od przeganiania polskich oficerów i okłamywania co do pory tej nadzwyczajnej sytuacji -  przyszliby polscy hierarchowie i telewizyjny celebryci w koloratkach.

Tłumaczyliby, raz: że to jakas anomalia że krzyż sobie ot tak wciąż jest.
Dwa: że krzyż który wciąż jest zamiast rozpłynąć sie w powietrzu jak naturalna smoleńska mgła - on moze dzielić.

No dzielić. Jak cholera dzielić..

2010-07-18

I to by bylo na tyle


Z pewnym przerazeniem stwierdzam, ze podjety trzy lata temu nieskomplikowany temat nie trafil pod strzechy. Mowiono nieco o potiomkinowskiej Polsce po zamachu smolenskim. Dezintegracja (uklony dla Venissy) byla niestety plytka i nie przyniosla w prawicowym tlumie pozytywnych skutkow, sprawe ponownie zarzucono i zapomniano.

Tekst z listopada 2009 wyjasnial jakie mechanizmy powoduja postrzeganie Polski jako potiomkinowskiej wioski. Tu problem jest nieco bardziej skomplikowany i mysle, ze trzeba do niego wrocic.

"As this chapter is being written, there is a national outcry to do away with the IRS. What do you think the chances are? Before that happens, there will be blood in the street. For any organization, from the most complex to the very simplest, the first goal is to survive."
W czasie gdy ten rozdzial jest pisany mamy ogolnokrajowy protest by zlikwidowac IRS [amerykanski urzad podatkowy]. Jak oceniacie szanse? Zanim do tego dojdzie bedzie krew na ulicach. Dla kazdej organizacji, od najbardziej zlozonej do najprostszej pierwszym celem jest przetrwanie.

Powtorzmy:
Dla kazdej organizacji, od najbardziej zlozonej do najprostszej pierwszym celem jest przetrwanie.

Slowa te napisal Bill Williams, uroczy starszy pan, amerykanski trader i spekulant, nie zajmujacy sie ani polityka ani komunizmem. Ocenil w ten sposob amerykanska instytucje, w duzej mierze przyjazną ludziom i ich niedyskryminującą.
Jezeli krew na ulicach jest bardziej prawdopodobna niz likwidacja amerykanskiej demokratycznej instytucji to jak oceniac szanse na likwidacje niedemokratycznych instytucji 3RP? Instytucje 3RP tkwią swymi korzeniami gleboko we wczesnym PRLu. Wladza ustawodawcza - Sejm, sądy, prokuratura, adwokatura, wladza administracyjna, rząd, ministerstwa, urzedy centralne, wojewodzkie, tajne policje polityczne, zwykla policja, szkolnictowo - zwlaszcza wyzsze, opieka zdrowotna, prasa, radio, a pozniej telewizja, itd, itd, niewiele zmienily sie od lat czterdziestych. Uruchomienie tych instytucji wymagalo krwawego terroru w wykonaniu towarzyszy z NKWD i ich polskojezycznych slugusow. Bez krwawego terroru spoleczenstwo nigdy nie zaakceptowaloby tych instytucji w bolszewickim ksztalcie. Ich wspolnym mianownikiem pozostaje sluzenie oligarchii (post/bolszewickiemu łajnu) i dyskryminacja spoleczenstwa, ktore je utrzymuje z podatkow. Ta struktura do dzis pozostala niezmieniona.
Oczywiscie ludzie tworzą instytucje. Pieniadze na pensje i nagrody pochodza z podatkow, dzialania sa legitymizowane przez system prawny. Czyz mozna sobie wyobrazic lepsze dolce vita?
W siermieznym komunizmie kopalnie produkowaly wegiel dla elektrowni, te prad dla hut, a huty stal dla kopalni. Sprawy uproscily sie znacznie w komunizmie postindustrialnym. Ustawodawcy, rząd i system prawny dbają by wlos z glowy nie spadl tajnym sluzbom stojacym na strazy oligarchii, a sluzby te troszczą sie by media produkowaly wiadomosci i opinie nieszkodzace rzadowi i ustawodawcom. Wszyscy maja spokoj, mozna zapomniec o robolach z kopalni, elektrowni i hut, a od czasu do czasu zrujnowac i sprzedac jakies stocznie, czy ustawe, raz medialną, a kiedy indziej hazardową.

Instytucje tworza cos w rodzaju wlasnego kodu genetycznego. Dla jego zachowania przez kilka pokolen przyjmowaly do pracy komuchow, a gdy tych zabraklo znaleziono podobnych mentalnie osobnikow wsrod ciemniakow amatorsko kopiacych pilke, aferzystow, zaprzancow w moskiewskiej sluzbie, chorych na wscieklizne pajacow i blaznow.
Komuchow prawie juz nie ma, niestety zbudowane przez nich instytucje maja sie nadal swietnie i determinuja zycie polityczne i spoleczne kraju.
Przetrwaniu instytucji zawdzieczamy to ze rządy PO coraz bardziej przypominaja rządy PZPR, a "gabinet" Tuska wyglada na skopiowany Komitet Centralny Gomulki. Z tego samego powodu po dzis dzien niszczone są inicjatywy gospodarcze obywateli nie podczepionych do instytucji trwajacych w nieomal niezmienionym ksztalcie. Politycy mają zapewnioną bezkarnosc i zadna afera nie jest w stanie oderwac ich od koryta. "Prywatna" TVN24 jak zywo przypomina Trybune Ludu. I tak dalej, i tak dalej.



Oficjalna propaganda twierdzi, ze Polska jest krajem wolnym i demokratycznym. Skonfrontowane z tym stwierdzeniem niezmienione i slabo wyretuszowane peerelowkie insytucje jawią sie jak wsie potiomkinowskie.
Zauwazmy jaką sile i nienawisc pobolszewicki ciemnogrod skierowal na instytucje ktore nie dziedziczyly "kodu genetycznego" ale tworzyly nowy, od zera: IPN i CBA.

Co powoduje stabilnosc takiego ukladu, niereformowalnosc instytucji? Wyglada, ze sytuacje zawdzieczamy grupie 8 933 887 obywateli, matolskiemu motlochowi glupszemu nie tylko od silikonowego kutasa, ale nawet od pani Boguśki. Gdyby ten motloch skurczyl sie nagle do miliona (spokojnie to tylko figura retoryczna) to pomuna, michniki i inni zaprzancy pakowaliby w pospiechu walizy i tratowaliby sie w tumulcie na lotniskach.
Mozna widziec caly uklad sil w Polsce jak na jeden tlum przeciwko drugiemu tlumowi. Cala reszta (politycy, media, instytucje) to jedynie interfejs (interface lub miedzymordzie jak mawia Rolex).
Interesujace sa relacje miedzy tlumami a interfejsami, ale nie ma najmniejszego sensu o tym pisac jak dlugo dwie poprzednie koncepcje nie trafia pod strzechy.

Prognozy na przyszlosc są malo optymistyczne. Nie wierze w skutecznosc zywiolowych zrywow, kolejnych polskich czerwcow, grudni i sierpni. Bezpieka opanowala do perfekcji neutralizacje takich wystapien. Nie wierze w jakiekolwiek istotne przemiany bez likwidacji pobolszewickich instytucji wraz z ich "kodem genetycznym". Program minimum - kultywowanie pamieci historycznej doprowadzi jedynie do kolejnych zywiolowych zrywow marnujacych energie Polakow.

Przyjrzyjmy sie ponownie jedynej do dzis probie likwidacji pobolszewickiej istytucji wraz z jej kodem genetycznym - weryfikacji WSI prowadzonej przez A. Macierewicza.
Sprawa prowadzona byla nieustepliwie i konsekwentnie, dzis wydaje sie jednak, ze nalezaloby weryfikacje powtorzyc niemal od poczatku. Jakie byly tego przyczyny? Akcja zostala przerwana przez potezna zawieruche polityczna, wyrzuconych ze sluzby potraktowano zbyt lagodnie. Nade wszystko brakowalo charyzmatycznego przywodcy ktory w momencie wywwolania zawieruchy przeprowadzilby prawicowy pucz wojskowy.
Nie mam zludzen, ze likwidacje sowieckiego panstwa - instytucji go tworzacych, da sie przeprowadzic w sposob demokratyczny. Panstwo to powstalo w oparciu o terror i morderstwa i nie da sie go zlikwidowac bez uzycia srodkow nadzwyczajnych.
Mysle, ze wzorem powojennej Norwegii wystarczyloby 30 szubienic dla glownych architekow okraglego stolu, nocnej zmiany i zbrodni smolenskiej, oraz dla nadal aktywnych pulkownikow i generalow LWP ksztalconych w ZSRR, kilku redaktorow i kilku ludzi z cienia. Dla reszty nadaktywnych oszolomow nalezaloby stworzyc nową Bereze Kartuską, cos w rodzaju bazy w Guantanamo. Zachwycony dzis pomuną motloch powinien dostac mozliwosci uczciwego bogacenia sie, a brak uczciwosci powinien byc karany.
Tak zdefiniowane miejsce to dopiero poczatek dlugich przemian spolecznych ktorym z ojcowską troską powinien przygladac sie polski general Pinochet, ze wzgledu na delikatnosc substancji.
Musimy pamietac, ze rewolucje bolszewickie zlikwidowaly elity, a ich miejsce wprowadzily ludzkie łajno. Niestety proces ten nie jest odwracalny, to znaczy wyrzucenie łajna udajacego elity nie spowoduje samorzutnego naplywu autentycznych elit, no bo skad, stare elity zostaly wymordowane, a ludzkie łajno przez dziesieciolecia dbalo by elity nie odrodzily sie w starym ksztalcie.
Las mozna wykarczowac i puste miejsce zalac betonem w trzy dni, niestety powrot nie jest prosty, po wyrwaniu betonu trzeba czekac kilkadziesiat lat by wyrosl nowy las. Sytuacja nie jest wesola, chociaz trwajace od 20 lat opozycyjne proby wyhodowania lasu na betonie wygladaja coraz bardziej tragikomicznie.

I to by bylo wszystko co chcialbym w obecnej sytuacji powiedziec. Jest wiele powodow, ze powyzsze koncepcje nie padają na podatny grunt w kraju. Jestem przekonany, ze nie musze zagladac do polskiego internetu przez najblizsze trzy lata.
Zegnam wszystkich swoich czytelnikow, tych stalych i tych przypadkowych.

2010-07-15

Znowu k....

Wyobraźmy sobie dzisiaj, że Kaczyński wygrywa wybory prezydenckie i z pozycji głowy państwa oskarża rząd o „zbrodniczą politykę” oraz niegodną uległość wobec Rosji. Byłoby to piekło.

Widzisz Klopotowski, pieklo juz jest. Antypanstwowy rzad robi wszystko by nie wyjasnic sprawy zamachu na Prezydenta i innych VIPow, by nikt nie poniosl za ten zamach odpowiedzialnosci karnej ani politycznej. Slugus kacapskich sluzb zostaje prezydentem kraju. Kraj tonie w aferach i niekompetencji pilkarzykow-ciemniakow, a dyzurne kanalie musza klamac w mediach, ze pieklo dopiero bedzie jezeli ktos zacznie robic porzadki.

A męcz sie z tym dalej politruku.

Jakie zobowiazania taka publicystyka.
 
 

Żal tyłek ściska

Wojujacy ateista Krzysio K. po raz kolejny uparl sie by wymieszac religie z polityką, wczesniej kombinowal na swoj sposob z mieszaniem chrzescijanstwa, dzisiaj probuje z buddyzmem. Gdyby wiedzial cokolwiek o tych religiach nie proponowalby buddyzmu go jako techniki relaksujaco - wizerunkowej.

Wielka szkoda, ze Krzysio tym razem poprzestal na cytatach i nie podzielil sie wlasnymi doswiadczeniami w osiaganiu nirwany. Co gorsze nie uda mu sie tego braku nadrobic w czesci drugiej dotyczacej kosmopolityzmu. Motlochowi polskich homosovieticusow mozna wciskac kit, ze leberaly miedzykontynentalne swobodnie mieszają polityke z religią. W NY byloby z tym znacznie gorzej. Chcialbym widziec miny nowojorskich liberalnych kolegow Krzysia gdyby dowiedzieli sie jakie brednie wypisuje po polsku.

Cytowani autorzy warci sa rowniez kilku uwag.
Dla porzadku, piszemy pursuit a nie purtsuit, "t" jest na koncu, ale nie w srodku. Widze, ze z angielskim tez cienko u Krzysia. Pierwsza ksiazka nie jest w cenie, mozna miec ja za $4, wysylka wliczona.
Jedna z mniej przychylnych recenzji: " His message for success sounds like it was taken from the Democratic party convention platform" Jego recepta na sukces brzmi jak by byla wzieta ze zjazdu partii demokratycznej.
Calkiem niezle, buddyzm z liberalną nadbudową.

Druga ksiazka doczekala sie obszernej krytyki.
"His goal was quite obviously to cater to the Fortune 500 type managers so he could establish himself as a highly paid consultant, a goal which I think it's fair to say he achieved."
W sposob calkiem oczywisty celem autora bylo zadbanie o potrzeby szefow firm z [listy] Fortune 500 [500 najbardziej dochodowych firm w USA] w taki sposob by zostac uznanym jako wysoko oplacany konsultant - cel ktory autor osiagnal, mozna uczciwie powiedziec.

Ech Krzysiu...
Jakie lektury takie Oswiecenie.

2010-07-13

Horyzont nie szerszy niz milicyjna czapka

Nastepny wujek ucholski ujawnia smetny stan swej swiadomosci.

Wujaszek okazal sie wysmienitym ekspertem w kwestii JOWow. Jego zdaniem:
Jeśli JOWy mają się sprawdzić [...] okręgi wyborcze muszą być na tyle małe, by wyborcy mieli szansę wiedzieć o kandydatach coś więcej niż z jego plakatów i 15-sekundowych spotów i "setek" w TV.

Nie muszą, wujaszku, nie muszą.
W Kanadzie JOWy funkcjonują skutecznie na trzech poziomach wladzy: federalnym, prowincyjnym i lokalnym. 308 czlonkow parlamentu federalnego i 30 mln mieszkancow. (97000 mieszkancow w obwodzie wyborczym)
Parlament Ontario : 107 foteli i 13,5 mln mieszkancow (126000 mieszk. w obw. wyb.)
Parlament Nowej Szkocji: 52 fotele i 1 mln mieszkancow (20000 mieszk. w obw. wyb.)
O dziwo, parlament Nowej Szkocji funkcjonuje znacznie gorzej niz parlament Ontario.

Podstawowy bląd Leskiego (z litosci nie powiem, ze oszustwo) to zalozenie, ze wszyscy wyborcy chca wiedziec wiecej o kandydatach.
W Kanadzie organizowane sa spotkania z wyborcami w takiej ilosci, ze kto chce sie spotkac ma taka mozliwosc, sztaby wyborcze odpowiadaja na telefony, a skrzynki email nie sa zapchane. Kandydaci kanadyjscy chca sie spotykac z wyborcami w odroznieniu od polskiego politycznego bydla, ktore jak ognia wystrzega sie nieuzgodnionych pytan.
Niektorzy kandydaci, zwlaszcza ci lokalni pukają osobiscie do drzwi wyborcow, są spotkania masowe, bardziej kameralne pikniki z hotdogami i colą, jak rowniez lunch lub obiad z kandydatem, takze z urzedujacym premierem, w eleganckim hotelu, na ktory czlowiek z ulicy moze kupic sobie bilet wstepu jezeli tylko ma ochote zaplacic od 300 do 2000 dolarow - pieniadze z takiej imprezy finansują kampanie wyborczą.

Niewielki procent wyborcow czuje potrzebe uczestniczenia w glebszym poznawaniu kandydatow. Gdyby bylo wiecej zainteresowanych sztaby wyborcze zaspokoilyby ich potrzeby.

Kilka lat temu byly w Kanadzie odosobnione glosy zachwalajace proporcjonalny system wyborczy. Odzywala sie w ten sposob lewizna z nieciekawych uniwersytetow i nikt tego nie traktowal serio.

Podsumowujac tok rozumowania Leskiego (o ile mozna o czyms takim mowic): Jowy są zle, bo nie mozna sie dowiedziec wiecej o kandydatach w duzych okregach wyborczych, aby posiasc te wiedze trzeba zmniejszyc okregi co do absurdu zwieksza liczbe poslow.
Domyslam sie, ze system proporcjonalny jest wolny od tych wad, w duzych okregach mozna tam znacznie lepiej poznac kandydatow, zwlaszcza tych przynoszonych do sejmu w teczkach wraz listą centralną.

Wydaje sie, ze Leski czerpie calą swą wiedze o swiecie zewnetrznym z zagranicznych podrozy organizowanych przez polskie biura turystyczne. Gdyby tylko sam zastosowal do wlasnej porady: "Aby o czymś dyskutować, trzeba coś o tym wiedzieć." nie musialby wypisywac takich idiotyzmow.

Jakie podroze taki horyzoncik.

2010-07-12

Czy ktos jeszcze czyta miedzy wierszami?

Janke odegral kolejna uwerturke w ktorej domaga sie uhonorowania pulkownika Kuklinskiego. To znaczy wszystkim czytajacym z wyjatkiem Starego Wiarusa wydaje sie, ze Janke wlasnie o to apeluje.
W istocie rzeczy plk Kuklinski wisi Jankemu zwiedlym kalafiorkiem niewiekszym od mozgu szanownego redaktora.

Jadro dzisiejszego prania mozgow tkwi tutaj:
"Nie wzywam wcale do tego, by dziś zajmować się Jaruzelskim. Jest już starym człowiekiem i zostawmy go w spokoju."
Oczywiscie kolejnosc wlasciwa jest dokladnie odwrotna, nalezy spieszyc sie z powieszeniem Wolskiego zanim zdazy uciec w czerwony niebyt bolszewickich ateistow. Z holdem dla plk Kuklinskiego Polactwo juz sie nieco spoznilo.
Mamy zatem apel o niezajmowanie sie Jaruzelskim, kolejny zapis dla cenzorow SB2024.

Ale to wlasciwie poczatek. Trzeba przyjrzec sie wizji panstwa przedstawionej przez naczelnego politruka SB2024. Otoz jest to panstwo w ktorym mozna rownoczesnie uznawac Jaruzelskiego za czlowieka honoru i dekorowac plk Kuklinskiego. Chodzi zatem o gowniane panstwo bezprawia cierpiace na rozdwojenie jazni. Janke nie postuluje stworzenia takiego panstwa, ono funkcjonuje od 20 lat, ten gryzipalkarz chce zwyczajnie jego umocnienia.
Pomyslec, ze ten czlowiek mieni sie demokrata, postepowcem, liberalem, wolnosciowcem, a nawet tworca mediow obywatelskich. Jego wizja panstwa jest dziwnie zbiezna z kolonialnymi praktykami wystawiania marionetkowych rzadow, ktore w chwilach napiec rzucaja tlumowi jakis ochlap liczac na uspokojenie sytuacji.

Tfu!

Jaki redaktor taki koncept.

2010-07-10

WOWiPWSI ruszyla

Wielka Orkiestra Wazeliniarzy i Politrukow Wojskowych Sluzb Informacyjnych rozpoczela strojenie przed nowym sezonem od drobnych uwerturek.

Redaktor Janke, znany lepiej jako doktor Mengele polskiego internetu nieoczekiwanie zapragnal "szacunku dla prezydenta". Ta krynica bezstronnosci politycznej milczala w temacie przez ostatnich 5 lat. Gdzie byles smieciu w trakcie bezprecedensowej nagonki medialnej na Prezydenta Kaczynskego?

Redaktor Klopotowski z kolei utyskuje na psią dole POpeerelowskiej klasy sredniej i udziela jej bezplatnych porad najwyrazniej mylac klase srednią z ordynarną mafią. Wroc redaktorku do "analizy" dziela Junga. To za co sie lapiesz przerasta cie jeszcze bardziej.

Jaki elektorat taka orkiestra.

2010-07-01

Bronek nie rób WSI




Boguśka Janke tez zawiodla sie na Bronku.
Swietnie. Teraz mamy doskonaly parytet.
Silikonowy obywatel nie jest osamotniony w swym buncie.
 
 

 
 

2010-06-28

Wuj Ucholski